Podeszła do drzwi pokoju Tylera.
Usłyszała szelest pościeli i dziewczęcy chichot. Pewnie chwyciła za klamkę i
bez wahania wtargnęła do środka. U boku Tylera leżała naga, ładna i szczupła
młoda dziewczyna okryta bladoróżowym prześcieradłem. Miała może z osiemnaście
lat. Bawiła się jego włosami, a ten patrzył się na nią z zadowoleniem.
Zignorowali przyglądającą się im brunetkę. Żołądek podszedł do jej gardła, chociaż
widok ten nie należał do niecodziennych.
Tyler często gościł u siebie kobiety, jednak zwykle wychodziły od niego w środku nocy. Chelsea wtedy słyszała ich niespokojne kroki po skrzypiącej podłodze, zmierzające ku mahoniowym, potężnym drzwiom.
Blondyneczka z pyzatą buzią w kształcie serca zmierzyła Chelsea kpiącym wzrokiem, co sprawiło, że ta miała ochotę rozerwać ją na strzępy.
- Szybko wróciłeś do zdrowia – mruknęła, łapiąc za masywną, dębową ramę łoża.
- Czego chcesz? - zapytał bawiąc się kręconymi włosami dziewczyny. Nawet nie uraczył brunetki choćby przelotnym spojrzeniem.
- Michael chce z nami porozmawiać. Zejdź na dół i wygoń ją stąd jak najszybciej. - Zmierzyła wzrokiem filigranową blondynkę.
- Uważaj, kwiatuszku, żeby ci tylko żyła na czole nie pękła - odezwała się piskliwym głosikiem.
- Na litość boską, Tyler! Wygoń stąd tę małą jędzę albo się nie powstrzymam i ją zabiję.
Brunet podniósł się leniwie z łóżka, a dziewczyna oparła się na łokciach i przyglądała się z zaciekawieniem ich dwójce.
- Kiedy ty ją w ogóle tutaj sprowadziłeś, co? - warknęła.
- Czemu tak się spinasz, Cheals. - Ujął dwoma palcami jej brodę. - Czyżbyś była zazdrosna? Spokojnie, dla ciebie też znajdzie się miejsce w tym łóżku. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Miał w spojrzeniu coś tak niesamowicie pociągającego i magnetyzującego... Mało kto potrafił się mu oprzeć. Na dodatek był bardzo przystojny. Nie, przystojny to niewystarczające i zbyt pospolite określenie, by opisać jego urodę.
Brunetka jednak nie dała się omamić, chociaż ciężko było jej walczyć z pożądaniem. Warknęła. Zacisnęła długie, szczupłe, pomalowane na neutralny kolor palce na jego szyi. On nie pozostał jej dłużny. Jednym ruchem popchnął ją na ścianę. Zebrał w dłonie jej włosy i pociągnął je mocno, aby jej głowa odchyliła się do tyłu. Jęknęła.
Rozpoczął na jej szyi swój zachłanny taniec wargami. Jego rozpalony oddech drażnił jej skórę. Nie miała siły, by walczyć z pragnieniem namiętności i poddała się mu.
- Opcja z trójkącikiem wciąż aktualna - wyszeptał do jej uszu żarliwie, wyśmiewając pod nosem jej naiwność.
Tak łatwo było ją nabrać i nawet specjalnie nie musiał się specjalnie wysilać, by owinąć ją wokół małego palca.
Spoliczkowała go tak mocno, że zapiekła ją dłoń. Jego oczy zapłonęły gniewnie, jednak ona się nie zlękła. Patrzyła na niego zuchwale i dumnie.
- Wywal ją stąd, zrozumiano? Możesz ją nawet zabić, bylebym więcej nie musiała jej oglądać. I jak się jej pozbędziesz, to zejdź na dół. Tylko się pospiesz - rozkazała sucho.
- Czemu? Czyżby powitalne muffinki Michaela już stygły? - zapytał marszcząc brwi.
- Tyler - powiedziała stanowczo.
- Co? Michael nie jest lepszy od nas. Naprawdę sądzisz, że ma dobre intencje? Że tak zwyczajnie się uwolnił i wpadł do nas na herbatkę i ciasteczka? Od zawsze miał przed nami tajemnice. Tak właściwie, co o nim w ogóle wiemy? - powiedział cicho wiedząc, że słuch Michaela mógłby zlokalizować jego głos.
- Mimo wszystko, pomógł nam i powinniśmy mu zaufać.
- W tej chwili, nikomu już nie ufam. Nawet sobie.
- Zejdź na dół, Tyler - rozkazała ponownie.
Zaśmiał się donośnie, jednak ona już nie żartowała. Spojrzała na otępiałą twarz blondynki przyglądającej się im, zacisnęła pięści i otoczyła jej obłąkaną postać siwą mgłą. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, jęczeć, a gałki jej oczu zbielały. Kiedy Chelsea poczuła, że jest już na granicy śmierci, poluźniła uścisk dłoni.
- To tylko namiastka tego co potrafię. Następnym razem się nie powstrzymam - ostrzegła. - Bądź lepiej grzeczny albo spotka to też i ciebie. - Odwróciła się i wyszła z pokoju z trzaskiem drzwi.
Tyler nawet nie spojrzał na nieprzytomne ciało dziewczyny. Złapał za butelkę alkoholu i przywarł wargi do jej gwintu.
Tyler często gościł u siebie kobiety, jednak zwykle wychodziły od niego w środku nocy. Chelsea wtedy słyszała ich niespokojne kroki po skrzypiącej podłodze, zmierzające ku mahoniowym, potężnym drzwiom.
Blondyneczka z pyzatą buzią w kształcie serca zmierzyła Chelsea kpiącym wzrokiem, co sprawiło, że ta miała ochotę rozerwać ją na strzępy.
- Szybko wróciłeś do zdrowia – mruknęła, łapiąc za masywną, dębową ramę łoża.
- Czego chcesz? - zapytał bawiąc się kręconymi włosami dziewczyny. Nawet nie uraczył brunetki choćby przelotnym spojrzeniem.
- Michael chce z nami porozmawiać. Zejdź na dół i wygoń ją stąd jak najszybciej. - Zmierzyła wzrokiem filigranową blondynkę.
- Uważaj, kwiatuszku, żeby ci tylko żyła na czole nie pękła - odezwała się piskliwym głosikiem.
- Na litość boską, Tyler! Wygoń stąd tę małą jędzę albo się nie powstrzymam i ją zabiję.
Brunet podniósł się leniwie z łóżka, a dziewczyna oparła się na łokciach i przyglądała się z zaciekawieniem ich dwójce.
- Kiedy ty ją w ogóle tutaj sprowadziłeś, co? - warknęła.
- Czemu tak się spinasz, Cheals. - Ujął dwoma palcami jej brodę. - Czyżbyś była zazdrosna? Spokojnie, dla ciebie też znajdzie się miejsce w tym łóżku. - Uśmiechnął się zawadiacko.
Miał w spojrzeniu coś tak niesamowicie pociągającego i magnetyzującego... Mało kto potrafił się mu oprzeć. Na dodatek był bardzo przystojny. Nie, przystojny to niewystarczające i zbyt pospolite określenie, by opisać jego urodę.
Brunetka jednak nie dała się omamić, chociaż ciężko było jej walczyć z pożądaniem. Warknęła. Zacisnęła długie, szczupłe, pomalowane na neutralny kolor palce na jego szyi. On nie pozostał jej dłużny. Jednym ruchem popchnął ją na ścianę. Zebrał w dłonie jej włosy i pociągnął je mocno, aby jej głowa odchyliła się do tyłu. Jęknęła.
Rozpoczął na jej szyi swój zachłanny taniec wargami. Jego rozpalony oddech drażnił jej skórę. Nie miała siły, by walczyć z pragnieniem namiętności i poddała się mu.
- Opcja z trójkącikiem wciąż aktualna - wyszeptał do jej uszu żarliwie, wyśmiewając pod nosem jej naiwność.
Tak łatwo było ją nabrać i nawet specjalnie nie musiał się specjalnie wysilać, by owinąć ją wokół małego palca.
Spoliczkowała go tak mocno, że zapiekła ją dłoń. Jego oczy zapłonęły gniewnie, jednak ona się nie zlękła. Patrzyła na niego zuchwale i dumnie.
- Wywal ją stąd, zrozumiano? Możesz ją nawet zabić, bylebym więcej nie musiała jej oglądać. I jak się jej pozbędziesz, to zejdź na dół. Tylko się pospiesz - rozkazała sucho.
- Czemu? Czyżby powitalne muffinki Michaela już stygły? - zapytał marszcząc brwi.
- Tyler - powiedziała stanowczo.
- Co? Michael nie jest lepszy od nas. Naprawdę sądzisz, że ma dobre intencje? Że tak zwyczajnie się uwolnił i wpadł do nas na herbatkę i ciasteczka? Od zawsze miał przed nami tajemnice. Tak właściwie, co o nim w ogóle wiemy? - powiedział cicho wiedząc, że słuch Michaela mógłby zlokalizować jego głos.
- Mimo wszystko, pomógł nam i powinniśmy mu zaufać.
- W tej chwili, nikomu już nie ufam. Nawet sobie.
- Zejdź na dół, Tyler - rozkazała ponownie.
Zaśmiał się donośnie, jednak ona już nie żartowała. Spojrzała na otępiałą twarz blondynki przyglądającej się im, zacisnęła pięści i otoczyła jej obłąkaną postać siwą mgłą. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, jęczeć, a gałki jej oczu zbielały. Kiedy Chelsea poczuła, że jest już na granicy śmierci, poluźniła uścisk dłoni.
- To tylko namiastka tego co potrafię. Następnym razem się nie powstrzymam - ostrzegła. - Bądź lepiej grzeczny albo spotka to też i ciebie. - Odwróciła się i wyszła z pokoju z trzaskiem drzwi.
Tyler nawet nie spojrzał na nieprzytomne ciało dziewczyny. Złapał za butelkę alkoholu i przywarł wargi do jej gwintu.
Avalon trzasnęła drzwiami szafki. Minęła
ósma lekcja, a szkolne korytarze świeciły pustkami. To był jeden z dni, kiedy
miała paskudny humor. Miała ochotę płakać, a za chwilę rzucić się na kogoś z
pięściami. Tak po prostu, bez konkretnego powodu. Jej złość potęgował fakt, że
ostatnimi nocami prawie w ogóle nie sypiała. Jej wyniki z nauki znacznie się
pogorszyły, a nauczyciele prosili o konsultacje pozalekcyjne. Kiedy
przychodziła, patrzyli na nią z litością, jakby ze względu na śmierć jej mamy,
bali się być konsekwentni i szczerzy. Czasem czuła się tak, jakby była na
specjalnym traktowaniu i jakby obejmował ją jakiś immunitet.
Zobaczyła Liama. Szedł środkiem holu razem z Freddiem. Obserwował ją. Myślała, że nie podejdzie. Bała się, że odwróci wzrok i ją ominie.
Potrzebowała go. Potrzebowała go jak jeszcze nigdy.
- Do zobaczenia na treningu. - Poklepał po karku Freddiego i podszedł do brunetki.
Jej ciało całe zesztywniało. Zacisnęła dłonie w pięści, a wargi spięła w białą kreskę.
- Cześć - powiedziała przygaszonym głosem, bo tylko to potrafiła z siebie wydusić. - Jak się masz?
Uśmiechnął się gorzko, a ją obeszły ciarki.
- A jak mam się czuć? - zapytał, a do jej oczu napłynęły łzy. - Jesteś medium, jacyś ludzie chcą cię zabić, w mieście dochodzi do coraz większej liczby morderstw - przerwał na chwilę i dokończył po wzięciu głębokiego oddechu. - A ja nawet nie mogę cię zobaczyć. Nie wiem co się z tobą dzieje i śmiertelnie się o ciebie martwię.
Spojrzała w jego przepełnione troską oczy, zatopiła się z jego bursztynowym spojrzeniu po brzegi, wtuliła się w jego rozgrzane ciało, położyła głowę na jego klatce piersiowej.
- Boję się, Liam - szepnęła. Odgarnął kosmyki jej włosów z twarzy. Uniósł jej podbródek.
- Chcę ci pomóc.
- Nawet cię o to nie proszę.
- Kocham cię, Avalon Price, rozumiesz? Kiedy nie było cię przy mnie czułem pustkę. Wspomnienie o tobie kuło moje serce. I choćbym nawet chciał zapomnieć, nie potrafiłbym. Nigdy nie przestanę cię kochać.
- Co my teraz zrobimy? - Uśmiechnęła się z żałością.
- Powinniśmy powiedzieć reszcie, że wiem już o wszystkim.
- Możemy zrobić to nawet teraz.
- Chcesz tego?
- Chcę - powiedziawszy to, splotła swoje palce z jego palcami. Uśmiechnął się, po czym przybliżył do niej swoje miękkie wargi. Musnął ją nimi, a jej zawirowało w głowie. Uśmiechnęła się i pocałowała go, tym razem bardziej namiętnie.
Zobaczyła Liama. Szedł środkiem holu razem z Freddiem. Obserwował ją. Myślała, że nie podejdzie. Bała się, że odwróci wzrok i ją ominie.
Potrzebowała go. Potrzebowała go jak jeszcze nigdy.
- Do zobaczenia na treningu. - Poklepał po karku Freddiego i podszedł do brunetki.
Jej ciało całe zesztywniało. Zacisnęła dłonie w pięści, a wargi spięła w białą kreskę.
- Cześć - powiedziała przygaszonym głosem, bo tylko to potrafiła z siebie wydusić. - Jak się masz?
Uśmiechnął się gorzko, a ją obeszły ciarki.
- A jak mam się czuć? - zapytał, a do jej oczu napłynęły łzy. - Jesteś medium, jacyś ludzie chcą cię zabić, w mieście dochodzi do coraz większej liczby morderstw - przerwał na chwilę i dokończył po wzięciu głębokiego oddechu. - A ja nawet nie mogę cię zobaczyć. Nie wiem co się z tobą dzieje i śmiertelnie się o ciebie martwię.
Spojrzała w jego przepełnione troską oczy, zatopiła się z jego bursztynowym spojrzeniu po brzegi, wtuliła się w jego rozgrzane ciało, położyła głowę na jego klatce piersiowej.
- Boję się, Liam - szepnęła. Odgarnął kosmyki jej włosów z twarzy. Uniósł jej podbródek.
- Chcę ci pomóc.
- Nawet cię o to nie proszę.
- Kocham cię, Avalon Price, rozumiesz? Kiedy nie było cię przy mnie czułem pustkę. Wspomnienie o tobie kuło moje serce. I choćbym nawet chciał zapomnieć, nie potrafiłbym. Nigdy nie przestanę cię kochać.
- Co my teraz zrobimy? - Uśmiechnęła się z żałością.
- Powinniśmy powiedzieć reszcie, że wiem już o wszystkim.
- Możemy zrobić to nawet teraz.
- Chcesz tego?
- Chcę - powiedziawszy to, splotła swoje palce z jego palcami. Uśmiechnął się, po czym przybliżył do niej swoje miękkie wargi. Musnął ją nimi, a jej zawirowało w głowie. Uśmiechnęła się i pocałowała go, tym razem bardziej namiętnie.
Chelsea kręciła się po salonie słuchając
Micheala, który odpowiadał wymijająco na wszystkie zadane mu pytania. Wczoraj
również nic nie powiedział, ponieważ stwierdził, że jest zbyt zmęczony na
rozmowę.
- A gdzie nasza perełka? - zapytał w pewnym momencie.
- Powinna tutaj niedługo przyjechać - odpowiedział Clay zerkając na zegarek. Zbliżała się szesnasta.
- Avalon skupia w sobie naprawdę ogromne źródło mistycznej energii - powiedział. - Jest bardzo silna, ale nie potrafi się otworzyć. Gdybym tylko z nią trochę popracował, stałaby się jeszcze bardziej potężna.
Chelsea patrzyła na Tylera, który obejmował Michaela wrogim spojrzeniem. Stukał nerwowo podeszwą butów o podłogę. Był coraz bardziej wkurzony i wiedziała, że wkrótce wybuchnie.
- A gdzie jest mała Mackenzie? - zapytał.
- Nie angażujemy jej w to wszystko. Sam mówiłeś, że na razie powinna ćwiczyć koncentrację i rozwijać umiejętności - powiedziała Cheals.
- Macie racje. - Uniósł kieliszek szampana, by wznieść toast. – Za mój powrót!
- Naprawdę? - zapytał z kpiną w głosie Tyler. Nie, tylko nie to, pomyślała Chelsea. - Przychodzisz tutaj z nikąd, nie odpowiadasz na nasze pytania, a teraz jeszcze bawisz się z nami w dom? W co ty pogrywasz, do cholery? - warknął groźnie.
Chelsea wydała z siebie ciche jęknięcie, jakby chciała uspokoić Tylera, jednak Michael ją uprzedził.
- Masz rację - powiedział wstając. - Odpowiem na każde z waszych pytań, ale musicie dać mi jeszcze trochę czasu. Proszę was jedynie o zaufanie - mówiąc to, przykuł wzrok do Tylera, jakby to głównie do niego kierował swoje słowa.
Nagle, usłyszeli ciche, powolne kroki. W jednej chwili, wszyscy skierowali wzrok w prawo. Do salonu weszła Avalon, ale nie była sama. Tuż przy niej stał Liam. Wszystkich sparaliżowało zaskoczenie. Jedynie Clay przyglądał się im przytomnie.
Dziewczyna ściskała mocno dłoń bruneta, który patrzył się na nich odważnie, z zadartą głową. Szmaragd oczu brunetki zabłysnął z przestrachem. Zeszli po dwóch stopniach do salonu. Liam nie dał po sobie poznać, że się boi.
Zimne powietrze cisnęło w ich dwójkę jak ostrze noża. Nagle, pojawił się przed nimi Tyler. Przemieścił się z niesamowitą, nieludzką prędkością.
- Co on tutaj robi? - warknął.
- On już wie o wszystkim - powiedziała Avalon cicho, drżącym głosem.
Tyler patrzył hardo na chłopaka, bawiąc się jego umysłem jak klockami Lego.
- O czym ty mówisz? - zapytał gniewnie, kierując rozwścieczony wzrok na Avalon.
Chelsea nie wytrzymała. Złapała dziewczynę za szyję i uniosła ją do góry.
- Puść mnie - jęknęła z trudem Avalon, dusząc się.
Brwi Chelsea zmarszczyły się groźnie, a w jej oczach pojawiła się nieokiełznana furia. Była zdolna nawet do tego, żeby zabić.
- Powiedz, że się przesłyszałam - warknęła.
- Zostaw ją! - krzyknął Liam odważnie.
- Zamilcz! - wrzasnęła.
- Chłopak ma racje, zostaw ich - powiedział Michael spokojnie.
- Ona wyjawiła nasz sekret jakiemuś pierwszemu lepszemu człowiekowi!
- Powiedziałem, zostaw ją - powtórzył bardziej stanowczo.
Chelsea wypuściła dziewczynę, ale Tyler wciąż osaczał wrogim spojrzeniem Liama. Nie miał zamiaru słuchać rozkazów Michaela.
- Zabierzcie go stąd, chcę porozmawiać z Avalon - powiedział.
Wszyscy opuścili pomieszczenie.
Kiedy byli już sami, Avalon spojrzała się na niego z przestrachem. Nie wyglądał na tak potężną istotę, jaką opisywała go Chelsea. Miał krótko przystrzyżone, ciemne włosy i chłopięcy uśmiech. Umięśnione ręce krzyżował na białej koszuli, a kilkudniowy zarost pociągał co jakiś czas dłonią. Był całkiem zwyczajny.
- Miło mi cię poznać, Avalon Price. Chyba nie muszę się przedstawiać - powiedział, jednak ona zbyła go spojrzeniem. - Po co ten strach? Jesteś potężniejsza od nich wszystkich, więc dlaczego tak bardzo się boisz? - zapytał. - Może to twoja moc cię przeraża? To dla ciebie nowe środowisko, rozumiem, ale to właśnie przy nas jest twoje miejsce – powiedział już nieco poirytowany, ponieważ dziewczyna nie reagowała.
- Oni wcale cię nie więzili, prawda? - zapytała szeptem. Michael wytrzeszczył gałki oczne. W jego spojrzeniu rosło zdumienie. - Widziałam cię już wcześniej w moich wizjach. Szukałeś czegoś - powiedziała. - I nikt cię nie więził. Wtedy, nie byłam pewna czy to ty...
- Cii. - Położył palec na ustach. Rozejrzał się dookoła i zaprowadził ją na górę, do sypialni, która była przygotowana specjalnie dla niego.
Weszli do środka.
Wzmógł się w niej strach. Wiedziała, że nie może mu ufać, ale oddychała spokojnie. Była opanowana.
- Masz rację - powiedział otwarcie. - Upozorowałem porwanie, żeby poszukać informacji o tropicielach. Byłem w Europie. Poznałem tam wiedźmę, Damaris. Zgodziła się, żeby nam pomóc. Jest tu razem ze mną, ale nie mogę jej wam przedstawić. Zrozum, oni nie mogą się teraz poznać prawdy.
- Zostawiłeś ich, kiedy byłeś im potrzebny! - powiedziała wzburzonym głosem.
- Zrobiłem to dla ich dobra. Musiałem dowiedzieć się, jak można zniszczyć łowców, a wiedziałem doskonale, że gdybym tylko wyjawił im moje plany, pojechaliby razem ze mną, a łowcy natychmiast by nas namierzyli. To było jedyne wyjście. Gdyby któreś z nich poznało moje zamiary, łowcy mogliby dostać się do jego umysłu i dowiedzieć się, gdzie jestem. Zniszczyliby mnie.
- Czego się dowiedziałeś? – zapytała zmieniając temat.
- Tropicielami kieruje pierwotny łowca. Każdego z nich może zabić osoba nadprzyrodzona, ale wtedy i ona umiera. Ta zasada dotyczy też pierwotnego. Ale jest na to sposób. Aby Nadprzyrodzony nie zginął, trzeba rzucić na niego zaklęcie ochronne, dzięki któremu przeżyje. Jak już wiesz, kompas i medalion tworzą jedność. Kiedy są połączone, potrafią wskazać istoty nadprzyrodzone.
- Ale przecież wystarczyła moja krew, abyśmy odnaleźli łowców.
- Sam kompas wskazuje Nadprzyrodzonych. Kompas połączony z krwią Nadprzyrodzonego potrafi odnaleźć łowcę, a kompas połączony z medalionem może odnaleźć pierwotnego łowcę, jednak tylko jeśli jest w pobliżu.
- To wszystko jest pogmatwane - stwierdziła Avalon. - Masz zamiar powiedzieć im o tym wszystkim? - zapytała.
Michael podszedł do okna.
- W swoim czasie - odparł cicho.
- A gdzie nasza perełka? - zapytał w pewnym momencie.
- Powinna tutaj niedługo przyjechać - odpowiedział Clay zerkając na zegarek. Zbliżała się szesnasta.
- Avalon skupia w sobie naprawdę ogromne źródło mistycznej energii - powiedział. - Jest bardzo silna, ale nie potrafi się otworzyć. Gdybym tylko z nią trochę popracował, stałaby się jeszcze bardziej potężna.
Chelsea patrzyła na Tylera, który obejmował Michaela wrogim spojrzeniem. Stukał nerwowo podeszwą butów o podłogę. Był coraz bardziej wkurzony i wiedziała, że wkrótce wybuchnie.
- A gdzie jest mała Mackenzie? - zapytał.
- Nie angażujemy jej w to wszystko. Sam mówiłeś, że na razie powinna ćwiczyć koncentrację i rozwijać umiejętności - powiedziała Cheals.
- Macie racje. - Uniósł kieliszek szampana, by wznieść toast. – Za mój powrót!
- Naprawdę? - zapytał z kpiną w głosie Tyler. Nie, tylko nie to, pomyślała Chelsea. - Przychodzisz tutaj z nikąd, nie odpowiadasz na nasze pytania, a teraz jeszcze bawisz się z nami w dom? W co ty pogrywasz, do cholery? - warknął groźnie.
Chelsea wydała z siebie ciche jęknięcie, jakby chciała uspokoić Tylera, jednak Michael ją uprzedził.
- Masz rację - powiedział wstając. - Odpowiem na każde z waszych pytań, ale musicie dać mi jeszcze trochę czasu. Proszę was jedynie o zaufanie - mówiąc to, przykuł wzrok do Tylera, jakby to głównie do niego kierował swoje słowa.
Nagle, usłyszeli ciche, powolne kroki. W jednej chwili, wszyscy skierowali wzrok w prawo. Do salonu weszła Avalon, ale nie była sama. Tuż przy niej stał Liam. Wszystkich sparaliżowało zaskoczenie. Jedynie Clay przyglądał się im przytomnie.
Dziewczyna ściskała mocno dłoń bruneta, który patrzył się na nich odważnie, z zadartą głową. Szmaragd oczu brunetki zabłysnął z przestrachem. Zeszli po dwóch stopniach do salonu. Liam nie dał po sobie poznać, że się boi.
Zimne powietrze cisnęło w ich dwójkę jak ostrze noża. Nagle, pojawił się przed nimi Tyler. Przemieścił się z niesamowitą, nieludzką prędkością.
- Co on tutaj robi? - warknął.
- On już wie o wszystkim - powiedziała Avalon cicho, drżącym głosem.
Tyler patrzył hardo na chłopaka, bawiąc się jego umysłem jak klockami Lego.
- O czym ty mówisz? - zapytał gniewnie, kierując rozwścieczony wzrok na Avalon.
Chelsea nie wytrzymała. Złapała dziewczynę za szyję i uniosła ją do góry.
- Puść mnie - jęknęła z trudem Avalon, dusząc się.
Brwi Chelsea zmarszczyły się groźnie, a w jej oczach pojawiła się nieokiełznana furia. Była zdolna nawet do tego, żeby zabić.
- Powiedz, że się przesłyszałam - warknęła.
- Zostaw ją! - krzyknął Liam odważnie.
- Zamilcz! - wrzasnęła.
- Chłopak ma racje, zostaw ich - powiedział Michael spokojnie.
- Ona wyjawiła nasz sekret jakiemuś pierwszemu lepszemu człowiekowi!
- Powiedziałem, zostaw ją - powtórzył bardziej stanowczo.
Chelsea wypuściła dziewczynę, ale Tyler wciąż osaczał wrogim spojrzeniem Liama. Nie miał zamiaru słuchać rozkazów Michaela.
- Zabierzcie go stąd, chcę porozmawiać z Avalon - powiedział.
Wszyscy opuścili pomieszczenie.
Kiedy byli już sami, Avalon spojrzała się na niego z przestrachem. Nie wyglądał na tak potężną istotę, jaką opisywała go Chelsea. Miał krótko przystrzyżone, ciemne włosy i chłopięcy uśmiech. Umięśnione ręce krzyżował na białej koszuli, a kilkudniowy zarost pociągał co jakiś czas dłonią. Był całkiem zwyczajny.
- Miło mi cię poznać, Avalon Price. Chyba nie muszę się przedstawiać - powiedział, jednak ona zbyła go spojrzeniem. - Po co ten strach? Jesteś potężniejsza od nich wszystkich, więc dlaczego tak bardzo się boisz? - zapytał. - Może to twoja moc cię przeraża? To dla ciebie nowe środowisko, rozumiem, ale to właśnie przy nas jest twoje miejsce – powiedział już nieco poirytowany, ponieważ dziewczyna nie reagowała.
- Oni wcale cię nie więzili, prawda? - zapytała szeptem. Michael wytrzeszczył gałki oczne. W jego spojrzeniu rosło zdumienie. - Widziałam cię już wcześniej w moich wizjach. Szukałeś czegoś - powiedziała. - I nikt cię nie więził. Wtedy, nie byłam pewna czy to ty...
- Cii. - Położył palec na ustach. Rozejrzał się dookoła i zaprowadził ją na górę, do sypialni, która była przygotowana specjalnie dla niego.
Weszli do środka.
Wzmógł się w niej strach. Wiedziała, że nie może mu ufać, ale oddychała spokojnie. Była opanowana.
- Masz rację - powiedział otwarcie. - Upozorowałem porwanie, żeby poszukać informacji o tropicielach. Byłem w Europie. Poznałem tam wiedźmę, Damaris. Zgodziła się, żeby nam pomóc. Jest tu razem ze mną, ale nie mogę jej wam przedstawić. Zrozum, oni nie mogą się teraz poznać prawdy.
- Zostawiłeś ich, kiedy byłeś im potrzebny! - powiedziała wzburzonym głosem.
- Zrobiłem to dla ich dobra. Musiałem dowiedzieć się, jak można zniszczyć łowców, a wiedziałem doskonale, że gdybym tylko wyjawił im moje plany, pojechaliby razem ze mną, a łowcy natychmiast by nas namierzyli. To było jedyne wyjście. Gdyby któreś z nich poznało moje zamiary, łowcy mogliby dostać się do jego umysłu i dowiedzieć się, gdzie jestem. Zniszczyliby mnie.
- Czego się dowiedziałeś? – zapytała zmieniając temat.
- Tropicielami kieruje pierwotny łowca. Każdego z nich może zabić osoba nadprzyrodzona, ale wtedy i ona umiera. Ta zasada dotyczy też pierwotnego. Ale jest na to sposób. Aby Nadprzyrodzony nie zginął, trzeba rzucić na niego zaklęcie ochronne, dzięki któremu przeżyje. Jak już wiesz, kompas i medalion tworzą jedność. Kiedy są połączone, potrafią wskazać istoty nadprzyrodzone.
- Ale przecież wystarczyła moja krew, abyśmy odnaleźli łowców.
- Sam kompas wskazuje Nadprzyrodzonych. Kompas połączony z krwią Nadprzyrodzonego potrafi odnaleźć łowcę, a kompas połączony z medalionem może odnaleźć pierwotnego łowcę, jednak tylko jeśli jest w pobliżu.
- To wszystko jest pogmatwane - stwierdziła Avalon. - Masz zamiar powiedzieć im o tym wszystkim? - zapytała.
Michael podszedł do okna.
- W swoim czasie - odparł cicho.
Jason wpuścił Mackenzie do mieszkania.
Wjechał do salonu. Dziewczyna rozejrzała się po domu.
- Przytulnie tu - stwierdziła z uśmiechem.
- Joseph nie zarabia zbyt wiele, starcza tylko na podstawowe rzeczy. Niedługo to ja będę musiał sobie znaleźć jakąś pracę. Mam tylko nadzieję, że ktoś przyjmie do pracy kalekę - zaśmiał się pod nosem, ale dziewczyna wyczuła w jego głosie smutek.
Mackenzie przykucnęła przy nim i uśmiechnęła się serdecznie.
- Nie mów tak - szepnęła. - Świetnie sobie radzisz.
Jason pocałował ją w czoło.
- Co powiesz na kanapki z dżemem truskawkowym? - zapytał wjeżdżając do kuchni.
- Z chęcią - powiedziała, po czym ponownie rozejrzała się po mieszkaniu. - Avalon na pewno nas nie przyłapie? - zapytała niepewnie.
Chłopak zaśmiał się.
- Przyłapie? Na czym miałaby nas przyłapać? Na robieniu kanapek?
- Przecież dobrze wiesz o czym mówię.
- Avalon powiedziała rano, że dzisiaj będzie później, bo ma kilka spraw do załatwienia, a Joseph pracuje do późna, więc oprócz dostawcy pizzy raczej nikt nas nie odwiedzi.
- Myślisz, że jej późny powrót do domu ma jakiś związek z Michaelem?
- Jestem tego pewny - odparł. - Czemu ciebie tam nie ma?
- Są tak zaaferowani tym wszystkim, że nawet nie zauważają mojej nieobecności. Jedynie Clay przychodzi do mnie wieczorami, zanim pójdę spać. Rozmawiamy trochę, ale nie mamy wspólnych tematów. Czasami czuję, że przychodzi do mnie, bo uważa, że opieka nade mną to jego powinność. W sumie, mamy tylko siebie - powiedziała smutno. - Ale to nic! Mam więcej czasu dla ciebie - dodała weselszym głosem nie pozwalając mu się pocieszyć. Nie lubiła się nad sobą użalać. Wiedziała, że Jason jest w podobnej sytuacji. Czuli się samotnie, ale znajdowali w sobie oparcie.
Wtem, ktoś zapukał do drzwi. Stukanie było głośne i natarczywe, rozniosło się po całym domu. Jason wytarł ręce ubrudzone dżemem o ścierkę, chwycił portfel leżący na blacie stołu, wyciągnął pieniądze i pojechał odebrać pizzę.
Otworzył drzwi i natychmiast zamarł. Jego ciało ogarnął paraliż. Stał przed nim młody mężczyzna. W jednej dłoni trzymał sztylet, którego rękojeść wykonana była z kości słoniowej, zaś drugą ujmował pistolet. Stał w rozkroku. Miał burzę kruczoczarnych loków, błyszczące spojrzenie i śnieżnobiały, lśniący i pewny siebie uśmiech.
Brat Avalon cofnął się. Szybko zatrzasnął drzwi, jednak napastnik włożył nogę pomiędzy je, a futrynę uniemożliwiając mu ucieczkę.
- Czego chcesz? - zapytał drżącym głosem.
- Przyszedłem dać drogiej Avalon małą nauczkę. - Uśmiechnął się idąc pewnym krokiem przed siebie.
- To mnie powinieneś zabić, nie jego - odezwała się Mackenzie zaniepokojonym i przestraszonym głosem.
- W takim razie, zabiję was oboje. - Wzruszył ramionami obojętnie. Pociągnął za spust. Dziewczyna widziała jak kula powoli przecina powietrze nacierając na Jasona. Poruszała się tak szybko, że oczy śmiertelnika nie mogły dostrzec jej ruchu. Widziała, że za chwilę umrze, że kula przeszyje jego serce. Nie mogła na to pozwolić.
Złapała za nóż i wbiła go w serce łowcy pozwalając jednocześnie, by pocisk przedziurawił jej serce. Poświęciła się. Nie zdążyła nawet poczuć bólu, bo opadła bezwładnie na ziemię, tuż przed wózek inwalidzki Jasona. Chłopak zmusił się do nadludzkiego wysiłku, odepchnął się od wózka i rzuciwszy się na ziemię, przycisnął jej martwe ciało do siebie.
- Mackenzie! – wykrzyczał rozpaczliwie kołysząc nią. - Nie, nie zostawiaj mnie, proszę... Nie odchodź! Rozumiesz?! - mówił, oddychając astmatycznie. - Ethan przywróci ci życie, zobaczysz - szeptał gorliwie do jej ucha zanosząc się spazmatycznym płaczem. Wtulił brodę w jej miękkie włosy, mocząc je swoimi gorzkimi łzami spływającymi z jego policzków wartkimi strumieniami. Jej ciało zesztywniało, a skóra zaczęła tracić swój kolor. Jej pogodna twarz poszarzała.
- Nie! Nie! Ty nie możesz umrzeć, rozumiesz?! Nie możesz umrzeć! - Jego serce waliło jak młot. Trzymał ją w mocnym uścisku. Widok dziewczyny rozrywał jego serce na strzępy. - Nie rób mi tego, proszę - wypowiedział przez zaciśnięte do bólu gardło. - Ty nie jesteś martwa. Proszę, Mackenzie. - Zacisnął powieki. Ukołysał jej ciało. Jego ciężkie, srebrzyste i okrągłe łzy spadały na ziemię z hukiem. - Kocham cię, Mackenzie… - szepnął.
- Przytulnie tu - stwierdziła z uśmiechem.
- Joseph nie zarabia zbyt wiele, starcza tylko na podstawowe rzeczy. Niedługo to ja będę musiał sobie znaleźć jakąś pracę. Mam tylko nadzieję, że ktoś przyjmie do pracy kalekę - zaśmiał się pod nosem, ale dziewczyna wyczuła w jego głosie smutek.
Mackenzie przykucnęła przy nim i uśmiechnęła się serdecznie.
- Nie mów tak - szepnęła. - Świetnie sobie radzisz.
Jason pocałował ją w czoło.
- Co powiesz na kanapki z dżemem truskawkowym? - zapytał wjeżdżając do kuchni.
- Z chęcią - powiedziała, po czym ponownie rozejrzała się po mieszkaniu. - Avalon na pewno nas nie przyłapie? - zapytała niepewnie.
Chłopak zaśmiał się.
- Przyłapie? Na czym miałaby nas przyłapać? Na robieniu kanapek?
- Przecież dobrze wiesz o czym mówię.
- Avalon powiedziała rano, że dzisiaj będzie później, bo ma kilka spraw do załatwienia, a Joseph pracuje do późna, więc oprócz dostawcy pizzy raczej nikt nas nie odwiedzi.
- Myślisz, że jej późny powrót do domu ma jakiś związek z Michaelem?
- Jestem tego pewny - odparł. - Czemu ciebie tam nie ma?
- Są tak zaaferowani tym wszystkim, że nawet nie zauważają mojej nieobecności. Jedynie Clay przychodzi do mnie wieczorami, zanim pójdę spać. Rozmawiamy trochę, ale nie mamy wspólnych tematów. Czasami czuję, że przychodzi do mnie, bo uważa, że opieka nade mną to jego powinność. W sumie, mamy tylko siebie - powiedziała smutno. - Ale to nic! Mam więcej czasu dla ciebie - dodała weselszym głosem nie pozwalając mu się pocieszyć. Nie lubiła się nad sobą użalać. Wiedziała, że Jason jest w podobnej sytuacji. Czuli się samotnie, ale znajdowali w sobie oparcie.
Wtem, ktoś zapukał do drzwi. Stukanie było głośne i natarczywe, rozniosło się po całym domu. Jason wytarł ręce ubrudzone dżemem o ścierkę, chwycił portfel leżący na blacie stołu, wyciągnął pieniądze i pojechał odebrać pizzę.
Otworzył drzwi i natychmiast zamarł. Jego ciało ogarnął paraliż. Stał przed nim młody mężczyzna. W jednej dłoni trzymał sztylet, którego rękojeść wykonana była z kości słoniowej, zaś drugą ujmował pistolet. Stał w rozkroku. Miał burzę kruczoczarnych loków, błyszczące spojrzenie i śnieżnobiały, lśniący i pewny siebie uśmiech.
Brat Avalon cofnął się. Szybko zatrzasnął drzwi, jednak napastnik włożył nogę pomiędzy je, a futrynę uniemożliwiając mu ucieczkę.
- Czego chcesz? - zapytał drżącym głosem.
- Przyszedłem dać drogiej Avalon małą nauczkę. - Uśmiechnął się idąc pewnym krokiem przed siebie.
- To mnie powinieneś zabić, nie jego - odezwała się Mackenzie zaniepokojonym i przestraszonym głosem.
- W takim razie, zabiję was oboje. - Wzruszył ramionami obojętnie. Pociągnął za spust. Dziewczyna widziała jak kula powoli przecina powietrze nacierając na Jasona. Poruszała się tak szybko, że oczy śmiertelnika nie mogły dostrzec jej ruchu. Widziała, że za chwilę umrze, że kula przeszyje jego serce. Nie mogła na to pozwolić.
Złapała za nóż i wbiła go w serce łowcy pozwalając jednocześnie, by pocisk przedziurawił jej serce. Poświęciła się. Nie zdążyła nawet poczuć bólu, bo opadła bezwładnie na ziemię, tuż przed wózek inwalidzki Jasona. Chłopak zmusił się do nadludzkiego wysiłku, odepchnął się od wózka i rzuciwszy się na ziemię, przycisnął jej martwe ciało do siebie.
- Mackenzie! – wykrzyczał rozpaczliwie kołysząc nią. - Nie, nie zostawiaj mnie, proszę... Nie odchodź! Rozumiesz?! - mówił, oddychając astmatycznie. - Ethan przywróci ci życie, zobaczysz - szeptał gorliwie do jej ucha zanosząc się spazmatycznym płaczem. Wtulił brodę w jej miękkie włosy, mocząc je swoimi gorzkimi łzami spływającymi z jego policzków wartkimi strumieniami. Jej ciało zesztywniało, a skóra zaczęła tracić swój kolor. Jej pogodna twarz poszarzała.
- Nie! Nie! Ty nie możesz umrzeć, rozumiesz?! Nie możesz umrzeć! - Jego serce waliło jak młot. Trzymał ją w mocnym uścisku. Widok dziewczyny rozrywał jego serce na strzępy. - Nie rób mi tego, proszę - wypowiedział przez zaciśnięte do bólu gardło. - Ty nie jesteś martwa. Proszę, Mackenzie. - Zacisnął powieki. Ukołysał jej ciało. Jego ciężkie, srebrzyste i okrągłe łzy spadały na ziemię z hukiem. - Kocham cię, Mackenzie… - szepnął.
Avalon wpatrywała się w ogień kominka.
Jego żar oblał jej ciało. Nadprzyrodzeni prowadzili burzliwą dyskusję dotyczącą
Liama i tego, czy Tyler powinien wymazać mu pamięć. Michael miał decydujące
słowo w tej sprawie i na odpowiedzialność Liama zgodził się, by w tym
uczestniczył. Dziewczyna poczuła ulgę, że nie będzie musiała przed nim niczego
ukrywać, że nadal może być w stosunku do niego szczera.
- Powinniśmy już iść - powiedziała do bruneta, który zachowywał się tak, jakby nagle znalazł się w zupełnie nieśmiesznej komedii. Wciąż nie mógł w to wszystko uwierzyć.
- Pójdę po nasze kurtki – powiedział.
Tyler skorzystał z okazji, że jest sama i podszedł do niej.
- Jak mogłaś nas wydać... - W jego głosie nie było już słychać nieposkromionej furii. Zastąpiła ją gorycz i rozczarowanie.
- Czy ty naprawdę starasz się, żebym cię znienawidziła? - zapytała.
- Nie powinnaś narażać nas na wydanie. A gdyby komukolwiek powiedział, co wtedy byś zrobiła? - Jego głos stał się bardziej gniewny.
- Ufam mu i proszę cię tylko, żebyś ty postarał się zaufać mi - szepnęła błagalnie.
Położył jedną dłoń na jej ramieniu i spojrzał w jej oczy. Nie było to zwykłe spojrzenie. Czuła się dokładnie tak, jakby zaglądał w jej duszę. Czuła się tak, jakby patrzyła w bezdenną otchłań, na końcu której znajduje się człowieczeństwo.
- Najwidoczniej chcemy tego samego - szepnął.
Chelsea stała przy balustradzie i przyglądała się im z góry. Zobaczyła ich wargi będące tak blisko pocałunku. Zacisnęła palce z impetem. W czaszce Avalon odbił się echem głośny świst.
- Au - powiedziała cicho, łapiąc się za uszy. Poznała ten rodzaj bólu i wiedziała, kto go spowodował. - O co jej chodzi? - zapytała wściekłym głosem.
- Jest zazdrosna.
- Przecież to niedorzeczne... - odparła rozmasowując skronie. Ból już prawie minął. - Nie ma o co być zazdrosna, prawda? – zapytała się, chociaż brzmiało to tak, jakby pytania nie zadawała jemu, lecz sobie.
- Nie wiem, ty mi powiedz. - Poczuła jego oddech na swoich ustach.
Wtedy Liam odchrząknął znacząco. Dziewczyna natychmiast się cofnęła, a Tyler odstąpił od niej na kilka kroków.
- Chciałbym móc cię zabić - syknął.
- Tyler! - krzyknęła Avalon, ale ten ją zlekceważył.
- Śmiało! Dlaczego tego nie zrobisz? - zapytał dumnie, nie bojąc się jego gardzącego nim spojrzenia.
- Bo ona cię kocha - odparł nieco ciszej, po czym spuścił wzrok, odwrócił się na jednej pięcie i wyszedł na taras.
Liam opuścił parcelę. Avalon narzuciła na siebie kurtkę i ponownie spojrzała w magnetyzujące oczy Tylera. Było w nich coś tak niesamowicie pociągającego, niebezpiecznego i tajemniczego...
Odwróciła się i wyszła z posesji Nadprzyrodzonych.
- Powinniśmy już iść - powiedziała do bruneta, który zachowywał się tak, jakby nagle znalazł się w zupełnie nieśmiesznej komedii. Wciąż nie mógł w to wszystko uwierzyć.
- Pójdę po nasze kurtki – powiedział.
Tyler skorzystał z okazji, że jest sama i podszedł do niej.
- Jak mogłaś nas wydać... - W jego głosie nie było już słychać nieposkromionej furii. Zastąpiła ją gorycz i rozczarowanie.
- Czy ty naprawdę starasz się, żebym cię znienawidziła? - zapytała.
- Nie powinnaś narażać nas na wydanie. A gdyby komukolwiek powiedział, co wtedy byś zrobiła? - Jego głos stał się bardziej gniewny.
- Ufam mu i proszę cię tylko, żebyś ty postarał się zaufać mi - szepnęła błagalnie.
Położył jedną dłoń na jej ramieniu i spojrzał w jej oczy. Nie było to zwykłe spojrzenie. Czuła się dokładnie tak, jakby zaglądał w jej duszę. Czuła się tak, jakby patrzyła w bezdenną otchłań, na końcu której znajduje się człowieczeństwo.
- Najwidoczniej chcemy tego samego - szepnął.
Chelsea stała przy balustradzie i przyglądała się im z góry. Zobaczyła ich wargi będące tak blisko pocałunku. Zacisnęła palce z impetem. W czaszce Avalon odbił się echem głośny świst.
- Au - powiedziała cicho, łapiąc się za uszy. Poznała ten rodzaj bólu i wiedziała, kto go spowodował. - O co jej chodzi? - zapytała wściekłym głosem.
- Jest zazdrosna.
- Przecież to niedorzeczne... - odparła rozmasowując skronie. Ból już prawie minął. - Nie ma o co być zazdrosna, prawda? – zapytała się, chociaż brzmiało to tak, jakby pytania nie zadawała jemu, lecz sobie.
- Nie wiem, ty mi powiedz. - Poczuła jego oddech na swoich ustach.
Wtedy Liam odchrząknął znacząco. Dziewczyna natychmiast się cofnęła, a Tyler odstąpił od niej na kilka kroków.
- Chciałbym móc cię zabić - syknął.
- Tyler! - krzyknęła Avalon, ale ten ją zlekceważył.
- Śmiało! Dlaczego tego nie zrobisz? - zapytał dumnie, nie bojąc się jego gardzącego nim spojrzenia.
- Bo ona cię kocha - odparł nieco ciszej, po czym spuścił wzrok, odwrócił się na jednej pięcie i wyszedł na taras.
Liam opuścił parcelę. Avalon narzuciła na siebie kurtkę i ponownie spojrzała w magnetyzujące oczy Tylera. Było w nich coś tak niesamowicie pociągającego, niebezpiecznego i tajemniczego...
Odwróciła się i wyszła z posesji Nadprzyrodzonych.
Szli w milczeniu, a chłodny, jesienny
wiatr kołysał ich zmarznięte ciała. Nie odezwał się do niej mimo, że zawsze
miał coś do powiedzenia. Gęsta, mleczna mgła plątała się tuż nad ziemią. Na
atramentowym niebie odbijał się blask srebrzystych gwiazd i księżyca.
Dziewczyna przemarzła i zaczęła dygotać.
- Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał - powiedziała cicho. Zdała sobie sprawę, że na jego barkach spoczywa ciężar, którego nie będzie mógł udźwigać.
- Nie rozumiesz, że jest już na to za późno? Jestem częścią tego. - Zatrzymali się. Stali na przeciw siebie.
- A nie chcesz być, prawda?
- Nie chcę - odparł. - Ale nie mogę odejść, nie mogę ciebie stracić. To boli, ale ja już nie zapomnę. Nie zapomnę o tym, kim naprawdę jesteś i nie zapomnę o tym, co do ciebie czuję.
Dotknął jej twarzy. Czasami wydawała się mu być nierealna. Tak piękna, tak delikatna i nieosiągalna. Patrzył na nią i wciąż nie mógł zrozumieć, że tworzą jedność, że należą do siebie. Przez jej skórę przedzierał się blask księżyca. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, by poczuć bicie jego serca, by móc uwierzyć, że stoi tuż przy niej, że jest prawdziwy i że ma go dla siebie na wyłączność.
Ich zmarznięte nosy się dotknęły, musnęła jego wargi. On penetrował zakamarki jej ust, a ona wplotła długie, szczupłe palce w jego włosy. Na jej twarzy wyrysował się uśmiech.
Telefon Avalon zaczął im się naprzykrzać. Liam oderwał się od niej na moment pozwalając, by odebrała. Wyjęła komórkę z kieszeni i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Avalon? - Usłyszała zrozpaczony głos brata. Dziewczyna się zaniepokoiła, a jej tętno od razu przyspieszyło. - Och, Avalon!
- Spokojnie, powiedz co się stało - powiedziała gorączkowo.
- Łowca, on nas znalazł - mówił chaotycznie.
- Łowca? Jaki łowca? O czym ty mówisz? Kogo znalazł?
- Avalon, ja wiem o wszystkim. Wiem o tobie, o Mackenzie i reszcie. Znaleźli nas, mnie i Mackenzie.
Przeraziła się. Milczała.
- Proszę, zrób coś! Błagam! - krzyczał.
- Jason - powiedziała stanowczo.
- Mackenzie zabiła łowcę - dokończył łamiącym się głosem. - Ona nie żyje... - wyszeptał przez łzy.
Avalon upuściła telefon.
od autorki: I jak? Dużo się dzieje, wiem, ale postaram się, żeby następne rozdziały były "lżejsze" i może nieco krótsze, bo chyba powoli przesadzam. :P
Jakikolwiek kontakt ze mną w najbliższym tygodniu będzie niemożliwy, ponieważ jeszcze dzisiaj jadę do babci, a zapodziałam gdzieś modem. Złośliwość rzeczy martwych. :)
Chyba nie muszę powtarzać, że każdy komentarz jest dla mnie ogromnie ważny i naprawdę będę wdzięczna, jeśli wystukacie dla mnie kilka słów. :) To nie jest żaden rozkaz ani nic z tych rzeczy. U mnie nie ma zasady "czytasz=komentujesz". Ja po prostu będę wdzięczna, jeżeli docenicie moją pracę i wyrazicie swoją opinię, bo to jest bardzo ważne, aby opowiadanie się rozwijało.
No i to byłoby na tyle.
Dziękuję za uwagę i RADOSNYCH ŚWIĄT ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO, Ameliaxx. :)))
- Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał - powiedziała cicho. Zdała sobie sprawę, że na jego barkach spoczywa ciężar, którego nie będzie mógł udźwigać.
- Nie rozumiesz, że jest już na to za późno? Jestem częścią tego. - Zatrzymali się. Stali na przeciw siebie.
- A nie chcesz być, prawda?
- Nie chcę - odparł. - Ale nie mogę odejść, nie mogę ciebie stracić. To boli, ale ja już nie zapomnę. Nie zapomnę o tym, kim naprawdę jesteś i nie zapomnę o tym, co do ciebie czuję.
Dotknął jej twarzy. Czasami wydawała się mu być nierealna. Tak piękna, tak delikatna i nieosiągalna. Patrzył na nią i wciąż nie mógł zrozumieć, że tworzą jedność, że należą do siebie. Przez jej skórę przedzierał się blask księżyca. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, by poczuć bicie jego serca, by móc uwierzyć, że stoi tuż przy niej, że jest prawdziwy i że ma go dla siebie na wyłączność.
Ich zmarznięte nosy się dotknęły, musnęła jego wargi. On penetrował zakamarki jej ust, a ona wplotła długie, szczupłe palce w jego włosy. Na jej twarzy wyrysował się uśmiech.
Telefon Avalon zaczął im się naprzykrzać. Liam oderwał się od niej na moment pozwalając, by odebrała. Wyjęła komórkę z kieszeni i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Avalon? - Usłyszała zrozpaczony głos brata. Dziewczyna się zaniepokoiła, a jej tętno od razu przyspieszyło. - Och, Avalon!
- Spokojnie, powiedz co się stało - powiedziała gorączkowo.
- Łowca, on nas znalazł - mówił chaotycznie.
- Łowca? Jaki łowca? O czym ty mówisz? Kogo znalazł?
- Avalon, ja wiem o wszystkim. Wiem o tobie, o Mackenzie i reszcie. Znaleźli nas, mnie i Mackenzie.
Przeraziła się. Milczała.
- Proszę, zrób coś! Błagam! - krzyczał.
- Jason - powiedziała stanowczo.
- Mackenzie zabiła łowcę - dokończył łamiącym się głosem. - Ona nie żyje... - wyszeptał przez łzy.
Avalon upuściła telefon.
od autorki: I jak? Dużo się dzieje, wiem, ale postaram się, żeby następne rozdziały były "lżejsze" i może nieco krótsze, bo chyba powoli przesadzam. :P
Jakikolwiek kontakt ze mną w najbliższym tygodniu będzie niemożliwy, ponieważ jeszcze dzisiaj jadę do babci, a zapodziałam gdzieś modem. Złośliwość rzeczy martwych. :)
Chyba nie muszę powtarzać, że każdy komentarz jest dla mnie ogromnie ważny i naprawdę będę wdzięczna, jeśli wystukacie dla mnie kilka słów. :) To nie jest żaden rozkaz ani nic z tych rzeczy. U mnie nie ma zasady "czytasz=komentujesz". Ja po prostu będę wdzięczna, jeżeli docenicie moją pracę i wyrazicie swoją opinię, bo to jest bardzo ważne, aby opowiadanie się rozwijało.
No i to byłoby na tyle.
Dziękuję za uwagę i RADOSNYCH ŚWIĄT ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO, Ameliaxx. :)))