tag:blogger.com,1999:blog-41506239899096521742024-02-07T01:03:42.719-08:00The unique skillsAmeliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.comBlogger21125tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-12189029486642520102014-11-02T09:26:00.004-08:002014-11-02T09:26:37.309-08:00Restart Właśnie przypomniałam sobie jak ważne było dla mnie pisanie i znowu zaczęłam się w to bawić. <br />
Kochany czytelniku, jeżeli jakimś przypadkiem znalazłeś się na tym blogu, zajrzyj w link na dole.<br />
Nowe opowiadanie. Nowy pseudonim. Nowy początek. <br />
Nowa ja. <br />
<br />
<h2>
<a href="http://desireslenkan.blogspot.com/" target="_blank">RESTART</a></h2>
<br />
Buziaki, Lenka. Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-55520244415024588102013-06-01T12:35:00.001-07:002013-06-01T13:23:04.532-07:00Rozdział 20<a href="http://www.youtube.com/watch?v=aNzCDt2eidg" target="_blank"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Birdy - Skinny Love</span></a><br /><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
<br />
Avalon położyła bukiet róż przy kamieniu nagrobnym. Pochowała Josepha na cmentarzu w Uniontown. Śledztwo w jego sprawie nie było długo prowadzone. Stwierdzono, że porywisty wiatr nabił go na drzewo. Nikt nie wierzył w te bzdury, ale nikt nie miał też zamiaru szukać prawdziwego powodu jego śmierci. Wykopywanie brudów z przeszłości wiązałoby się ze zgłębianiem w mroki miasta, a nikt z Uniontown nie chciał mieć nic wspólnego z tym co się działo. Ludzie skrywali swój strach pod maską niewiedzy i złudzeń. <br />
Razem z Claytonem, Ethanem, Michaelem, Chelsea, Ivy, Liamem i Jasonem pochowali Josepha. <br />
Przyszła nawet Chelsea. Stała pod brzozą, nieco oddalona od reszty, ale wciąż obecna. Wśród nich nie było tylko jednej osoby. <br />
- Myślisz, że wróci? - zapytała szeptem Claytona. <br />
Miał na sobie garnitur. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by dostrzec ból, rozpacz i cierpienie tak ogromne, że serce się zaciskało i podchodziło do żołądka, mięśnie wiotczały, a w oczach pojawiały się łzy. <br />
- Myślę, że nie - odparł krótko. <br />
Clay nie miał w zwyczaju mówić o swoich uczuciach, ale wtedy jego twarz wyrażała więcej, niż Avalon mogła znieść. Ukazywała jeszcze więcej bólu niż wtedy, gdy umarła jego siostra. <br />
Być może dlatego, że wszystkich zawiódł, a najbardziej swoją siostrzyczkę. Być może dlatego, że przez niego wciąż każdy był w niebezpieczeństwie. Być może dlatego, że wypuścił Pierwotnego po to, by odzyskać Josepha, a on i tak zginął. <br />
Być może... <br />
Brunetka nie miała odwagi zapytać, więc milczała. Poczucie winy ją przytłaczało. Zbyt wielkim ciężarem była obarczona. Nawet nie miała siły, by o tym myśleć. Wiedziała, że gdy zacznie, może tego nie wytrzymać. <br />
Pocałowała dłoń i dotknęła nią kamienia cmentarnego, po czym wyszła poza bramy cmentarza, na którym przybywało grobów...<br />
<br />
Avalon usiadła na skórzanej kanapie w domu Nadprzyrodzonych. Zapanowało milczenie, ale wcale nie było męczące ani krępujące. W ogromnym salonie panowała głucha cisza. Brunetka słyszała bicie każdego serca z osobna. Jej gen już prawie w pełni się uaktywnił. Zmieniła się od ostatniego czasu. Była szybsza, silniejsza, miała lepszy wzrok i słuch, potrafiła wysyłać myśli, a wizje pojawiały się coraz częściej.<br />
- Od jak dawna Joseph był wśród nich? Nie wyczułaś jego obeności, gdy z tobą przebywał? - zapytał Michael, trzymając dłonie w kieszeniach. <br />
- Pierwotny wymienił z nim swoją krew. Skoro wcielił się w postać Margaret to zapewne należał do nich od momentu zapoznania się z nią. Byłam z nimi w Heal. Mieli randkę. Wtedy coś mnie zaatakowało... <br />
- Jak mogłaś się nie domyślić?! - warknęła Chelsea. <br />
Ze wszystkich Nadprzyrodzonych to właśnie ona najbardziej obwiniała Avalon. Nie musiała nawet podejść do dziewczyny, żeby zadać jej ogromną falę cierpienia. Jej ręce i nogi wygięły się w niemożliwy sposób. Upadła, wrzeszcząc z bólu. <br />
- Zostaw ją. Martwa do niczego nam się nie przyda - powiedział Michael, a Chelsea się go posłuchała. <br />
Podeszła do dziewczyny i zacisnęła długie paznokcie na jej szyi. Wbiły się pod jej skórę i wylały strumienie świeżej krwi. <br />
- Kiedy będą polować, to właśnie ciebie rzucę im na przystawkę. Uważaj, bo jeżeli któreś z nas zginie, to wtedy dopilnuję, żebyś ty też staciła wszystkich najbliższych. Zacznę od twojego braciszka. To przez ciebie straciliśmy okazję. Setki ludzi zginie z twojej winy, a ja w tym czasie będę przyglądała się jak cierpisz z poczucia winy - powiedziała.<br />
Kiedy odeszła, Avalon przymrużyła powieki i nabrała ostrożnie powietrza do płuc. <br />
- Długo pracowałam nad tym, żeby wkupić się w łaski łowców, moja droga Avalon. Nawet pomagałam w napaści na twój dom, co akurat sprawiło mi całkiem sporą przyjemność. Szansa była tylko jedna, a ty ją zniszczyłaś. Będziemy pierwszymi, na które zapoluje Pierwotny. A ja nie dam się zabić - dokończyła i wyszła z salonu. <br />
Chelsea naprawdę doskonale udawała ich wspólniczkę. Avalon dała się zabrać, bo wiedziała, że była do wszystkiego zdolna. Bezlitosna i nieprzewidywalna. <br />
Nie zdziwiłaby się, gdyby w zanadrzu wciąż miała jakiś plan. <br />
Nie mogła jej ufać. <br />
<br />
Ivy weszła do mieszkania. Wyjęła z szafki płatki zbożowe, wsypała je do miski i zalała mlekiem. Zjadła je. Nikogo nie było w domu. Weszła na górę. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i zamarła. Jej serce niemalże wyskoczyło z klatki piersiowej, gdy zobaczyła stojącego przed sobą Ethana. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. <br />
- Zwariowałeś?! Przestraszyłam się ciebie! - wrzasnęła. <br />
On przekręcił lekko głowę i rzekł z uśmiechem:<br />
- Wystarczyłoby zwykłe "jak się masz" - powiedział z udawaną uprzejmością. <br />
- Idź do diabła - warknęła. <br />
- Właśnie od niego wróciłem. <br />
- Czego chcesz, Ethan? <br />
- Obiecałaś mi coś - upomniał się. - Nie pamiętasz? Miałaś zrobić coś dla mnie w zamian za ratunek twojej przyjaciółki. <br />
- Daj spokój - powiedziała, mierząc go chłodem spojrzenia. <br />
Kiedy na niego patrzyła, nie mogła dostrzec niczego dobrego, uczciwego i honorowego. Okłamywał ją przez długi czas. Udawał miłego brytyjczyka, by zaciągnąć ją do łóżka. Dopiero gdy poznała jego sekret, pokazał jaki jest naprawdę. Zakłamany, okrutny i przebiegły. Nie miał nic wspólnego z chłopakiem, który pocieszał ją po stracie przyjaciółki. <br />
Jednocześnie Ivy wciąż wierzyła, że gdzieś głęboko, na dnie jego duszy, znajduje się ta osoba, która jej pomogła. <br />
- Och, chyba nie powiesz, że nie dotrzymujesz danego mi słowa? - Uniósł jedną brew ku górze i uśmiechnął się w niezwykle przerażający sposób. Kiedy jego usta wyginały się w tym uśmiechu, w oczach pojawiał się błysk, którego blondynka nie mogła zidentyfikować. Po prostu się go bała. Słowa wypływające spod jego warg brzmiały jak groźba. <br />
- Czyżbyś ty zawsze dotrzymywał obietnicy? - zadrwiła. <br />
- Tak, owszem - odparł z ogromną powagą w głosie. Jej uwagę potraktował jak obelgę. <br />
- Dotrzymam słowa. Wkrótce się spotkamy- powiedziała. <br />
Chciała otworzyć przed nim drzwi, ale on zablokował jej drogę swoim ciałem. <br />
- Do zobaczenia - wyszeptał, nie odwracając od niej wzroku. <br />
Jego spojrzenie było porażające i przenikliwe. Nie mogła oderwać od niego oczu. Wyjął coś z kieszeni i zacisnął w pięści, po czym przekazał szybko dziewczynie. Trzymała to w dłoniach, jednak nie zdążyła zobaczyć co, bo szybko schował to w jej dłoni. Przyłożył rękę do jej klatki piersiowej, nie odwracając wzroku. Wystarczyło, że na chwilę się odwróciła, a on zniknął. <br />
Zobaczyła jedynie cień za oknem. Już go nie było. <br />
Otworzyła dłoń i jej oczom ukazała się złota, wyszukana bransoletka. Niezwykle skromna i gustowna. Była przepiękna. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym ponownie wyjrzała za okno, ale nie dostrzegła nikogo. <br />
Ethan był już w drodze do domu. <br />
<br />
Clayton stał na ogromnym tarasie i przyglądał się słońcu, powoli obniżającemu się za horyzont. Avalon podeszła do niego i położyła dłoń na ramieniu blondyna. Nie zląkł się ani nie odwrócił. Stanęła przy nim. <br />
- Wkrótce wyruszamy do Pittsburgha. Ja, ty, Ethan, Michael i Ivy. Tyler się tam zakwaterował - powiedziała. - Poprosiłam, by Liam miał oko na Jasona. Od pogrzebu nie zamienił ze mną słowa. Tyler musi coś z tym zrobić. Kiedy go sprowadzimy, wmówi mu, że śmierć Josepha była tylko wypadkiem. Pomoże mu zapomnieć - powiedziała, kierując wzrok w stronę ognistej kuli. <br />
Milczał. <br />
- Myślisz, że Tyler wróci? - szepnęła. <br />
- Do Uniontown może kiedyś wróci, ale na pewno nie do siebie. On już nigdy nie będzie taki sam - powiedział krótko, a po plecach brunetki przeszły ciarki. <br />
Dziewczyna zacisnęła palce na poręczy balustrady. Spojrzała się z ukosa na Claytona, w którego oczach stały łzy. Odbijał się w nich cały ból i gniew. <br />
Postanowiła zadać pytanie, którego tak bardzo się obawiała. <br />
- Żałujesz? - powiedziała, ale nie sprostowała. Była pewna, że się domyśli. Pewnie wiedział, co ją dręczy. Słyszał jej myśli. <br />
- Żałuję tylko tego, że zginął Joseph. Nie żałuję, że wypuściłem Pierwotnego na wolność. Wiem jak wielkim bólem jest utrata bliskiego i nie chciałem, żebyś znowu musiała cierpieć. Tracimy wszystko po kolei. Wkrótce zabraknie nam czasu, by grzebać zmarłych. <br />
- Wkrótce nie będzie kogo grzebać - skwitowała. <br />
Spojrzał się na nią i uśmiechnął smutno, jakby pragnął dodać jej otuchy. <br />
- A więc Pittsburgh? Piękne miasto - powiedział, zmieniając temat. <br />
- W takim razie wiele zmieniło się od twojego pobytu. Teraz jest to miasto pełne tajemnic i śmierci. Świetna siedziba dla Pierwotnego. <br />
- Ta cała gonitwa jest dość frustrująca. Nie masz już dość ciągłego szukania, dociekania? <br />
Avalon wzruszyła lekko ramionami. Nie wiedziała co odpowiedzieć, ale Clayton miał rację. <br />
Miała już dość. <br />
- Wyjeżdżamy do Pittsburgha. To dobry moment, by wszystko poukładać, by zacząć od nowa. Zaczynam nowy etap. Chcę spalić wspomnienia, chcę zostawić wszystko za sobą. Jest tylko teraz i dzisiaj. <br />
- Powodzenia, Avalon. Gdziekolwiek się nie udasz, zło cię dogoni - powiedział Clayton i spojrzał się w jej oczy. <br />
Na taras wszedł Liam. Jego zatroskany wzrok wystarczył, by Avalon rzuciła się w jego ramiona. Mocno go do siebie przytuliła. Wplotła palce w jego włosy, po czym jeszcze mocniej wtuliła twarz w jego tors. Tak dobrze czuła się będąc przy nim. <br />
Ujął jej podbródek w dłoń. Patrzył się w jej oczy tak łapczywie, tak namiętnie. Pragnął ją pocałować i mieć na wyłączność. Chciał, by stali się jednością. Ta bariera rozsądku jaka ich dzieliła była nie do zniesienia. Avalon nie mogła wytrzymać ani chwili dłużej. Pragnienie poczucia go, dotknięcia, zatracenia się było tak bolesne... <br />
- <em>Śmiało</em> - usłyszała w głowie myśl, jaką wysłał jej Clayton. - <em>Przestań myśleć, zacznij żyć póki możesz.</em><br />
Poddała się chwili i łapiąc kurczowo za czarną koszulkę, zachłannie przycisnęła wargi do jego ust i objęła rękoma opaloną szyję. Całowała namiętnie i gorąco. Potrzebowała jego bliskości i umocnienia w świadomości, że jest przy niej. Czuła jego delikatny, szorstki zarost, kiedy dotykała policzkami jego twarzy. <br />
Odsunęła się i nie powiedziała nic. Zatracili się w swoich spojrzeniach, które mówiły wszystko.<br />
Bali się. Bali się następnego dnia, ale nie mieli zamiaru uciekać. Byli zdeterminowani do pokonania zła. Byli zdeterminowani do pokonania każdej przeszkody, byle tylko być razem i przetrwać kolejny dzień. <br />
<br />
<strong>od autorki:</strong> <br />
To już 20 rodziałów... Ciężko w to uwierzyć. Robię sobie przerwę. Nie wiem jak długo będzie trwała, ale jestem pewna, że nie skończę na 20 rozdziale. <br />
Rozpocznę teraz pisanie nowej, mam nadzieję że lepszej części. <br />
Chcę Wam podziękować za to, że ze mną jesteście. Dziękuję za wsparcie i mobilizacje. Dziękuję za to, że pozwalacie mi się realizować. To dla Was będę pisała dalej. :)<br />
<strong>Jeśli czytasz, skomentuj, proszę.</strong> <br />
Pozdrawiam i całuję, Ameliaxx</span> Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-26319861811259351582013-05-26T05:34:00.003-07:002013-05-26T06:20:35.928-07:00Rozdział 19<a href="http://www.youtube.com/watch?v=tKJkgawDfEk" target="_blank"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">All I need - Within Temptation</span></a><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
<br />
Avalon wyjrzała za okno, przesuwając smukłe palce po śnieżnobiałym parapecie. Zaczerpnęła powietrza tak, jakby ten oddech miałby zakończyć jej żywot. Popielate chmury odbywały spokojną wędrówkę po niebie. Zamknęła oczy i szepnęła cicho:<br />
- Trzymaj za mnie kciuki, mamo. - Uśmiechnęła się smutno i odwróciła od okna. <br />
Przejrzała się w lustrze. Miała na sobie białą sukienkę do kolan, która idealnie podkreślała jej opalone ciało. Na zgrabnej, długiej szyi błyszczał wisiorek z diamentem, a rozpuszczone, kasztanowe włosy opadały kaskadą na ramiona. <br />
Usłyszała ciche westchnięcie i odwróciła się w stronę drzwi. <br />
W framudze stał Liam, który przyglądał się jej uważnie. Uśmiechał się kącikiem ust. <br />
Dziewczyna poprawiła sukienkę i podeszła do niego. Jej smutna twarz była teraz w pąsach. Chłopak złapał jej podbródek. <br />
- Nie bój się. Wszystko pójdzie dobrze - dodał jej otuchy. <br />
- Nie martwię się o siebie tylko o was. <br />
- Poradzimy sobie, zobaczysz. Wkrótce będzie po wszystkim. - Uśmiechnął się delikatnie. W jej oczach zabłysnęły łzy, ale nie miała zamiaru płakać. - Mówiłem już, że pięknie wyglądasz? <br />
Przygryzła wargę i pocałowała go lekko w policzek. Jej gest go zdziwił. Zauważyła, że jest zdezorientowany, więc dodała szybko:<br />
- Chciałam ci tylko podziękować - powiedziała cicho, ale jej żarliwy szept bez problemu dotarł do jego uszu i sprawił, że kąciki ust podniosły się jeszcze wyżej. <br />
Każdy szczegół wieczoru został dopracowany. Wiedzieli, co mają robić. Wszyscy powtarzali, że się uda. <br />
Więc dlaczego miała wrażenie, że tak nie będzie? <br />
<br />
Tyler właśnie poprawiał skórzaną kurtkę, kiedy do pokoju weszła Chelsea ubrana w krótką, czarną sukienkę odsłaniającą plecy. Na gładkich stopach leżały idealnie dopasowane szpilki. Wyglądała bardzo seksownie, ale nie wulgarnie. Położyła dłonie na ramionach Tylera. <br />
- Gotowy? - szepnęła mu do ucha, parząc go dotykiem swojego zwinnego języka. <br />
- Czasami mam ochotę cię pocałować - odparł, odwracając się w jej stronę. Jej oczy błyszczały niczym dwa rubiny. Już wydęła usta do pocałunku, kiedy on skierował wargi do jej płatka jej ucha i powiedział cicho:<br />
- Ale po chwili przypominam sobie, że nic dla mnie nie znaczysz - dokończył, odpychając ją od siebie. Brunetka osunęła się na jego łoże. Tyler wyszedł z pokoju i zostawił ją samą. <br />
Pragnęła jedynie zemsty, bo jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona. <br />
<br />
Ivy weszła do salonu. Miała na sobie śliczną, dziewczęcą sukienkę w błękitnym odcieniu. Jej uszy zdobiły diamentowe kolczyki. Włosy spięła w luźny kok tak, by pojedyncze kosmyki kręciły się przy szyi. <br />
- Wyglądasz bardzo ładnie - powiedziała Avalon, obdarzając ją promiennym uśmiechem. <br />
- Wiem - odparła Ivy bez cienia skromności. - Ta impreza będzie absolutnie i bezapelacyjnie niesamowita. Obiecaj mi - powiedziała gorączkowo, jakby chcąc się upewnić, że wszystko pójdzie po jej myśli, a każdy wróci do domu żywy. <br />
Avalon spojrzała kątem oka na Liama, który uśmiechał się smutno. Obydwoje wiedzieli, co może się wydarzyć. <br />
- Obiecuję, że będzie dobrze - powiedziała, chociaż te słowa nie wyszłyby z jej ust, gdyby nie Liam, który nieustannie dodawał otuchy. Była pewna, że tego wieczoru rozpęta się piekło, ale nie mogła powiedzieć jej tego prosto w twarz i dawać chociaż okruchy złudzenia, że wszystko potoczy się normalnie. <br />
<br />
Każdy z nich, Chelsea, Tyler, Michael, Clayton, Ethan, Avalon, Liam i Ivy wszedł na ogromną posesję Bena. Gęste chmury kłębiły się nad Uniontown, a na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Jedynie wielka kula błękitu odbijała się na atramencie kosmosu.<br />
Wybiła godzina dwudziesta pierwsza.<br />
Wszyscy zaproszeni świętowali Sylwester w ogrodach rodziny Daviesów. Alkohol, który lał się złocistymi wodospadami, zaczął uderzać młodym do głowy. Niektórzy siedzieli w jacuzzi inni wskakiwali do basenu albo całowali się pod drzewami. <br />
Delikatny wiatr rozwiewał włosy Avalon, która stała przy stoliku z przekąskami i patrzyła, jak Liam będący przy niej, łapczywie pożera chipsy. <br />
- Może nic dzisiaj się nie wydarzy? - zapytała zerkając dookoła. Nic nie zwiastowało apokalipsy. - Może się po prostu przeliczyliśmy. Może Pierwotny liczył na taki ruch. Był pewien, że zorientujemy się, że będzie chciał rozpętać tsunami i po prostu zrezygnował, by dopaść nas innym razem w bardziej brutalny i wyrachowany sposób - powiedziała zrezygnowanym głosem. <br />
Dookoła słychać było głośną muzykę dudniącą z gigantycznych głośników i mnóstwo śmiechów. Jeszcze trzy godziny dzieliły ich od rozpoczęcia nowego roku. Powietrze stawało się gęstrze i cięższe. Było duszno, a gdzieś w oddali słychać było grzmoty. <br />
- Zaczyna się - powiedziała do Liama, usiłując przekrzyczeć głośną muzykę. <br />
Siedziała z nim przy stoliku, dopóki jedna z pierwszoklasistek nie poprosiła go do tańca. Zgodził się za namową Avalon, która powtarzała, że nie potrzebuje ochroniarza i jest wystarczająco silna. Blondynka była całkiem atrakcyjna, więc w końcu uległ i wszedł na parkiet.<br />
Ben bardzo chętnie zapraszał wszystkie dziewczęta ze szkoły. Te młodsze również. Powtarzał, że świeża krew to ważna część każdej imprezy. <br />
Nagle, krzesło zaszurało, a dziewczyna podniosła wzrok.<br />
O wilku mowa, powiedziała cicho Avalon, bo właśnie o nim myślała. Zdziwiła się, że akurat ją zaszczycił swoim towarzystwem. <br />
Ben był ubrany w szarą koszulkę wyciętą w serek i wąskie spodnie. Był przystojnym chłopakiem, więc niewiele mu było trzeba do podkreślenia urody. <br />
- Avalon - powiedział głębokim, tajemniczym głosem sprawiając, że po plecach dziewczyny przeszły ciarki. Czy on przypadkiem nie wyprzystojniał od ostatniego razu? Teraz wydawał się być naprawdę niezwykły, a zwłaszcza w świetle księżyca, który podkreślał tajemnicze spojrzenie, skrywające sobie cały wszechświat. Perfekcyjne rysy twarzy i to umięśnienie greckiego boga... <br />
Avalon, co się z tobą dzieje, pomyślała, Otrząśnij się. <br />
- Cieszę się, że przyszłaś - dodał. <br />
Brunetka podniosła się z krzesła. Oczarował ją. Toczyła walkę ze sobą. Jakaś część jej kazała rzucić się na niego, a druga uciekać jak najdalej. <br />
- Ja też się cieszę - powiedziała, obdarzając go najbardziej uwodzicielskim uśmiechem jaki miała w zanadrzu. <br />
- Masz ochotę na spacer? - zapytał. <br />
Nie potrafiła mu odmówić. Zupełnie jakby jakiś niewidzialny magnes przyciągał ją do niego z całych sił. Czuła się jak jego niewolniczka. Zrobiłaby wszystko, co tylko by jej rozkazał. <br />
Poszli w stronę lasu. Księżyc tej nocy świecił wyjątkowo jasno. Jak jeszcze nigdy. Ona nie zwracała na to większej uwagi i patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. <br />
<br />
Chelsea rozglądała się dookoła, nie stroniąc od kusicielskich spojrzeń w stronę chłopców z młodszych klas. Podobał jej się sposób, w jaki na nią patrzyli. Niemalże ślinili się na jej widok, a w ich głowach pojawiały się najbardziej perwersyjne zachcianki. Brunetka tylko uśmiechała się pod nosem, sącząc alkohol. Wyglądała przy tym niezwykle seksownie. Patrzyli na nią i wiedzieli, że jest nieosiągalna. Każdy chciał być na miejscu Tylera, który stał tuż przy Chelsea i nawet nie zwracał na nią uwagi. <br />
Odchrząknęła znacząco, ale to nie podziałało. Złapała jego ramię i zacisnęła mocno palce. Brunet nie odwrócił wzroku i wciąż wpatrywał się w przestrzeń. W jeden punkt.<br />
- O co chodzi? <br />
- Skądś go znam - powiedział Tyler szorstko, przyglądając się Avalon i Benowi idącym w stronę lasu. Dręczyło go przeczucie, że gdzieś już go widział. Ten charakterystyczny chód i gesty, które wykonywał podtrzymywały go w świadomości, że chłopak nie jest mu obcy. <br />
Nie miał zamiaru jak skończony idiota biec za Avalon, by przekonać się, czy faktycznie ma rację. <br />
Duma mu na to nie pozwalała, chociaż nie potrafił się przyznać do tego przed samym sobą.<br />
- Czy ta miłość do niej cię nie zaczyna uwierać? <br />
- O czym ty mówisz, do diabła? - Po raz pierwszy odwrócił wzrok od pary i spojrzał się na brunetkę, która z lekko wydętymi ustami, kręciła włosy na palcu. <br />
- Mała zdzira poszła na spacer z tym chłopakiem, a ty już jesteś zazdrosny. Owinęła cię wokół małego palca. Biedna, mała i bezbronna Avalon tylko zgrywa taką sierotkę - powiedziała dosadnie. <br />
W tej chwili nie pragnął niczego bardziej od urwania jej głowy. Złapał z całych sił jej nadgarstek, ale ona odpowiedziała spokojnie: <br />
- Proszę bardzo, bohaterze. Skrzywdź mnie na oczach tych wszystkich ludzi. No dalej, śmiało. - Spojrzała hardo w jego oczy, a on raptownie ją puścił. - Nie zrobisz tego? Tak myślałam... <br />
Nie powstrzymałby się od połamania jej kości, gdyby nie Ivy, która do nich podeszła.<br />
- Też to czujecie? - zapytała. <br />
Chelsea kiwnęła głową. <br />
- Ludzie zaczną się orientować, że coś nie gra. Przydaj się do czegoś i zgarnij ich do domu, a tych pijanych wywieź z dala stąd - rozkazała. <br />
- Zajmę się tym z Liamem - odparła. <br />
- Może faktycznie tylko się przyjaźnią - powiedział Tyler, który nie słuchał ich i wciąż błądził myślami wokół dziewczyny i chłopaka, którzy wkraczali w mrok lasu. <br />
- Kto? Avalon i Ben? Przecież oni nawet się nie znają! Może kilka razy wpadli na siebie na korytarzu, ale ona go nie znosi! - Skupiła na sobie wzrok chłopaka. - Przychodzimy na tę imprezę, bo jest darmowy alkohol, mnóstwo żarcia i chłopaków w samych bokserkach - dodała. <br />
Twarz Tylera wyrażała tysiąc emocji, ale przeważał gniew i zaciętość. Odwrócił się w stronę lasu, do którego jeszcze przed chwilą zmierzali, ale już nie było ich widać.<br />
Zniknęli. <br />
Nagle, na niebie pojawiła się błyskawica i potężny grzmot poderwał do góry wszystkich zebranych. Dudniąca muzyka się wyłączyła. Zrobiło się ciemno. Zaczął wiać porywisty wiatr.<br />
- Cholera jasna, już wiem skąd go znam - warknął Tyler i pobiegł przed siebie z nadnaturalną prędkością. <br />
<br />
Ben stanął na przeciw oszołomionej Avalon. Nie wiedziała, jak znalazła się w środku lasu. Zupełnie jakby wybudziła się z jakiegoś snu. Bolała ją głowa. Rozejrzała się dookoła. Otaczały ich wysokie drzewa o gęstych konarach. Nie były to jednak zwykłe drzewa. Czuła ich mroczne dusze i pojękiwania. One się na nią gapiły. <br />
Co tu robi Ben, pomyślała. <br />
- Co się dzieje? - zapytała, wycofując się. Ben stał kilka metrów od niej. Nie mogła uciec, bo czuła jakąś barierę ochronną, która jej na to nie pozwalała. Ogarnęła ją bezsilność. Była jednak zdeterminowana i robiła wszystko, by się podnieść. Siedziała na ziemi i nie mogła się ruszyć. Coś ją sparaliżowało. Jakaś niewidzialna siła. <br />
Usłyszała grzmot. Potężny. Brzmiał jak krzyk. Zatrzęsła się. Mleczna mgła osaczyła ich zewsząd. Na niebie pojawiły się gwiazdy. Lśniły krwistoczerwoną poświatą. Jej serce waliło jak młot. <br />
- Co się dzieje? - powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej. Była dumna, że jej głos nawet nie zadrżał. <br />
- Avalon - szepnął. - Moja droga Avalon. - Wymawiał jej imię w taki sposób, jakby dokładnie smakował każdą literę, sylabę. - Jesteś skarbem. Taka piękna, niewinna i silna zarazem. Nawet nie wiesz ile trudu sprawiło mi przyprowadzenie cię tutaj. Szkoda, że będę musiał cię zabić. Kocham piękno i harmonię, a ty jesteś zwieńczeniem tych cech. Wybacz mi, najdroższa - szepnął i natarł na nią, trzymając nóż w dłoniach. <br />
Tak bardzo pragnęła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie potrafiła. Czuła jak na wskroś powietrze przecina ją powietrze ostre jak brzytwa. Był już tak blisko, ale nie mogła nic zrobić. Jej ręce zaciskały niewidzialne kajdany, a przez gardło nie przechodził żaden, nawet najmniejszy pisk. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej policzki były już całe mokre. <br />
Coś poniewierało jej ciało. Jakaś potężna siła. Ben - czy ktokolwiek to był - przymierzał się do ciosu. Jak właściwie ona się tutaj znalazła? Nic nie pamiętała. Wyszła z domu i teraz stała na progu śmierci. <br />
Nagle, coś wyskoczyło zza krzaków i zaatakowało chłopaka. Poruszało się niezwykle szybko i zwinnie. Dopiero po chwili Avalon rozpoznała w tajemniczej postaci Tylera. Wbił w jego serce kij o ostrym końcu. Chłopak zaczął krzyczeć głośno i rozpaczliwie. Krew trysnęła z miejsca, w które został zraniony. <br />
Gdy tylko pozbył się Bena, szybko uniósł Avalon i trzymając ją na rękach, wybiegł z lasu. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak szybki był jej oddech. Spojrzała w oczy Tylera. Były tak samo przestraszone. Kurczowo zacisnęła palce na jego koszulce i skuliła głowę, przykładając ją do jego torsu. <br />
Uratował jej życie. <br />
<br />
Niebo było już tak czarne jak smoła. Powietrze zgęstniało. Ciężko było się przez nie przedrzeć. Kolejny grzmot. Piorun trafił w drzewo, które natychmiast zaczęło płonąć. Wszyscy z wrzaskiem zaczęli uciekać. Wiatr porwał ze sobą grilla i chyba w kogoś uderzył, ale nikt nie był w stanie pomóc. Z nieba lunął nagle deszcz. Włączały się alarmy samochodowe. Każdy uciekał ile sił w nogach. Rozpętało się piekło. <br />
- Co mamy robić?! - krzyknęła Ivy do Liama. Ledwo ją usłyszał. <br />
Pociągnął dziewczynę za rękę i zaprowadził do auta. Ruszył przed siebie z niezwykłą prędkością. Blondynka wciskała się w krzesło i nawet nie ośmieliła się zapytać, gdzie ją zawozi. <br />
- Boję się - pisnęła cicho. <br />
On spojrzał na nią wyrozumiale. Jak starszy brat na zagubioną siostrę. <br />
- Ja też - odparł i zachowując zdrowy rozsądek, skierował wzrok przed siebie. Przedzierał się piaskową drogą przez las. Jakaś wiewiórka czmychnęła przed autem i nie był pewien, czy jej nie przejechał. Ale teraz to nie było ważne. <br />
Dojechali do domu Liama. To właśnie tam mieli czekać na resztę. Byli bezpieczni.<br />
<br />
Avalon i Tyler byli już na miejscu. <br />
- Tyler, ty żyjesz - szepnęła, wciąż nie mogą w to uwierzyć. Zabił łowcę i przeżył. <br />
- Damaris rzuciła zaklęcie - odparł. <br />
- Miałeś zabić Pierwotnego! Zmarnowałeś szansę... <br />
- Żyjesz - powiedział. - Więc nie zmarnowałem szansy. - Zbliżył usta do jej warg. Chciała, by ją pocałował, ale nie zrobił tego. - Zaklęcie jest silne. Wystarczająco silne by zabić Pierwotnego albo kilku łowców. <br />
Stali na polanie, którą oświecał jedynie blask księżyca. Jeszcze nigdy nie wydawał się być tak olbrzymi. Świecił jak błękitna żarówka. <br />
Po chwili zorientowali się, że na polanie nie wieje tak silny wiatr i nie słychać grzmotów. Powietrze było przesączone swądem śmierci. Ziemia była mokra i miała metaliczny zapach krwi. <br />
- Czuję ich - szepnęła Avalon. <br />
Nagle, na całej polanie rozległo się głośne, stłumione klaskanie. Przyjęli pozycję obronną. Ktoś zaczął się głośno śmiać. Przeraźliwy, mrożący krew w żyłach śmiech. Z mroku wyszedł cień postaci. Ale Avalon nie musiała dłużej się przyglądać, żeby wiedzieć, kto stoi tuż przed nią. Czuła tę energię, widziała tę aurę. Ciemność. Przeniknęła ją ciemność. To samo czuła, kiedy była w domu i napadnięto na nią i Ivy. Nie... To nie mogła być prawda. A jeśli, to dlaczego nie wpadła na to wcześniej? <br />
- Joseph? - szepnęła cichym głosem poprzez łzy. <br />
Z mroku wyszedł przystojny brunet. Otaczała go ciemność i zło. Przeszyła ich wszystkich jak miliardy igieł powolnie wbijających się pod skórę. <br />
- Jak to możliwe? - dodała, wciąż nie wierząc, że stoi przed nią Joseph. <br />
Osoba, której bezgranicznie ufała, którą chroniła, którą kochała, była łowcą. Na polanie rozniósł się głośny, pusty śmiech. Był paskudny. <br />
- To całkiem proste, moja kochana Avalon. - Zaśmiał się ponownie. - To ja wtargnąłem do domu, kiedy próbowałaś przechytrzyć panią. To ja obiecywałem Ivy, że ją wkrótce dopadnę. Dzięki niewielkiemu zaklęciu, zmieniłem swoją aurę, żebyś nie mogła poznać mojej prawdziwej twarzy, gdy przebywałem z tobą w jednym pomieszczeniu. Oh, zgadza się, pani zna wiele sztuczek. A te tortury Tylera i Ivy w chłodni? Nie, to nie moja sprawka. Szkoda. Za tym stoi Ben. Ale spokojnie. Na zrujnowanie waszego życia mam jeszcze kilka pomysłów. <br />
- Łowca - powiedziała Avalon. - Od kiedy do nich należysz?<br />
- Co za bystrzak z ciebie - zakpił Joseph. - Od kiedy pani zmieszała naszą krew razem. Żałuję, że nie zabiłem cię przed poznaniem twojej matki. - Zaśmiał się okrutnie.<br />
- Twoja pani? - zapytała. <br />
- Oh, tak! To najlepsza część naszego spotkania! - Klasnął w dłonie z radością. <br />
Z mroku wyszła postać o ognistych, kręconych włosach i krwistoczerwonych oczach. Była zgrabna i drobna. Ubrana po czubek głowy na czarno. Ciągnęła za sobą zwłoki Bena. Jego wnętrzności były wybałuszone na zewnątrz. Avalon już nie mogła znieść tego widoku. To ją przerosło. Zwymiotowała. <br />
Kobieta pomachała palcami na powitanie. <br />
Avalon zamurowało. Była to Margaret, pedagog szkolny. <br />
- Lubiłam się bawić moim małym Benem i nie podoba mi się, że zabraliście mi moją zabawkę. Wiecie, że będziecie musieli ponieść tego konsekwencje? - powiedziała lekko. Jej oczy płonęły żywym ogniem. - Może zanim przejdziemy do lepszej części naszego spotkania, przedstawię wam kogoś jeszcze. Przypominacie sobie? - zapytała. <br />Z mroku wyszła jeszcze jedna postać. Była to Chelsea. Uśmiechała się łobuzersko. Była po ich stronie. Tyler i Avalon się przerazili. <br />- Zabawne, czyż nie? Nareszcie mogę się odpłacić za ciągłe upokarzanie mnie. Jak teraz się czujecie? <br />- Zawarłaś pakt z demonem! - wrzasnęła brunetka. <br />- Cudowne, czyż nie? Życie na krawędzi, pogrywanie z losem... <br />- O czym ty mówisz?! Ona cię zabije! <br />Chelsea podeszła kocim krokiem do Avalon i odgarnęła jej włosy na jeden bok, po czym szepnęła:<br />- Prędzej to my zabijemy ją. - Uśmiechnęła się. <br />Zza drzew wybiegli Nadprzyrodzeni. Michael, Ethan i Clayton. Avalon odetchnęła. Chelsea przekonała nawet ją. Osaczyli Margaret, która zdążyła tylko pisnąć w stronę Josepha:<br />
- Zabij ich. Ją pierwszą. - Wskazała palcem Avalon.<br /> Pierwotny pod postacią kobiety poradził sobie z odparciem ataku Ethana i Claytona, ale Michael wbił w jego klatkę piersiową nóż. Zginąć mogła jedynie poprzez uderzenie w serce, które miał wykonać Tyler. Clayton trzymał Pierwotnego i poruszał nożem sprawiając piekielny ból. <br />Teraz to Tyler miał wykonać decydujący cios.<br />
Joseph uśmiechnął się szyderczo, po czym ruszył w stronę dziewczyny. Nie zawahał się ani na chwilę. Jego oczy płonęły. Szybko odparła atak, ale on okazał się być silniejszy. Zepchnął ją na ziemię. Tyler natychmiast zerwał się, by jej pomóc. <br />
Joseph wyróżniał się spośród reszty łowców. Był niezwykle silny, szybki i przebiegły. Swoimi umiejętnościami dorównywał Naprzyrodzonym. Brunet zaatakował go, jednak Joseph zepchnął go na ziemię. Tyler sprawnym ruchem przyciągnął go do siebie. Obydwoje leżeli na ziemi. Joseph wyciągnął z kieszeni nóż, złapał pewnie za jego rękojeść. Metal i klatkę piersiową dzieliły tylko centymetry, ale on szybko złapał za ostrze, które rozerwało wewnętrzną stronę jego dłoni. <br />
Zaklnął siarczyście i odepchnął go od siebie. Joseph nie dawał mu ani chwili wytchnienia ani przewagi. Ponownie go do siebie przyciągnął i złapał za głowę. Jeszcze moment i skręciłby mu kark. Avalon widziała, że był do tego zdolny. Tyler nie poddał się i wyrwał się z jego rąk w ostatniej chwili. Złapał za nóż, który upadł na ściółkę leśną. Nic nie mogło go powstrzymać. Uniósł narzędzie, które zabłysnęło w blasku księżyca. Był tak blisko przebicia mu serca. Niczego nie pragnął bardziej od widoku krwi tryskającej z jego klatki piersiowej. <br />
- Przestań! - krzyknęła dziewczyna. Powstrzymało go to od ataku, ale nie przestawał być czujny. Wciąż hardo patrzył w oczy przeciwnika. Stali na przeciw siebie na odległość kilku metrów. - To wciąż Joseph! Nie możesz go zabić! - wrzasnęła, a jej głos zanosił się żalem i rozpaczą. - Odzyskamy go! Daj mi tylko chwilę... Porozmawiam z nim! <br />
- Teraz to bestia, nie widzisz? Zamorduje ciebie! A ja prędzej sam zginę niż na to pozwolę - warknął. Jego głos był do cna przesączony nienawiścią. <br />
- Oh, jakie to romantyczne - zakpił, wciąż na nich patrząc. <br />
- Błagam cię, poczekaj chwilę - szepnęła do niego, po czym odezwała się w stronę Pierwotnego: - Wypuścimy cię, jeśli tylko oddasz nam Josepha - powiedziała spokojnie, drżącym głosem. <br />
- Oszalałaś?! - wrzasnął Tyler. <br />
- Clayton, ty straciłeś swoją rodzinę. Błagam, nie pozwól, żebym i ja straciła swoją - szepnęła błagalnie. <br />Clay spojrzał się na resztę Nadprzyrodzonych, którzy wpatrywali się w niego z oddali. Byli pewni, że tego nie zrobi. Spojrzał na dziewczynę, która wysłała mu myśl:<br />- <em>Zrób to dla mnie...</em><br />
Blondyn delikatnie poluźnił uścisk. Pierwotny szybko skorzystał z okazji i wyszarpał się. <br />
- Jest wasz - powiedziała cicho. - Ale to nie koniec. Nie zapominajcie, że mogę przyjąć każdą postać. Waszej pani pedagog, kasjerki, woźnego, a nawet najlepszej przyjaciółki. Nigdy nie poznacie mojej prawdziwej twarzy - Zaśmiała się i przemieniła w węża. Wysłała im jeszcze krótką wiadomość:<br />
- <i>Jestem silniejsza niż wam się wydaje...</i><br />
Brunetkę obeszły ciarki. <br />
- Oh, Joseph! - krzyknęła i rzuciła się biegiem w jego stronę. <br />
Nawet nie zauważyła, że mężczyzna wyrywa z rąk Tylera nóż i kieruje go w jej stronę. Wciąż pragnął jej śmierci. Nim dziewczyna się obejrzała, Tyler z całych sił przywarł go do drzewa i nabił na konar. Jego biała koszula natychmiast obeszła czerwienią jego krwi. Nie zdążył już niczego powiedzieć. Spojrzał na Avalon, a jego wzrok był pełen nienawiści i gniewu. Zamknął oczy i skonał. <br />
Brunetka podbiegła do niego. Potrząsała nim. <br />
- Joseph! Nie! Błagam, Joseph! Nie rób mi tego, proszę! - krzyczała, zanosząc się spazmatycznym płaczem. - Nie zostawiaj mnie - szepnęła. - Nie dam sobie bez ciebie rady! - Potrząsała nim, ale on bezwładnie oddawał się pod jej kierownictwo. Jak marionetka. - Joseph... - powiedziała cicho, po czym odwróciła się raptownie. <br />
- Zróbcie coś, do diabła! Uratujcie go! On przecież musi żyć! Nie pozwólcie mu odejść! Skoro jesteście wrzechmocni, to czemu nie zwrócicie mu życia! Błagam was! Zróbcie coś! - wrzeszczała. Podbiegł do niej Tyler, który chciał ją uspokoić. <br />
Położył dłonie na jej ramionach i spojrzał w jej przekrwione, pełne łez oczy. <br />
- On odszedł - powiedział dosadnie spokojnym głosem. <br />
Dziewczyna szybko spoliczkowała go. Z całych sił i na tyle mocno, że jego głowa odchyliła się a policzek nabrał bordowej barwy. <br />
- Jak mogłeś to zrobić?! - wrzasnęła. <br />
- On chciał cię zabić! Nie mogłem na to pozwolić i gdyby zaszła taka konieczność, powtórzyłbym to. <br />
- Chcesz mnie chronić, mordując wszystkich moich bliskich?! To ja mogłam umrzeć! Skoro tak bardzo ci na mnie zależy, to zostaw mnie w spokoju! <br />
Jego oczy zamarły. Wyglądał jak posąg. <br />
- To ty powinieneś zginąć, nie on - powiedziała drżącym głosem, wciąż płacząc. <br />
Oczy Tylera znów wydawały się być czarne. Wyglądały jak drzwi do otchłani, jak nieskończoność. Avalon gubiła się w jego spojrzeniu. Brunet powoli zakładał swój stalowy pancerz, który miał na celu chronić go przed całym światem. Schował wzrok pod gęstymi brwiami, odwrócił się i nie mówiąc nic, użył swoich nadludzkich zdolności i uciekł. <br />
Dziewczyna upadła na ziemię. <br />
<br />
Ivy weszła na posesję Bena. Namówiła Liama, by pomogli tym, co zostali na imprezie. Wszędzie porozrzucane były śmieci, sprzęt i meble. Nie było tam śladu życia. Wszyscy uciekli i blondynka miała nadzieję, że dotarli do domu żywi. <br />Usiadła na schodach i beznamiętnym wzrokiem patrzyła w przestrzeń. Liam podszedł do niej i objął ją. <br />
- Wszystko dobrze? - zapytał przejętym głosem. <br />
Ivy uśmiechnęła się smutno. <br />
- Nic nie jest i nie będzie dobrze - odparła. <br />
Kościelne dzwony zaczęły bić. <br />
Nowy Rok. <br />
W powietrzu zawirowały fajerwerki. Jeden, wielki huk rozniósł się w całym Uniontown. Czyli były jeszcze osoby, które się nie bały wyjść z domu. To dobrze, pomyślała Ivy, bo koszmar jeszcze się nie skończył. <br />
<br />
_______________________________________________________<br />
<strong>od autorki:</strong> Nawet nie wiem co napisać. :P Chyba nie chcę rozstawać się ze światem Avalon... Kiedy piszę kolejny rozdział mogę na chwilę oderwać się od szarej codzienności i pobawić się w "bycie Avalon". To taka fajna odskocznia. <br />Pewnie po tym rozdziale macie wiele pytań np. "Czy Chelsea jest faktycznie zła, co z Avalon i Tylerem, czy Avalon jest z Liamem albo kim jest Pierwotny i jak długo Joseph był łowcą". Na każde z pytań postaram się odpowiedzieć w następnym rozdziale. :)<br />
Będę wdzięczna za komentarze. Doceńcie mój wysiłek, pracę i czas. Chcę wiedzieć co myślicie, bo piszę to nie tylko dla siebie, ale i dla WAS!<br />
Dla Was to moment, a dla mnie to bardzo ważne. Zmotywujcie mnie jakoś do napisania następnego, dwudziestego rozdziału!<br />Chcę też podziękować za poprzednie komentarze i za to, że ze mną jesteście i pomagacie mi się jakoś realizować w pisaniu. Przez Was nawet zaczęłam myśleć o napisaniu książki! hahah<br />Ale to odległa przyszłość ;)<br /><br />
Pozdrawiam i całuję, Ameliaxx</span>Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-77881546896946297622013-05-18T00:33:00.000-07:002013-05-18T00:34:00.984-07:00Rozdział 18<a href="http://www.youtube.com/watch?v=rx7h2thalzQ" target="_blank">Cary Brothers - Belong </a><br />
<br />
<span style="font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="color: #666666; font-family: Times, "Times New Roman", serif;">- Latte? - z ust Avalon wydobył się spokojny, melodyjny głos. Pytanie skierowała do Ivy, wybudzając dziewczynę z przemyśleń. Rzadko zdarzały się chwile, kiedy dziewczyna milczała, więc brunetka była zaniepokojona. <br />- Tak, poproszę - odparła, zawieszając torebkę na oparciu krzesła. <br />Avalon bez słowa poszła po zamówienie, po czym wróciła na miejsce, które zawsze zajmowały w Heal. Stolik przy oknie. Przyniosła ze sobą latte i szklankę świeżego soku pomarańczowego. <br />- No to mów, nad czym tak się zastanawiasz? - zapytała. <br />- Przypomniała mi się śmierć Ashley... Czy to możliwe, że zabił ją Pierwotny? Nie wydaje ci się, że ktoś inny mógł być to zrobić? <br />Avalon przypomniał się feralny wieczór i upadek Ashley z klifu. Doskonale wiedziała, że nie było to samobójstwo i każda część jej ciała podpowiadała, że to Tyler był winowajcą. Odrzucała jednak wszystkie sądne myśli i nie zaprzątała sobie tym głowy. <br />- Musiał zrobić to któryś z łowców - odparła, po czym przylepiła wargi do słomki. - A kogo tak dokładnie miałaś na myśli?<br />- Nie myślisz, że mógł za tym stać Tyler? Wciąż nie daje mi spokoju fakt, że znali się przed jej śmiercią. <br />- Dlaczego miałby to zrobić? <br />- Może z nudów? Nie znasz go? - Uniosła brwi ku górze. <br />Avalon schowała czekoladowe tęczówki pod zasłoną atramentowych rzęs. Mimo wszystko, czuła się tak jakby go nie znała. <br />- Przecież to oczywiste, że wina leży po stronie łowców. Właśnie tym zasygnalizowali swoje przybycie do miasta - szybko zaprzeczyła, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. <br />Ivy spojrzała na nią podejrzliwie. <br />- Dlaczego tak gorliwie go bronisz? - Zaśmiała się, ale Avalon siedziała cicho, miętosząc w dłoniach plastikowy kubek, w którym nalany był sok. - Chryste! Avalon?! Ty chyba nie mówisz na poważnie! - odczytała z jej twarzy jasny znak świadczący o tym, że coś pomiędzy nimi zaszło. <br />Avalon westchnęła lekko i wbiła speszony wzrok w blat stolika, przy którym siedziały. <br />- No nie! Nie gadaj! O Boże, Avalon... Całowaliście się już?! - krzyknęła tak głośno, że wzrok wszystkich osób zebranych w lokalu skupił się na ich dwójce. Avalon natychmiast zgomiła spojrzeniem przyjaciółkę. <br />- A co to ma do rzeczy? <br />- Czyli wszystko jasne. - Jej oczy zabłysnęły z podekscytowania. - A co z Liamem? <br />- A co ma być? Rozstaliśmy się. A z resztą między mną a Tylerem też nic nie ma. Teraz powinnam skupić się na innych rzeczach - odrzekła, przywołując przyjaciółkę na planetę Ziemia. <br />- Jak było? - Uniosła brwi znacząco. <br />- Oh Ivy... Przestań! <br />- Przecież widzę, że ci się podobało. - Zachichotała. <br />Avalon nie zaprzeczyła, bo nie mogła przestać myśleć o tym pocałunku. Jedynie rozmowa z Ivy pozwoliła na chwilę zapomnieć o tym zdarzeniu, ale kiedy tylko mówiła coś o Tylerze, Avalon od razu czuła na wargach słodycz jego ust. <br />- Co z tym zrobisz? <br />- A co mam zrobić? Tyler jest teraz ostatnią osobą, o której chcę słyszeć. Skąd mam wiedzieć, że nie użył na mnie jednej ze swoich sztuczek? - zapytała, chociaż dobrze wiedziała, że tak nie było. - Z resztą, zrobił tak wiele złego. Może masz rację, może to właśnie on zabił Ashley? Ale teraz nie ma czasu na dochodzenia. <br />Avalon skończyła pić swój sok, więc podniosła się i zasunęła krzesło. <br />- Pójdę już - powiedziała. <br />- Do jutra. <br />- Do jutra. <br />Wyszła z baru i udała się w stronę swojego domu. </span></span><br />
<span style="color: black; font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br /><span style="color: #666666;">Ivy kończyła swoją kawę, nawiązując kontakt wzrokowy z przystojnym, wysportowanym blondynem, który usiadł niedaleko niej. W końcu przysiadł się do dziewczyny i uśmiechnął sympatycznie, a jego oczy zabłysnęły. <br />- Witaj - powiedział. - Czy my się skądś nie znamy? - zapytał łagodnym, ciepłym głosem. Ta barwa sprawiła, że Ivy od razu poczuła, że może mu zaufać. Otoczyła ją niewidzialna, otępiająca nić. Od tego chłopaka biła niezwykła, trudna do zidentyfikowania energia. <br />Nagle zaczęło robić się duszno, więc zdjęła żakiet. A może kurtkę? Nawet nie pamiętała co rano ubrała. <br />Zakręciło jej się w głowie i było jej niedobrze, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. Chichotała i wpatrywała się w oczy chłopaka. Czy tylko jej się wydawało czy przez chwilę widziała w nich czerwone iskry?<br />- Czy tu cały czas było tak gorąco? - zapytała, chociaż wcale nie chciała tego powiedzieć na głos. Paplała jak najęta i mówiła wszystko, co ślina przyniosła jej na język. <br />Zaczęła kiwać się na krześle, na którym siedziała, więc tajemniczy nieznajomy szybko pomógł jej się podnieść. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Uległa chłopakowi i pozwoliła się zaprowadzić do jakiegoś dziwnego miejsca. Nagle, zrobiło jej się dziwnie chłodno i nieprzyjemnie. Coś rzuciło nią o podłogę. Obiła sobie pupę i bardzo ją bolało, ale nie miała siły żeby się podnieść. We wrzechobecnej bieli wyróżniał się tylko cień jakiejś postaci. Chciała mówić, ale miała do bólu zaciśnięte gardło. Mogła się jedynie śmiać. <br />- A teraz posiedzisz sobie tutaj i zaśniesz. Spokojnie, ze względu na to, że mi się podobasz, wybrałem dla ciebie najłagodniejszą ze wszystkich możliwych śmierci. - Usłyszała jakiś głos, ale zignorowała go. <br />Czemu, do cholery, tam było tak zimno? Czemu nie mogła się podnieść i dlaczego bolał ją każdy fragment jej ciała? <br />Usłyszała tylko trzask drzwi i znowu się zaśmiała, po czym zmrużyła powieki.<br />
<br />Tyler razem z Claytonem weszli do Heal i zaczęli rozglądać się dookoła za Avalon i Ivy. Byli pewni, że je tam znajdą. <br />- Powinny tu być - powiedział Clay. <br />- Chodź, poszukamy ich gdzieś indziej. - Tyler skierował się w stronę drzwi. <br />- Chwila! Zaczekaj! - Szarpnął go za rękaw skórzanej kurtki i przyłożył dwa palce do skroni. Czuł wyraźnie znajomą aurę, ale ogień, którym dotychczas płonęła, przygasał. Tę aurę mógł wszędzie rozpoznać. Piękna, świetlista, ale pełna temperamentu i ognia. <br />Czuł obecność Ivy. <br />- <em>Wiem gdzie jest</em> - wysłał myśl Tylerowi. - <em>Zahipnotyzuj wszystkich. Niech opuszczą bar.</em><br />Na szczęście, w lokalu panował wyjątkowo niewielki ruch. Clayton podbiegł do jednej z kelnerek, której Tyler jeszcze nie zahipnotyzował. <br />- Przepraszam, mają państwo tutaj jakąś chłodnię? - zapytał uprzejmie mając nadzieję, że odpowie, nie zadając zbędnych pytań. <br />- Oczywiście, znajduje się na zapleczu. Jakiś problem? - odparła. <br />- Nie, dziękuję. - Uśmiechnął się grzecznie, po czym posłał Tylerowi znaczące spojrzenie, by zahipnotyzował dziewczynę, z którą przed chwilą rozmawiał. <br />Lokal po chwili opustoszał i znajdowali się w nim tylko Tyler z Clayem. Blondyn szybko pobiegł na zaplecze. Do chłodni prowadziły duże, metalowe drzwi. Rozwalił zamek i otworzył je, po czym wtargnął do środka. <br />Ivy leżała na ziemii. Podniósł ją. Była lodowata i blada jak ściana. Tyler w tym czasie zamknął drzwi i zasłonił żaluzje. Położyli blondynkę na barze. <br />Otworzyła delikatnie oczy. Oni szybko ściągnęli z siebie kurtki i okryli ją nimi. Pomogli jej usiąść na barze. Trzęsła się z zimna. <br />- Co się stało? - zapytał raptownie Tyler, nie mogąc znieść irytującej ciszy, która nic nie wyjaśniała. <br />- Nie pamiętam - odparła. - Podszedł do mnie jakiś chłopak, było mi niedobrze, a później słyszałam jak coś mówił, ale nie pamiętam o co chodziło. No i obudziłam się tutaj. - Zaczerpnęła dużo powietrza. <br />- Chyba za dużo wypiłaś. - Zakpił Tyler. - Następnym razem pohamuj swoje popędy. Nie byłoby najlepiej gdyby znalazł cię jeden z pracowników. <br />- Zamknij się - mruknął Clay. - Czujesz się lepiej? - zapytał troskliwie. Jego głos był bardzo szczery i przejęty. Avalon całkiem słusznie uważa go za swojego przyjaciela, pomyślała Ivy. <br />- Tak, czuję się lepiej, ale nie pamiętam... Nie mam pojęcia co się stało. - Złapała się za głowę. - Boże, jak mnie boli - jęknęła. <br />- No to jest nas trójka - powiedział Tyler, opierając się o stolik. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. <br />- Nie piłam dzisiaj alkoholu i czułam się doskonale. Kiedy Avalon poszła, ktoś się do mnie przysiadł. - Powoli wracała pamięcią do wcześniejszych wydarzeń. Jej głowa pękała i czuła się tak, jakby ktoś uderzył ją młotkiem prosto w kość potyliczną. <br />- Zwykły człowiek raczej nie zamknąłby swojej ofiary w wielkim zamrażarniku - powiedział Tyler.<br />- Łowca? - zapytała. <br />- Niewątpliwie. Tylko dlaczego cię od razu nie zabił? <br />- Chyba rozmawialiśmy, ale nie pamiętam o czym - szepnęła, usiłując sobie przypomnieć. - No dobrze, a wy co tutaj robicie? - zapytała, wciąż rozmasowując skronie. <br />- Wybierasz się gdzieś trzydziestego pierwszego? <br />- Tak, razem z Avalon miałyśmy zamiar pójść do Bena. Co roku organizuje u siebie imprezę sylwestrową. <br />- W takim razie musisz zmienić plany, jeśli chcesz wrócić do domu w jednym kawałku. <br />- Nie ma szans! Nie przegapię tego! <br />- To jest jedno z największych wydarzeń całego roku, na które przyjdzie cała niewyżyta młodzież i naprawdę sądzisz, że łowcy nie wykorzystają okazji, żeby komuś oderwać głowę? Ciebie ma już na celowniku, jeśli dowie się że przeżyłaś... Uwierz, następnym razem nie schowa cię w chłodni - powiedział Tyler dosadnie, łapiąc ją za ramię. Posłał w jej stronę sztucznie uprzejmy uśmiech, na widok którego Ivy obchodziły dreszcze. <br />- W takim razie nie pozwólmy, żeby miał okazję na następny raz. Do Sylwestra zostało kilka dni. Mamy całkiem sporo czasu na przygotowanie się. <br />
- Kochanie, ja na to przygotowywałem się przez całe życie. - Uśmiechnął się Tyler. <br />- Skoro łowca cię nie zabił teraz, najwidoczniej nie chciał lub zostawił sobie ciebie na później - powiedział Clayton. <br />- Raczej nie chcę się przekonywać, którą opcję wybrał... <br />- W takim razie postanowione. Wybierzemy się na imprezę do Bena i rozlejemy trochę krwi. <br />- To chyba jest coś w czym się specjalizujecie. - Westchnęła Ivy i zeskoczyła z baru. <br />- Jeśli chcesz wiedzieć w czym się specjalizuję, przyjdź do mnie wieczorem w fikuśnej bieliźnie. - Puścił jej oko. <br />Blondynka przewróciła oczami i odwróciła się od niego. Podeszła do Claytona i przytuliła go. Chłopak był na początku zdziwiony, ale odwzajemnił uścisk, który był dla Ivy całkowicie naturalny i spontaniczny. <br />- Dzięki za ratunek. - Uśmiechnęła się i udała w stronę drzwi, pozostawiając ich samych w lokalu. Blondyn wciąż był zdziwiony jej zachowaniem. <br />- Nie ma za co! - krzyknął Tyler z przekąsem i podążył za nią. <br />
<br />Było już kilka dni po świętach Bożego Narodzenia, które Avalon spędziła razem z Jasonem i Josephem. Joe starał się jak mógł, żeby święta wyglądały jak w normalnej, amerykańskiej rodzinie, ale każde z nich wiedziało, że tak nie jest. <br />Dziewczyna ze zdolnościami paranormalnymi, jej brat, który wie o wszystkim, ale oboje udają, że tak nie jest i mężczyzna, który stara się jak może, żeby wiązać koniec z końcem. Na dodatek, Jason z dnia na dzień był coraz bardziej przygnębiony. Nie odzywał się i całymi dniami przesiadywał w swoim pokoju. <br />Dom przestał być dla nich domem, bo czuli się w nim obco. Był jedynie schronieniem, zadręczającym wspomnieniami i przeszłością. Po śmierci Gabrielle, zmieniło się wszystko. <br />Dnie dzielące Boże Narodzenie i Nowy Rok, były dniami wolnymi od szkoły. Padało dużo deszczu, a niebo nieustannie było zachmurzone. Każdy z Nadprzyrodzinych wiedział, że było to związane z rozstrzygnięciem, które miało się wkrótce odbyć. Powietrze zgęstniało tak, że możnaby było powiesić na nim siekierę. <br />Avalon słuchając radia, zmywała naczynia po kolacji. Usłyszała pukanie do drzwi, więc szybko wytarła mokre od piany dłonie i otworzyła. <br />Na wycieraczce stał Liam. Dziewczyna się tego nie spodziewała, ale bardzo się ucieszyła na jego widok. Był namiastką starego, normalnego życia, które powoli traciła. Przytuliła się do niego i nawet przez chwilę nie wydawało jej się to dziwne czy niezręczne. Dobrze jej było ze świadomością, że Liam jest jej przyjacielem. <br />- Jak się masz? - rzucił radośnie na przywitanie. Wyglądał na zmęczonego. Jego oczy były opuchnięte, a czupryna rozczochrana. <br />- Proszę, nie pytaj. - Uśmiechnęła się smutno i gestem zaprosiła go do kuchni. Usiadł na stołku pozwalając, by dziewczyna dokończyła zmywanie naczyń. <br />- Podgłośnij - powiedział w pewnym momencie. <br />Dziewczyna przekręciła gałkę, która zwiększyła głośność radia. Właśnie leciały fakty. Avalon zastygła słysząc o kolejnym morderstwie. Jakiemuś małżeństwu poderżnięto gardła. Obydwoje spojrzeli na siebie znacząco, z trudem przełykając ślinę. Nie musieli używać słów, bo pomyśleli o tym samym. <br />Łowcy.<br />Avalon w końcu osunęła się na kanapę i nawet nie wycierając mokrych dłoni, schowała w nie twarz. Nie malowała rzęs maskarą, więc się nie rozmazała. Liam podszedł i objął ją. Teraz potrzebowała tylko obecności drugiej osoby. Człowieka bez żadnych super mocy. <br />Słyszała szybkie bicie jego serca. <br />- Chodź, zaprowadzę cię gdzieś - powiedział cicho, złapał jej dłoń i wyszli z jej domu. <br />Szli ciemnymi alejkami. Było już późno i ciemno. Mało kto pałętał się o tej godzinie na ulicach. Ciągnął ją za sobą. Weszli na wzgórze, gdzie znajdowała się stara altanka ze spróchniałego drewna. Mało kto o niej wiedział. Niedaleko znajdowało się ich liceum. <br />- Pamiętasz jak tutaj chodziliśmy w pierwszej klasie? To między innymi tutaj odbywały się nasze pierwsze randki. Rozmawialiśmy o szkole i o tym, jak bardzo wkurzają nas nasi starsi. Później udało mi się dostać do drużyny futbolowej. Miałem najlepszą dziewczynę na świecie i wszystko układało się tak doskonale. Pierwszy rok był świetny. - Zaśmiał się, powodując jednocześnie, że w jej policzkach również pojawiły się dołeczki. <br />- Pamiętasz jak po raz pierwszy paliliśmy papierosy i przyłapały nas nauczycielki albo jak Freddie chciał wystąpić na scenie, a ty ściągnąłeś mu spodnie? Wszyscy się śmiali, a my chyba najgłośniej. Uwielbiałam wspólne ogniska i imprezy. Zawsze było tak radośnie i beztrosko. - Przysunęła się bliżej niego i oparła głowę na jego ramieniu. - Często siadaliśmy tutaj i liczyliśmy gwiazdy albo oglądaliśmy kształty wędrujących po niebie chmur. <br />- Albo jak się całowaliśmy na przerwach. <br />Avalon szturchnęła go lekko w bok, zanosząc się śmiechem. <br />- Ale później zginęła moja mama i pojawiła się Chelsea z całą zgrają. Wszystko się zmieniło. Jason zamknął się w sobie, a ja nie dawałam rady. A teraz na siłę próbuję udawać, że wszystko jest dobrze. Wiesz co? Wcale nie jest! <br />- Wykrzycz to! <br />- Słucham?<br />- Wykrzycz to! Nie pamiętasz już jak krzyczałaś z dachu, że matematyczka jest starą, zrzędliwą jędzą, a Melody ze starszej klasy to wstrętna dziwka? No dalej Avalon! Wykrzycz to! Niech cały świat to usłyszy! - zachęcał ją. <br />Avalon wstała i przez chwilę wpatrywała się w rozciągający się przed nią krajobraz. Widziała małe miasteczko, które tak kochała, w którym się wychowała, a które jednocześnie sprawiło jej tyle bólu i cierpienia. Jej emocje się skumulowały i zapomniała na chwilę o całym świecie. <br />- Jestem Avalon Price! Mam dość ukrywania się ze swoimi emocjami! Nie chcę już tak dłużej żyć! Nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku! Tęsknię za tym co było kiedyś! Tęsknię za tym wszystkim co straciłam! Tak naprawdę nigdy się o to nie prosiłam! Nie chciałam i nie chcę tego przekleństwa! Chcę w końcu zacząć normalnie żyć! - wrzasnęła, po czym spojrzała się na Liama. - A mój przyjaciel zmusza mnie do głupich rzeczy! - Zaśmiała się razem z nim. Od dawna nie było jej tak dobrze. <br />Podeszła do niego.<br />- Tęsknię - powiedziała cicho. <br />- Za czym?<br />- Za mamą, za tym wszystkim co było, za tobą... <br />Założył kosmyk włosów za jej ucho, a ona przytuliła się do niego mocno. <br />- Dziękuję, że chociaż na chwilę pozwoliłeś mi być szczęśliwą - szepnęła. <br />
<br />Avalon zapukała do drzwi Jasona, który od dłuższego czasu siedział w swoim pokoju. Nie usłyszała zaproszenia, ale postanowiła naruszyć jego prywatność bez wyraźnego pozwolenia. <br />- Nie przypominam sobie, żebym pozwolił ci wejść - mruknął. <br />Siedział przy biurku i znowu bazgrał coś na kartce. <br />- Jason, co się dzieje? - zapytała, kładąc dłoń na jego ramieniu. <br />Co za niedorzeczne pytanie, pomyślała. Dokładnie wiedziała co się dzieje, ale tylko tyle zdołała z siebie wydusić. <br />- Wiesz dobrze co się dzieje - warknął. - Gdzie jest Mackenzie? Chelsea uwięziła ją w pokoju czy może Michael wywiózł do innego stanu? <br />Brunetka westchnęła ciężko. <br />- Jason, to nie jest tak - powiedziała cicho, wplątując palce we włosy. Nie miała zamiaru udawać, że nie wie o co chodzi. Jason doskonale wiedział o wszystkim. O niej, Makcenzie i całej reszcie. Nie wiedział tylko o jednym. <br />O jej śmierci. <br />A Avalon nie potrafiła tego powiedzieć. To było już zbyt wiele i wiedziała, że gdyby tylko wyjawiła prawdę chłopakowi, nie udźwignąłby jej. <br />- Mackenzie wyjechała z Uniontown, bo groziło jej niebezpieczeństwo - powiedziała, chowając wzrok pod zasłoną rzęs. Nie potrafiła powiedzieć tego, patrząc mu prosto w oczy. <br />- Czy będę kiedykolwiek mógł ją zobaczyć? - zapytał głosem pełnym żalu, ale jednocześnie pewnym i świadomym. Zupełnie jakby spodziewał się tej informacji z jej ust. <br />- Nie sądzę - szepnęła, a jej głos stał się ochrypły. <br />- Oczywiście... Bo czy liczy się inne dobro niż mojej siostrzyczki Avalon Price? - Zaśmiał się smutnym, ale jednocześnie kpiącym śmiechem. Na jego twarzy mieszała się złość i smutek. <br />- Ona musiała wyjechać - powiedziała dosadnie. <br />Chłopak nie mógł już wytrzymać. Pragnął podnieść się z wózka, ale nie potrafił. Zrzucił dłonią wszystko co leżało na biurku tak, że wylądowało na ziemii. Pośród zrzuconych rzeczy, dziewczyna dostrzegła mnóstwo rysunków Mackenzie. Była naprawdę bardzo podoba... Avalon podeszła do brata, ukucnęła przy nim i objęła go. <br />- Damy radę, obiecuję - szepnęła, kołysząc nim lekko. <br />- Obiecywałaś mi to już tyle razy - odparł. - Wybacz, ale ośmielę się wątpić w twoje obietnice. <br />- Przykro mi, ale tak będzie lepiej. - Spojrzała w jego oczy, starając się dodać mu otuchy. <br />Na marne. <br />- Próbujesz oszukać mnie czy samą siebie? <br />- Ja nikogo nie oszukuję. Ja po prostu chcę odzyskać mojego braciszka. <br />Avalon przytuliła się do brata, który schował twarz w dłonie. Robiła wszystko, by nie zauważył, że też płacze. <br /><br />od autorki: Co myślicie? :-)<br />Może zbyt wiele się nie działo, ale to dobrze, bo następne 2 rozdziały będą bardzo emocjonujące. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli! <br />Na 20 rozdziale skończę 1 część opowiadania. Czy będę dalej pisała TUS (The unique skills)? To zależy też od Was! <br />Proszę! Błagam! Zmotywujcie mnie do dalszej pracy nad rozdziałami! :) Będę wdzięczna za komentarze i dziękuję za poprzednie. <br />Buziaki, Ameliaxx<br />ps. Czy moje czytelniczki prowadzą jakieś blogi? :D Chętnie sobie coś przeczytam, bo ostatnio rzadko odwiedzałam zakładkę SPAM przez brak czasu. Proszę o linki! :))</span></span></span>Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-15840211585709481942013-05-12T08:22:00.000-07:002013-05-12T11:18:56.803-07:00Rozdział 17<span style="color: black; font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="font-family: Times;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=fSPOCVjla_4" target="_blank">Florence + The Machine - Over The Love</a></span></span><br />
<span style="color: black; font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="font-family: Times;"> </span></span><br />
<span style="font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="color: #666666; font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Tyler otworzył samochodowe drzwi przed Ivy, która rozczesywała palcami potargane przez wiatr, złociste włosy. Jechali nowym bmw Tylera i mimo usilnych starań i próśb dziewczyny, brunet nie zasunął dachu. <br />Oddychali spokojnie, chociaż byli zdenerwowani. Posyłali w swoją stronę jedynie znaczące spojrzenia. <br />- Wiesz co masz mówić - rzucił, kiedy ruszyła w kierunku jednej z kamienic w Pittsburgu. Było już późno, a ona marzyła jedynie o ciepłym łóżku, czasopiśmie i szczotce do czesania. Jednocześnie wciąż myślami była z Avalon, która potrzebowała jej pomocy. Zdeterminowała się do działania i powiedziała hardo:<br />- Tak, wiem co mam robić. Nie musisz mnie pouczać. - Zmaglowała go spojrzeniem pełnym dezaprobaty. <br />- W takim razie idź i nie wracaj tutaj bez niego - odrzekł. <br />Blondynka nacisnęła klamkę i weszła do wnętrza niewielkiej kamienicy. Dzielnica, na której się mieściła była wyjątkowo spokojna i cicha jak na jedną z dzielnic nieustannie tętniącego życiem miasta. <br />Było w niej coś bardzo niespokojnego, ciężkiego i przytłaczającego. W powietrzu unosił się swąt śmierci i odczuwała to nawet Ivy, chociaż nie miała żadnych niezwykłych zdolności. Dziewczyna była pewna, że Tyler również to czuje i że właśnie ta tajemnicza moc sprowadziła Ethana do tego miasta. <br />Zapukała do drzwi. To właśnie tam miał znajdować się Ethan, który - jak twierdził Tyler - często odwiedzał przyjaciół, mieszkających w Pittsburgu. <br />Miejsce było obskurne, ale Ivy się z tym nie liczyła. Zapukała do drzwi, zza których słyszała głośną muzykę. Nikt nie otworzył, chociaż była pewna, że to dobry adres. <br />Zaczęła walić pięściami o bukowe drewno, ale kiedy jej starania nie przyniosły oczekiwanego skutku, odwróciła się, by zanieść złe wieści Tylerowi, który czekał na zewnątrz. <br />Krzyknęła, a jej serce zaczęło walić szaleńczym rytmem z siłą młota. <br />Tuż przed nią stał Ethan. Czuła jego spokojny, równy oddech na swojej skórze. Szybko przycisnął swoją dłoń do jej ust, tłumiąc jej wrzask. <br />- Ivy - powiedział szarmanckim, pełnym wdzięku głosem, po czym uśmiechnął się przebiegle. <br />Dziewczyna przełknęła bardzo powoli gęstą ślinę, mierząc się z nim w pojedynku na spojrzenia. Nie chciała ulec, ale jego wzrok był tak intensywny, że zamknęła oczy. <br />On uniósł delikatnie jej brodę, ale ona szybko się mu wyrwała. <br />- Przestraszyłeś mnie - odparła zmanierowanym głosem, poprawiając swoją limonkową, pogniecioną tunikę. <br />- Znalazłaś mnie - oświadczył spokojnie, ignorując jej uwagę. - A więc powiedz kochana, czego potrzebujesz? - zapytał, unosząc brwi. <br />Doskonale wiedział, że przychodzi do niego z jakąś prośbą. <br />Nienawidziła kiedy ktokolwiek mówił do niej "kochanie", a szczególnie nienawidziła tego słowa z jego ust, mimo, że posługiwał się porażającym, brytyjskim akcentem. <br />- Avalon umiera. To przez łowcę, który ją zaatakował. Musisz jej pomóc - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. <br />- Oh, ależ ja niczego nie muszę. - Zaśmiał się cicho. <br />Krew Ivy się zagotowała. Przytupnęła nawet nogą, by podkreślić jak bardzo jest wściekła. <br />- Jesteś egoistą - zarzuciła mi, nie odwracając wzroku. - Masz tak ogromną siłę i nawet nie potrafisz jej wykorzystać. Nie bez powodu zostałeś obdarzony! Zrób coś, ona cię potrzebuje - powiedziała żarliwie, a jej oczy zaszkliły zgoszkniałe łzy. <br />- Musisz być naprawdę odważna, skoro nazywasz egoistę kogoś, kto bez większego problemu może skręcić ci kark. <br />- Nie zrobisz tego - warknęła pewnym głosem, który nawet na chwilę nie zadrżał. Nie brakowało jej odwagi. <br />- Chcesz się przekonać? - Uniósł prowokacyjnie brwi. <br />- Uratuj ją, a udowodnisz mi, że się mylę. Udowodnisz, że wcale nie jesteś egoistą.<br />- Nie muszę nic nikomu udowadniać, droga Ivy. A już na pewno nie tobie. - Odwrócił się na jednej pięcie, ale blondynka szybko zareagowała. <br />- Zaczekaj! A co jeśli... - Przełknęła ślinę. - Umówię się z tobą? - zaproponowała niepewnie. Czuła się jak skończona idiotka, proponując mu to, ale mogłaby zrobić wszystko dla przyjaciółki.<br />- Naprawdę myślisz, że aż tak mi na tobie zależy? - zapytał, nie odwracając się w jej stronę. <br />- Gdyby tak nie było, pewnie już byś mnie zabił - odparła. <br />Ładna i do tego całkiem mądra, pomyślał. <br />- Zgoda. <br />- W takim razie jedźmy. Mamy mało czasu. - Podążyła w stronę drzwi, ale on zatrzymał ją silnym uściskiem nadgarstka i przyciągnął do siebie. Jednym, sprawnym ruchem zgarnął jej włosy na jeden bok i niemalże dotknął wilgotnymi wargami nagiej szyi dziewczyny. <br />Przez chwilę była przestraszona, ale w końcu poddała się jego spojrzeniu. <br />- Pojadę swoim samochodem - szepnął do jej ucha, po czym puścił jej oko i wyszedł z kamienicy. <br />Dopiero teraz przypomniała sobie o oddychaniu. Kiedy był przy niej, ogarniał ją paraliż każdej części ciała, mięśnie wiotczały i zapominała języka w ustach. Zaczerpnęła głośno powietrza, uspokajając wszystkie myśli, które galopowały jak dzikie konie w jej umyśle. Przez chwilę myślała, że zemdleje, ale oparła się o zimną ścianę. Było jej lepiej. <br />Miała jeszcze tyle pytań do Ethana, ale teraz nie miało to nawet najmniejszego znaczenia. Liczyło się to, by czym prędzej wrócić do Avalon.<br />Zlekceważyła ciarki, które obeszły jej ciało, kiedy opuszczali samochodem dzielnicę. Miała dziwne wrażenie, że jeszcze tu wróci...</span></span><br />
<span style="font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br /><span style="color: #666666;">Tyler powierzył Claytonowi opiekę nad Avalon i miał nadzieję, że Chelsea nie udało się do nich dotrzeć. Brunet razem z Ivy i Ethanem wbiegł na górę po schodach i otworzył drzwi kopniakiem. <br />Avalon leżała na łóżku. Jej twarz poszarzała i zbledła. Włosy nie były tak aksamitnie jak zawsze. Wyglądały na zniszczone, a miejscami nawet posiwiały. Każdy kto znał Avalon Price, nie rozpoznałby jej. <br />Tyler - najsilniejszy z całej piątki - bez trudu odepchnął Claya, który czuwał na jego łożu przy brunetce. Nabyta zdolność powstrzymywania emocji pozwoliła, by się na niego nie rzucił.<br />- Zrób coś - rozkazał Ethanowi groźnym głosem. Tyler zawsze nad nim dominował, ale teraz musiał trochę zejść z tonu, żeby rozkapryszony Ethan ją wyleczył. <br />- Naprawdę ci na niej zależy... - Uśmiechnął się z nieukrywaną kpiną. <br />Tyler spojrzał na niego z zacięciem, ale nie mógł zaprzeczyć, chociaż potrafił doskonale kłamać bez najmniejszego zawahania. <br />- Zrób coś, do cholery! - wrzasnął i ledwo powstrzymał się od wymierzenia ciosu. <br />Ethan zaśmiał się pod nosem. Był na wygranej pozycji, a Tyler nie mógł wytrzymać tego ani chwili dłużej. Chwycił bruneta za szyję i zacisnął dłoń z całych sił tak, by Ethan się udusił. Nie myślał o żadnych konsekwencjach. Jego twarz nabrała koloru bordowego. Tyler miał ochotę wyłamać mu kości obojczyka i stłuc na kwaśne jabłko.<br />Wystarczył jeszcze moment, krótka chwila... Nagle Ivy wkroczyła pomiędzy nich i odepchnęła Tylera od chłopaka. <br />Wyraz jego twarzy wprawił ją w osłupienie. Jego źrenice płonęły czystą nienawiścią, ekstazą z zadanego mu bólu i rządzą mordu, tęczówki poczerniały. Było w nich coś tak niezwykle mrocznego i złego, że jej ciało na wskroś przeszły dreszcze. Przeraziła się. <br />Po chwili, uspokoił się i powiedział do Ethana przygaszoną barwą głosu:<br />- Pomóż jej - mruknął i wycofał się. Stanął w framudze. <br />Ethan uklęknął przy dziewczynie i położył dłoń na jej klatce piersiowej. Przycisnąwszy ją trochę mocniej, do jej serca, zamknął oczy. Chwilę to trwało i nagle, poruszyła się. Jej włosy powoli odzyskiwały kolor, a skóra stawała się jędrna i połyskliwa. Wargi ponownie się zaczerwieniły, a rzęsy zgęstniały i nabrały atramentowego koloru. <br />Jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie... <br />Podniosła się gwałtownie, łapczywie czerpiąc powietrza do płuc. Ivy natychmiast rzuciła się w ramiona przyjaciółki. <br />- Dobrze, że jesteś - powiedziała cicho, wtulając twarz w jej włosy. <br />- Jak się czujesz? - zapytała Avalon, uśmiechając się delikatnie. Jej głos nadal był ochrypły i na pewno nie brzmiał jak jej głos, ale nie miało to najmniejszego znaczenia.<br />- Zwariowałaś?! Leżałaś tutaj, będąc jedną nogą w grobie i to mnie się pytasz jak się czuję? Jestem szczęśliwa, że jesteś - Mocno uściskała jej szczupłe, delikatne dłonie. <br />- Wierzyłam, że się uda. - Obdarzyła ich promiennym uśmiechem. - A co z Josephem?<br />- Rozmawiałam z nim. Myśli, że śpisz u mnie i uczymy się na egzaminy. Jest tak zapracowany, że nie zwrócił na to większej uwagi. Teraz powinnaś odpocząć, Avalon. <br />- Czuję się naprawdę dobrze. To ty powinnaś odpocząć. <br />- Odprowadzę ją - powiedział Ethan i razem z Clayem i Ivy, zeszli na dół. <br />Brunetka wstała, ale szybko straciła równowagę i upadłaby gdyby nie Tyler, który posługując się nadludzką prędkością, znalazł się tuż przy niej i podtrzymał ją. <br />- Potrzebujesz czegoś? - zapytał. <br />- Dziękuję ci - szepnęła. <br />- Za co?<br />- Za to, co dla mnie zrobiłeś. Uratowałeś mnie.<br />- Zdarza się - odparł.<br /> - Mogę cię o coś zapytać? - Spojrzała w jego oczy. <br />Pokiwał lekko głową. <br />- Dlaczego to zrobiłeś?<br />- Nie wątpię w twój intelekt i jestem pewien, że wiesz, dlaczego to zrobiłem.<br />- Chciałabym to usłyszeć - powiedziała pewnie, oczekując dwóch, niezwykle potężnych słów, które miały zaatakować ją jak kula armatnia. <br />Nie odpowiedział, chociaż była niemalże przekonana, że do jej uszu dotrze wyznanie, którego od dawna oczekiwała, a którego nie powiedział jej jeszcze wprost. <br />- Nie powinnaś mnie o to prosić - odrzekł bez zastanowienia, nie odwracając wzroku od jej oczu, mieniących się niczym szmaragdy. <br />- Ja pamiętam... Pamiętam ten pocałunek - szepnęła, wtapiając wzrok w jego posągową urodę. <br />Dotknęła jego dłoni, ale on ją odsunął. <br />- Byłoby lepiej, gdybyś zapomniała. O wszystkim - powiedział surowo, patrząc prosto w jej oczy. <br />- Myślałam, że tego chcesz.<br />- Ja też tak myślałem - odparł i wyszedł z pokoju, pozostawiając ją samą. </span></span></span><br />
<span style="color: black; font-family: "MS Shell Dlg 2";"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br /><span style="color: #666666;">Szedł jedną z ulic Uniontown. Było już późno, ale nieznajome postacie pałętały się w mroku.<br />Mrok, ciemność i zło od zawsze było czymś, co intrygowało i fascynowało ludzi. Budziło przestrach, ale jednocześnie było obiektem pożądania.<br />Zatrzymał się, gdy zobaczył Chelsea stojącą nieopodal mostu Helmsdale. Podszedł do niej szelmowskim krokiem. Nie uraczył jej spojrzeniem, a wzrok skierował na wodę, która była wyjątkowo spokojna. <br />- Wiele cię ominęło. <br />- Akcja ratunkowa kochanej, bezbronnej Avalon, która sama nie wie czego chce? Nie, dziękuję. Już chyba wolę odciąć sobie palce - odparła beznamiętnie. <br />- Dzisiaj mogła być moja, a ja się wycofałem. Jestem głupcem - westchnął. - Kiedy się przebudziła zrozumiałem, że nigdy nie będzie należała do mnie - dodał. <br />Chelsea podniosła wzrok i spojrzała na niego. <br />- Uwierz w to, że jesteś kogoś wart, proszę. Tyler, nie posądzaj się o całe zło tego świata... Zasługujesz na miłość. Każde z nas zasługuje.<br />- Nie rozumiesz? Spojrzałem w jej oczy i przez moment jedyne co widziałem to było swoje odbicie. Ona przeznaczona jest dla kogoś z dobrymi intencjami. Ja mogę jedynie wprowadzić piekło do jej życia. <br />- Z tego co wiem, już to zrobiłeś. Za późno już na moralność i szlachetność... <br />- Nasze życie to jedna, egzystencjalna pustka. - Spojrzał w wodę, w której jak w zwierciadle ujrzał swoje odbicie. <br />- Nie myślałeś nigdy, że to wszystko ma jakiś sens? Że jesteśmy tu po coś? Że musimy wypełnić swoje przeznaczenie?<br />- Nie. Staram się nie zatruwać niepotrzebnie swoich myśli bzdurami. <br />- A twoja miłość do niej nie zatruwa ci myśli? <br />- Do diabła... - mruknął. - Czujesz to? Powietrze jeszcze nigdy nie było tak gęste, a chmury jeszcze nigdy nie były tak siwe. Zło się zbliża, a ta energia nas omamia. Pierwotny już wkrótce zaatakuje i będziemy musieli walczyć. <br />- Co nas tutaj trzyma? Nawet jeśli przegramy... Nie mamy już nic do stracenia. <br />- Mylisz się, Chelsea. Trzyma nas tutaj pragnienie zemsty. Chcę zobaczyć, jak Pierwotny kona i odpowiada za całe piekło, które wyrządził. Wraz z jego śmiercią, umrze każdy tropiciel i będziemy nareszcie wolni. Nie będziemy musieli przed niczym uciekać, posiądziemy władzę i wygramy. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by Pierwotny cierpiał w męczarniach, zanim zginie. Pomścimy Mackenzie i nasze rodziny. Choćbym miał zginąć razem z nim, nie odpuszczę. To wszystko trwa już za długo... - mówiąc to, przypomniał sobie swoją rodzinę, w której się wychował. Jego członkowie spłonęli razem z domem. Wszyscy. Żadne z nich się nie uratowało.<br />Musieli zginąć, by uratować Tylera, który uciekł przed łowcami. Zabili niewinnych ludzi tylko dlatego, że go nie wydali. <br />Nie mógł ich nawet pochować, bo zamienili się w proch... Pełen nienawiści, żalu i rozpaczy wyruszył na północ, gdzie poznał Michaela. To on przedstawił mu Chealsea i Ethana, którzy również wyróżniali się nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Następnie doszedł do nich Clayton i Mackenzie. <br />Łączyło ich jedno. Pragnienie zemsty na łowcach. <br />- Damaris już wkrótce rzuci klątwę... Teraz musimy czekać. <br />- Czekaliśmy już za długo... - odparł, po czym rzucił jednym z kamieni w wodę. <br />- A więc co chcesz teraz zrobić? <br />- Na pewno się nie poddam. <br />- Jesteśmy w tym razem. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Jak rodzina. <br />- Jak rodzina - zawtórował jej słowom, zdając sobie sprawę z tego, że ta piątka osób to jedyne co mu zostało. <br />Odwrócił się i odszedł w mrok, pozostawiając Chelsea samą na pastwę nocy. __________________________________________________________<br />No cóź, przyznam się szczerze, że było mi przykro widząc tak niewielką liczbę komentarzy, po ostatnich opiniach, których było aż 23. Chyba zbyt szybko się przyzwyczaiłam... No trudno. :) <br />Zobaczę czy zakończę wszystko na dwudziestym rozdziale czy będę pisała dalej.<br />Wiem jedno. Jeśli nie będę miała dla kogo pisać, nie będę tego ciągnęła na siłę. <br />Mimo wszystko dziękuję gorąco wszystkim komentującym. Kocham Was! Dajecie mi mnóstwo satysfakcji z tego co robię i dodajecie mi skrzydeł. <br />Proszę, jeśli czytasz, skomentuj. Doceńcie moją pracę i starania. Kilka słów może dać niezwykle dużo. :)<br />Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego tygodnia, Ameliaxx</span></span> </span>Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-73283371799982023762013-05-05T07:41:00.002-07:002013-05-12T08:25:46.554-07:00Rozdział 16<a href="http://www.youtube.com/watch?v=U_XN0gxhIH4" target="_blank">Christel Alsos - Found </a><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Wokół Avalon snuła się gęsta, mleczna mgła, która zasłaniała jej widoczność.
Drzewa kołysały się <span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">łagodnie pozwalając, by uszy dziewczyny drażnił szelest
liści. <br />
Szła powoli. Machała dłońmi, jakby chciała odgarnąć nimi ciężkie i gęste
powietrze. Czuła napierający na nią niepokój i lęk, ale nie uległa mu. Miała
już dość poddawania się i była gotowa, żeby stoczyć walkę. <br />
Chłód tulił jej gołe nogi. Miała na sobie tylko zwiewną, muślinową sukienkę w
groszki, którą bawił się wiatr. <br />
Bose stopy stąpały po leśnej ściółce. Spojrzała w górę, ale konary drzew
pozwalały tylko, by zobaczyła niewielkie skrawki atramentowego nieba, które
rozświetlało kilka maleńkich punkcików. <br />
Stanęła. <br />
Wiedziała, że jest już na miejscu. <br />
- Nie boję się - powiedziała odważnie. Nagle, przez ułamek sekundy, jej sokole
oko dostrzegło cień jakiejś postaci. Wzdrygnęła</span> się, ale nie miała zamiaru
uciekać. - Pokaż się - rozkazała. <br />
Czuła nieznajomą energię, więc krzyknęła ponownie. Mijały minuty, a ona nie
otrzymywała odpowiedzi. W lesie zrobiło się dziwnie głucho i martwo, jakby
nikogo w nim nie było. Zrezygnowana, spuściła wzrok, ale już po chwili jej
czujność przywrócił trzask gałęzi. Podniosła głowę i przetarła oczy. <br />
Nie, to nie może być prawda, szepnęła i wyciągnęła dłoń przed siebie. <br />
To była ona. <br />
Widziała jej lśniącobiałą aurę, która mogłaby rozświetlić najczarniejszą i
najbardziej ponurą noc. <br />
- Avalon - szepnęła cicho i dziewczyna miała już pewność, że to ona. Rzuciła
się w jej ramiona. Odwzajemniła uścisk. Czuła ją. Jej aksamitne włosy, miękką
skórę i zapach wiosennych perfum. Widziała jej delikatne zmarszczki i
roześmiane oczy. Możliwość przebywania z nią była tak cudowna, tak niesamowita,
że aż bolesna. <br />
- Mamo - jęknęła cicho przez łzy. <br />
- Mamy mało czasu - powiedziała pospiesznie. <br />
- Mało czasu? O czym ty mówisz? Przecież jesteś tutaj! Oh mamo, mam ci tak
wiele do opowiedzenia, tyle się wydarzyło kiedy ciebie nie było!<br />
- Avalon, nie tak głośno - uciszyła ją, po czym rozejrzała się dookoła, jakby
chciała się upewnić, czy nikt ich nie usłyszy. - W każdej chwili może się tutaj
pojawić... Posłuchaj mnie, Avalon. Jesteś w niebezpieczeństwie, twoi
przyjaciele i całe miasto również. Ja nie mogę ci pomóc, ale spokojnie, dasz
sobie radę. Jesteś silna. Chcę ci tylko powiedzieć, oh córeczko... Tak bardzo
cię kocham. - Otarła kciukami jej gęste łzy, spływające strumieniami po
rumieńcach w odcieniu piwonii. Odcinały się na jej policzkach jak płatki śniegu na dłoni. <br />
- Mamo, o czym ty mówisz? Kto może się pojawić? - powiedziała przez łzy. <br />
- Nie płacz - uspokoiła ją kojącym głosem. - Przepraszam, że nie miałyśmy
czasu, by się pożegnać. To już ostatni raz, kiedy się widzimy, ale... <br />
- Słucham?! Nie! Nie! Nie! Nie pozwolę ci odejść! Nie teraz! Jesteś mi
potrzebna! Ja już nie daję sobie rady, proszę, nie odchodź ode mnie... <br />
Kobieta dotknęła jej ramion, a ona się uspokoiła. Spojrzała głęboko w jej oczy.
<br />
- Przyszłam tutaj, żeby cię ostrzec. Nie mogę nic więcej powiedzieć, bo może tu
przyjść i zrobić ci krzywdę. Avalon, chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem z
ciebie dumna. Kocham cię i przepraszam, że odeszłam tak szybko. Jesteś dzielna,
więc walcz, nie poddawaj się. - Uścisnęła ją i pocałowała w policzek. Brunetka
zatrzęsła się w jej ramionach z bezsilności, a ona poklepywała ją łagodnie po
plecach. Wtuliła twarz w jej włosy i głaskała je delikatnie. Ją również bolało,
że musi odejść od córki. <br />
- Tak musi być, Avalon. - Spojrzała na nią roześmianymi, pełnymi radości
oczami. - Kocham cię córeczko - wyszeptała. Dziewczyna czuła, że usiłuje się z
nią pożegnać, więc ponownie rzuciła się w jej ramiona i zacisnęła ręce z całych
sił nie pozwalając, by jej uciekła. Myśl, że może ją teraz zostawić, rozbijała
jej duszę na maleńkie kawałki, jak tafla zwierciadła po zetknięciu z ziemią. <br />
- Też cię kocham, mamo - wyszeptała poprzez łzy, które skapnęły na atłasową
bluzkę kobiety. Jej ciało zanikało w ramionach dziewczyny, ustępując miejsca
powietrzu. Po chwili, nie czuła już nic. <br />
Opadła bezsilnie na kolana, schowała twarz w dłonie i zaczęła szlochać. Wciąż
czuła napierającą na nią złą siłę, ale bardziej wykańczała ją myśl, że nigdy
nie ujrzy swojej mamy. <br />
Pożegnała się z nią i zniknęła. Na zawsze. <br />
Czuła jak ktoś szarpie jej ramię. Odwróciła się na drugi bok, otworzyła oczy i
nagle zrozumiała, że mama porozumiewała się z nią poprzez sen. <br />
- Avalon! Avalon! - obeszło jej mimo uszu. Zlekceważyła krzyki znajomego głosu.
Była jeszcze zbyt pochłonięta myślami i spotkaniem z matką. Na myśl o jej
promiennej twarzy, zrobiło jej się lżej, a jej ciało obeszła przyjemna fala
ciepła. <br />
Odetchnęła i znowu zamknęła oczy pozwalając, by sen ją ogarnął</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Trzęsła się przez sen. Wyglądała na wykończoną. Zupełnie jakby resztkami sił
walczyła, by się obudzić, ale przegrywała. Była taka bezbronna... <br />
Tyler zabrał ją do siebie, ze szpitala. Leżała na jego łóżku, wtulając głowę w
poduszkę. <br />
Był pewny, że zregenerowanie sił po takim wysiłku może trochę potrwać, ale stan
dziewczyny wcale się nie polepszał i Tyler był już gotowy, by wezwać Ethana,
dzięki któremu by wyzdrowiała. <br />
Nawet przez sen wyglądała pięknie, pomyślał, przyglądając się jej nabrzmiałym,
koralowym wargom proszącym o pocałunki. <br />
Szybko odwrócił od niej wzrok i podszedł do okna. Usiadł na parapecie. <br />
Nic dla mnie nie znaczy, powtarzał w myślach, mając nadzieję, że kiedy zrobi to
tysiąc razy, może stanie się prawdą. <br />
Jedno było pewne, Tyler był mistrzem w panowaniu nad sobą. <br />
Usłyszał coś bardzo cichego. Coś, co dobiegało od strony jego łoża. Avalon
pokasływała, a on pędem znalazł się tuż przy niej. To wcale nie było
zamierzone. Zwykły, bezwarunkowy odruch. <br />
Otworzyła zmęczone oczy i zatrzepotała kilka razy rzęsami. <br />
- Tyler - powiedziała cicho ochrypłym głosem. Wcale nie brzmiał jak jej głos. <br />
- Wyjdziesz z tego - zapewnił ją troskliwie. <br />
Zaczęła pokasływać coraz głośniej i głośniej, zupełnie jakby się czymś dusiła. <br />
- Zimno mi - jęknęła łamiącym się głosem, po czym ściągnęła z siebie
prześcieradło, którym była przykryta. Miała na sobie tylko białą bieliznę
wykończoną koronką. Nagie ciało nigdy nie wywierało na nim większego wrażenia,
ale jej było tak perfekcyjne, że nie mógł oderwać od niego wzroku. Każdy
centymetr był idealny, a jego podniecenie potęgowały dwa skrawki materiału,
którymi była okryta. <br />
- Proszę, przykryj mnie czymś cieplejszym - szepnęła.<br />
On szybko wyciągnął kołdrę i koc i położył je na niej. Przyłożył dłoń do jej
gładkiego czoła. Miała wysoką gorączkę. Brunet wszedł do łazienki, która była w
jego pokoju i nalał wody do szklanki, na której dnie pływało jeszcze trochę
bourbonu. Wlał ją dziewczynie do ust, a ona połykała ją z trudem. Wypiła
wszystko i po chwili, odetchnęła cicho z ulgą. <br />
Była bardzo osłabiona. <br />
- Czego potrzebujesz? - zapytał gorączkowo, zauważając, że dziewczyna krzywi
się z bólu, który przeszywał każdy centymetr jej ciała. <br />
- Pójdź po Michaela - szepnęła ledwo słyszalnie. Na szczęście, zrozumiał.
Niechętnie zszedł na dół. Nie chciał go o nic prosić, ale zrobił to. Tylko i
wyłącznie dla Avalon. <br />
Michael wszedł do pokoju, w którym leżała. Był zaniepokojony jej stanem.
Dotknął dwoma palcami jej szyi. Prawie nie czuł pulsu. Przeniósł dłoń w okolicę
jej serca i zamarł. <br />
Odsunął się od niej i wyszedł za drzwi, a Tyler podążył jego śladem. <br />
- Ona umiera - oświadczył zgorzkniałym tembrem głosu. <br />
- Umiera? Przecież ona nie może umrzeć! Ethan trzyma ją przy życiu i może
zginąć jedynie spod rąk łowcy - zaprzeczył.<br />
- Jest wycieńczona. Ethan może i zapewnia nam długowieczność, ale nie chroni
przed chorobami. Jeśli on jej nie wyleczy, nie dożyje następnego dnia. <br />
Tyler kurczowo złapał za koszulę Michaela i przycisnął go do ściany, ale ten
bez większego trudu go od siebie odepchnął z taką siłą, że brunet poleciał na
schody, a jego upadkowi towarzyszył głośny huk. <br />
Nie poddał się jednak i ponownie spróbował uderzyć Michaela, ale ten bez trudu
wykonał unik. <br />
- Panuj nad sobą! - rozkazał, uderzając go pięścią w brzuch. Tyler wygiął twarz
w grymasie bólu. <br />
- Ona. Nie. Może. Umrzeć. - powiedział dosadnie, akcentując dokładnie każde
słowo. <br />
- Spokojnie, przyjacielu - głos Michaela był opanowany i rozsądny. Poprawiwszy
koszulę, pociągnął dłonią kilka razy po swoim zaroście. - Jej moce nie są
jeszcze w pełni aktywne. Najwidoczniej przeciążyła swój, wciąż ludzki organizm.<br />
- Nie pozwolę, żeby umarła! - Jego oczy były pełne złości i zaciętości. <br />
- Porozmawiam z Ethanem. Pomoże jej - zapewnił go, po czym położył dłoń na jego
ramieniu i zacisnął ją mocno. - Wszystko będzie dobrze.<br />
- Nie próbuj odkupić swoich win... Nigdy nie wybaczę ci tego, co zrobiłeś. <br />
- Licz się ze słowami. Jeszcze będziesz mnie potrzebował, przyjacielu. -
Uśmiechnął się z udawaną uprzejmością, która jedynie podgrzała krew w żyłach
Tylera. Zrzucił ze swojego ramienia jego dłoń. <br />
- Nie nazywaj mnie tak. Już nie jestem twoim przyjacielem - wysyczał i z trudem
powstrzymał się od tego, by go nie uderzyć. Gdyby nie fakt, że mógł się jeszcze
przydać, wymierzyłby mu cios. <br />
- Pomóż tej dziewczynie, niczego więcej od ciebie nie chcę - warknął. <br />
- Oh, rozumiem, że jej los jest w moich rękach? - zaśmiał się ironicznie. <br />
- Jeżeli niczego nie wskórasz, zaraz nie będziesz miał rąk - powiedział lekko,
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnął się w charakterystycznym dla
niego uśmiechu. Zawsze się tak uśmiechał podczas triumfu. <br />
- Nie pozwolę jej umrzeć i wcale nie ze względu na ciebie. Ta dziewczyna mnie
intryguje i z chęcią popatrzę na twoje desperackie starania o nią. Nie mam
ochoty na kolejny pogrzeb - powiedział, odchodząc. - Przynajmniej nie teraz -
dorzucił półmrukiem, schodząc po schodach. </span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Nic na świecie nie irytowało Chelsea bardziej od świąt Bożego Narodzenia -
no może tylko Avalon. Były całkiem niepotrzebne. Wkurzało ją to zamieszanie
wokół nich. <br />
Ludzie są śmieszni, pomyślała, patrząc na świąteczne wystawy. <br />
Weszła do swojego ulubionego sklepu z bielizną. Wybrała figlarny, czerwony
komplet i wrzuciła go do torebki. Zdając sobie sprawę, że alarm włączy się wraz
z wyjściem ze sklepu, zepsuła go. Bez większych problemów, sprawnie posługując
się swoją mocą, sprawiła, że system alarmowy się zepsuł. <br />
Ta umiejętność była bardzo przydatną sprawą. <br />
Chociaż była w centrum handlowym (niewielkim budynku, w którym było może z
dziewięć sklepów), włożyła na nos okulary przeciwsłoneczne Gucciego. Poprawiła
spodnie Armaniego, które podkreślały perfekcyjny kształt jej pupy i ruszyła
przed siebie. <br />
Mężczyźni wlepiali w nią oczy i nie mogli oderwać spojrzeń, a kobiety rzucały
nienawistne, zazdrosne spojrzenia. <br />
Wracając, wstąpiła do Heal. Ona również zdążyła uzależnić się od tego miejsca.
Może dlatego, że było jedynym, gdzie można było całkiem dobrze zjeść i napić się alkoholu. <br />
- Poproszę whiskey. - Uśmiechnęła się do barmana, który natychmiast zajął się
jej zamówieniem. Nawet na nią nie spojrzał, co wydawało jej się co najmniej
niepokojące. Zlustrowała go dokładnie wzrokiem i rozpoznała go. To był... Jak
ten chłopak miał na imię?<br />
- Znam cię - mruknęła, a on postawił przed nią szklankę szkockiej. <br />
Chłopak, jakkolwiek miał na imię, zignorował ją. <br />
- Czyżbyś się mnie bał? - zapytała z przekorą, co dawało jej niezwykłą
satysfakcję. <br />
- Też cię znam, niestety. I żywię do ciebie naprawdę potężne uczucia, ale żadne
z nich nie ma nic wspólnego ze strachem - wycedził przez zęby. - Podać coś
jeszcze? - dodał wyjątkowo uprzejmie. <br />
Chelsea zamiast odpowiedzieć, skupiła swoją uwagę na jego dłoni, która
ponaglająco stukała w blat. Zacisnęła zęby i uśmiechnęła się złowieszczo. <br />
Jej bezlitosna natura podpowiadała, żeby dać chłopcu porządną nauczkę.
Zmarszczyła brwi, a jego palce wygięły się nienaturalnie. Kości dłoni zaczęły
trzaskać powoli. Jedna po drugiej. <br />
Ból był nie do zniesienia. Zacisnął zęby z całych sił i z trudem tłumił okrutny
wrzask. Chelsea musiała przyznać, że był bardzo wytrzymały. <br />
- Przestań, do cholery! - krzyknął prawie bezdźwięcznie, a ona przestała. -
Dlaczego to zrobiłaś? - Wykrzywił twarz z bólu. <br />
- Kaprys. - Uśmiechnęła się czarująco. Był to ten sam uśmiech, którego używała,
by omamić sobie facetów wokół małego palca. <br />
- Avalon wiele razy powtarzała mi, że jesteście godni zaufania i nie
krzywdzicie nikogo bez powodu. Udowadniała mi na każdym kroku, że jesteście tacy
jak ona. Chciała, żebym się do was przekonał i wiesz co? Dopiero teraz naprawdę
widzę, czym jesteście. Bezdusznymi istotami, którym największą radość sprawia
ból drugiego człowieka. Urodziliście się potworami i tacy pozostaniecie. Nie
macie w sobie nawet odrobiny człowieczeństwa - wycedził przez zęby, ignorując
łzy, które napłynęły mu do oczu, zamazując widok. Ból nasilał się z każdą
chwilą. Nabrał powietrza do płuc i odwrócił się od niej. Pewnie poszedł się zwolnić. <br />
Była wkurzona, ale nie miała zamiaru zadawać mu kolejnej fali bólu. Odetchnęła
ciężko i zanurzyła wargi w whiskey. Ten cały Liam czy jak mu tam, niewątpliwie
był wkurzającym pajacem, ale miał w sobie coś szczerego i prawdziwego. To co
powiedział może nawet ją...dotknęło? Oczywiście, nie mogła przyznać się przed
sobą, że zaimponował jej, bo oznaczałoby to przegraną. <br />
A Chelsea nigdy nie przegrywała i zawsze dopinała swego. <br />
Rozejrzała się po Heal. Jej oczy wszędzie napotykały zakochane pary. W jednej
chwili pomyślała nawet, że może te święta nie wydawałyby się tak idiotycznymi, gdyby nie spędzała ich sama, ale szybko wybiła sobie tę niedorzeczną myśl z głowy i
udała się w stronę jednego ze stolików, przy którym siedział przystojny blondyn.
Najprawdopodobniej czekał na swoją drugą połówkę, ale Chelsea miała to gdzieś. <br />
Podeszła do niego machając seksownie biodrami. <br />
To moja następna zdobycz, pomyślała, kierując się w jego stronę. Już rzuciła swoje kocie, uwodzicielskie spojrzenie. <br />
Teraz musiała tylko złapać mysz za ogon. </span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Tyler wszedł do pokoju i oparł się dłońmi o dębowy stolik. Nie ukrywał
swojej złości. Szarpnął zgrabną szyjkę butelki z bourbonem i upił z gwintu
kilka solidnych łyków, po czym kopnął stolik tak mocno, że upadł na ziemię. <br />
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła Avalon, która wciąż leżała na jego łóżku,
ledwo oddychając. <br />
Jeszcze nigdy nie czuła się tak źle, ale nie miała w zwyczaju się skarżyć. <br />
Nie odpowiedział jej. <br />
- Słyszałam wszystko - dodała spokojnym, ochrypłym głosem. - Proszę, powiedz co
tam się stało. Nic nie pamiętam... <br />
Tyler wolnym, gepardzim krokiem przemieścił się do łóżka, na którym leżała.
Usiadł na jego krawędzi. <br />
- Pamiętasz ten wieczór, który spędziłaś z Ivy? <br />
Pokiwała głową bardzo delikatnie. Ledwo zauważalnie. <br />
- Straciłaś przytomność. Ivy zadzwoniła na pogotowie. Dali jej leki na
uspokojenie, bo strasznie świrowała. Ty zostałaś pod obserwacją, ale zabrałem
cię stamtąd do siebie. <br />
- Co z Ivy? Jak się czuje? - wydyszała z trudem, ale widać było, że jest bardzo
przejęta. <br />
Nawet w sytuacji, kiedy była tak bliska śmierci, martwiła się tylko o swoich
przyjaciół. Nie o siebie. Tyler był pewny, że gdyby zaszła taka konieczność,
oddałaby za nich życie. <br />
- Jest u siebie, uśpiłem ją na kilka godzin. - Dotknął palcami jej gładkiej
dłoń i pogłaskał ją lekko. Nie odsunęła jej i nie było to bynajmniej
spowodowane wyczerpaniem. <br />
- Dziękuję ci za wszystko. - Spojrzała na chwilę w jego oczy. Tym razem nie
były już tak czarne i niedostępne. Zdawało jej się, że na chwilę schował
chitynową powłokę, która chroniła go przed każdym, kto mógłby zobaczyć choć
niewielkie strzępy jego duszy. <br />
Dwa, czarne kryształy nie były już tak nieprzeniknione. Otworzył się na nią i
niemalże widziała srebrzysty księżyc, który rozjaśnił ich atramentowe niebo. <br />
Ku jego zaskoczeniu, dotknęła dłonią jego palców. Coraz śmielej
przesuwała ją w jego stronę. <br />
Nie mógł się już powstrzymać. <br />
Pragnął jej. Pragnął jej jak jeszcze nigdy nikogo ani niczego nie pragnął.
Pragnął ją poznać i poczuć. Pragnął, by stali się jednym organizmem, jedną
osobą, jednym elementem i częścią układanki. <br />
Nachylił się nad nią i poczuł jej oddech, który tylko zmotywował go do
działania. Nie zaprotestowała, a jej oczy mówiły wyraźnie, że tego chce. <br />
Dotknął jej warg i poczuł się tak miękko, tak błogo, zupełnie jakby ziemia się
pod nim rozstąpiła. Poprzez zwykłe muśnięcie jej ust poznawał wszystkie
zakamarki jej duszy. Ona czuła się tak, jakby nad ich głowami zatańczyły
fajerwerki i wydawało jej się, że ten pocałunek pozwala jej go poznać zupełnie
na nowo. Odkryła cały wszechświat ukryty wcześniej w jego oczach i resztkami
sił zacisnęła palce na prześcieradle. <br />
Jego język pracował bardzo miękko i delikatnie, ale jej nawet przez moment nie
przeszło przez głowę, że ma już w tym doświadczenie, bo jego usta całowały nie
jedną. <br />
Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego. Zupełnie, jakby całowała się po raz
pierwszy. <br />
Dotknął jej policzka i wyraźnie miał ochotę na więcej, ale ona odwróciła głowę.
<br />
Przestał, chociaż było to trudne. <br />
Wpatrywała się w niego przez chwilę. Leżała nieruchomo. Jedynie koc, którym
była przykryta, poruszał się w górę, po czym zapadał, kiedy oddychała. <br />
Nagle, oddech dziewczyny stał się szybszy i bardziej niespokojny. Zaczęła
pojękiwać cicho i poprosiła Tylera bezgłośnie, by pomógł jej usiąść. Chłopak
chwycił jej dłonie, a ona odchyliła głowę w prawo i zwymiotowała na dywan, na
którym leżało łoże. <br />
Wymiotowała... krwią? <br />
Tyler zbiegł na dół, ale nikogo nie było w domu. Wyjął z kieszeni numer
Michaela i zadzwonił do niego. <br />
- Gdzie do licha jest Ethan?! - wrzasnął tak głośno, że Michael odsunął komórkę
od ucha. <br />
- Wyjechał z Uniontown - oznajmił spokojnym głosem. <br />
- Musimy go tutaj sprowadzić! Natychmiast!<br />
- Raczej nie sądzę, że będzie chciał wrócić. Nie wiem, gdzie się znajduje, ale
dołożę wszelkich starań, by się dowiedzieć. <br />
- Kompas powinien załatwić sprawę i chyba znam kogoś, kto będzie mógł go
przekonać do powrotu. Co za idiota... Zawsze robił to na co miał ochotę, bez
myśli o konsekwencjach. <br />
- Postępuje zupełnie tak samo jak ty. Frustrujące, nieprawdaż? <br />Brunet natychmiast się rozłączył. Teraz musiał namierzyć Ethana i liczyć na to, że Ivy uda się przekonać go
do powrotu. Tymczasem wszedł na górę, by zaopiekować się Avalon. </span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><strong>od autorki:</strong> No i w końcu mamy 16 :) <br />
Co sądzicie? Liczę na Wasze opinie!<br />
Przede wszystkim, chcę Wam gorąco podziękować za te komentarze pod ostatnim
rozdziałem. Wciąż nie mogę się otrząsnąć. Przez Was się popłakałam! :P<br />
Kolejne rozdziały też są w głowie, ale brakuje mi czasu na realizacje pomysłów.
Gdyby nie Wy, pewnie tego rozdziału również nie dodałabym tak szybko, bo
zmobilizowałam się w ostatniej chwili i taka wena mnie dopadła, że w jedną noc
go napisałam. :DDD<br />
Dla Was! <br />
Czytasz? W takim razie proszę o komentarz i dodanie mnie do obserwowanych! :)<br />
Pozdrawiam, Ameliaxx :*</span><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<o:p> </o:p></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-39151601653678480642013-04-27T09:52:00.002-07:002013-04-27T12:13:31.420-07:00Rozdział 15<span style="font-size: small;"> </span><br />
<span style="font-size: small;"><div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=xJWT2bJCbM4" target="_blank">T.T.L. Deep Shadows - The Hunger Games</a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Po karku Tylera krętymi ścieżkami spłynęły nabrzmiałe krople słonego potu. Odłożywszy sztangę, wytarł ręcznikiem mokre części ciała. <br />
- Wypadałoby zapukać - mruknął, słysząc charakterystyczny chód Chelsea za swoimi plecami. Oparła się o framugę drzwi jego pokoju i westchnęła ciężko. <br />
- Oh, przestań Tyler. - Patrzyła na niego piekielnie seksownymi, kawowymi oczami. - Jeszcze niedawno posądzałeś mnie o to, że stałam się nudna. Ale spójrz tylko na siebie. Ta dziewczyna wyprała ci mózg. Pamiętasz chociaż co to dobra zabawa? <br />
Brunet podszedł do niej, a jej ciało zesztywniało. Złapał jej biodra silnymi dłońmi. Przysunął się tak blisko, że czuła jego szaleńczo palący oddech. Odgarnął jej włosy na jeden bok, by teraz pażyć swoim zwinnym językiem jej szyję i ramiona. Przesunął opuszki palców wyżej, aby mogła rozkoszować się muśnięciami jego dłoni w okolicach dekoltu. Był tak namiętny, że żadna zwykła dziewczyna nie mogłaby się mu oprzeć. <br />
Ale Chelsea nie była zwykłą dziewczyną. <br />
Sprawnie chwyciła jego nadgarstek sprawiając, że stanął tuż na przeciw niej. Nie poddał się i zaatakował jej pełne usta pocałunkiem, ale ona wykorzystała swoją moc, by sprawić mu ból. Fala jej siły obeszła go na wskroś. Wrzasnął, ale ona się nie powstrzymała i jeszcze mocniej zacisnęła dłonie. <br />
- Nie pogrywaj ze mną, Tyler - warknęła groźnie. <br />
- Chciałaś się zabawić, o ile dobrze pamiętam. <br />
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i oblizała dokładnie wargi. <br />
- Niech będzie. - Zatrzymała falę napływającej energii, którą miała zaraz go porazić. Rozczapirzyła palce. Wstał i uśmiechnął się przebiegle. Poprawił koszulkę, która przykleiła się do jego ciała, ukazując perfekcyjnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Chelsea już chciała zaprotestować, żeby tego nie robił, ale jęknęła jedynie cichutko, odrwacając wzrok od jego torsu. <br />
Znowu zaatakował ją pewnym siebie spojrzeniem. Tak tajemniczym, groźnym, niebezpiecznie seksownym i uwodzicielskim. Tylko on potrafił patrzyć w ten sposób. <br />
Uniosła brodę, chcąc pokazać, że jest niezależna i dumna. Rozchyliła lekko wargi. <br />
- Bez żadnych zasad i zakazów, jasne? Tylko nie gadaj o tej cholernej Avalon... <br />
- Miało być bez żadnych zasad i zakazów. - Uśmiechnął się przebiegle. <br />
Przewróciła oczami. <br />
- To ja ustalam w jaki sposób będziemy się bawić. <br />
- Mam nadzieję, że jest on najbardziej perwersyjny z możliwych - szepnął do jej ucha, gładząc jej aksamitne włosy. <br />
Kurczowo zacisnęła palce na jego koszuli, a on przycisnął ją do ściany. Odchyliła głowę pozwalając się całować. Bezgranicznie zatraciła się w pożądaniu. Jednym ruchem ściągnęła z siebie kusą sukienkę i odrzuciła byle gdzie. Chyba upadła na komodę. Zamknęła oczy, kiedy wbił paznokcie w jej pośladki. Syknęła cicho. <br />
Wcale nie chodziło im o miłość i bliskość. <br />
Chodziło tylko i wyłącznie o dobrą zabawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon biegła truchtem wzdłuż ulicy, na której mieszkała. Sport był jedynym sposobem na odreagowanie. Jej serce waliło jak młot. Nie miała pojęcia ile już biegała, ale nie chciała przestać. Cały smutek, który ją gnębił, przerodził się w niepohamowaną złość i gniew. Nie miała zamiaru patrzeć i czekać, aż zginą kolejni ludzie! To wszystko jest takie niesprawiedliwe, pomyślała. Nienawidziła ich wszystkich. Nienawidziła każdego, kto sprowadził cierpienie na jej bliskich. <br />
Wciąż rozglądała się uważnie, bo nie mogła pozbyć się świadomości, że ktoś ją obserwuje. Nikogo nie dostrzegała, ale każda sekunda umacniała ją w przekonaniu, że coś ją śledzi. <br />
Wręcz czuła na sobie ten wzrok. Był obleśny. Nie spanikowała. Biegła przed siebie, oddychając równo i aż przesadnie spokojnie. Zacisnęła pięści i odrzuciła przeczucie, że zaraz coś wyskoczy zza krzaków i ją zaatakuje. <br />
Skierowała się w stronę domu. Wbiegła na ganek po podjeździe, który zbudował Joseph dla Jasona i otworzyła drzwi. Nie dyszała. Jej oddech był równy i spokojny. <br />
Joe siedział w kuchni i pożerał wielkimi gryzami wczorajczą pizze, popijając ją wodą gazowaną. <br />
- Jak było na randce? - zapytała, nawet nie wysilając się na uśmiech. <br />
- Dobrze - odparł. - Margaret jest bardzo sympatyczna, ale nikt nie zastąpi Gabrielle - zapewnił ją mocnym i opiekuńczym głosem. <br />
Avalon zaśmiała się cicho. Joseph często starał się podkreślić swój autorytet i robił wszystko, by pokazać, jak świetnie sobie radzi. <br />
W gruncie rzeczy było inaczej i wszyscy o tym wiedzieli. <br />
- Wiem to, Joe. - Kątem oka, odruchowo, spojrzała na duże zdjęcie jej mamy, które wisiało na ścianie w salonie, w samym centrum. To ono było sercem tego domu. Miała na nim taką piękną, promienną twarz. <br />
Uśmiechnął się do niej łagodnie. <br />
- Na pewno w Heal nie działo się nic podejrzanego? - zapytała podejrzliwie, unosząc ku górze brwi. <br />
- Skąd to pytanie? - Zaśmiał się. <br />
Wzruszyła ramionami wciąż licząc, że odpowie. To dziwne, że nikt jej nie zauważył i nikt nie poczuł tej negatywnej energii. <br />
- Nie, nie działo się nic podejrzanego. To był naprawdę miły wieczór. <br />
Avalon uśmiechnęła się do niego, chociaż nie miała na to najmniejszej ochoty. Jej twarz wykrzywiła się jedynie w jakimś sztucznym grymasie. <br />
- Ivy niedługo przyjdzie. <br />
- Ja za moment wychodzę. - Wytarł dłońmi twarz brudną od sosu pomidorowego, którego polał mnóstwo na pizzę. <br />
- Margaret? <br />
Pokiwał głową. <br />
Znowu Margaret, pomyślała. Nie lubiła jej. Może to przez to, że była jej nauczycielką, a może była zazdrosna o Josepha, który spędzał w domu coraz mniej czasu. W każdym razie, nie podobała jej się i kiedy tylko słyszała jej imię, czuła jak miliony ciarek przechodzą powoli po jej ciele. <br />
- A Jason? - Spojrzała się w stronę jego pokoju. Nie było słychać muzyki, a drzwi były otwarte na oścież. Nie było go w domu. <br />
- Zawiozłem go przed chwilą do biblioteki - odparł. <br />
Avalon była pewna, że pojechał tam, żeby znowu spotkać się z Mackenzie. Jeździł tam codziennie od kiedy zginęła, czekał na nią, ale ona się nie pojawiała. <br />
Na samą myśl o jej śmierci, Avalon się zatrzęsła. <br />
- Miłej randki. - Uśmiechnęła się szczerze, chociaż gardło wciąż miała zaciśnięte. <br />
- Dzięki - odparł, a dziewczyna poszła na górę do swojego pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Po godzinie siedemnastej, w pokoju brunetki stanęła Ivy. Spóźniła się. <br />
Jak zwykle, z resztą. <br />
Rzuciła się na łóżko przyjaciółki i przeciągnęła się jak tygrysica. Poprawiła swoje złociste, sprężyste loki, by swobodnie łaskotały mleczną skórę ramion. Była pogodna i radosna. Zupełnie niefrasobliwie podchodziła do wszystkiego co wydarzyło się w ostatnim czasie. Brak wyobraźni okazał się być jej w tej chwili ogromną zaletą. <br />
- Pomyślałam, że możemy niedługo zorganizować jakieś babskie spotkanie. No wiesz, przed tą imprezą u Bena. Przydałaby się nam jakaś rozrywka. Tylko bez facetów! - zaproponowała. <br />
No tak, impreza u Bena, przypomniała sobie Avalon. <br />
Ben był najbardziej zadufanym w sobie i zarozumiałym chłopcem z całego liceum Bena Franklina. Jego matka pełniła rolę burmistrza w zapyziałym Uniontown, a ojciec miał doskonale prosperującą firmę w Filadelfii. Pochodził z bardzo bogatej rodziny i co roku organizował u siebie imprezę sylwestrową, która jedynie podwyższała jego wskaźnik popularności i egoizmu. Gdyby nie forsa, nie wzbudzałby swoją osobą powrzechnego zainteresowania. <br />
Napakowany, samolubny dupek, pomyślała. <br />
- Nie wiem czy pójdę - odparła, wbijając wzrok w pościel, którą mięła w dłoniach. <br />
- Zwariowałaś?! Chcesz przegapić imprezę u Bena Daviesa?! Przecież chodziłyśmy na nie od zawsze, nie pamiętasz? - krzyknęła, przytupując nogą. <br />
- Ja pamiętam, ale ty chyba nie - zwróciła jej uwagę, ale Ivy nie zareagowała i dalej coś paplała na temat Sylwestra. <br />
Na imprezach blondynka upijała się w trupa i nic nie pamiętała, a Avalon musiała odgrywać rolę przyzwoitki. <br />
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Na sklepowych wystawach już ustawiano Bożonarodzeniowe dekoracje. Avalon wciąż była zaniepokojona ostatnimi wydarzeniami i nawet nie przywiązywała do tego większej uwagi. <br />
Nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby Święta odbyły się bez jej mamy. <br />
- Ekhem - odchrząknęła Ivy, chcąc przywrócić na ziemię Avalon, która bujała gdzieś w obłokach. - A więc jak będzie? Przecież bez ciebie nie pójdę. - Dziewczyna zrobiła minę zbitego psiaka, którego właśnie zgarnięto do schroniska. <br />
- Chodzi o to, że - urwała na moment, by kolejne słowa poprzedzić głębokim wdechem, który pomógłby jej to z siebie wydusić. - Czuję złą energię, ona jest coraz bliżej i jestem pewna, że wkrótce ktoś zaatakuje. <br />
- Kto zaatakuje? - Jej twarz nabrała poważniejszego wyrazu. <br />
- Pierwotny łowca - szepnęła. - Widziałam coś ostatnio - zrobiła długą pauzę. <br />
Ivy wzdrygnęła się, kiedy Avalon zaczęła o tym mówić. Zupełnie, jakby odparcie myśli o tym, że jej przyjaciółka nie jest normalna, działało na nią jak tarcza ochronna. <br />
- Widziałam dwa czerwone punkty. Wyglądały zupełnie jak oczy i kiedy spojrzałam w nie głębiej... Ivy, zobaczyłam krew. Litry krwi, które wchłaniała ziemia na obszarze Uniontown i widziałam ludzkie ciała, a na ich stercie byliśmy my, Nadprzyrodzeni. Krew była wszędzie i te oczy... Dostrzegłam w nich pragnienie, by ta wizja się ziściła. To było czyste zło w bardzo potężnej postaci. Ja jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego. <br />
- A nie mogłabyś no wiesz, zrobić tego czary mary i zobaczyć twarzy Pierwotnego? - powiedziała pół żartem, chociaż minę miała pełną zacięcia. <br />
- Kiedy patrzyłam w te dwa czerwone punkty, widziałam coś w rodziaju blokady. <br />
- To może być niebezpieczne?<br />
- Nie wiem, spróbujmy. Potrzebuję ognia albo wody i musimy narysować tutaj krąg - rozkazała. <br />
Ivy była coraz bardziej przerażona. <br />
- Czym mamy narysować ten głupi krąg? <br />
Avalon wyjęła z szuflady kredę i obrysowała go wokół siebie. Ivy przyniosła jej świeczkę. Zapaliła ją i postawiła przed dziewczyną. <br />
- Nie mów nic, muszę się skoncentrować - rozkazała. Jej głos był pewny i mówiła do Ivy zupełnie tak, jak starsza siostra mówi do młodszej, ale obydwie się bały. Za oknem było już ciemno, Avalon nabrała w płuca dużo powietrza, kiedy Ivy zgasiła w pokoju światło. <br />
Dziewczyna zamknęła oczy i robiła wszystko według wskazówek, jakie były zapisane w starej księdze stojącej na regale w domu Nadprzyrodzonych. Chelsea podarowała ją brunetce. Podobno należała do potężnej wiedźmy.<br />
Oddychała równo, by móc cokolwiek zobaczyć. <br />
Nagle, straciła kontakt z rzeczywistością. <br />
Ivy zaczęła się trząść. Nie widziała tęczówek i źrenic Avalon, jedynie białka. Dziewczyna wygięła się w łuk, jakby coś atakowało ją od tyłu. Blondynka zaczęła krzyczeć, ale Avalon nie reagowała. Dostała ataku spazmu. Ivy płakała i szturchała przyjaciółkę, żeby ta się obudziła. Powietrze stało się ciężkie. Dziewczyna nie mogła znieść duchoty panującej w pomieszczeniu. <br />
Nagle, świeczka się przewróciła, a Avalon wybudziła z transu. <br />
- Ivy! Miałaś tego nie robić! Byłam już tak blisko... <br />
- Ale Avalon, to nie byłam ja - powiedziała cichym, drżącym głosem. <br />
Brunetka natychmiast poderwała się do góry i pociągnęła przyjaciółkę za sobą. <br />
- To coś tu jest - wydyszała jej do ucha, czując na sobie oddech śmierci. Przed jej oczyma krążyły tylko te dwie, szkarłatne kropki. Nie była w stanie racjonalnie myśleć. Zła moc ją atakowała, obejmowała w swych szponach. Usłyszała głośne skrzypienie, które przerodziło się w pisk. Ivy panikowała, krzyczała, ale Avalon szybko przycisnęła do jej buzi dłoń, tłumiąc jej wrzaski.<br />
- Boję się, Avalon - powiedziała zduszonym głosem. <br />
Oddychała bardzo szybko i niezwykle ciężko. Jakby sprawiało jej to ogromną trudność. <br />
- Poczekaj tutaj - rozkazała, trzymając jej twarz w dłoniach. <br />
Wbiegła schodami na górę. Języki ognia pochłaniały kolejne rzeczy. Rozprzestrzeniał się z ogromną szybkością, ale nie było go tak dużo i zdążyła go ugasić.<br />
Wtem usłyszała krzyk Ivy. Był nasycony przerażeniem, strachem i rozpaczą. Jeszcze nigdy do jej uszu nie dotarł tak przeraźliwy dźwięk. Całe jej ciało obeszły dreszcze. <br />
Rzuciła się na schody. Była zdeterminowana. W całym domu nie było światła. Mrok był potworny. Rzuciła się na kolana i przytuliła do siebie przyjaciółkę. <br />
Zapanowała głucha cisza. Światło ponownie się zapaliło, a zła moc odeszła. Avalon już jej nie czuła. <br />
- Avalon - jęknęła Ivy, oddychając astmatycznie. - Słyszałam ten głos... - przerwała, bo znowu się rozpłakała. <br />
- Cii, cicho - uciszała ją przyjaciółka, kołysząc jej ciałem. Wtuliła brodę w jej włosy. Jej serce biło w morderczym tempie. Sama miała ochotę się rozpłakać, ale nie mogła tego zrobić. Powstrzymywała falę emocji, by móc uspokoić szlochającą Ivy. <br />
A to przecież nie była jej rola.<br />
Ona nigdy nikogo nie uspakajała i nie pocieszała. To była rola jej przyjaciół. <br />
- Co się stało? - zapytała, kiedy blondynka była już w stanie coś powiedzieć. <br />
- On powiedział, że ja jestem następna - szepnęła prawie bezgłośnie. <br />
- Przepraszam Ivy, nie powinnam była... Nie dałam rady się z nim skontaktować, ta blokada była za silna. <br />
- On mnie zabije - jęknęła. <br />
Dookoła było głucho i duszno. Nie dało się oddychać. <br />
- Zabiję go, obiecuję - powiedziała gorliwie, a jej oczy zapłonęły. <br />
- Avalon, ty... ty... krwawisz. - Dotknęła palcem metalicznej krwi spływającej po jej wydętych wargach. Skapywała gęstymi, nabrzmiałymi kroplami na ziemię. Avalon słyszała ich huk, kiedy spotykały się z podłogą. Dotknęła ust. Spojrzała na strumień krwi spływający z jej nosa. <br />
Zrobiło jej się niedobrze. <br />
Zawirowało jej w głowie. <br />
Zemdlała i jak kukiełka upadła w ramiona spłoszonej Ivy. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler usiadł na krawędzi łóżka, a Chelsea otworzyła powieki. Uśmiechnęła się do niego, ale on nie odwzajemnił uśmiechu. Podszedł do okna i spojrzał się w niebo. Armia gwiazd chowała się za kłębiastymi, siwymi chmurami. <br />
Brunetka podparła się na łokciach, a on włożył koszulę i spodnie, nie racząc jej nawet przelotnym spojrzeniem. <br />
Przycisnął do warg gwint butelki bourbonu i przeszedł się po pokoju nonszalanckim i pewnym siebie krokiem.<br />
Nawet seks z Chelsea nie popawił mu humoru, ale pomógł chociaż na moment zapomnieć o Avalon. <br />
- Co w niej takiego jest, Tyler? - zapytała cicho, przykrywając się prześcieradłem. Wiedziała, że o niej myśli. <br />
Po raz kolejny zignorował ją i napił się alkoholu. Wsadził dłoń do kieszeni i beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w niebo. <br />
- Przecież ona się tobą bawi... To takie żałosne.<br />
- To ty leżysz w moim łóżku i uprawiasz ze mną seks, by w pretensjonalny i desperacki sposób zwrócić na siebie moją uwagę. - Uśmiechnął się sucho. <br />
Podeszła do niego ze wdziękiem i gracją kocicy. Blask księżyca drażnił jej oliwkową skórę, podkreślał szczupłe i gibkie ciało oraz kasztanowe fale spływające kaskadą na jej ramiona. <br />
Dotknęła jego ramienia. <br />
- To musi boleć być nikim dla tak ważnej dla ciebie osoby - wyszeptała do jego ucha. Opuszkami palców delikatnie wodziła po jego skórze. <br />
- Kto jak kto, ale ty powinnaś coś o tym wiedzieć. - Odwrócił się w jej stronę i spojrzał z zaciętością w jej duże, czekoladowe oczy wyrażające tak wiele emocji, że można było się w nich zagubić. <br />
Był w nich ból, ale jednocześnie gniew i coś jeszcze. Coś, czego nie mógł zidentyfikować. <br />
- Nie zależy mi na tobie - powiedziała lekko, odgarniając włosy. <br />
- Spójrz w moje oczy i powtórz to jeszcze raz, a uwierzę - rozkazał. <br />
Tak bardzo go pragnęła. Chciała go całować, rzucić się na niego i dać upust emocjom. Chciała móc wpleść palce w jego gęste włosy i zatopić wargi w jego rozpalonej skórze. <br />
Nagle, mocno przywarł jej ciało do swojego. Zrobił to sprawnym i szybkim ruchem tak, że nie zdążyła zaprotestować. Wraz z dotykiem jego ust i oddechem na jej szyi, zniknął cały sprzeciw. Spojrzała w jego oczy i dotrzegła w nich gniew, pragnienie i silne podniecenie. <br />
Chodziło tylko o to, by na chwilę oderwać się od bólu bycia sobą. <br />
- To co robimy... To nie może się więcej powtórzyć - wysapała Chelsea, kiedy zepchnął ją na łóżko. - Tyler... - jęknęła cicho.<br />
Przekazał jej bezgłośny komunikat, żeby zamilkła. <br />
Myślał, że kiedy zrobią to znowu, zapomni o Avalon. Ale myśl o niej wróciła ze zdwojoną siłą. Była jak najsilniejsze z uzależnień, jak heroina. Jak coś, bez czego nie można normalnie funkcjonować. <br />
Gdy skończyli, opadł na łóżko, oddychając ciężko. <br />
Zamknął oczy i zasnął. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<strong>od autorki:</strong> Wciąż nie mogę uwierzyć w liczbę komentarzy pod ostatnimi rozdziałami. Dziewczyny, dajecie mi mega kopa! Serio, jakoś odzyskałam motywację i aż chce mi się pisać! Oby tylko trwało to jak najdłużej. Jesteście niesamowite. Pewnie nie zdajecie sobie sprawy, jak wiele dają mi Wasze komentarze. Dziękuję, że doceniacie mój wysiłek. To dla mnie wiele znaczy. Pomagacie rozwijać mi pasję, jaką jest pisanie. <br />
Oczywiście będę wdzięczna jeśli pod tym rozdziałem również pojawią się komentarze. Proszę, jeśli możecie, polecajcie mojego bloga znajomym. Następny rozdział mam już w głowie, więc błagam, zmobilizujcie mnie jakoś! <br />
Pozdrawiam cieplutko, Ameliaxx :)</div>
</span><br />Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-15240695839969482882013-04-21T07:43:00.001-07:002013-04-21T12:46:05.983-07:00Rozdział 14<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=eu-xFvLaE68" target="_blank">Imagine Dragon - Radioactive</a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon szła szpitalnym korytarzem. Gdzieniegdzie plotkowały starsze
panie. Jeden z pacjentów właśnie wydmuchiwał nos w materiałową chusteczkę z
wyhaftowanymi inicjałami w rogu. Tuż obok niego przechodziły pielęgniarki, które
kurczowo trzymały poręcz wózków inwalidzkich. Siedzeli na nich pacjenci
szpitala o poszarzałych, zmęczonych i pomarszczonych twarzach. Mimo licznych
chorób, śmiało obdarzali młodą dziewczynę szczerym uśmiechem. Pokazywali jej zżółknięte
zęby oprawione popękanymi, spierzchniętymi wargami. <br />
Ona szła szybkim krokiem, dokładnie zapamiętując każdą zatroskaną twarz, która
pojawiła się przed jej oczami. <br />
Podeszła do jednej z licznych sal. Nie zamieniając słowa z pielęgniarką, weszła
do jej środka. W powietrzu unosił się zapach metalu i lateksowych rękawiczek. <br />
Liam leżał na łóżku. Nie spał. Opierał się o ogromną, miękką poduchę i wiercił
się w miejscu. Przywitał Avalon promiennym, wesołym uśmiechem. <br />
- Tak bardzo mi przykro - jęknęła cicho. <br />
- Wiem to. <br />
- Wyjdziesz z tego - zapewniła go brunetka, ściskając z całych sił jego dłoń. <br />
- Avalon, to boli - syknął cicho, a ona dopiero teraz usłyszała trzaskanie jego
kości. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że trzymała go tak mocno. Nie
przypuszczała, że jest aż tak silna. <br />
- Przepraszam. - Potarła lekko kciukiem jego czoło. <br />
- Nie przepraszaj.<br />
- Wiem, powinnam już się zamknąć, przepra - urwała, po czym oboje się się
zaśmiali. Bursztyn oczu Liama nie lśnił jak zawsze, a jego spojrzenie było
zatrwożone i przygasłe. <br />
- Ethan tu przyjdzie i cię wyleczy - powiedziała, potrząsając jego dłonią. <br />
- Nie potrzebuję jego pomocy. Żadnego z nich - warknął. <br />
- Zostałeś postrzelony Liam i nie pozwolę, żeby stało ci się jeszcze coś złego.
Po prostu boję się o ciebie. To już nie są żarty. <br />
- Oh, Avalon... - Wypowiedział jej imię w sposób łagodny i delikatny. Zupełnie
jak za pierwszym razem, kiedy poznali się na ognisku trzy lata wcześniej. <br />
Wplótł palce we włosy i spojrzał się do góry, w biały sufit. Widziała z jaką
siłą zaciska powieki. <br />
- Wszystko będzie dobrze. - Kąciki jej ust uniosły się delikatnie. <br />
- Nic nie będzie dobrze! - wrzasnął. W jego oczach pojawił się nieposkromiony
gniew i żal, a twarz aż mu poczerwieniała. Z ogromnym trudem przełknął ślinę, a
następnie zacisnął palce na krawędziach szpitalnego łóżka. - Powiedz, w co ty
właściwie wierzysz. - Zaśmiał się histerycznie. - Że uzdrowią twojego brata za
wyświadczenie im przysługi? Może jeszcze wskrzeszą twoją matkę? Nie oszukuj
się, Avalon... Nic dla ciebie nie zrobią. Oni pragną tylko mordować i dbają
jedynie o siebie. Pomyśl tylko, ile niewinnych osób zginęło do tej pory? Może
lepiej byłoby, gdybym i ja oberwał w serce - powiedział pewnym głosem, który
ani na chwilę nie zadrżał. <br />
Avalon przesunęła opuszki palców po jego ręce. Jej lodowate i ostre jak brzytwa
łzy, rzuciły się na jego skórę. <br />
- Jak możesz tak mówić? - szepnęła żarliwie. <br />
Nie odpowiedział. Odwrócił od niej spojrzenie i wbił beznamiętny wzrok w przestrzeń. Jej ciało obszedł nieprzyjemny
dreszcz. Zrezygnowała.<br />
- Może lepiej będzie, jeżeli poczekam na zewnątrz... <br />
Wyszła za drzwi. <br />
Dzielnie powstrzymywała falę gromadzących się emocji. Wstrzymała oddech,
zacisnęła wargi z całych sił, by się nie popłakać.<br />
Nie tym razem, pomyślała. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Ivy usiadła przy biurku i wpisała w wyszukiwarce internetowej hasło
"istoty nadprzyrodzone". Następnego dnia miała pisać egzamin
poprawkowy, ale była zbyt zaaferowana dotychczasowymi wydarzeniami, żeby zacząć
się uczyć. Blondynka angażowała się w życie szkoły, ale tylko po to, żeby być w
centrum zainteresowania. Mimo ogromnych starań, żyła w cieniu Avalon. Od
zawsze. Czegokolwiek by nie zrobiła, to właśnie jej zazdrościła każda dziewczyna
i to ją chciał zdobyć każdy chłopak. Mimo, że ona tego nie dostrzegała,
blondynka zawsze z nią rywalizowała. Nawet w błahych sprawach. Kochała ją, ale jednocześnie zazdrościła, że bez najmniejszego starania, przyciągała wszystkich uwagę. <br />
Już chciała wejść na jedną ze stron, kiedy usłyszała huk. Gałąź lub kamień
uderzył o szybę. Gwałtownie się podniosła i podeszła ostrożnie do otwartego
okna. Kiedy chciała je zamknąć zauważyła, że na drzewie siedzi Ethan. Od razu
się wycofała i podparła o zimną ścianę.<br />
- Wpuść mnie - powiedział stanowczo. <br />
Zadrżała. Dopiero teraz zrozumiała, że znajduje się w niebezpieczeństwie.
Spojrzała w jego szare oczy. Jej nozdrza
dopadł zapach stęchlizny. <br />
- Odejdź stąd! <br />
- Nic ci nie zrobię, chcę tylko z tobą porozmawiać - powiedział surowo. - Wpuść
mnie, albo dostanę się siłą. <br />
Blondynka chwiejnym krokiem podeszła do okna. Otworzyła je tak szeroko, żeby
mógł swobodnie przedostać się do środka. <br />
W mgnieniu oka znalazł się w jej pokoju. Podszedł pewnie do jej biurka i chwycił jedną
z książek. <br />
- Przeminęło z wiatrem? - Uniósł brwi ku górze. <br />
- Z listy lektur obowiązkowych - odparła szybko. Nie chwaliła się nikomu, że
czyta książki, również te z listy lektur. To mogło podeptać jej reputację. <br />
Szatyn spojrzał na jej monitor, ale Ivy raptownie go wyłączyła. Ethan jednak
zdążył się dowiedzieć, jakich informacji szukała. <br />
- Co robisz? – zapytał przebiegle. <br />
- Nic szczególnego. - Natychmiast się zaczerwieniła tak mocno, że poczuła jak
twarz ją piecze. Cała krew podeszła do jej policzków.<br />
- Po co tutaj przylazłeś? – warknęła, chcąc ukryć zażenowanie. <br />
- Boisz się mnie – stwierdził z uśmiechem. <br />
- Proszę, odejdź stąd. <br />
- Przyznaj, że się mnie boisz, a wtedy odejdę. <br />
Podeszła o krok bliżej niego. Spojrzała w jego oczy i zauważyła, że wcale nie
są bure, a mają odcień błękitu. Zupełnie jak letnie, bezchmurne niebo.
Wystarczyło jednak, że przypatrzyła się bliżej, by błękit ściemniał, a na
bezchmurnym niebie zagościły siwe chmury. <br />
- To co teraz czuję nie ma nic wspólnego ze strachem. Brzydzę się tobą -
wysyczała. <br />
- Kochana, naprawdę nie pamiętasz jak dobrze się bawiliśmy, kiedy jeszcze o
niczym nie wiedziałaś? – Podszedł do niej i wplótł palce w szlufki jej
dżinsowych spodni. <br />
- Odejdź stąd - wycedziła przez zęby. On złapał ją za gardło i przyparł do
ściany. Zaczęła się dusić. <br />
- Zabij mnie, śmiało - wyszeptała resztkami sił zniekształconym głosem. Żyły na
jej szyi wyprężyły się ukazując swoją ciemnofioletową postać. <br />
Wypuścił ją sprawnym, gwałtownym ruchem. <br />
Ivy jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnej złości. Myślała, że zaraz eksploduje z
przepełniającej ją nienawiści. Wściekłość ogarnęła każdą część jej ciała. <br />
- Powinieneś teraz smażyć się w piekle - wysapała. <br />
- To właśnie się dzieje, droga Ivy. Właśnie tutaj znajduje się piekło. Tu, na
Ziemi. Rozejrzyj się tylko dookoła. Co ci pozostało? <br />
Nagle, ktoś zapukał do drzwi i nacisnął gwałtownie klamkę.
Skrzypienie zawiasów rozbiło się echem od ścian.<br />Ethana nie było już w pokoju.<br />
- Ivy, złotko? - zapytała melodyjnym, rozśpiewanym głosem mama dziewczyny. Była
wysoka, miała piękne, gęste, kasztanowe włosy i figurę modelki. - Wychodzę,
wrócę późno.<br />
- Nic nowego - mruknęła, ale ona nawet nie zdołała jej usłyszeć, bo zginęła w
otchłani korytarza. <br />
Zaczęła się zastanawiać, czy Ethan nie miał racji. Co jej pozostało? Nawet
matka miała ją gdzieś i wolała się spotykać ze swoim chłopakiem niż spędzać z
nią czas. <br />
Do bani, pomyślała. <br />Westchnęła ciężko i rzuciła się na miękkie łóżko. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon weszła do baru Heal. Rozejrzała się dookoła i dostrzegła
siedzącą przy jednym ze stolików parę. Mężczyzna trzymał filigranową, rudą
kobietę za dłonie. Ta obdarzała go nieśmiałym, kocim spojrzeniem. To był Joe i
Margaret. <br />
Byli w siebie tak wpatrzeni, że pewnie nawet gdyby przeszła przed ich nosem i
tak by nie zwróciła ich uwagi. <br />
Podeszła do baru. <br />
Od kiedy weszła do Heal wciąż czuła nacierającą na nią złą energię. Przeszywała
ją na wskroś. Była niezwykle potężna, ale nie mogła wybadać skąd dokładnie
pochodzi. Avalon czuła to w powietrzu. Podczas gdy inni śmiali się, ona czujnie
rozglądała się dookoła. Jeszcze nigdy nie miała do czynienia </span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">z czymś tak
niezwykle silnym. Serce biło jej mocniej, zaczęło kręcić się jej w głowie.
Chwiała się na krześle i oddychała ciężko. To coś się na nią uwzięło i coraz
mocniej napierało. Avalon traciła kontrolę nad swoim ciałem. Słyszała tysiące
szmerów w głowie, a każdy mówił jej co innego. Podniosła się. <br />
Wiedziała, że kiedy wyjdzie, ból minie. Po prostu była przekonana, że tak się
stanie. Ruszyła w stronę drzwi, ale znowu fala złej energii ją zaatakowała i
przyparła do ściany. Brunetka przycisnęła palce do swoich skroni. Teraz cichy
szmer w jej głowie przerodził się w rozpaczliwy krzyk. Coś nią wstrząsnęło, osunęła
się z hukiem na ścianie. Nikt nie był w stanie jej dostrzec, bo znajdowała się
za parawanem, który stał tuż przy frontowym wejściu. <br />
Zebrała w sobie siłę. Zaparła się. Nieznajoma moc objęła ją swoimi
kruczoczarnymi skrzydłami. <br />
Avalon nic nie widziała. Na oślep odpychała mrok całą swoją siłą, ale była za
słaba. <br />
Już była tak blisko... <br />
Złapała za klamkę, ale nagle ktoś jej przeszkodził. Zobaczyła twarz jakiegoś
rudzielca. Piękne, miedziane, aksamitne włosy i nagle spojrzała w oczy postaci,
której nie mogła zidentyfikować. Były krwistoczerwone. Obłędnie czerwone.
Zupełnie jak krew, ale świeciły się tak jak magma. Dwa czerwone punkty.<br />
Wystarczyło nacisnąć klamkę, ale coś stawiało opór. Ta moc była tak blisko… Resztkami
sił, nacisnęła klamkę i wypadła na zewnątrz. <br />
Poczuła ulgę. Była wolna. <br />
Omdlała. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: Calibri; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Tyler
zerkał na nią ukradkiem. Na jej oliwkową cerę i woalę gęstych rzęs, które
przykrywały soczyście zielone oczy. Jej wiotkie i gibkie ciało unosiło się
lekko, kiedy brała oddech. Długie, kasztanowe włosy spływały jak wodospad po
jej klatce piersiowej. Leżała nieprzytomna na kanapie w swoim salonie. Tyler
nie czuł niczyjej obecności. Dom był pusty. <br />
Była tak nieludzko piękna. Otaczała ją poświata. Tak niezwykle czysta,
niewinna, a zarazem tak silna i potężna.<br />
Podszedł do niej bezszelestnie, jak pantera polująca na ofiarę. <br />
Wciąż spała. <br />
Znalazł ją przed Heal i zabrał do domu. Na szczęście, lokal był na tyle duży i
gwarny, że nie zwróciła swoją osobą uwagi wszystkich tam zebranych. <br />
Od niedawna czuł w powietrzu moc i był niemalże pewien, że ta sama moc ją
zaatakowała. Od</span> <span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">jakiegoś czasu nad miastem unosiły się gęste, siwe chmury a
powietrze było przepełnione odurzającą trucizną. Wszyscy chodzili jak w transie
i tylko oni, Nadprzyrodzeni, byli w stanie dostrzec zbliżające się
niebezpieczeństwo. <br />
Jeszcze nigdy nie zbierało się tu tyle potęgi. Przelana krew wsiąknęła z glebę,
zupełnie jakby dawała Pierwotnemu jeszcze więcej siły. Był teraz niemalże
niezniszczalny i zdawali sobie z tego sprawę. Wiedzieli, że zrobi wszystko,
żeby dostać ich w swoje łapska. <br />
Tyler czuł, że wkrótce ziemia zostanie obdarzona kolejnymi litrami krwi, a w
mieście zapanuje chaos i zniszczenie. Wiedział, że niedługo będzie musiał
stoczyć walkę z największym wrogiem. <br />
Czekał. <br />
Uklęknął przed nią i dotknął wilgotnymi wargami jej koralowych ust. Założył
pasmo włosów za jej ucho. Jęknęła cichutko i przekręciła głowę. <br />
Firanka w oknie zawirowała, a niepokojący, lodowaty wiatr wtargnął do środka.
Nagle, usłyszał szuranie butami o wycieraczkę i zgrzyt zamka. Ktoś zapukał. <br />
Uciekł przez okno. <br />
Avalon otworzyła delikatnie oczy, po czym przetarła je dłońmi, żeby wyostrzyć
obraz. W drzwiach stanął Liam, a ona po raz pierwszy nie uśmiechnęła się na
jego widok. Stał i nic nie mówił. Dopiero po chwili dostrzegła, że w jego
zaczerwienionych oczach zbierają się łzy. Na jego twarzy malował się ból i
cierpienie, a ona nie potrafiła tego znieść. Wyglądał jeszcze gorzej niż w
szpitalu. Ethan musiał się jej posłuchać i wyleczył go.<br />
Strach i milczenie zawisło w powietrzu. <br />
Nie mogła już wytrzymać. Uroniła łzę, a jej gardło się zacisnęło. Knykcie jej dłoni zbielały. <br />
Zadanie pytania "Jak się czujesz?", byłoby co najmniej idiotyczne. <br />
- Nie mogę tak dłużej - szepnął, a każde słowo sprawiało mu ogromny ból. -
Kocham cię, do cholery. Kocham cię bardziej niż cokolwiek na świecie, ale
miłość do ciebie jest tak bolesna jak śmierć. Proszę, zabij mnie. Może będzie
mniej bolało. <br />
Zacisnęła dłonie w pięści jeszcze mocniej.<br />
- Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z tobą i cokolwiek się stanie, ja będę się
tobą opiekował i obiecuję, że będę przy tobie i nigdy nie przestanę cię
kochać...<br />
- Wiem - szepnęła. - Przepraszam. <br />
Podszedł do niej bliżej i spojrzał na nią wzrokiem, który mógłby roztopić
wszystkie lodowce. Tak gorącym i przejmującym. <br />
Dotknął rozgrzanymi dłońmi jej policzków i złożył pocałunek na jej policzku. <br />
- Nie przepraszaj... Nie potrzebujesz już mnie. Nie możemy być dalej razem. <br />
Zakrztusiła się łzami, a on się wycofał. <br />
Zapach działający na nią jak najdroższy afrodyzjak, dotyk tak delikatny pobudzał
każdy nerw ciała i jego nierealnie idealna osoba... Kochała go, ale jedyne co
mogła mu zrobić, to wyrządzić krzywdę. <br />
- Powinienem już pójść - wypowiedział z trudem. Grymas rozpaczy na jego twarzy
był tak silny, że Avalon schowała wzrok. <br />
Odwrócił się i wyszedł. <br />
Tak po prostu. <br />
Opadła bezsilnie na sofę. Podkuliła kolana pod brodę i schowała twarz w
dłoniach. Rozpacz, która ściskała jej serce nie pozwalała na uwolnienie ze
środka jakichkolwiek emocji. Chciała wrzeszczeć i płakać, ale nie potrafiła. <br />
Jakaś wewnętrzna blokada ją hamowała. <br />
Zatrzęsła się z zimna, które wpadało
przez okno. Jeszcze przed chwilą nie było tutaj tak lodowato, pomyślała i
odwróciła się w prawo. Spojrzała przez szybę i przez ułamek sekundy zdawało jej
się, że dostrzegła dwa, przeraźliwie krwistoczerwone punkty...<br />
<br />
<strong>od autorki:</strong> Kolejny rozdział, którego napisanie przyszło mi z ogromnym trudem. :( Nie wiem
czy tak beznadziejnie wychodzi przez brak czasu czy brak weny. <br />
Dziękuję za Wasze wsparcie i za to, że ze mną jesteście. Nawet nie wiem czy
zasługuję na te wszystkie komentarze…<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Znowu mi nie wyszło. Zastanawiam się, czy nie zawiesić bloga. Przepraszam,
jeśli zawiodłam. <br />
Kocham Was, dziewczyny, naprawdę! Ale chyba potrzebuję trochę czasu. <br />
Kiedy następny? Nie wiem, to zależy również od Was. Mam nadzieję, że będzie
mniej beznadziejny.</span></span></span><span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: Calibri; mso-fareast-language: EN-US; mso-fareast-theme-font: minor-latin;"><br /><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
Całuję, Ameliaxx</span></span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-57282404689287338242013-04-14T09:59:00.000-07:002013-04-21T12:44:07.196-07:00Rozdział 13<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=mIlNguMTPXI" target="_blank"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Snow patrol - New York</span></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Na twarzy Ivy mieszał się wyraz żalu i smutku. Trzymała ręce na kolanach i słuchała uważnie słów przyjaciółki, wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń. Avalon słyszała niespokojne kołotanie jej serca. Delikatnie przesunęła trzęsącą się dłoń po futrzanym kocu, którym przykryty był fotel w pokoju Tylera. <br />
Blondynka miała własne zdanie na każdy temat, od nowej kolekcji okularów Gucciego po fryzurę Freddiego, w którym podkochiwała się w siódmej klasie. Rzadko kiedy zdarzało jej się siedzieć cicho, a teraz nie wiedziała co powiedzieć. W pomieszczeniu panowało cmentarne milczenie i dopiero niepewny głos brunetki ośmielił się je przerwać<br />
- Przepraszam cię Ivy, ale musisz mnie zrozumieć. To naprawdę niebezpieczne i nie powinnaś w tym uczestniczyć. - Przełknęła głośno ślinę. <br />Nagle, blondynka odchrząknęła lekko i ku zaskoczeniu Avalon, rzuciła się jej w ramiona. Przycisnęła ją siebie z całych sił. Brunetka odwzajemniła uścisk. Spodziewałaby się po niej każdej reakcji, ale na pewno nie takiej. Myślała, że zacznie wrzeszczeć, krzyczeć na nią albo nie odezwie się do niej do końca życia, a ona zwyczajnie ją przytuliła. <br />
- Przykro mi, że musisz przez to przechodzić. Nie jestem zła. - Uśmiechnęła się serdecznie w jej stronę. - Istnieją tajemnice, które ukrywa się nawet przed przyjaciółmi. Zrobiłaś to, żeby mnie chronić. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym podobnie - powiedziała ze zrozumieniem w głosie. <br />
Usiadła po turecku na fotelu i odetchnęła ciężko. <br />
- Ale to wciąż wydaje mi się nienormalne. Jakim cudem w ogóle zaczęli chodzić do naszego liceum? <br />
- Tyler ich zahipnotyzował. On w inny sposób nie potrafi rozwiązywać problemów. - Wzruszyła niedbale ramionami, mając nadzieję, że ją usłyszał. Siedział na dole w salonie razem z resztą Nadprzyrodzonych, ale mogła się założyć, że każdy z nich podsłuchiwał tę rozmowę.<br />
- Chryste, to wszystko jest takie chore. - Przycisnęła palce do skroni. <br />Avalon się zaśmiała. <br />
- Wiem. Do tej pory nie mogę się do tego przyzwyczaić. <br />
- A czy ty... żywisz się krwią? - powiedziała cicho, podkurczając kolana pod brodę. Avalon wytrzeszczyła oczy. <br />
- Nie! - zaprzeczyła szybko i stanowczo. - Skąd ci to przyszło do głowy?! <br />
- Nigdy nic nie jesz, więc pomyślałam, że może... <br />
- Nie! Nie! Nie! - powiedziała to tak, jakby wypluwała ze zniesmaczeniem każde słowo. <br />
Może i jej jadłospis był bardzo ograniczony i właściwie nawet nie pamiętała dokładnie, kiedy ostatnio coś jadła, ale na pewno nie żywiła się krwią. <br />
- Jestem naprawdę wyczerpana. To chyba był jeden z najbardziej intensywnych dni w moim życiu. - Przeciągnęła się leniwie, z gracją kocicy. <br />
Avalon nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio była senna. Sypiała nocami po trzy godziny, ale jej organizm chyba się już do tego zdążył przezwyczaić. <br />
Patrzyła z ukosa na Ivy. Chyba wciąż była nieświadoma tego, co tak naprawdę się tutaj dzieje. W każdym razie, zareagowała na to wszystko z taką obojętnością, jakby od dawna już ich podejrzewała i jakby to wszystko było czymś całkiem normalnym. A przecież wcale nie było. <br />
- Odprowadzę cię do domu - powiedziała brunetka, wyglądając za okno. Właśnie wschodziło słońce. Roztaczało wokół siebie soczyste żółcie i pomarańcze. Avalon podeszła do szyby upajając się złocistymi promieniami słońca, które delikatnie muskały jej skórę swoim ciepłem. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła powieki. Przez moment było jej tak dobrze...<br />
Z błogiego stanu wyrwała ją Ivy, która silnie położyła dłoń na jej ramieniu. <br />
- Chodźmy już - powiedziała. <br />
Avalon potrząsnęła głową. <br />
<br />
Do jej uszu dobiegł cichy zgrzyt zamka i skrzypienie drzwi. Natychmiast poderwała się z łóżka. <br />
- Wybacz, myślałem że już nie śpisz. - Zza framugi wyłoniła się pogodna twarz Josepha. <br />
- Co tutaj robisz? - mruknęła, przecierając oczy. Kątem oka zerknęła na zegarek stojący na etażerce. Wskazywał godzinę 10:49. Spała cztery godziny, ale czuła się tak, jakby cztery minut temu ułożyła się do snu. <br />
- Która? - Wyjął zza pleców dwie, perfekcyjnie wyprasowane koszule. Jedna była biała, a druga granatowa w cienkie, białe paski. <br />
- Wybierasz się gdzieś? - Podniosła się z łóżka, poprawiając krótkie spodenki, które wbiły się w jej przedziałek. Zignorowała jego pytanie i napiła się wody mineralnej ze szklanki, którą zawsze kładła przy łóżku. <br />
- Idę na randkę - odparł z zadowoleniem. <br />
Wcale nie zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie za szybko pozbierał się po śmierci jej mamy. Chciała, żeby Joe znowu zaczął się umawiać z kobietami. Był bardzo przystojny. Wysoki mężczyzna, na którego twarzy zwykle gościł trzydniowy zarost, miał piękne tęczówki w odcieniu zieleni liści dębowych i ciemnobrązowe, zaczesane do tyłu włosy. Ostatnio zajmował się tylko pracą, więc należało mu się coś od życia. <br />
- Kto jest tą szczęściarą? - zapytała cicho. Traktowała go raczej jak przyjaciela, anieżeli opiekuna. <br />
Joseph nie odpowiedział. Zacisnął wargi w kreskę i spuścił wzrok. <br />
- Joe? - zapytała z przejęciem. - Co jest? Z kim idziesz na randkę?<br />
- Margaret Jannings.<br />
- Z Margaret? Tą Margaret? - Wplotła palce we włosy i wbiła wzrok w sufit. - Chyba nie mówisz o tej nowej pedagog... Błagam, powiedz, że o niej nie mówisz! <br />
Nie odpowiedział, ale jego spojrzenie było wystarczająco wymowne. <br />
Dziewczyna westchnęła ciężko. <br />
- Ubierz tę białą - powiedziała, wskazując na koszulę, którą trzymał w prawej dłoni. Uśmiechnęła się do niego łagodnie i wygoniła go ze swojego pokoju. Nawet nie miała siły, żeby teraz przejmować się tym, że Joseph umawia się z jej nauczycielką. Właściwie, mało ją to obchodziło. <br />
Spojrzała w taflę lustra, wiszącą na ścianie w kolorze moreli. Uczesała włosy w misterną, gładką kitkę i ubrała dresy, by móc w nich swobodnie biegać. Zeszła na dół i chwiciła jedno z jabłek leżących w półmisku. Wzięła dużego gryza tak, że miąsz spłynął po jej brodzie i dekolcie. Wytarła sok rękawem szarej bluzy. <br />
Spojrzała w stronę pokoju Jasona. Kiedy dzisiaj rano wróciła, jeszcze spał. Teraz zza drzwi słyszała dudnienie piosenki American Idiot zespołu Green Day. Zaczerpnęła powietrza i odważnie wkroczyła do jego pokoju. <br />
- Jak się masz? - zapytała tak pogodnie i wesoło jak tylko mogła, łapiąc się pod boki. <br />
Odwrócił się w jej stronę. Rzucił na biórko ołówek, którym właśnie rysował coś na kartce. <br />
Uniósł wysoko brwi. Wyglądał na rozbawionego. <br />
- Czemu pytasz?<br />
- Tak po prostu. Jesteś moim bratem. <br />
- Oj, daruj sobie, nigdy się mnie o to nie pytasz... Mów, czego ode mnie chcesz. - Spojrzał na nią przenikliwie. Tyler skutecznie go zahipnotyzował. Nie pamiętał nic z poprzedniej nocy, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż wiedział kim jest Avalon i jakie tajemnice przed nim kryje. <br />
Brunetka spojrzała na łóżko. Leżała na nim wyprasowana koszula w kratę i dżinsy, od których jeszcze nie odciął metki. <br />
- Ty też się gdzieś dzisiaj wybierasz? - zapytała, zupełnie ignorując wypowiedź chłopaka. <br />
- Hmmm - zaczął, jakby chciał się wymigać od odpowiedzi. - Spotykam się ze znajomą - odrzekł. <br />
Dziewczyna wiedziała kogo ma na myśli. Jej ciało obeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. Nie potrafiła z siebie wydusić ani słowa. Spanikowała. Zakręciło jej się w głowie, a wargi spięła w białą kreskę. <br />
- W takim razie, miłej zabawy - powiedziała, starając się by jej głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie. <br />
Jason zmarszczył brwi.<br />
- Jesteś jakaś dziwna... Na pewno nic się nie stało? <br />
- Nie. Idę biegać, do zobaczenia. - Pomachała mu dłonią na pożeganie, ale to również nie wyglądało naturalne. <br />
Boże, jestem idiotką, pomyślała i poszła biegać.<br />
<br />
Wiał chłodny wiatr, a niebo było nieskazitelnie czyste. Nie było widać na nim ani jednej chmury. Wzięła głęboki wdech i włożyła słuchawki do uszu. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała porozmawiać z bratem, ale teraz nie miała na to siły. Jedyny obraz jaki miała przed oczami to zawiedziona mina Jasona, kiedy dowiaduje się, że Mackenzie nie przyszła na spotkanie.<br />
Nagle, poczuła wibracje w przedniej kieszeni. Nieznany numer na niewielkim ekranie komórki sprawił, że jej serce zaczęło bić szybciej. <br />
Odczytała wiadomość. To Michael. Prosił, żeby przyjechała. Postanowiła nie fatygować się o samochód i równym tempem ruszyła w stronę domu Nadprzyrodzonych. <br />
Ostatnio spędzała tam więcej czasu niż u siebie. <br />
Już u progu poczuła napływającą falę energii. Zaniepokoiło ją to, więc czym prędzej weszła do środka. <br />
W salonie znajdował się Ethan, Chelsea, Clayton, Tyler, Michael i nieznajoma, młoda kobieta. Miała piękne, kruczoczarne, długie włosy i kocie, szmaragdowe oczy. Raczej nie urządzali stypy po Mackenzie. <br />
- A więc? - zapytała. <br />
- Musimy porozmawiać. - W pomieszczeniu zabrzmiał dźwięczny głos Michaela. Wszyscy, oprócz Tylera, siedzieli na kanapach. Brunet podpierał parapet, patrząc zaborczo na Avalon. <br />
Serce dziewczyny aż podskoczyło. <br />
- To Damaris. - Michael przedstawił porcelanową dziewczynę, siedzącą tuż przy nim. Jej dłonie spoczywały na kolanach. Roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości. - Pomoże nam. <br />
Skinęła łagodnie głową w stronę brunetki wciąż stojącej przy drzwiach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że po jej twarzy spływają krople potu, niesforne kosmyki włosów latają frywolnie dookoła głowy, a ze słuchawek leci znana piosenka z lat siedemdziesiątych.<br />
- Witaj Avalon. - Uścisnęła jej dłoń. <br />
Poruszała się z gracją leśnej nimfy, a wyglądem przypominała anioła albo woskową lalkę. Każda nadprzyrodzona istota jaką do tej pory poznała była piękna, ale ona miała w sobie coś magicznego i nieskazitelnego. Kroki stawiała chyba w powietrzu, a nie na ziemi. W każdym razie, robiła to z niezwykłą gracją. Ubrana była w zwiewną, białą bluzkę i spódniczkę do kolan. Jej stój trochę przypominał pidżamę, ale żadne z nich nie przywiązało do tego większej uwagi. <br />
I nagle coś sobie uświadomiła. Spojrzała na wszystkich zebranych w salonie, a Michael posłał jej znaczące, pewne spojrzenie. A więc wiedzieli. Powiedział im prawdę i wytłumaczył, że Łowcy wcale go nie porwali. Nie wyglądali na wściekłych ani zaskoczonych. Przyjęli to całkiem spokojnie. Podejrzanie spokojnie. <br />
- Powiedziałeś im - szepnęła, ale nie mówiła tego do żadnego z nich. Jej głos był tak cichy, jakby mówiła to sama do siebie. <br />
Pokiwał głową zdecydowanie. <br />
- Tak po prostu? - Jej równo wydepilowane brwi uniosły się do góry. <br />
- Ufamy Michaelowi - powiedziała Chelsea, ale głos jaki wydobył się z jej ust wcale nie przypominał jej głosu. Brzmiał jak automat. <br />
- Co im zrobiłeś? - Wzdrygnęła się Avalon. <br />
- To niewielkie zaklęcie, które...<br />
- Czyli musiałeś ich zauroczyć? Nie potrafiłeś powiedzieć im prawdy? Chelsea opisywała cię jako silnego i potężnego, ale przede wszystkim powtarzała, że jesteś ich przyjacielem i sprzymierzeńcem. Dopiero teraz widzę, jak bardzo się myliła. Jesteś zwykłym tchórzem - powiedziała z zacięciem.<br />
- Oh, Avalon... Lepiej bądź grzeczna, bo zaraz też skończysz jako moja marionetka, jasne? - Uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było cienia serdeczności. Wyglądał jak groźba i rozkaz. <br />
Brunetka usiadła obok reszty Nadprzyrodzonych. Ich wzroki były otępiałe i beznamiętne. Zupełnie jakby stracili świadomość tego, co się właściwie dzieje. Pochłaniali słowa Michaela, ale nie brali udziału w dyskusji. <br />
- Poznałem Damaris w Europie. Jest bardzo starą wiedźmą, która używając mistycznej energii przodków będzie zdolna do tego, aby rzucić zaklęcie ochronne. Czarem można objąć tylko jedną osobę i to ona zabije Pierwotnego Łowcę. Magia sprawi, że Nadprzyrodzony nie zginie. Teraz jedyne co musimy zrobić, to odnaleźć Łowcę i znaleźć odpowiednią okazję, żeby go zabić - wyjaśnił. <br />
- A co stanie się z całą resztą jego podwładnych? Oni też umrą? - zapytała Avalon cicho. <br />
- No cóż. - Westchnął głęboko. - Taka jest cena naszej nieśmiertelności - powiedział dumnie. <br />
- Mam gdzieś naszą nieśmiertelność! Ci ludzie są niewinni i nie powinni ginąć - warknęła, wymachując rękoma. <br />
- "Ci ludzie" to maszyny do zabijania, które próbowały zabić połowę miasta. Nadal chcesz ich chronić? - zapytał z przebiegłą miną. <br />
Avalon miała już dość. Spontanicznie uniosła rękę. Chciała go uderzyć, ale on szybko chwycił przegub jej ręki. Nagle, usłyszała głośny pisk odbijający się jak piłeczka od tenisa stołowego po jej czaszce. Zupełnie taki sam, jak wtedy, w lesie, kiedy łowcy porwali Tylera. Był nie do zniesienia. Oczy Michaela poczerniały, bo źrenice zrobiły się tak duże jak tęczówki.<br />
- Zostaw ją - powiedział stanowczo Tyler, odpychając Michaela na bok. Wraz z momentem, gdy ją puścił, ból ustał. Uderzył go pięścią tak, że jego głowa odchyliła się do tyłu. Z ust popłynął mu strumień metalicznej krwi. <br />Michael oddychał astmatycznie i powstrzymywał się z całych sił, by nie kontratakować.<br />
- Odprowadź ją do domu - rozkazał, a w jego oczach płonęła furia. Zacisnął pięści z całych sił. - No już! Na co czekasz! - wrzasnął. <br />
Nikt nie śmiał się odezwać. Tyler zmaglował go nienawistnym wzrokiem. Widziała, jak rośnie w nim gniew i w ostatniej chwili pociągnęła go za rękaw. Powstrzymał się, by nie zrobić mu czegoś gorszego od ciosu w szczękę. Z całych sił trzasnął ciężkimi, mahoniowymi drzwiami. <br />
<br />
Krople deszczu dudniły o asfalt. Ciężkie, gęste, siwe chmury nie pozwalały na to, aby promień słońca się przez nie przedostał. Chociaż jeszcze pół godziny temu świeciło słońce, oni byli przemoknięci do suchej nitki, co sprawiało, że Tyler nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. On również wyglądał nieziemsko seksownie.<br />
Przed deszczem uchroniło ich zadaszenie na werandzie domu Avalon. Dziewczyna ściągnęła gumkę i wycisnęła wodę z włosów. Brunet wciąż miał zaciętą minę i nie odzywał się. <br />
- Nie musiałeś mnie odprowadzać - powiedziała cicho. <br />
- Wiem - odparł. <br />
Był odwrócony. Ręce trzymał w kieszeniach i stał na krawędzi trzeciego schodka. <br />
- W każdym razie, dziękuję - szepnęła, uśmiechając się lekko. <br />
Spojrzał prosto w jej oczy. Minęła długa chwila zanim się odezwał. <br />
- Nie dziękuj mi - powiedział surowo. - Nie potrzebuję twoich podziękowań - mruknął, nie odrywając od niej badawczego, tajemniczego spojrzenia. W Tylerze było coś niesamowicie przyciągającego. Może działał na nią swoją mocą, a może po prostu pod bluzką miał magnes, ale czasem miała zwyczajną ochotę, żeby się na niego rzucić. Jego źrenice były zawsze tak bardzo czarne, jakby to właśnie w nich krył się cały wrzechświat. <br />
- Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym cię nienawidziła? - zapytała cicho, patrząc wprost w jego oczy. Nie bała się jego spojrzenia i wiedziała, że jest bezpieczna. Oddychał z taką dokładnością, jakby od tego zależał cały świat. Jego klatka piersiowa podnosiła się wysoko i po chwili zapadała. Skrzydełka jego nozdrzy rozchyliły się lekko. Powoli zmarszczył brwi. <br />
- Nic nie rozumiesz, prawda? - zapytał. <br />
- Wytłumacz mi - zarządała. <br />
Zaśmiał się pod nosem, żeby po chwili przerazić Avalon swoim krzykiem. <br />
- Nie staraj się mnie naprawić! Ja nie jestem i nigdy nie będę dobry. Nie zasługuję na to, żeby ktokowiek mi za cokolwiek dziękował. Wyrządziłem zbyt wiele zła, tobie również i wcale nie jest mi z tego powodu przykro. - Jego oczy były teraz tak rozgniewane jak wtedy, kiedy w salonie patrzył na Michaela. <br />
- Kłamiesz - powiedziała lekko drżącym głosem. Nie wycofała się. Zacisnęła pięści i mówiła dalej. - Chcesz, żebym cię znienawidziła, bo się zwyczajnie boisz. Nie chcesz nikogo pokochać, bo boisz się, że go stracisz tak samo, jak straciłeś swoją rodzinę! <br />
- Mylisz się, Avalon - mówił teraz spokojnym, opanowanym głosem. Jego oczy już nie były rozwścieczone. Teraz widać było w nich smutek i żal tak ogromny, że serce brunetki się ścisnęło. - Chcę, żebyś mnie znienawidziła, bo nie zasługuję na to, żebyś była dla mnie dobra. Zachowujesz się tak, jakbym był twoim przyjacielem. A nie jestem. Znienawidzenie mnie to najłatwiejszy sposób. Nie pamiętasz, Avalon? Ja zawsze idę na łatwiznę. <br />
- Każdy zasługuje na przyjaźń - powiedziała cicho. Lekko spuściła wzrok. <br />
Tyler się zaśmiał. Krótko, głośno i donośnie. <br />
- Nawet osoba, która zabiła twoją matkę? - zapytał hardo. <br />
Brunetka zadrżała, a włoski na karku się podniosły. Jeszcze całkiem niedawno Avalon oskarżała Nadprzyrodzonych o zabicie matki, ale za każdym razem zaprzeczali. Mimo silnych przeczuć, że to zrobili, ciągle ich broniła i miała nadzieję, że śmierć Gabrielle to tylko wypadek. <br />
- Tak, Avalon. Zabiliśmy twoją matkę, żeby twój gen się uaktywnił i żebyś do nas dołączyła. Nadal sądzisz, że każdy zasługuje na przyjaźń? - zapytał, uśmiechając się groźnie. - Ten świat jest okrutny. Nic nam nie pozostało. Każdy kiedyś zginie. Zostaną po nas tylko kości, a wiesz co jest najsmutniejsze? Że nie będziemy mieli nikogo, kto nas zakopie i pozostawi pieprzony znicz na cmentarzu. Nic po nas nie pozostanie - powiedział. <br />
Avalon dostrzegła w jego oczach tak ogromną rozpacz, że nie potrafiła dalej patrzeć w jego oczy. Szybko spuściła wzrok. Po jej polikach popłynęły łzy, których nie dało się pomylić z deszczem. <br />
- A więc dlaczego dalej żyjesz? - zapytała gorzkim szeptem.<br />
Zacisnął wargi mocno, a do jego twarzy napłynęła krew. Ujął jedną, silną dłonią jej podbródek i spojrzał prosto w jej przestraszone oczy. Rozchyliła delikatnie wargi, chcąc coś powiedzieć, ale jej na to nie pozwolił. <br />
- Bo muszę cię chronić. Nie pozwolę, żeby zginęła jedyna osoba, którą kocham. <br />
Serce Avalon zaczęło palpitować. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha, pomyślała. Odgarnął mokre włosy okalające jej twarz i dotknął rozgrzanymi, wilgotnymi wargami jej czoła. Jej ciało obeszła fala niezwykle elektryzujących dreszczy. Poczuła się tak, jakby za moment miała eksplodować od gorąca, jakie przewodził każdy jej nerw. <br />
- Wcale nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. Tak po prostu musi być, rozumiesz? Avalon, ja nie zasługuję na twoją dobroć, a już na pewno nie na twoją miłość. Zostanę tutaj tylko po to, żeby móc cię chronić i zrobię to, choćbym miał poświęcić swoje życie. - Jego tęczówki zabłysnęły. Dotknął czule jej ramienia, a ona na moment przymrużyła powieki. Dosłownie na kilka sekund, ale on zniknął. <br />
Już go nie było. <br />
<br />
<strong>od autorki:</strong> Myślałam, że nigdy nie dodam tego rozdziału, naprawdę. Kompletnie straciłam motywację... Przeczytałam całe opowiadanie i pomyślałam: "O Boże, jestem beznadziejna...". Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Może to gorszy dzień, ale pisanie bloga jakoś straciło dla mnie sens. Przepraszam za te słowa szczególnie niewielkie grono komentujących. Jesteście cudowne, naprawdę i dziękuję za Waszą obecność. Muszę jeszcze wszystko przemyśleć. Ehh, żałuję, że zostało Was ze mną tak mało. Bardzo żałuję. <br />Jeżeli ktoś to jeszcze czyta, to proszę tylko o komentarz...<br />
Kocham Was mocno, przepraszam i pozdrawiam, Ameliaxx</span> </div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-27828866791247112692013-04-05T12:18:00.000-07:002013-04-07T12:04:34.981-07:00Rozdział 12<a href="http://www.youtube.com/watch?v=PYzCXx7Ndok" target="_blank">Zola Jesus - Skin</a><br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Jason trzymał w ramionach ciało Mackenzie.
Jej twarz była trupio blada, a złociste włosy poszarzały. Na środku jej białej
bluzki rozlewała się plama krwi.<br />
Avalon upadła na kolana przed płaczącym bratem. Z jego ust wydobywał się
głuchy, przeraźliwy jęk, a w oczach zagnieździła się rozpacz.<br />
Objęła go ramieniem i przyłożyła jego głowę do swojej klatki piersiowej.
Kołysała nim łagodnie, prosząc szeptem, by się uspokoił. Podniósł lekko wzrok i
zobaczywszy Claytona stojącego w framudze, rozpłakał się jeszcze bardziej. Tuż
za blondynem stał łańcuch adoracyjny. Chelsea, Michael, Ethan i na samym końcu,
Tyler. <br />
Do oczu Claya napłynęły łzy. Stał w bezruchu i dopiero po chwili rzucił się na
kolana. Ujął jej twarz w dłonie i przyłożył czoło do lodowato zimnej twarzy. <br />
Rozejrzał się dookoła. <br />
- Ona nie żyje - powiedział cicho, jakby dopiero teraz w to uwierzył. <br />
W pokoju panowała duchota, a powietrze było ciężkie i gęste. Można było na nim
zawiesić siekierę. <br />
- Na co się gapisz?! Ratuj ją, do cholery! - wrzasnął do Ethana, który stał
rozkładając ręce bezradnie. <br />
- Jest już za późno, nie mogę nic zrobić – powiedział surowo i opanowanie. <br />
Clayton zacisnął z całych sił wargi i przycisnął do siebie jej martwe,
filigranowe ciało. Zaczął nim lekko potrząsać. Łzy, którymi się krztusił
opadały z pluskiem na jej twarz i dekolt. <br />
Avalon patrzyła na nich spojrzeniem pełnym żalu i smutku. Tuż przy niej stał
Liam, ale nawet nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie położył dłoni na jej
ramieniu. Podniosła się i przytuliła do niego z całych sił, kładąc brodę w
zgłębieniu jego ramienia. Myślała, że gdy zatonie w jego ramionach, ból ustanie
i wszystko będzie dobrze, ale to jedynie sprawiło, że poczuła się jeszcze
gorzej. <br />
Ciężar osiadł na dnie duszy. Dusiła ją świadomość, że nie może nic zrobić. <br />
Podeszła do Jasona i pomogła mu usiąść na wózku inwalidzkim. Wyciągnęła z
kieszeni chusteczkę i podała ją mu, ale on zignorował jej starania. <br />
Przyglądała się im uważnie dławiąc się spazmem. Clayton podniósł Mackenzie,
Chelsea przykucnęła chowając twarz w dłonie. Chyba płakała. Michael stał i
pociągał lekko nosem. Wyglądało to dość teatralnie. A Tyler podszedł do Jasona.
Powiedział mu coś na ucho, po czym skierował się w stronę wyjścia. Wzrok
chłopaka stał się ogłupiały. Wjechał do swojego pokoju i zakluczył drzwi. <br />
Dziewczyna ruszyła śladem Tylera. <br />
Szedł krokiem szybkim, pełnym gracji w stronę samochodu. Poruszał się jak
pantera polująca na swoją ofiarę. Avalon złapała przegub jego ręki nie
pozwalając mu wsiąść do auta. Kiedy się odwrócił, spojrzała w jego oczy. Nie
płakał. Dziewczyna próbowała rozszyfrować jego spojrzenie. Było tak puste i
zagubione…<br />
- Co mu zrobiłeś? – zapytała. <br />
- O czym mówisz?<br />
- Oh, błagam… Doskonale wiesz o czym mówię. <br />
- Zahipnotyzowałem go. <br />
- Co zrobiłeś?! <br />
- Słyszałaś.<br />
- Ale po co?<br />
- Zapomni o dzisiejszym wieczorze, o tym co się stało. Ty powiesz mu o jej śmierci
i wyjaśnisz kim jesteśmy – powiedział spokojnie patrząc prosto w jej oczy. <br />
Odwrócił się i otworzył przednie drzwi samochodu terenowego, którym przyjechał.
<br />- Co masz zamiar zrobić? – zapytała.<br />
- Nie będę siedział bezczynnie i czekał aż zmartwychwstanie - warknął. <br />
Z trudem przełknęła ślinę. <br />
- Jadę z tobą. <br />
- To nie jest zabawa dla małych dziewczynek, Avalon. - Uśmiechnął się z udawaną
uprzejmością. <br />
- Nie jestem już małą dziewczynką! – odrzekła pewnym i w pełni świadomym
głosem. <br />
Była pewna siebie. Nikt nie miał już prawa jej mówić, że nie powinna, że nie
może, że nie jest na to wystarczająco dobra i silna. Czuła jak przepełnia ją
moc i pobudza każdą część jej ciała. Miała dość ciągłego rozkazywania.<br />
- Imponujesz mi - powiedział Tyler, a ona uniosła głowę dumnie. - Swoją głupotą
– dodał. - Łowcy zabiją cię bez mrugnięcia okiem.<br />
- Zabawne, że mówi to facet, który jeszcze wczoraj czołgał się po ziemi z
poharatanym ciałem – zadrwiła. – Jadę razem z tobą. <br />
- Nie jedziesz. <br />
- Tyler, nie zniosę już więcej morderstw. Zabójstwa ostatnio są na porządku
dziennym, a ja już nie wiem kogo mam opłakiwać. Nie pozwolę, żeby komuś jeszcze
coś się stało i jeśli tylko mogę zrobić cokolwiek, by pomóc, zrobię to.<br />
Tyler westchnął ciężko. <br />
- Ja prowadzę - oznajmił. <br />
Avalon usiadła na miejscu pasażera. Zacisnęła palce na siedzeniu i otworzyła
okno, aby do auta napływało świeże powietrze. <br />
- Gdzie jedziemy? <br />
- Zobaczysz. - Rzucił w jej stronę telefon komórkowy. <br />
Avalon spojrzała na niego pytająco. <br />
- Zadzwoń lepiej do swojego chłopaka. Pewnie postradał zmysły - mruknął
obojętnie patrząc na szosę. <br />
Dziewczyna wybrała numer. Nie musiała długo czekać na odzew. <br />
- Liam? <br />
-Co mam zrobić? - zapytał. Zupełnie jakby wiedział, że dziewczyna chce go o
coś poprosić. Odchrząknęła cicho. Dziwnie się czuła mając do niego kolejną prośbę.
Ostatnio każda rozmowa z nim wiązała się z jakąś zachcianką. <br />
- Zaopiekuj się Jasonem, proszę - szepnęła. – Niedługo wrócę.<br />
- Jasne - odparł przytomnym głosem. <br />
- Liam? - powiedziała cicho. - Kocham cię... <br />
- Wiem, Avalon. - Uśmiechnął się kwaśno, po czym się rozłączył. <br />
Dziewczyna odetchnęła głęboko i delikatnie przekręciła głowę w lewą stronę.<br />
Przypatrzyła się profilowi Tylera. Gęste, wpadające w czerń włosy okalały jego
twarz o nienagannych rysach, które równie dobrze mogły być wyrzeźbione przez
średniowiecznego artystę. Jego oczy były tak niesamowicie piękne... Avalon
nawet nie do końca wiedziała jakiego są koloru. Po ciemku wyglądały jak
wzburzony ocean, a kiedy robiło się jaśniej, nabierały barwy jesiennych liści.
Prosty nos prowadził do koralowych warg. Na szyi, przy obojczyku widniał
pieprzyk w kształcie koniczynki. Wyglądał całkiem zabawnie.<br />
Dopiero po chwili zrozumiała, że się na niego zwyczajnie gapi. Szybko odwróciła
wzrok, nie zauważając usatysfakcjonowanego i dumnego spojrzenia Tylera. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Ethan spacerował po okolicy. Powolnym
krokiem zbliżał się do mostu Helmsdale. Dopiero teraz był w stanie racjonalnie
myśleć. Zaczęły gnębić go myśli i pytania. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego
Mackenzie się poświęciła, dlaczego oddała swoje cenne życie za byle kogo. W
końcu, nawet miłość do takiego czynu jej nie upoważniała. On nigdy nie
popełniłby takiej głupoty. Niezależnie dla kogo. <br />
Chelsea umyła jej klatkę piersiową z krwi i ubrała białą sukienkę, którą często
nosiła. Wyglądała w niej jak nocna zjawa. Jej ciało rozkładało się szybciej od
ciała zwykłego człowieka, a w ich domu zaczął unosić się odór jej zwłok. <br />
Było mu trochę smutno. Czasem czuł się tak, jakby był wyprany z wszelkich
emocji. Chciał przeżywać jej śmierć, ale nie potrafił. Był świadkiem tylu
morderstw i każde następne wywierało na nim coraz mniejsze wrażenie. Jakaś
część jego wiedziała, że Mackenzie wyrwała się z piekła i może nawet trochę jej
zazdrościł. <br />
W oddali zauważył cień jakiejś postaci. Leżała przy moście podpierając się na
łokciach. Po chwili kontur stał się wyraźniejszy. Rozpoznał ją, to Ivy.<br />
Ethan przyspieszył kroku. Dotknął jej ramienia, a ona odwróciła się raptownie.
Nie wyglądała na zaskoczoną. Syknęła cicho wskazując na swoją nogę. Miała
rozszarpane spodnie, a dżinsowy materiał nabrał koloru czerwonego. Na udzie
rozlewała się plama świeżej krwi, a wokół niej rozrywała się skóra. Wyglądało
to tak, jakby ktoś nożem przeciął jej skórę. Obrażenie nie było poważne, ale
Ivy nie wyglądała najlepiej. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Kto ci to zrobił? - zapytał gorączkowo, klękając przy niej. <br />
- Nie wiem. – Wzruszyła delikatnie ramionami. Spojrzała na ranę i pobladła. <br />
- Powinien cię zbadać lekarz. <br />
- W takim razie, zabierz mnie do niego – szepnęła. Wyciągnęła ręce i oplotła je
wokół jego karku. <br />
Szpital to było ostatnie miejsce, w jakim chłopak chciał się znaleźć. Uniósł ją
bez problemu i spojrzał w jej błękitne, wiecznie błyszczące oczy. <br />
Toczył walkę sam ze sobą, pomiędzy tym co powinien zrobić, a tym co chciał
zrobić. Położyła blond głowę na jego klatce piersiowej.<br />
- Boli – szepnęła cicho. <br />
A niech to, pomyślał, Tyler może później wymazać jej pamięć. <br />
Przycisnął dłoń do jej rany. Dziewczyna syknęła. Zamknął oczy. Poczuła chwilowe
ukucie bólu, ale po chwili zastąpił go kojący podmuch świeżego, zimnego
powietrza. Zagoiło się i jedynie materiał był wciąż postrzępiony. <br />
Uśmiechnęła się z ulgą i położyła dłoń na jego delikatnym, dodającym mu uroku
zaroście. <br />
- Wiedziałam - szepnęła, po czym zemdlała. </span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon wyszła z auta. Zabrał ją do
Pittsburgha. Miasto o tej godzinie tętniło życiem. Dookoła roztaczał się blask
neonowych szyldów lokali, z których dudniła głośna muzyka. Jeszcze nigdy nie
była w tej dzielnicy, ale od razu ją oczarowała. Wszędzie stały wieżowce, ogromne
bilboardy i miliardy świateł. Wszystko tak bardzo różniło się od niewielkiego
Uniontown. <br />
- Panie przodem. - Otworzył przed Avalon drzwi do jednej z mniejszych dyskotek.
Wstęp był wolny, a przy bramce nie stało dwóch, potężnych goryli. W środku
panował straszny gwar. Dla Avalon każdy dźwięk był spotęgowany. Słyszała nawet
rozmowy na samym końcu lokalu. Przycisnęła dłonie do uszu. <br />
- Weź kilka głębokich oddechów, powinno pomóc - powiedział Tyler ciągnąc ją za
sobą. <br />
Skorzystała z jego rady i poczuła się trochę lepiej. <br />
- Czego szukamy? - zapytała. <br />
- Zobaczysz... - Stanął przy barze i zamówił drinka. <br />
Avalon odchrząknęła znacząco. <br />
- Chyba mieliśmy się czymś zająć. – Postukała nagląco podeszwą buta. <br />
- Ale przy okazji możemy się zabawić - odparł sącząc alkohol. Brunetka
zmierzyła go piorunującym spojrzeniem. Odstawił pustą szklankę, której
zawartość wypił jednym duszkiem. - Spokojnie, złość piękności szkodzi -
skwitował. <br />
Wyszeptał coś barmance na ucho. Mimo hałasu panującego w pomieszczeniu, Avalon
skupiła się mocno i usłyszała dokładnie każde słowo. Nigdy jeszcze tego nie
próbowała i nawet nie wiedziała, że tak potrafi.<br />
Zapytał o namiary na niejakiego Adama. Kobieta powiedziała gdzie mogą go
znaleźć, a Tyler puścił oko w jej stronę. Avalon przewróciła oczami. <br />
Brunet odbił się od baru i złapał dłoń dziewczyny. Pociągnął ją na górę, na
pierwsze piętro lokalu. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, opatrując swoje uszy
panującą ciszą. <br />
- Naprawdę musisz flirtować z każdą kobietą, która oddycha? - powiedziała z
obrzydzeniem, kiedy stanęli przed drzwiami do jednego z pokoi na piętrze. Korytarz
był bardzo zaniedbany. Miejsce raczej nie należało do przytulnych czy
luksusowych. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Zazdrosna? - Uniósł brwi, uśmiechając się grzecznie i sarkastycznie zarazem. <br />
Avalon prychnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nie była zazdrosna!
Oczywiście, że nie była zazdrosna... Przecież nie mogła być. <br />
Otworzył drzwi kopniakiem. <br />
- Ohyda - powiedziała cicho, zakrywając drogi oddechowe dłonią. W mieszkaniu
strasznie śmierdziało. Na podłodze leżało skruszone szkło, meble były
poprzewracane, a ściany podrapane. Wszystkie plakaty były podarte. Wszędzie fruwało
mnóstwo piór z poduszek. Mieszkanie wyglądało gorzej niż po przejściu huraganu.
<br />
Zauważyła, że Tyler jest zaniepokojony. <br />
- To na pewno jest to, czego szukamy? - zapytała cicho. Nie odpowiedział.<br />
Weszła do pokoju obok i z trudem przełknęła ślinę. Zobaczyła martwe ciało
mężczyzny. Od razu go rozpoznała. Tyler kiedyś ją do niego zaprowadził.
Rozmawiali. W barze. Chwilę później został zaatakowany przez łowców.<br />
Jego ciało było nabite na drewniany pal. W stare drewno wsiąknęła już krew. Jego
włosy były nią posklejane. Avalon odwróciła się. Zrobiło jej się niedobrze. <br />
- Kto to mógł zrobić? – zapytała. <br />
- A jak myślisz? - odpowiedział. – Nie żyje od kilku dni… Cholera jasna! -
krzyknął. Z całych sił kopnął jakiś regał, z którego z hukiem pospadały
książki. <br />
- Do czego był ci potrzebny?<br />
- Współpracował z łowcami. Dopadli mnie wkrótce po tym, jak z nim rozmawiałem.
To nie był przypadek. Najwidoczniej był już dla nich bezużyteczny, więc go
zabili. Bali się, że może ich wydać. <br />
Avalon skierowała wzrok na sponiewierane ciało mężczyzny. Tylko łowcy byli zdolni do
takiego okrucieństwa. <br />
- Powinniśmy je zakopać. <br />
- Nie. Zostawimy je tutaj - zdecydował. <br />
Tyler podszedł do zwłok mężczyzny. Jego głowa była odchylona, a gardło poderżnięte.
Oczy miał otwarte, więc położył palce na powiekach i zamknął je. Tyler był wyraźnie
rozwścieczony tym, że zgubili jedyny trop. <br />
- Kiedy byliśmy w barze, Adam powiedział, że odebrałeś mu wszystko na czym mu
zależało - powiedziała cicho Avalon.<br /> Tyler roześmiał się, chociaż ona nie widziała powodów do śmiechu. <br />
- Zastanawiałem się, kiedy o to zapytasz - powiedział. - Zabiłem jego żonę,
która była w ciąży – powiedział bez skruchy. <br />
- Dlaczego to zrobiłeś? <br />
- Zrobiłem to, bo miałem na to ochotę. Nie pamiętasz, Avalon? Jestem tym złym. <br />
Podszedł do niej. Był tak blisko, że mógł ją pocałować. Czuła jego oddech na
swojej skórze. Spojrzała w jego oczy schowane pod groźnie zmarszczonymi,
gęstymi brwiami. <br />
- Kłamiesz. <br />
- Nie kłamię - odparł unosząc głowę dumnie. Przybliżył się jeszcze bardziej.
Jego klatka piersiowa dotykała jej tułowia. Nie wycofała się. Czuł jej
szaleńcze bicie serca. Jej piersi rozpłaszczyły się na jego torsie. Uniosła ręce,
żeby jego uderzyć, ale on szybko chwycił jej nadgarstki zaciskając na nich
mocno palce. <br />
- Co ty możesz wiedzieć o tym, jaki jestem. Nie znasz mnie. Nie masz pojęcia
kim jestem i kim byłem zanim mnie poznałaś. Jesteś tak naiwna jak reszta i
myślisz, że mnie naprawisz – wysyczał. <br />
Poczuła jak policzki zaczynają ją piec. Spięła wargi w kreskę i spuściła wzrok.
Wyrwała się sprawnym ruchem z jego uścisku. <br />
Dziewczyna zbiegła na dół, ale on za nią nie ruszył. Kiedy tylko zniknęła, z
całych sił uderzył pięścią w ścianę pomalowaną na kolor beżowy i przeklął
siarczyście. </span></span><br />
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon przedzierała się przez tłum
napalonych studentów tańczących do muzyki granej przez rockową kapelę. Nagle
ktoś zagrodził jej drogę. Podniosła głowę i zobaczyła młodego faceta
napierającego na nią swoim ciałem. Był obrzydliwy. Po jego skórze spływał pot.
Wydął wargi chcąc ją pocałować. Przywarł ją do ściany i zaczął szeptać coś do
ucha. Jego napakowane ciało było tak blisko. Nie mogła się mu wyrwać.
Powędrował swoją dłonią w stronę jej dekoltu. Krzyknęła, ale jej pisk zagłuszył
tłum. Dusiła się chmurą jego obleśnego oddechu.<br />
Nagle, facet zgiął się wpół. Zobaczyła Tylera. Bez problemu poradził sobie z
mężczyzną, którego głowa odchyliła się do tyłu za sprawą ciosów zadawanych mu
pięścią w twarz. Rzucił nim o krzesła i szybko pobiegli w stronę samochodu. <br />
- Remis - powiedział przekręcając kluczyk w stacyjce. <br />
- Słucham? <br />
- Uratowałem cię z rąk seryjnego gwałciciela. Chyba należy mi się chociaż
sympatyczny uśmiech. <br />
Auto ruszyło, a ona zaczęła się śmiać ledwie łapiąc dech w piersi. Histerycznie
i głośno, z samej siebie. Ale śmiech po chwili przerodził się w spazmatyczny
płacz. Tyler się nie odezwał. Zamilkła dopiero po chwili. <br />
Była wyczerpana. Patrzyła na drogę beznamiętnym, obojętnym wzrokiem. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Chelsea, Ethan i Michael krążyli nad
nieprzytomną Ivy, podczas gdy Clayton stał na tarasie. Od kiedy wrócili, nie
odezwał się ani słowem. Milczał. Rzadko się odzywał, ale tym razem milczał w
inny sposób. Przeszywający ból dotykał każdego z nich, a w powietrzu wisiało
cierpienie. Głucha cisza opanowała cały dom. <br />
- Co z nią zrobimy? - zapytał Ethan patrząc na leżącą na ich kanapie Ivy. <br />
- Możemy ją zahipnotyzować albo zabić – zaproponował Michael. <br />
- Numer dwa, poproszę - odezwała się Chelsea. <br />
Ivy drgnęła lekko skupiając na sobie ich wzrok. Podniosła się i rozmasowała
skronie, a kiedy zobaczyła wyraźnie ich postacie, wzdrygnęła się. <br />
Ku ich zdziwieniu, Ivy uśmiechnęła się delikatnie. Nie wyglądała na
przestraszoną, ale na zadowoloną. <br />
- Blondyneczce chyba odbiło – powiedziała szatynka.<br />
- Nie - zaprzeczyła szybko. – Ja wiedziałam… Wiedziałam, że jest z wami coś nie
tak. – Jej spojrzenie stało się bardziej przestraszone i wycofane. <br />
- Zdecydowanie powinniśmy ją zabić - zdecydowała. Chelsea wiedziała, że Ivy była
przyjaciółką Avalon, co tylko nadawało smaku całej sytuacji. <br />
- Kim jesteście… Czarodziejami? - zapytała głosem małego dziecka, który
rozpakowuje świąteczny prezent. Jej oczy zabłysnęły i zupełnie nie przejęła się
słowami Chelsea. <br />
Brunetka wybuchła pustym śmiechem, który ciągnął się w nieskończoność. <br />
- Niech Tyler ją zahipnotyzuje – powiedział Ethan przerywając atak dziewczyny. <br />
- Nie! Nie możecie mi tego zrobić! Ethan, nie możesz... - powiedziała patrząc
na niego błagalnie. <br />
Westchnął ciężko. <br />
- Zabijcie ją… – powiedział gorzko, odwracając się od niej. <br />
Ivy spojrzała na niego ze smutkiem. Rozbił jej uczucia w drobny mak. Już
chciała się odezwać, ale przeszkodził jej głośny trzask drzwi. Spojrzała się w
stronę wejścia i wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Avalon i Tyler stali po
chwili tuż przed nią. Brunetka rozdziawiła usta. <br />
- Ivy? - zapytała cicho. <br />
- Kogo my tu mamy, Avalon Price we własnej osobie. - Skrzyżowała ręce na klatce
piersiowej. Ściągnęła nawet swoje designerskie okulary, które nosiła od czasu
do czasu. Wcale nie miała wady wzoku. Miały na celu podnosić jej iloraz
inteligencji w oczach innych. <br />
Dziewczyna czuła, jak zaczyna ją piec twarz i oblewa ją gigantyczny rumieniec. <br />
- Co ona tutaj robi? - warknął Tyler. <br />
- Ethan ją tu przyprowadził - odparła Chelsea z wymuszonym, sztucznym
uśmiechem. <br />
- Świetnie! Może zakupimy megafony i od razu oznajmimy całemu światu kim
jesteśmy? - powiedział z sarkazmem. - Co jest tak trudne w słowie sekret, że
nie potraficie go zrozumieć?! <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Czyli wy wszyscy się znacie? - wtrąciła Ivy. – No ładnie, ładnie… <br />
Avalon wiedziała, że najlepszym wyjściem byłoby zahipnotyzowanie jej. Blondynka
nie zniosłaby tego, że dziewczyna tak długo ją okłamywała. Z zażenowaniem wbiła
wzrok w podłogę. <br />
- Ty też w tym wszystkim siedzisz? To już jasne, dlaczego ciągle masz mnie
gdzieś!<br />
- Ivy, to nie tak... <br />
- Jestem twoją najlepszą przyjaciółką, do cholery! - wrzasnęła. Nie brakowało jej odwagi i tupetu nawet w obliczu niebezpieczeństwa. <br />
- Ivy, proszę... - powtórzyła jeszcze bardziej błagalnie. <br />
- Mam już dość kłamstw! Chcę natychmiast wiedzieć co się tu dzieje! <br />
- Ja też mam dość, uwierz mi... - szepnęła, ale Ivy chyba nie zdążyła tego
usłyszeć. Tyler szybko i mocno zacisnął palce na jej przedramieniu. Spojrzał w
jej oczy, do których powoli napływały łzy. <br />
- A teraz posłuchaj mnie uważnie, Ivy - powiedział spokojnym, ochrypłym głosem
patrząc wprost w jej zdezorientowane oczy. Po chwili, jej wzrok stał się
otępiały i uległy. <br />
- Tyler! Nie rób tego! – krzyknęła Avalon, ale jej nie posłuchał. <br />
- Zostaniesz tutaj, a kiedy wrócimy, Avalon wytłumaczy ci wszystko po kolei.
Jasne? <br />
Pokiwała głową. Zachowywała się jak marionetka, której sznurkami bawi się
Tyler. <br />
- Oszalałeś?! Ona nie może się o niczym dowiedzieć! - powiedziała Chelsea
naciskając dosadnie na każde słowo. <br />
Serce Avalon aż podskoczyło. Dlaczego to zrobił? Dlaczego nie wymazał jej
pamięci? <br />
Tyler zlekceważył szatynkę. Odwrócił się i udał na górę, by zabrać stamtąd
ciało Mackenzie i zakopać je w lesie.</span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Stali obok siebie. Równi sobie. Oddychali
ciężko patrząc na ciało Mackenzie wkładane do dziury w twardej glebie. Nie
płakali, ale ich spojrzenia były pełne trwogi i żalu. Jedynie Avalon szlochała
cicho, ale nikt jej nie słyszał. Las tłumił jej płacz. Dziewczyna nabrała w dłoń
piasku i symbolicznie przysypała grudką jej martwe ciało. Przygryzała swoją wargę
usiłując powstrzymać wybuch emocji. Zacisnęła palce w pięści starając się
uspokoić paranoiczne bicie serca. <br />
Na marne. <br />
Jej ciało zostało zakopane. Chwilę wpatrywali się w ziemię, po czym jak gdyby
nigdy nic zaczęli odchodzić w stronę domu. Milczeli. Jedynie Clay stał w
miejscu. Nie płakał. Jego dłonie wiecznie schowane w kieszeniach, tym razem
były zaciśnięte w pięści. <br />
- Clayton? - wyszeptała. <br />
Nie odezwał się. <br />
- Nigdy nie będę miał dzieci. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek przeze mnie musiał
przechodzić przez to samo piekło - powiedział powoli wpatrując się beznamiętnie
w przestrzeń. Jego spojrzenie błyszczało się od łez, które dzielnie
wstrzymywał. <br />
- Przykro mi. <br />
- Nie, nie powinno być ci przykro - odparł. - Wiesz co? Zazdroszczę jej, że nie
musi już się borykać z tym przekleństwem. Nie oszukujmy się, nasze życie to
pasmo nieszczęść. Będzie mi jej brakowało, ale jednocześnie cieszę się. Cieszę
się, ponieważ gdziekolwiek teraz się znajduje, na pewno jest tam jej lepiej niż
tu, na Ziemi. <br />
Avalon przełknęła z trudem ślinę obserwując jak jedna z jego ciężkich łez spada
w dół uderzając z hukiem o podłoże. <br />
- Ból kiedyś minie - powiedziała cicho, dotykając jego ramienia drżącą dłonią.
- Twoja siostra poświęciła się dla mojego brata. Uratowała go i zawsze będę jej
za to wdzięczna. <br />
- Była cudowna, prawda? - Uśmiechnął się, jakby przywrócił o niej najmilsze
wspomnienie. - Zawsze wieczorem przychodziłem do niej, patrzyliśmy się w
gwiazdy i rozmawialiśmy. Powtarzała, że chciałaby zostać jedną z nich, a ja
odpowiadałem, że świeci znacznie mocniej od nich wszystkich razem wziętych - dodał i spojrzał w niebo. Były
na nim miliardy gwiazd, których widoczność ograniczały korony drzew. - A ból?
Ból będzie ze mną aż do śmierci. On nie minie. Może da na moment o sobie
zapomnieć, ale wystarczy jeden upadek, żeby znowu powrócił ze zdwojoną siłą.
Będzie mi towarzyszył aż do końca. Prawda jest taka, że straciłem wszystko. Nie
ma już nic, co by mnie tutaj trzymało. <br />
- Clayton! Nie mów tak. - Złapała jego dłoń i uścisnęła mocno próbując go
przywołać do porządku. - Masz mnie, masz nas i potrzebujemy cię. Ból powróci tylko
wtedy, kiedy mu na to pozwolisz - powiedziała gorliwie, kładąc jego dłoń na
swoim sercu. - Jesteś moim przyjacielem... <br />
- Och, Avalon - szepnął. - Wybacz, że tak się stało, wybacz, że musisz przez
nas teraz cierpieć. <br />
- Nie, to nie prawda. Dzięki wam poznałam kim naprawdę jestem i już się nie
boję. Nie pozwolę nigdy, żeby strach był silniejszy ode mnie i ty też nie
pozwól. Clay, proszę... Nie pozwól na to. <br />
Po jego policzkach spłynęły łzy, którym nie było końca. Emocje bawiły się nim
jak kukiełką, rozszarpywały go.<br />
- Masz naprawdę dobre serce, Avalon – powiedział. <br />
Położyła dłonie na jego ramionach i przytuliła go mocno. Czuła bicie jego
serca. Było spokojne. <br />
Oderwała się od niego po chwili. <br />
- Chciałbym móc pochować ją tak, jak należy to zrobić - szepnął. - Tak, jak
robią to ludzie. Ale kogo ja oszukuję... Nie jesteśmy ludźmi, jesteśmy
bestiami. Sprowadzamy na to miasto tak wiele cierpienia. Myślisz, że to się
kiedyś zmieni? - zapytał.<br />
- Może. Trzeba mieć nadzieję. <br />
Ponownie spojrzał przed siebie. Na ziemię, pod którą zostało zakopane jej
ciało. Zaczerpnął głośno powietrza, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył
przed siebie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: "Calibri","sans-serif"; line-height: 115%; mso-ansi-language: PL; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-bidi-language: AR-SA; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL; mso-fareast-theme-font: minor-fareast;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">_________________________________________________________<br />
No i już 12 rozdział na nami... :) Podeszłam do niego bardzo emocjonalnie i może
nawet ciut za bardzo. Naprawdę, muszę się trochę opanować, bo autentycznie -
każdy rozdział jest dłuższy od poprzedniego. :P Tylko jak już zacznę pisać, to
ciężko jest mi przestać. Nie wiem kiedy dodam następny, to zależy od Was. Błagam,
zmobilizujcie mnie!!!<br />
Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję za wszystko, Ameliaxx :*</span></span><br />
<span style="font-family: Times;"></span><br />
<span style="font-family: Times;">PS. Zakładka "Bohaterowie" wróciła po małym remoncie. :)</span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-68625618269453746792013-03-29T08:01:00.001-07:002013-04-07T09:57:09.734-07:00Rozdział 11<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times;"></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=BcyB6-4KcTo" target="_blank">Ben Cocks - So Cold</a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">P</span>odeszła do drzwi pokoju Tylera.
Usłyszała szelest pościeli i dziewczęcy chichot. Pewnie chwyciła za klamkę i
bez wahania wtargnęła do środka. U boku Tylera leżała naga, ładna i szczupła
młoda dziewczyna okryta bladoróżowym prześcieradłem. Miała może z osiemnaście
lat. Bawiła się jego włosami, a ten patrzył się na nią z zadowoleniem.
Zignorowali przyglądającą się im brunetkę. Żołądek podszedł do jej gardła, chociaż
widok ten nie należał do niecodziennych.<br />
Tyler często gościł u siebie kobiety, jednak zwykle wychodziły od niego w
środku nocy. Chelsea wtedy słyszała ich niespokojne kroki po skrzypiącej
podłodze, zmierzające ku mahoniowym, potężnym drzwiom. <br />
Blondyneczka z pyzatą buzią w kształcie serca zmierzyła Chelsea kpiącym wzrokiem,
co sprawiło, że ta miała ochotę rozerwać ją na strzępy. <br />
- Szybko wróciłeś do zdrowia – mruknęła, łapiąc za masywną, dębową ramę łoża. <br />
- Czego chcesz? - zapytał bawiąc się kręconymi włosami dziewczyny. Nawet nie
uraczył brunetki choćby przelotnym spojrzeniem. <br />
- Michael chce z nami porozmawiać. Zejdź na dół i wygoń ją stąd jak
najszybciej. - Zmierzyła wzrokiem filigranową blondynkę.<br />
- Uważaj, kwiatuszku, żeby ci tylko żyła na czole nie pękła - odezwała się
piskliwym głosikiem.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Na litość boską, Tyler! Wygoń stąd tę małą jędzę albo się nie powstrzymam i
ją zabiję.<br />
Brunet podniósł się leniwie z łóżka, a dziewczyna oparła się na łokciach i
przyglądała się z zaciekawieniem ich dwójce. <br />
- Kiedy ty ją w ogóle tutaj sprowadziłeś, co? - warknęła. <br />
- Czemu tak się spinasz, Cheals. - Ujął dwoma palcami jej brodę. - Czyżbyś była
zazdrosna? Spokojnie, dla ciebie też znajdzie się miejsce w tym łóżku. -
Uśmiechnął się zawadiacko. <br />
Miał w spojrzeniu coś tak niesamowicie pociągającego i magnetyzującego... Mało
kto potrafił się mu oprzeć. Na dodatek był bardzo przystojny. Nie, przystojny
to niewystarczające i zbyt pospolite określenie, by opisać jego urodę. <br />
Brunetka jednak nie dała się omamić, chociaż ciężko było jej walczyć z
pożądaniem. Warknęła. Zacisnęła długie, szczupłe, pomalowane na neutralny kolor
palce na jego szyi. On nie pozostał jej dłużny. Jednym ruchem popchnął ją na
ścianę. Zebrał w dłonie jej włosy i pociągnął je mocno, aby jej głowa odchyliła
się do tyłu. Jęknęła. <br />
Rozpoczął na jej szyi swój zachłanny taniec wargami. Jego rozpalony oddech
drażnił jej skórę. Nie miała siły, by walczyć z pragnieniem namiętności i
poddała się mu. <br />
- Opcja z trójkącikiem wciąż aktualna - wyszeptał do jej uszu żarliwie,
wyśmiewając pod nosem jej naiwność. <br />
Tak łatwo było ją nabrać i nawet specjalnie nie musiał się specjalnie wysilać,
by owinąć ją wokół małego palca.<br />
Spoliczkowała go tak mocno, że zapiekła ją dłoń. Jego oczy zapłonęły gniewnie,
jednak ona się nie zlękła. Patrzyła na niego zuchwale i dumnie.<br />
- Wywal ją stąd, zrozumiano? Możesz ją nawet zabić, bylebym więcej nie musiała
jej oglądać. I jak się jej pozbędziesz, to zejdź na dół. Tylko się pospiesz -
rozkazała sucho. <br />
- Czemu? Czyżby powitalne muffinki Michaela już stygły? - zapytał marszcząc
brwi. <br />
- Tyler - powiedziała stanowczo. <br />
- Co? Michael nie jest lepszy od nas. Naprawdę sądzisz, że ma dobre intencje?
Że tak zwyczajnie się uwolnił i wpadł do nas na herbatkę i ciasteczka? Od
zawsze miał przed nami tajemnice. Tak właściwie, co o nim w ogóle wiemy? -
powiedział cicho wiedząc, że słuch Michaela mógłby zlokalizować jego głos.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Mimo wszystko, pomógł nam i powinniśmy mu zaufać. <br />
- W tej chwili, nikomu już nie ufam. Nawet sobie. <br />
- Zejdź na dół, Tyler - rozkazała ponownie. <br />
Zaśmiał się donośnie, jednak ona już nie żartowała. Spojrzała na otępiałą twarz
blondynki przyglądającej się im, zacisnęła pięści i otoczyła jej obłąkaną
postać siwą mgłą. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, jęczeć, a gałki jej oczu
zbielały. Kiedy Chelsea poczuła, że jest już na granicy śmierci, poluźniła
uścisk dłoni. <br />
- To tylko namiastka tego co potrafię. Następnym razem się nie powstrzymam -
ostrzegła. - Bądź lepiej grzeczny albo spotka to też i ciebie. - Odwróciła się
i wyszła z pokoju z trzaskiem drzwi. <br />
Tyler nawet nie spojrzał na nieprzytomne ciało dziewczyny. Złapał za butelkę
alkoholu i przywarł wargi do jej gwintu.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span><o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<span style="font-family: Times;"></span> </div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon trzasnęła drzwiami szafki. Minęła
ósma lekcja, a szkolne korytarze świeciły pustkami. To był jeden z dni, kiedy
miała paskudny humor. Miała ochotę płakać, a za chwilę rzucić się na kogoś z
pięściami. Tak po prostu, bez konkretnego powodu. Jej złość potęgował fakt, że
ostatnimi nocami prawie w ogóle nie sypiała. Jej wyniki z nauki znacznie się
pogorszyły, a nauczyciele prosili o konsultacje pozalekcyjne. Kiedy
przychodziła, patrzyli na nią z litością, jakby ze względu na śmierć jej mamy,
bali się być konsekwentni i szczerzy. Czasem czuła się tak, jakby była na
specjalnym traktowaniu i jakby obejmował ją jakiś immunitet. <br />
Zobaczyła Liama. Szedł środkiem holu razem z Freddiem. Obserwował ją. Myślała,
że nie podejdzie. Bała się, że odwróci wzrok i ją ominie. <br />
Potrzebowała go. Potrzebowała go jak jeszcze nigdy. <br />
- Do zobaczenia na treningu. - Poklepał po karku Freddiego i podszedł do
brunetki. <br />
Jej ciało całe zesztywniało. Zacisnęła dłonie w pięści, a wargi spięła w białą
kreskę. <br />
- Cześć - powiedziała przygaszonym głosem, bo tylko to potrafiła z siebie
wydusić. - Jak się masz? <br />
Uśmiechnął się gorzko, a ją obeszły ciarki. <br />
- A jak mam się czuć? - zapytał, a do jej oczu napłynęły łzy. - Jesteś medium,
jacyś ludzie chcą cię zabić, w mieście dochodzi do coraz większej liczby
morderstw - przerwał na chwilę i dokończył po wzięciu głębokiego oddechu. - A
ja nawet nie mogę cię zobaczyć. Nie wiem co się z tobą dzieje i śmiertelnie się
o ciebie martwię.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
Spojrzała w jego przepełnione troską oczy, zatopiła się z jego bursztynowym
spojrzeniu po brzegi, wtuliła się w jego rozgrzane ciało, położyła głowę na
jego klatce piersiowej. <br />
- Boję się, Liam - szepnęła. Odgarnął kosmyki jej włosów z twarzy. Uniósł jej
podbródek. <br />
- Chcę ci pomóc. <br />
- Nawet cię o to nie proszę.<br />
- Kocham cię, Avalon Price, rozumiesz? Kiedy nie było cię przy mnie czułem
pustkę. Wspomnienie o tobie kuło moje serce. I choćbym nawet chciał zapomnieć,
nie potrafiłbym. Nigdy nie przestanę cię kochać.<br />
- Co my teraz zrobimy? - Uśmiechnęła się z żałością. <br />
- Powinniśmy powiedzieć reszcie, że wiem już o wszystkim. <br />
- Możemy zrobić to nawet teraz. <br />
- Chcesz tego? <br />
- Chcę - powiedziawszy to, splotła swoje palce z jego palcami. Uśmiechnął się,
po czym przybliżył do niej swoje miękkie wargi. Musnął ją nimi, a jej
zawirowało w głowie. Uśmiechnęła się i pocałowała go, tym razem bardziej
namiętnie. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Chelsea kręciła się po salonie słuchając
Micheala, który odpowiadał wymijająco na wszystkie zadane mu pytania. Wczoraj
również nic nie powiedział, ponieważ stwierdził, że jest zbyt zmęczony na
rozmowę. <br />
- A gdzie nasza perełka? - zapytał w pewnym momencie. <br />
- Powinna tutaj niedługo przyjechać - odpowiedział Clay zerkając na zegarek.
Zbliżała się szesnasta. <br />
- Avalon skupia w sobie naprawdę ogromne źródło mistycznej energii -
powiedział. - Jest bardzo silna, ale nie potrafi się otworzyć. Gdybym tylko z
nią trochę popracował, stałaby się jeszcze bardziej potężna. <br />
Chelsea patrzyła na Tylera, który obejmował Michaela wrogim spojrzeniem. Stukał
nerwowo podeszwą butów o podłogę. Był coraz bardziej wkurzony i wiedziała, że
wkrótce wybuchnie. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- A gdzie jest mała Mackenzie? - zapytał.<br />
- Nie angażujemy jej w to wszystko. Sam mówiłeś, że na razie powinna ćwiczyć
koncentrację i rozwijać umiejętności - powiedziała Cheals. <br />
- Macie racje. - Uniósł kieliszek szampana, by wznieść toast. – Za mój powrót! <br />
- Naprawdę? - zapytał z kpiną w głosie Tyler. Nie, tylko nie to, pomyślała
Chelsea. - Przychodzisz tutaj z nikąd, nie odpowiadasz na nasze pytania, a
teraz jeszcze bawisz się z nami w dom? W co ty pogrywasz, do cholery? - warknął
groźnie. <br />
Chelsea wydała z siebie ciche jęknięcie, jakby chciała uspokoić Tylera, jednak
Michael ją uprzedził.<br />
- Masz rację - powiedział wstając. - Odpowiem na każde z waszych pytań, ale
musicie dać mi jeszcze trochę czasu. Proszę was jedynie o zaufanie - mówiąc to,
przykuł wzrok do Tylera, jakby to głównie do niego kierował swoje słowa.<br />
Nagle, usłyszeli ciche, powolne kroki. W jednej chwili, wszyscy skierowali
wzrok w prawo. Do salonu weszła Avalon, ale nie była sama. Tuż przy niej stał
Liam. Wszystkich sparaliżowało zaskoczenie. Jedynie Clay przyglądał się im
przytomnie. <br />
Dziewczyna ściskała mocno dłoń bruneta, który patrzył się na nich odważnie, z
zadartą głową. Szmaragd oczu brunetki zabłysnął z przestrachem. Zeszli po dwóch
stopniach do salonu. Liam nie dał po sobie poznać, że się boi. <br />
Zimne powietrze cisnęło w ich dwójkę jak ostrze noża. Nagle, pojawił się
przed nimi Tyler. Przemieścił się z niesamowitą, nieludzką prędkością. <br />
- Co on tutaj robi? - warknął. <br />
- On już wie o wszystkim - powiedziała Avalon cicho, drżącym głosem. <br />
Tyler patrzył hardo na chłopaka, bawiąc się jego umysłem jak klockami Lego. <br />
- O czym ty mówisz? - zapytał gniewnie, kierując rozwścieczony wzrok na Avalon.
<br />
Chelsea nie wytrzymała. Złapała dziewczynę za szyję i uniosła ją do góry. <br />
- Puść mnie - jęknęła z trudem Avalon, dusząc się. <br />
Brwi Chelsea zmarszczyły się groźnie, a w jej oczach pojawiła się nieokiełznana
furia. Była zdolna nawet do tego, żeby zabić. <br />
- Powiedz, że się przesłyszałam - warknęła. <br />
- Zostaw ją! - krzyknął Liam odważnie. <br />
- Zamilcz! - wrzasnęła.<br />
- Chłopak ma racje, zostaw ich - powiedział Michael spokojnie.<br />
- Ona wyjawiła nasz sekret jakiemuś pierwszemu lepszemu człowiekowi!<br />
- Powiedziałem, zostaw ją - powtórzył bardziej stanowczo. <br />
Chelsea wypuściła dziewczynę, ale Tyler wciąż osaczał wrogim spojrzeniem Liama.
Nie miał zamiaru słuchać rozkazów Michaela.<br />
- Zabierzcie go stąd, chcę porozmawiać z Avalon - powiedział. <br />
Wszyscy opuścili pomieszczenie. <br />
Kiedy byli już sami, Avalon spojrzała się na niego z przestrachem. Nie wyglądał
na tak potężną istotę, jaką opisywała go Chelsea. Miał krótko przystrzyżone,
ciemne włosy i chłopięcy uśmiech. Umięśnione ręce krzyżował na białej koszuli,
a kilkudniowy zarost pociągał co jakiś czas dłonią. Był całkiem zwyczajny. <br />
- Miło mi cię poznać, Avalon Price. Chyba nie muszę się przedstawiać -
powiedział, jednak ona zbyła go spojrzeniem. - Po co ten strach? Jesteś
potężniejsza od nich wszystkich, więc dlaczego tak bardzo się<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>boisz? - zapytał. - Może to twoja moc cię
przeraża? To dla ciebie nowe środowisko, rozumiem, ale to właśnie przy nas jest
twoje miejsce – powiedział już nieco poirytowany, ponieważ dziewczyna nie reagowała.
<br />
- Oni wcale cię nie więzili, prawda? - zapytała szeptem. Michael wytrzeszczył
gałki oczne. W jego spojrzeniu rosło zdumienie. - Widziałam cię już wcześniej w
moich wizjach. Szukałeś czegoś - powiedziała. - I nikt cię nie więził. Wtedy,
nie byłam pewna czy to ty...<br />
- Cii. - Położył palec na ustach. Rozejrzał się dookoła i zaprowadził ją na
górę, do sypialni, która była przygotowana specjalnie dla niego. <br />Weszli do środka. <br />
Wzmógł się w niej strach. Wiedziała, że nie może mu ufać, ale oddychała
spokojnie. Była opanowana. <br />
- Masz rację - powiedział otwarcie. - Upozorowałem porwanie, żeby poszukać
informacji o tropicielach. Byłem w Europie. Poznałem tam wiedźmę, Damaris.
Zgodziła się, żeby nam pomóc. Jest tu razem ze mną, ale nie mogę jej wam
przedstawić. Zrozum, oni nie mogą się teraz poznać prawdy. <br />
- Zostawiłeś ich, kiedy byłeś im potrzebny! - powiedziała wzburzonym głosem. <br />
- Zrobiłem to dla ich dobra. Musiałem dowiedzieć się, jak można zniszczyć
łowców, a wiedziałem doskonale, że gdybym tylko wyjawił im moje plany,
pojechaliby razem ze mną, a łowcy natychmiast by nas namierzyli. To było jedyne
wyjście. Gdyby któreś z nich poznało moje zamiary, łowcy mogliby dostać się do
jego umysłu i dowiedzieć się, gdzie jestem. Zniszczyliby mnie. <br />
- Czego się dowiedziałeś? – zapytała zmieniając temat.<br />
- Tropicielami kieruje pierwotny łowca. Każdego z nich może zabić osoba
nadprzyrodzona, ale wtedy i ona umiera. Ta zasada dotyczy też pierwotnego. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Ale jest na to sposób. Aby Nadprzyrodzony nie
zginął, trzeba rzucić na niego zaklęcie ochronne, dzięki któremu przeżyje. Jak
już wiesz, kompas i medalion tworzą jedność. Kiedy są połączone, potrafią
wskazać istoty nadprzyrodzone. <br />
- Ale przecież wystarczyła moja krew, abyśmy odnaleźli łowców. <br />
- Sam kompas wskazuje Nadprzyrodzonych. Kompas połączony z krwią
Nadprzyrodzonego potrafi odnaleźć łowcę, a kompas połączony z medalionem może
odnaleźć pierwotnego łowcę, jednak tylko jeśli jest w pobliżu. <br />
- To wszystko jest pogmatwane - stwierdziła Avalon. - Masz zamiar powiedzieć im
o tym wszystkim? - zapytała.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
Michael podszedł do okna.<br />
- W swoim czasie - odparł cicho. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Jason wpuścił Mackenzie do mieszkania.
Wjechał do salonu. Dziewczyna rozejrzała się po domu. <br />
- Przytulnie tu - stwierdziła z uśmiechem. <br />
- Joseph nie zarabia zbyt wiele, starcza tylko na podstawowe rzeczy. Niedługo
to ja będę musiał sobie znaleźć jakąś pracę. Mam tylko nadzieję, że ktoś
przyjmie do pracy kalekę - zaśmiał się pod nosem, ale dziewczyna wyczuła w jego
głosie smutek. <br />
Mackenzie przykucnęła przy nim i uśmiechnęła się serdecznie. <br />
- Nie mów tak - szepnęła. - Świetnie sobie radzisz. <br />
Jason pocałował ją w czoło. <br />
- Co powiesz na kanapki z dżemem truskawkowym? - zapytał wjeżdżając do kuchni. <br />
- Z chęcią - powiedziała, po czym ponownie rozejrzała się po mieszkaniu. -
Avalon na pewno nas nie przyłapie? - zapytała niepewnie.<br />
Chłopak zaśmiał się.<br />
- Przyłapie? Na czym miałaby nas przyłapać? Na robieniu kanapek? <br />
- Przecież dobrze wiesz o czym mówię. <br />
- Avalon powiedziała rano, że dzisiaj będzie później, bo ma kilka spraw do
załatwienia, a Joseph pracuje do późna, więc oprócz dostawcy pizzy raczej nikt
nas nie odwiedzi. <br />
- Myślisz, że jej późny powrót do domu ma jakiś związek z Michaelem? <br />
- Jestem tego pewny - odparł. - Czemu ciebie tam nie ma? <br />
- Są tak zaaferowani tym wszystkim, że nawet nie zauważają mojej nieobecności.
Jedynie Clay przychodzi do mnie wieczorami, zanim pójdę spać. Rozmawiamy
trochę, ale nie mamy wspólnych tematów. Czasami czuję, że przychodzi do mnie,
bo uważa, że opieka nade mną to jego powinność. W sumie, mamy tylko siebie -
powiedziała smutno. - Ale to nic! Mam więcej czasu dla ciebie - dodała
weselszym głosem nie pozwalając mu się pocieszyć. Nie lubiła się nad sobą
użalać. Wiedziała, że Jason jest w podobnej sytuacji. Czuli się samotnie, ale znajdowali
w sobie oparcie. <br />
Wtem, ktoś zapukał do drzwi. Stukanie było głośne i natarczywe, rozniosło się
po całym domu. Jason wytarł ręce ubrudzone dżemem o ścierkę, chwycił portfel
leżący na blacie stołu, wyciągnął pieniądze i pojechał odebrać pizzę. <br />
Otworzył drzwi i natychmiast zamarł. Jego ciało ogarnął paraliż. Stał przed nim
młody mężczyzna. W jednej dłoni trzymał sztylet, którego rękojeść wykonana była
z kości słoniowej, zaś drugą ujmował pistolet. Stał w rozkroku. Miał burzę
kruczoczarnych loków, błyszczące spojrzenie i śnieżnobiały, lśniący i pewny
siebie uśmiech. <br />
Brat Avalon cofnął się. Szybko zatrzasnął drzwi, jednak napastnik włożył nogę
pomiędzy je, a futrynę uniemożliwiając mu ucieczkę.<br />
- Czego chcesz? - zapytał drżącym głosem. <br />
- Przyszedłem dać drogiej Avalon małą nauczkę. - Uśmiechnął się idąc pewnym krokiem przed siebie.<br />
- To mnie powinieneś zabić, nie jego - odezwała się Mackenzie zaniepokojonym i
przestraszonym głosem.<br />
- W takim razie, zabiję was oboje. - Wzruszył ramionami obojętnie. Pociągnął za
spust. Dziewczyna widziała jak kula powoli przecina powietrze nacierając na
Jasona. Poruszała się tak szybko, że oczy śmiertelnika nie mogły dostrzec jej
ruchu. Widziała, że za chwilę umrze, że kula przeszyje jego serce. Nie mogła na
to pozwolić. <br />
Złapała za nóż i wbiła go w serce łowcy pozwalając jednocześnie, by pocisk
przedziurawił jej serce. Poświęciła się. Nie zdążyła nawet poczuć bólu, bo
opadła bezwładnie na ziemię, tuż przed wózek inwalidzki Jasona. Chłopak zmusił
się do nadludzkiego wysiłku, odepchnął się od wózka i rzuciwszy się na ziemię,
przycisnął jej martwe ciało do siebie. <br />
- Mackenzie! – wykrzyczał rozpaczliwie kołysząc nią. - Nie, nie zostawiaj mnie,
proszę... Nie odchodź! Rozumiesz?! - mówił, oddychając astmatycznie. - Ethan
przywróci ci życie, zobaczysz - szeptał gorliwie do jej ucha zanosząc się
spazmatycznym płaczem. Wtulił brodę w jej miękkie włosy, mocząc je swoimi
gorzkimi łzami spływającymi z jego policzków wartkimi strumieniami. Jej ciało
zesztywniało, a skóra zaczęła tracić swój kolor. Jej pogodna twarz poszarzała. <br />
- Nie! Nie! Ty nie możesz umrzeć, rozumiesz?! Nie możesz umrzeć! - Jego serce
waliło jak młot. Trzymał ją w mocnym uścisku. Widok dziewczyny rozrywał jego
serce na strzępy. - Nie rób mi tego, proszę - wypowiedział przez zaciśnięte do
bólu gardło. - Ty nie jesteś martwa. Proszę, Mackenzie. - Zacisnął powieki.
Ukołysał jej ciało. Jego ciężkie, srebrzyste i okrągłe łzy spadały na ziemię z
hukiem. - Kocham cię, Mackenzie… - szepnął. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon wpatrywała się w ogień kominka.
Jego żar oblał jej ciało. Nadprzyrodzeni prowadzili burzliwą dyskusję dotyczącą
Liama i tego, czy Tyler powinien wymazać mu pamięć. Michael miał decydujące
słowo w tej sprawie i na odpowiedzialność Liama zgodził się, by w tym
uczestniczył. Dziewczyna poczuła ulgę, że nie będzie musiała przed nim niczego
ukrywać, że nadal może być w stosunku do niego szczera. <br />
- Powinniśmy już iść - powiedziała do bruneta, który zachowywał się tak, jakby
nagle znalazł się w zupełnie nieśmiesznej komedii. Wciąż nie mógł w to wszystko
uwierzyć. <br />
- Pójdę po nasze kurtki – powiedział.<br />
Tyler skorzystał z okazji, że jest sama i podszedł do niej. <br />
- Jak mogłaś nas wydać... - W jego głosie nie było już słychać nieposkromionej
furii. Zastąpiła ją gorycz i rozczarowanie.<br />
- Czy ty naprawdę starasz się, żebym cię znienawidziła? - zapytała. <br />
- Nie powinnaś narażać nas na wydanie. A gdyby komukolwiek powiedział, co wtedy
byś zrobiła? - Jego głos stał się bardziej gniewny. <br />
- Ufam mu i proszę cię tylko, żebyś ty postarał się zaufać mi - szepnęła
błagalnie. <br />
Położył jedną dłoń na jej ramieniu i spojrzał w jej oczy. Nie było to zwykłe
spojrzenie. Czuła się dokładnie tak, jakby zaglądał w jej duszę. Czuła się tak,
jakby patrzyła w bezdenną otchłań, na końcu której znajduje się
człowieczeństwo. <br />
- Najwidoczniej chcemy tego samego - szepnął. <br />
Chelsea stała przy balustradzie i przyglądała się im z góry. Zobaczyła ich
wargi będące tak blisko pocałunku. Zacisnęła palce z impetem. W czaszce Avalon
odbił się echem głośny świst. <br />
- Au - powiedziała cicho, łapiąc się za uszy. Poznała ten rodzaj bólu i
wiedziała, kto go spowodował. - O co jej chodzi? - zapytała wściekłym głosem. <br />
- Jest zazdrosna. <br />
- Przecież to niedorzeczne... - odparła rozmasowując skronie. Ból już prawie
minął. - Nie ma o co być zazdrosna, prawda? – zapytała się, chociaż brzmiało to
tak, jakby pytania nie zadawała jemu, lecz sobie. <br />
- Nie wiem, ty mi powiedz. - Poczuła jego oddech na swoich ustach. <br />
Wtedy Liam odchrząknął znacząco. Dziewczyna natychmiast się cofnęła, a Tyler odstąpił od niej na kilka kroków. <br />
- Chciałbym móc cię zabić - syknął. <br />
- Tyler! - krzyknęła Avalon, ale ten ją zlekceważył. <br />
- Śmiało! Dlaczego tego nie zrobisz? - zapytał dumnie, nie bojąc się jego
gardzącego nim spojrzenia.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Bo ona cię kocha - odparł nieco ciszej, po czym spuścił wzrok, odwrócił się
na jednej pięcie i wyszedł na taras. <br />
Liam opuścił parcelę. Avalon narzuciła na siebie kurtkę i ponownie spojrzała w
magnetyzujące oczy Tylera. Było w nich coś tak niesamowicie pociągającego,
niebezpiecznego i tajemniczego... <br />
Odwróciła się i wyszła z posesji Nadprzyrodzonych. <o:p></o:p></span></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Szli w milczeniu, a chłodny, jesienny
wiatr kołysał ich zmarznięte ciała. Nie odezwał się do niej mimo, że zawsze
miał coś do powiedzenia. Gęsta, mleczna mgła plątała się tuż nad ziemią. Na
atramentowym niebie odbijał się blask srebrzystych gwiazd i księżyca.
Dziewczyna przemarzła i zaczęła dygotać. <br />
- Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał - powiedziała cicho. Zdała sobie sprawę,
że na jego barkach spoczywa ciężar, którego nie będzie mógł udźwigać. <br />
- Nie rozumiesz, że jest już na to za późno? Jestem częścią tego. - Zatrzymali
się. Stali na przeciw siebie. <br />
- A nie chcesz być, prawda? <br />
- Nie chcę - odparł. - Ale nie mogę odejść, nie mogę ciebie stracić. To boli,
ale ja już nie zapomnę. Nie zapomnę o tym, kim naprawdę jesteś i nie zapomnę o
tym, co do ciebie czuję.<br />
Dotknął jej twarzy. Czasami wydawała się mu być nierealna. Tak piękna, tak
delikatna i nieosiągalna. Patrzył na nią i wciąż nie mógł zrozumieć, że tworzą
jedność, że należą do siebie. Przez jej skórę przedzierał się blask księżyca.
Położyła dłoń na jego klatce piersiowej, by poczuć bicie jego serca, by móc
uwierzyć, że stoi tuż przy niej, że jest prawdziwy i że ma go dla siebie na
wyłączność. <br />
Ich zmarznięte nosy się dotknęły, musnęła jego wargi. On penetrował zakamarki
jej ust, a ona wplotła długie, szczupłe palce w jego włosy. Na jej twarzy
wyrysował się uśmiech. <br />
Telefon Avalon zaczął im się naprzykrzać. Liam oderwał się od niej na moment
pozwalając, by odebrała. Wyjęła komórkę z kieszeni i nacisnęła zieloną
słuchawkę. <br />
- Avalon? - Usłyszała zrozpaczony głos brata. Dziewczyna się zaniepokoiła, a
jej tętno od razu przyspieszyło. - Och, Avalon!<br />
- Spokojnie, powiedz co się stało - powiedziała gorączkowo. <br />
- Łowca, on nas znalazł - mówił chaotycznie. <br />
- Łowca? Jaki łowca? O czym ty mówisz? Kogo znalazł? <br />
- Avalon, ja wiem o wszystkim. Wiem o tobie, o Mackenzie i reszcie. Znaleźli
nas, mnie i Mackenzie. <br />
Przeraziła się. Milczała.<br />- Proszę, zrób coś! Błagam! - krzyczał.<br />
- Jason - powiedziała stanowczo. <br />
- Mackenzie zabiła łowcę - dokończył łamiącym się głosem. - Ona nie żyje... -
wyszeptał przez łzy.<br />
Avalon upuściła telefon. <br />
<br />
<strong>od autorki:</strong> I jak? Dużo się dzieje, wiem, ale postaram się, żeby następne rozdziały były
"lżejsze" i może nieco krótsze, bo chyba powoli przesadzam. :P<br />
Jakikolwiek kontakt ze mną w najbliższym tygodniu będzie niemożliwy, ponieważ
jeszcze dzisiaj jadę do babci, a zapodziałam gdzieś modem. Złośliwość rzeczy
martwych. :) <br />
Chyba nie muszę powtarzać, że każdy komentarz jest dla mnie ogromnie ważny i
naprawdę będę wdzięczna, jeśli wystukacie dla mnie kilka słów. :) To nie
jest żaden rozkaz ani nic z tych rzeczy. U mnie nie ma zasady
"czytasz=komentujesz". Ja po prostu będę wdzięczna, jeżeli docenicie
moją pracę i wyrazicie swoją opinię, bo to jest bardzo ważne, aby opowiadanie
się rozwijało. <br />
No i to byłoby na tyle.<br />
Dziękuję za uwagę i RADOSNYCH ŚWIĄT ZMARTWYCHWSTANIA PAŃSKIEGO, Ameliaxx. :)))<o:p></o:p></span></span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-5718361967787350692013-03-22T13:37:00.000-07:002013-04-07T11:59:56.645-07:00Rozdział 10<a href="http://www.youtube.com/watch?v=CRSvoKoU3kk" target="_blank">Arshad - Girl On Fire </a><br />
<br />
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">M</span>ackenzie
wpatrywała się w roześmianą twarz Jasona. Lubiła patrzeć na jego dołeczki w
policzkach i iskierki w oczach. Siedzieli w jednej z alejek księgani. Przez
mały luft wpadały promienie słońca oświetlające rumianą twarz blondynki. <br />
Chłopak spojrzał w jej błękitne oczy. Przypominały mu bezchmurne niebo i
morskie fale uderzające o brzeg. Splótł swoje palce z jej palcami. Założył
kosmyk złocistych, niesfornych włosów za jej ucho. Byli pochłonięci swoim
towarzystwem, zatraceni w swoich spojrzeniach, rytmicznym oddechu i biciu serc.
<br />
- Kiedy im powiemy? - zapytał niszcząc ich własną, osobistą mekkę. <br />
- Może tak nigdy? - Uśmiechnęła się pozwalając by słońce pieściło jej
jasnoróżowe, miękkie wargi. <br />
- Nie chcę się już ukrywać - odparł. <br />
- Ciii - szepnęła kładąc palec wskazujący na jego ustach. Ułożyła wygodnie
głowę w zagłębieniu jego ramienia. - Nie psuj tego momentu. - Musnęła lekko
jego policzek, po czym przymrużyła oczy pozwalając ponieść się chwili. <br />
- Od dawna się tak nie czułem - wyszeptał gorliwie do jej ucha ozdobionego
złotym kolczykiem. <br />
Spojrzała<span style="mso-spacerun: yes;"> się </span>na niego. <br />
- Jak? <br />
- Tak dobrze jak teraz... - Pogładził jej dłoń. - Obiecuję ci, że już wkrótce
nie będziemy musieli się ukrywać przed nikim. Avalon dowie się, że już nie musi mieć przede mną tajemnic, że już o wszystkim wiem. <br />- Proszę, nie mów jej na razie niczego - szepnęła. - Nie potrzebuję tego. Wystarczy, że jesteśmy razem. <br />
Jason poprowadził opuszki palców lekko drżącej dłoni po jej rumianym policzku.
Spojrzał prosto w jej oczy wyglądające jak dwa jeziora, w których odbijał się
błękit nieba. Delikatnie dotknął jej miękkich, lepkich warg. Uśmiechnęła się
przez pocałunek. <br />
On ujął jej brodę, a ona zapomiała o całym, otaczającym ich świecie. Musnął jej wargi.
Dotknęła ich pragnąc, by znowu swoimi pocałunkami zabrał ją do nieba, do innej
rzeczywistości, innego świata. <br />
- Czy to nie wydaje ci się magiczne? - zapytała szeptem. <br />
Uśmiechnął się lekko kącikami ust. <br />
- Dziękuję - powiedział, a jego oczy pod opieką brwi, zalśniły nieznanym jej
wcześniej blaskiem. <br />
Spojrzała na niego pytająco. <br />
- Pozwoliłaś mi zapomnieć o bólu - wyjaśnił. <br />
Po policzku Mackenzie szybko spłynęła łza rzeźbiąc na rumieńcu krystalicznie
czysty tor. <br />
- Nie płacz - powiedział ciepłym, pokrzepiającym głosem. - Lubię twój uśmiech.<br />
Usiadła tuż przy nim pozwalając objąć się ramieniem. <br />
Wtedy, nie istniało nic oprócz ich. Cały świat nie miał znaczenia, gdy trwali
zatraceni w swoich spojrzeniach. <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon złapała rąbki prześcieradła, nie potrafiąc poradzić sobie ze
świadomością, że musi wstać. Chwyciła w dłonie telefon komórkowy leżący na
etażerce i odebrała przychodzące połączenie. <br />
- Tak? - powiedziała chrypliwym, porannym głosem. <br />Spojrzała ukradkiem na zegar. Było po godzinie jedenastej. <br />- Przyjedź natychmiast. Wiem już, co musimy zrobić - powiedziała z przejęciem
Chelsea. <br />
Szatynka szybko się rozłączyła uniemożliwiając Avalon odezwanie się. <br />
Zielonooka natychmiastowo poderwała się z łóżka, co niemalże przyprawiło ją o zawroty
głowy. Wyjęła z komody zwykłą, granatową bluzkę z długim rękawem i jasne,
dżinsowe spodnie. Nie zdążywszy nawet zjeść śniadania, pognała do furgonetki. <br />
Przetarła oczy, przekręciła kluczyk w stacyjce, nacisnęła sprzęgło i wcisnęła
pedał gazu. <br />
Zgłośniła piosenkę w radiu i ruszyła przed siebie poprawiając na czerwonym
świetle niedokładnie rozczesane długie, kasztanowe włosy. <br />
Zatrzymała się przed posiadłością Nadprzyrodzonych. Trzasnęła drzwiami
samochodu i bez skrępowania, weszła do środka. <br />
- Nauczysz się w końcu pukać? - zapytała uszczypliwie brunetka na dzień dobry. <br />
Avalon puściła jej uwagę mimo uszu.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Chelsea odłożyła na stolik szklankę whiskey i spojrzała się na nią z
wyższością. <br />
- Daj mi swoją rękę. - Szarpnęła ją za rękaw. Szybko wyjęła z tylnej kieszeni
nóż i poprowadziła go po wewnętrznej stronie dłoni Avalon. <br />
- Auć - jęknęła. <br />
- Nie marudź, wiem co robię - warknęła. - A teraz, zaciśnij dłoń - rozkazała. <br />
Brunetka posłusznie wykonała polecenie Chelsea, która podprowadziła probówkę
pod jej dłoń. <br />
- Teraz wystarczy, że wlejemy krew do kompasu... - przelała bordową ciecz do
środka urządzenia. - I voilà. <br />
- Co teraz? <br />
- Kompas zasilony twoją krwią, powinien naprowadzić nas na Tylera. <br />
- Nie możemy zrobić tej samej sztuczki, żeby odnaleźć Michaela? - zapytała nie
rozumiejąc jeszcze do końca, kim właściwie jest Michael i jaką moc posiada. W
końcu, aby być tak ważną postacią, chyba trzeba mieć paranormalne zdolności? <o:p></o:p></span></span></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">- Próbowaliśmy, ale kompas działa na określoną odległość i określony
czas. Dopiero gdy będzie połączony z medalionem, stanie się na tyle silny, aby
go odnaleźć. <br />
- Łowcy chyba są wystarczająco inteligentni, by go wywieźć odpowiednio daleko? <br />
- Nie wiedzą, że mamy kompas, więc jesteśmy o krok przed nimi. - Uśmiechnęła
się zuchwale, trzymając w dłoniach małe, złote urządzenie. - Spójrz. - Pokazała dziewczynie kompas. Igła obrała kierunek. <br />
Ethan z Clayem weszli do pomieszczenia. <br />
- Udało się? - zapytał brunet przeczesując palcami swoją nienagannie ułożoną
fryzurę. <br />
Chelsea kiwnęła głową. <br />
- W takim razie, na co czekamy? Czas skopać tyłki tym małym sukinsynom. <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">- Chyba powinniśmy najpierw ustalić jakiś plan działania? - odezwała
się niepewnym głosem Avalon. <br />
- Czego znowu nie rozumiesz? - Westchnęła ciężko Chelsea. - Jedziemy tam,
ratujemy Tylera i kradniemy kompas. Resztę ustalimy podczas jazdy. Nie wiemy,
jak daleko znajduje się ich siedziba. Mamy mało czasu, więc powinniśmy wyjechać
już teraz, a z tego co wiem, tobie chyba najbardziej zależy na odbiciu Tylera?
- Stanęła na przeciw niej dusząc ją swoim natarczywym, pewnym siebie oddechem. <br />
Prychnęła cicho i ominąwszy ją szerokim łukiem, złapała za kurtkę i ruszyła w
stronę samochodu. <br />
Gdy tylko doszła do auta, usłyszała za sobą donośny śmiech. Nie wytrzymała.
Odwróciła się gwałtownie. <br />
- O co znowu chodzi?!<br />
- Chyba nie myślałaś, że będziemy jechali z tobą tym gruchotem? - zapytała
szatynka, mierząc ją kpiącym spojrzeniem. Otworzyła drzwi do swojego
odpicowanego samochodu terenowego. <br />
Avalon kiedyś zastanawiała się, jakim cudem stać ich na te wszystkie odjechane
i nowoczesne gadżety. Zrozumiała, że mając moc tak silnej perswazji i hipnozy,
również mogłaby mieć wszystko na pstryknięcie palców. <br />
Niechętnie, zajęła miejsce na tylnym siedzeniu i jako jedyna zapięła się pasem. Obok niej, na
obitym białą skórą, usiadła Chelsea. <br />
- Masz zamiar z nimi walczyć w szpilkach? - zapytała Avalon przyglądając się z
dezaprobatą kilkucentymetrowym obcasom. Może i nie były specjalnie wysokie, ale
z pewnością nie były też wygodne. <br />
- Nawet podczas mordu można wyglądać seksownie. - Uśmiechnęła się, przygryzając
dolną wargę. - Ale co ty możesz o tym wiedzieć.<br />
- Racja, przy tobie jestem szarą myszką... Tylko w takim razie, dlaczego Tyler
woli mnie? - zapytała dosadnie. - Widocznie łatwe dziewczyny go nie pociągają -
dodała, wzruszając lekko ramionami. <br />
Chelsea spojrzała się na nią zacięcie, a ogień jej kawowych tęczówek zapłonął
groźnie. Zacisnęła pięść z całej siły powodując paraliż całego ciała Avalon.
Jej moc przeniknęła każdy mięsień. <br />
- Przestań - jęknęła cicho przez zęby, jednak brunetka mocniej zacisnęła
pięści, sprawiając większe cierpienie. Męczarnie nasilały się z każdą chwilą i
dopiero głos Ethana wybudził Chelsea z transu. <br />
- Zostaw ją w spokoju, już dostała nauczkę - mruknął. <br />
Avalon doskonale wiedziała, że Clayton i Ethan bali się brunetki. W końcu, jej
siła mogła spowodować ich śmierć lub sprawić niewyobrażalny ból. Była
najstarsza, miała największe doświadczenie i to ona pod nieobecność Michaela
wydawała polecenia. <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">A oni musieli się jej słuchać. <br />
Chelsea odpuściła i zaczęła instruować Ethana mówiąc mu, w którym kierunku ma
jechać.<br />
- Zatrzymajcie się - rozkazała nagle, wybudzając Avalon z przemyśleń. <br />
Ethan siedzący za kierownicą, zjechał na pobocze. Znajdowali się na pustkowiu,
około pięćdziesięciu kilometrów od Uniontown. Byli otoczeni lasami. Tam, nawet szum
wiatru wydawał się być podejrzliwy. Przez ciało Avalon przeszła nieprzyjemna
fala dreszczy. <br />
- To na pewno tutaj? - zapytała. <br />
Chelsea pokazała jej kompas, którego igła magnetyczna kręciła się w kółko
niczym oszalała. Serce brunetki przyspieszyło. <br />
- Przecież tutaj niczego nie ma - zauważył Ethan, rozglądając się dookoła. <br />
- Spójrzcie. - Clayton wskazał palcem na niewielki, zamieszkany dom znajdujący
się nieopodal. Jego ściany porośnięte były mechem, przez co ciężko było go
zauważyć. <br />
- To tam - powiedziała Chelsea zdecydowanym głosem. - Wyciągnij z bagażnika
sprzęt - rozkazała Claytonowi. <br />
- Jesteś pewna? - zapytała Avalon cicho. <br />
Brunetka nie odpowiedziała. Zgromiła ją tylko wzrokiem. <br />
Ethan szturchnął dziewczynę<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i wręczył
jej pistolet. Spojrzała się na niego pytająco. <br />
- Ale co ja... Co ja mam z tym zrobić? - szepnęła. <br />
- W razie potrzeby, użyj tego. Dam ci małą wskazówkę, jeśli chcesz przeżyć, nie
celuj w ich serce - powiedział. <br />
Avalon przypatrzyła się niewielkiej broni. Przełknęła ślinę głośno
zastanawiając się, w jaki sposób się jej używa. <br />
Westchnęła ciężko. <br />
Nie oglądając się za nią, Nadprzyrodzeni ruszyli przed siebie. <br />
Brunetka ich dogoniła. <br />
- Wejdziesz od tyłu - powiedziała Chelsea do Claytona. - Otworzę ci drzwi,
kiedy będziemy już w środku. <br />
Zanim zapukała do drzwi, Ethan spojrzał przelotnie na Avalon. Udawał, że nie
widzi jej drżących dłoni i strachu wymalowanego na twarzy.<br />
Po chwili, ktoś złapał za przerdzewiałą klamkę, która zaskrzypiała cicho.
Dziewczyna widziała każdy ruch w spowolnionym tempie. Klatka po klatce. Jej
serce biło z morderczą szybkością. Zacisnęła palce na broni mocniej, czując, jak
krew powoli przestaje do nich dopływać. <br />
Przez ułamek sekundy, zanim Ethan szybko i sprawnie uderzył pięścią mordę łowcy,
Avalon widziała jego zdziwione, parszywe spojrzenie. Chelsea stanęła tuż nad
nim mężczyzną. Zacisnęła pięści z całych sił, a żyła na jej czole zaczęła
pulsować. Facet nie był w stanie wydobyć z siebie już żadnego dźwięku, ponieważ
był tak bardzo sponiewierany mocą dziewczyny.<br />
Ethan, wciąż bacznie się rozglądając, poszedł dalej. Kroczył długim, prostym korytarzem
przed siebie. Dom był niewielki. <br />
Nagle, zauważył siedmiu łowców siedzących w kuchni. Trzy kobiety i czterech
mężczyzn. Szybko wycofał się, przywierając swoje ciało do zimnej ściany. Avalon
zrobiła to samo. Posesja była naszpikowana łowcami. Żadne z Nadprzyrodzonych
nie wiedziało, ilu dokładnie może się tam znajdować. <br />
- Otwórz drzwi Claytonowi. Ja z Chelsea zajmiemy się łowcami. Znajdź Tylera, a
Clayton niech zdobędzie medalion, jasne? - wyszeptał dysząc. <br />
Dziewczyna pokiwała głową. <br />
- Już - szepnął raptownie, po czym wtargnął do kuchni. <br />
Łowcy natychmiast go osaczyli. Natarli na niego. Bronił się, strzelając z pistoletu
w ich nogi i ramiona, jednak to ich nie powstrzymało. Jeden z nich, wymierzył
mu cios pięścią w brzuch. Z ust Ethana wyprysnął bordowy strumień krwi plamiący
ich ubrania. Kiedy czuł, że nie ma już szans, do kuchni weszła Chelsea.
Ogłuszyła łowców, jednak ci mieli wystarczająco dużo sił, by ją dopaść w swoje
łapy. Jeden z nich, złapał jej biodra zaciskając na nich mocno swoje szorstkie dłonie.
Szatynka dobyła noża leżącego na blacie stołu i wbiła mu go w oko. Krew
rozbryznęła się po całym pomieszczeniu, a on ją natychmiast wypuścił. <br />
Avalon podbiegła do tylnych drzwi i otworzyła je. Przekazała Claytonowi czym ma
się zająć, a sama zabrała się za szukanie Tylera. Rozglądała się, jednak w
panującym amoku trudno było jej się skoncentrować. <br />
Nagle, poczuła szarpnięcie. Nie zdążyła się odwrócić, bo postać trzymająca ją
za ramiona, przycisnęła do jej gardła nóż. Oczy brunetki zaszły łzami. Spuściła
lekko przerażony wzrok i zauważyła, że w podłodze znajduje się jakiś uchwyt.
Wyprężyła wzrok. Był to uchwyt klapy, która musiała prowadzić do piwnicy. <br />
Nie poddała się. Z całych sił, uderzyła napastnika łokciem w splot słoneczny.
Zawył, a ona wykorzystując okazję i oddała strzał z pistoletu wprost w jego udo.
Wiedziała, że nie powstrzyma go to na długo, więc szybko otworzyła klapę i zeszła
po drabinie w głąb podziemi. Znajdował się tam skomplikowany układ pomieszczeń,
o wiele większych niż jej się wydawało. Było tam sucho i duszno. Kaszlała,
usiłując zaczerpnąć powietrza.<br />
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zaczęła błądzić. Ile tchu w piersiach,
biegła po skruszonych kamieniach i żwirze. Skręciła w prawo. <br />
Zobaczyła go. <br />
Był przywiązany łańcuchami do jakiejś kolumny. Po jego ciele spływała krew,
która w niektórych miejscach zdążyła już zakrzepnąć. Podbiegła do niego. <br />
- Tyler! Tyler! - krzyczała oklepując policzki nieprzytomnego chłopaka. <br />
Z trudem otworzył powieki, a zapłakana dziewczyna uśmiechnęła się niewyraźnie
ze szczęścia. Chłopak nie był martwy.<br />
- Uważaj - jęknął. <br />
Avalon odwróciła się raptownie. Tuż za nią stał łowca. Wiedziała, że nie ma już
szans na przeżycie. Nie miała dokąd uciec. Złapała za pistolet i drżącymi
rękoma wycelowała nim w mężczyznę. <br />
- Nie zbliżaj się do mnie, bo cię zastrzelę - wysapała. <br />
Facet podszedł do niej bliżej, uśmiechając się szyderczo. <br />
- W takim razie, zginiemy oboje - wydyszał. <br />
Brunetka cofnęła się o kilka kroków, po czym osunęła się na kamienną ścianę. <br />
Miał przewagę. <br />
Spięła wargi w kreskę i w tym samym momencie, do pomieszczenia wbiegł Clayton.
Dopadł łowcę. Złapał go za kark i z całej siły uderzył jego głową kilka razy o
ścianę. Opadł na ziemię, a blondyn szybko złapał za kolczaste kajdany i
rozszarpał je. Avalon była pod wrażeniem jego siły. Kiedy tylko wyswobodził
Tylera, ten upadł w jego ramiona bezwładnie. <br />
- Bądź silny, stary - powiedział żarliwie Clayton, podtrzymując go. <br />
- Co mam zrobić? - zapytała Avalon hardym głosem. <br />
- Utrzymasz go? <br />
Pokiwała niepewnie głową. Miała wątłą posturę, ale mimo to, była wystarczająco
silna, by pomóc mu iść. <br />
- W takim razie, zabierz go do auta. Ja odnajdę medalion - odparł. <br />
Dziewczyna z początku ugięła się pod ciężarem jego ciała, jednak dała radę.
Tyler z trudem stawiał kolejne kroki. Był wycieńczony. <br />
Cudem ominęła wszystkich łowców i dotarła do samochodu. <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Położyła Tylera na tylnym siedzeniu. Wcisnęła się pomiędzy siedzenia. Brunet zakasłał. Jego ciało było zmasakrowane,
brudne i zakrwawione. Klatka piersiowa była postrzępiona, rozerwana do mięsa.
Położyła dłoń na jego czole oblanym potem. <br />
Załkała cicho. <br />
- Obiecuję, że wszystko będzie dobrze - powiedziała szeptem prowadząc palce po
jego poliku. Na brudnej twarzy widniały dwie, czyste ścieżki, które wyrzeźbiły
łzy. <br />
- Dlaczego to robisz? - szepnął. - Dlaczego narażasz siebie dla mnie?
Powinienem tam zginąć - powiedział z żalem w głosie. <br />
Ona nie odpowiedziała i zamknąwszy oczy, delikatnie musnęła wargami jego czoło.
<br />
Zdziwił się, gdy to zrobiła. <br />
Przez moment, nie widziała w nim zabójcy, zdrajcy i łajdaka. Przez moment,
dostrzegła w nim osobę zagubioną i doświadczoną przez los. <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Ethan i Chelsea nie mieli już sił, by odpierać ich ataki. Dziewczyna
nie mogła zapanować nad mocami, które wciąż się rozpraszały. Brunet bronił się,
jednak jego starania również były daremne, bo łowcy w końcu ich dopadli.
Wymierzali coraz brutalniejsze ciosy, a oni nie mieli siły by się bronić. Jeden
z nich, złapał Chelsea i przywarł ją do ściany. Następnie, uderzył z całych sił
pięścią w brzuch tak mocno, że z jej ust wylał się bordowy płyn.<br />
Nagle, do pomieszczenia wbiegł Clayton. Postrzelił kilku z nich, dzięki czemu
Chelsea była wolna. Teraz do ona przywarła swojego napastnika do ściany i wbiła
w jego ramiona noże. Tak głęboko, jak tylko mogła. Zaczął wrzeszczeć z bólu, a
ona patrzyła na niego z satysfakcją upajając się widokiem jego cierpiącego
ciała. Trójka z nich, z którą rozprawił się Ethan, leżała już na ziemi zwijając
się z bólu. <br />
Brunetka zaczerpnęła powietrza, wzięła kilka głębokich wdechów i skoncentrowała
swoją siłę. Wszyscy natychmiast opadli na ziemię. Do jednego z nich podszedł Clayton.
Przykucnął przy jego omdlałym ciele. Położył dłoń na jego ramieniu i wsłuchał
się w jego myśli. Przeglądał je wszystkie, grzebiąc w jego umyśle. Łowca nie stawiał
większych oporów. <br />
Zobaczył medalion. <br />
Już wiedział, gdzie się znajduje. <br />
Ruszył przed siebie, a Ethan szedł zaraz za nim. Pozostawili Chelsea pozwalając
jej do woli znęcać się nad ich ciałami. <br />
W jednym z pokoi, znajdował się sejf. Trudno było go przeoczyć. <br />
- Znasz kod? - zapytał brunet.<br />
Clay uśmiechnął się przebiegle kącikiem ust. Wyjął z sejfu niewielką szkatułkę
i nie zaglądając do jej środka wszedł do pomieszczenia, w którym znajdowała się
Cheals. Położył dłoń na jej ramieniu. <br />
Ta odwróciła się i uśmiechnęła pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. Pozostawiła
ich ciała na ziemi. Wiedziała, że wkrótce zregenerują siły, więc szybko wybiegli
na zewnątrz i wsiedli do auta. <br />
Samochód ruszył z piskiem opon. Tyler jęknął cicho. <br />
- Spokojnie... Wytrzymaj jeszcze chwilę - powiedziała kojącym głosem Avalon,
przez co spotkała się z gromiącym wzrokiem Chelsea. <o:p></o:p></span></span></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 0pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon wysłała krótkiego SMS'a do Liama prosząc, by w końcu się do
niej odezwał. Od czasu ostatniej rozmowy, wyraźnie jej unikał. Później
zadzwoniła do Josepha i powiedziała, że będzie trochę później, bo jest i Ivy i
wkuwają na sprawdzian z historii Europy. <br />
Chelsea wraz z Ethanem i Tylerem od dłuższego czasu siedzieli w sypialni
bruneta. Avalon krążyła po salonie. Nie wpuścili jej do pokoju, chociaż to ona była główną prowokatorką akcji ratunkowej Tylera i
miała prawo wiedzieć, jak on się czuje. <br />
Clayton podał jej szklankę z whiskey. Był zadziwiająco spokojny. Z resztą,
niebieskooki z reguły się odzywał. Był bardzo cichy, ale też dobry i
szczery i honorowy. Posiadał wszystkie cechy, jakie powinien mieć przyjaciel, za co Avalon
bardzo go ceniła. <br />
- Dziękuję - powiedziała. <br />
On sam, złapał za zgrabną szyjkę butelki i napił się. <br />
- Myślisz, że go uleczy? - zapytała szeptem, przypominając sobie jego
zmasakrowane ciało. <br />
- Jestem tego pewny. - Uśmiechnął się lekko. <br />
Wyszła na taras. Rozejrzała się po ogromnych, pięknych ogrodach posiadłości
Nadprzyrodzonych. <br />
- Za co ona mnie tak nienawidzi? - zapytała go z przejęciem.<br />
- Jest zazdrosna. <br />
- Ale o co? <br />
- Naprawdę tego nie widzisz? <br />
Pokręciła głową. <br />
- O Tylera. Ich relacje są dla mnie niezrozumiałe mimo, że mieszkam z nimi pod
jednym dachem, ale widzę, jak Tyler się na ciebie patrzy. Ona też widzi.
Chelsea żywi do niego potężne uczucie, z którego wielkości chyba nawet ona do
końca nie zdaje sobie sprawy - powiedział. - On jest w tobie zakochany. - Uśmiechnął się cierpko.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Nie jest. Nie może być... - odparła śmiejąc się histerycznie. <br />
- Naprawdę jest ci tak ciężko w to uwierzyć? Czy może nie chcesz w to wierzyć,
bo wiesz, że on tobie też nie jest obojętny? - zapytał. Nie odpowiedziała. -
Jeszcze wspomnisz moje słowa, Avalon.<br />
Wtem, obydwoje odwrócili się i weszli z powrotem do salonu widząc, że
Tyler, Chelsea i Ethan schodzą na dół. Brunet był cały i
zdrowy. Avalon odetchnęła z ulgą, uśmiechając się szeroko. <br />
Rozwarła delikatnie wargi chcąc z nim porozmawiać, jednak przerwał jej
irytujący dzwonek do drzwi. Zawsze dzwonił w najmniej odpowiedniej chwili.<br />
Wszyscy, w jednej chwili się wzdrygnęli. Chelsea, schowała pistolet do kieszeni
i ostrożnym krokiem podeszła do drzwi. O tej godzinie nie spodziewali się mile
widzianych gości. <br />
Otworzyła drzwi i oniemiała. Serce podeszło jej do gardła, a po karku spłynęły
krople zimnego potu. <br />
- Nie poznajesz już starego przyjaciela? - zapytał mężczyzna stojący na przeciw
niej. <br />
Przełknęła kulę gęstej śliny. <br />
- Michael? Ale jak to... jak to możliwe? - wyjąkała. <br />
- Tęskniłem, Chelsea - odparł, uśmiechając się zuchwale. - Może opowiem wam
wszystko przy butelce dobrej, szkockiej z lodem? <br />
Serce dziewczyny waliło jak oszalałe. Drżącą dłonią złapała za klamkę, a w jej
oczach pojawiły się łzy. <br />
- Wejdź - szepnęła, a jej plecy obeszły ciarki. </span></span><br />
</div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><strong>od autorki: </strong>Powiedzmy, że 10 miał być nieco
bardziej... spektakularny? No, ale wyszło jak wyszło. Co za dużo to nie zdrowo.
:)<br />
Mam tak dużo pomysłów na następne rozdziały, że szybciutko się nie pożegnamy.
:P Korzystając z tej okazji, że to już 10 rozdział, chcę Wam ponownie,
szczególnie mocno podziękować za to, że przy mnie jesteście, za to, że tak
bardzo uszczęśliwiacie mnie swoimi komentarzami. Pisanie jest moją ogromną
pasją. Chcę się w tym doskonalić, a w przyszłości może nawet pisać książki.
Wiem, że przede mną jest ogrom pracy, ale się nie poddam i będę wytrwale dążyła
do celu. Pomagacie mi rozwijać skrzydła, a ja chcę fruwać i wznosić się wysoko,
więc proszę tylko o maleńką pomoc, o komentarze. <br />
Pewnie pomyślicie, że wykorzystuje jakiś tani chwyt, że biorę Was na litość,
ale naprawdę kocham pisać i kocham Was za to, że pomagacie mi się doskonalić i
trwać w tym moim małym świecie wyobraźni. <br />
DZIĘKUJĘ! <br />
Będę wdzięczna za każdy komentarz pod OKRĄGŁĄ DZIESIĄTKĄ. :P <br />
Pozdrawiam Was gorąco i życzę udanego weekendu, Ameliaxx</span></span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-59521777597803317462013-03-16T01:36:00.000-07:002013-04-07T12:01:12.782-07:00Rozdział 9<a href="http://www.youtube.com/watch?v=bFN6_F_HlHI" target="_blank"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Garbage - Control </span></a><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br />
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">A</span>valon stawiała niepewne, nerwowe kroki. Jej klatka piersiowa podskakiwała, a dłonie drżały mimowolnie. Oddychała nierówno. <br />
Otworzyła drzwi.<br />Stanął tuż przed nią. Spojrzała w jego radośnie błyszczące oczy i perłowy uśmiech oprawiony pełnymi, zaróżowionymi wargami. Żołądek podszedł do jej krtani, a głos utkwił w jej gardle.</span><span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><br /><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
- Jak się czujesz? - zapytała przygaszoną barwą głosu. <br />
- Dobrze wiesz jak się czuję - odpowiedział, pocierając kciukami wypieki na
jej twarzy. <br />
- Muszę ci coś powiedzieć - szepnęła niepewnie łamiącym się głosem. Położyła dłonie na wysokości linii jego sutków. <br />
Przełknęła głośno ślinę. <br />
- Wiem kto zabił tę dziewczynę. - Spuściła wzrok. <br />
Grdyka bruneta poruszyła się gwałtownie.<br />
- To miasto, ono nie jest zwyczajne... - zacisnęła wargi. <br />
- O czym ty mówisz? Kto ją zabił? - zapytał, odrywając trzęsące dłonie od jej
kości biodrowych.<br />
Milczała.<br />
- Avalon!? O czym ty mówisz?! - powtórzył bardziej stanowczo. <br />
Wycofała się. Schowała twarz w dłoniach.<br />
- Jestem jasnowidzem - powiedziała, po czym zrozumiała jak bardzo niedorzecznie to zabrzmiało. Patrzyła na jego wolno marszczące się brwi i na wyraz kpiny malujący się na jego twarzy.<br />- Avalon, powinnaś odpocząć - powiedział spokojnym głosem, uśmiechając się lekko.<br />
- Nie! Liam, ty nic nie rozumiesz! - krzyknęła czując, że brunet nie bierze na poważnie tego, co mówi. - Świat, w którym żyjemy nie
jest taki, jak go sobie do tej pory wyobrażałeś! Uwierz mi, proszę - szepnęła
błagalnie. <br />
- Ostatnie wydarzenia też mnie bardzo przygnębiły, ale Avalon... Jasnowidz? Może jeszcze zaczniesz opowiadać o wróżkach? Proszę, odpocznij, a wtedy porozmawiamy. -
Uśmiechnął się zakładając pasma jej włosów za uszy. - Niedługo wszystko będzie tak
jak wcześniej. - Pogłaskał jej policzek. <br />
- Nie, Liam - powiedziała dosadnie. - Od momentu śmierci mojej mamy wszystko zaczęło się chrzanić! Najpierw moja mama, potem Ashley, a teraz ta
dziewczyna. Kto będzie następny? Ja czy ty? Wysłuchaj tego co mam ci do powiedzenia! Wiem kto jest temu wszystkiemu winny.<br />
Brunet westchnął ciężko. <br />
- To zbieg okoliczności. Posłuchaj siebie, Avalon...
Powinnaś odpocząć - powiedział zrezygnowanym głosem, patrząc na nią z ukosa.<br />
- To Uniontown, nie pamiętasz? W tym mieście nie ma tajemnic i nie istnieje nic takiego jak zbieg okoliczności. <br />
Przez chwilę się nie odzywał. Dziewczyna myślała, że jej uwierzył. <br />
- Zadzwoń do mnie, kiedy już ochłoniesz. - Obrócił się na pięcie. Obdarzył ją
jeszcze przelotnym, pełnym żalu spojrzeniem, po czym wyszedł z jej domu.<br />
Kogo ona chciała oszukać? Przecież jeszcze kilka tygodni temu, sama nie uwierzyłaby w te brednie.</span></span></span></div>
<span style="font-family: Calibri;"><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;">Ocknął się. Rozwarł zmęczone powieki,
badając teren. Do siwego pomieszczenia wpadał klin promieni słonecznych
drażniących jego źrenice. Miejsce to, przypominało wyglądem lochy albo piwnicę. Jego ciało było przywiązane drutem kolczastym do wysokiej
kolumny. Wystarczył jeden ruch, aby małe ostrza przeszyły jego twardą skórę. <br />
- Co do licha... - mruknął do siebie, starając się wyswobodzić. Jego próby
zdały się na nic, bo czym bardziej się szarpał, tym bardziej drut się
zacieśniał. <br />
- Tyler Hughes, jak miło cię w końcu poznać - odezwał się niskim, ochrypłym
głosem mężczyzna.<br />
Był wysoki i dość szczupły. Nie sprawiał wrażenia silnego. Nie był
napakowany. Miał dłuższe, kruczoczarne włosy i szare oczy, których stal
błyskała się nienawistnie. Jeździł językiem po nieznacznie zżółkniętych zębach. Patrzył na Tylera z satysfakcją, uśmiechając się
szyderczo. Jego ręce były skrzyżowane na klatce piersiowej, na której leżała perfekcyjnie dopasowana czarna koszula. <br />
- Jak ci mija życie? - zapytał, chowając dłonie w kieszenie dżinsów. <br />
Tyler spojrzał na niego zacięcie. Kiedy zaczął się szarpać chcąc zniszczyć uśmiech z tej plugawej mordy, kolce werżnęły się pod jego skórę i po rękach popłynęły strumienie krwi. <br />Syknął z bólu. <br />
- Łowca - wycedził przez zaciśnięte gardło. <br />
- Charles Wayne, gwoli ścisłości. <br />
- Dla mnie i tak jesteś nikim. - powiedział z trudem, bo nasilający się z
każdą sekundą ból, był nie do zniesienia. Krople jego słonego potu łączyły się
krwią. Czuł, jak spływają po jego klatce piersiowej żłobiąc w niej nierówne ścieżki. Zdawało się, że
powoli, wypalają jego twardą i szorstką skórę. <br />
- Gdybym chciał, zabiłbym cię już w tej chwili - powiedział, maszerując
nonszalancko wokół Tylera. <br />
- W takim razie, zrób to. Jeżeli myślałeś, że będę błagać cię o litość, to pomyliłeś adresy - odparł z sarkazmem. <br />
- Chcę wiedzieć, do czego służy medalion. <br />
Brunet był coraz słabszy. Z jego nosa wypłynął strumień krwi. <br />
- Wsadź sobie ten medalion w... <br />
- Chcę wiedzieć, do czego służy medalion - przerwał mu, powtarzając rozkaz głośniejszym, bardziej stanowczym głosem.
<br />Tyler zaśmiał się pod nosem. <br />- Naprawdę myślisz, że powiem ci cokolwiek? Odwal się ode mnie, mała dziwko - powiedział śmiejąc się kpiąco.<br />Łowca sprawnym ruchem wyciągnął sztylet ze skórzanej pochwy. <br />- Może mam odświeżyć ci
pamięć? - Przeciągnął ostrze po jego torsie rozrywając skórę. Krew rozlała się
spływając po rzeźbie jego ciała. <br />
Syknął. Łowca trzymał rękojeść pewnie, powoli przesuwając sztylet wzdłuż jego brzucha. <br />
- Zapłacisz za to - jęknął resztkami sił. - Dobrze
wiem, że jesteś tylko marionetką w rękach pierwszego... Jesteś nikim - wycedził z nienawiścią. <br />
- Powolutku, oderwę każdy członek
twojego ciała. Będę upajał się widokiem twojego błagającego
mnie o litość spojrzenia... - Przycisnął mocniej ostrze do jego ciała. - Chyba,
że dostarczysz mi potrzebnych informacji, a wtedy zabiję cię najdelikatniej jak
będę potrafił. <br />Powieki Tylera stały się ciężkie. <br />Nie miał sił. <br />- Po moim trupie - wyszeptał jeszcze, po czym stracił przytomność.
</span><br />
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><br /><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Blondynka zaczerpnęła powietrza.
Poprawiła swój morelowy żakiet i zmierzyła się ze wzrokiem Claytona, który
otworzył przed nią drzwi. <br />
- Słucham? - zapytał ze zdziwieniem. <br />
- Przyszłam do Ethana - odpowiedziała zmieszanym głosem. <br />
- Jest na górze, mogę go zawołać. - Jego wzrok nieustannie błądził po jej
ciele. <br />
- Nie wpuścisz mnie do środka? - zapytała otwarcie. <br />
Zmarszczył czoło. <br />
- Wejdź, jeśli chcesz - odparł otwierając przed nią drzwi na oścież. <br />Weszła pewnym krokiem do ogromnego domu. Z fascynacją, rozglądała się po całym
parterze. Sam salon był ogromny. Po prawej stronie znajdowały się regały z
przynajmniej milionem książek. W samym sercu domu stał duży kominek, a przed
nim skórzana kanapa stojąca na miękkim dywanie w kolorze żywej czerwieni. W
pomieszczeniu znajdowało się dużo antyków. Na górę,
prowadziły kilkunastostopniowe, szerokie schody wykonane z bukowego drewna.
Całość zapierała dech w</span> piersiach. Zadbano o każdy, najmniejszy nawet detal,
taki jak uchwyty do barku czy klamki do drzwi. Na ścianach wisiały piękne, duże
obrazy oprawione w zdobione, pozłacane ramy. Rzeźbione kolumny utrzymywały
konstrukcję pełniąc również rolę ozdobną. Listwy sufitowe stanowiły zwieńczenie
luksusowego wystroju. Rozglądała się po domu stukając obcasami o drewniane,
orzechowe panele. <br />
- Naszej szkoły nie stać na porządne umywalki, a wy mieszkacie w pałacu? Nieźle
was tutaj urządzili - powiedziała przyglądając się ciężkim, bordowym zasłonom z
frędzlami. <br />
- Cenią sobie wygodę uczniów z wymiany - odparł odchrząkując. <br />
- To dziwne, że mieszkacie na zupełnym odludziu. Powinni was umieścić w centrum
- odrzekła. - Swoją drogą, dlaczego akurat Uniontown? Filadelfia byłaby o niebo
lepsza. <br />
Clayton wzruszył ramionami. Nie wiedział co ma odpowiadać na jej wścibskie pytania.<br />
- Skąd masz nasz adres? - mruknął odbiegając od tematu. <br />
- Jak to skąd? Od Ethana. Może go w końcu zawołasz? - zapytała z pretensją w głosie. <br />
Clay wziął głęboki, ciężki oddech i udał się na górę. <br />
Wrócił wraz z Ethanem. Szatyn miał na sobie dżinsowe spodnie i szarą koszulkę z
niewielką kieszonką na klatce piersiowej. <br />
- Co tutaj robisz? - zapytał wycierając mokre włosy ręcznikiem. <br />
Clayton przyjrzał się dziewczynie całej w pąsach. Speszona, spuściła wzrok. Spodziewała się innej reakcji na jej widok.<br />- Pomyślałam, że możemy gdzieś się przejść. <br />
- Dobry pomysł, ale obecnie jestem trochę zajęty. - Brytyjski akcent rozpalił jej zmysły. <br />
Przygryzła wargę. <br />
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Ethan próbuje ją spławić. <br />
- Tak, może - odpowiedziała. - O ile znajdę czas - dodała sucho,
zadzierając dumnie brodę. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zażenowana. Ruszyła w stronę wyjścia. Miała nadzieję, że zatrzyma ją ciepły głos
Ethana, ale tak się nie stało. <br />
Chwyciła za klamkę i stanęła jak wryta, kiedy po drugiej stronie ujrzała
stojącą na wycieraczce, równie zdziwioną Avalon. <br />
- Co tutaj robisz? - zapytała Ivy, unosząc jedną brew dociekliwie. <br />
Za blondynką, w przedsionku stanęli Ethan i Clayton. Wymachiwali rękoma znacząco. Czuła rosnące zakłopotanie. <br />
- Co tutaj robię? - powtórzyła zastanawiając się, co ma powiedzieć. - Ja
przechodziłam tędy, ponieważ... <br />
- Ponieważ dajesz mi korki z matmy - zainterweniował Clayton. <br />
- Z matmy? Przecież jesteś beznadziejna z matmy. - Ivy skrzyżowała ręce na
klatce piersiowej, stukając podeszwą szpilek ponaglająco. <br />
- Powiedziałem z matmy? Miałem na myśli - <br />
- Angielski! - dokończyła za niego. <br />
- Doprawy? Więc dlaczego nie masz ze sobą książek? - Zmarszczyła czoło. <br />
- Uczymy się z podręczników Claya. - Uśmiechnęła się pewnie, pokazując rząd
zębów. <br />
- Avalon, znam cię nie od dzisiaj. Dobrze wiem kiedy kłamiesz - powiedziała
surowym głosem. - Ale skoro już to robisz, to mam nadzieję, że masz dobry powód - dodała powodując wyrzuty sumienia u przyjaciółki. <br />Ivy myślała, że dziewczyna coś powie, wyjaśni, ale ta tylko spojrzała się
na nią wymownie. <br />
- Jak chcesz. - Westchnęła omijając brunetkę. <br />
Avalon weszła do salonu, zatrzaskując za sobą drzwi. <br />
- Boże! - wrzasnęła pozwalając, by jej głos odbił się echem od ścian. - Kiedy to się
wszystko skończy!? Ivy jest na mnie wściekła, Chelsea jest na mnie wściekła i Jason jest na mnie wściekły.
Na dodatek, łowcy chcą przerobić to miasto na miazgę. Czy może
być jeszcze gorzej? <br />
- Zawsze może zacząć padać - mruknął Clayton, uśmiechając się pod nosem. <br />
- To nie jest zabawne. - Zgromiła go wzrokiem. <br />
- Wyluzuj trochę, pracujemy nad tym. Wkrótce go odzyskamy. <br />
- Jakim cudem jesteście tak obojętni, podczas gdy ja tracę zmysły?! <br />
- Uuuu, komuś chyba zależy na Tylerze - wtrącił Ethan
poprawiając mokre włosy. <br />
- Jesteście naprawdę na bardzo dobrej drodze, żeby wyprowadzić mnie z
równowagi, więc proszę, obmyślmy plan i skopmy w końcu tyłki łowcom zamiast siedzieć bezczynnie - powiedziała na
jednym wydechu, obserwując chłopaków. - Gdzie Chelsea? Przyszłam tutaj, bo muszę wam wszystkim coś powiedzieć. Miałam kolejną wizję -
dodała bardziej opanowanym głosem.<br />
- Pójdę po nią. - Ethan udał się na górę. <br />
Kiedy tylko zniknął z pola widzenia, Avalon spotkała się z sądnym spojrzeniem
Claytona. Blondyn schował dłonie do kieszeni spodni. <br />
- Powiesz im tylko o wizji, czy również o tym, że jeszcze dzisiaj chciałaś nas
zdradzić swojemu chłopakowi? - zapytał. <br />
- Słucham? <br />
- Oh, błagam... Avalon, wystarczył jeden dotyk, żebym to poczuł. Dławisz się kłamstwem i
nie potrafisz wytrzymać. Poczucie winy cię zżera...<br />
Spuściła zawstydzony wzrok. <br />- On powinien wiedzieć. Martwię się o niego - szepnęła. <br />
- Ej, nie denerwuj się. - Uśmiechnął się patrząc na jej czarne, długie rzęsy
wyglądające jak odnóża pająków. - Rozumiem cię. Też byłem kiedyś zakochany. <br />
- Też miałeś przed nią tajemnice? <br />
- Tajemnice są potrzebne. Czasem tylko one potrafią ochronić ukochaną osobę
przed cierpieniem. Jesteś silna, więc poradzisz sobie i wierzę, że postąpisz
słusznie. - Poczochrał jej kasztanowe włosy. <br />
- Dzięki, Clay - powiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie. <br />
Odwróciła się słysząc głośny i przywódczy głos Chelsea. <br />
- Myślałam, że już więcej się tutaj nie pokażesz - powiedziała obojętnie. - Bez
ciebie też damy sobie radę. <br />
Avalon nie wytrzymała. Podniosła się raptownie i podeszła do niej stąpając
twardo i pewnie. <br />
- Ja też się o to nie prosiłam, jasne? Nie mam pojęcia o co ci chodzi, ale w
tym momencie zależy mi jedynie na uratowaniu Tylera i jeśli mi nie pomożecie,
zrobię to sama - powiedziała rozwścieczonym tembrem głosu. <br />Chelsea zamilkła.<br />
- Co widziałaś? - zapytała. <br />
Dziewczyna wzięła głęboki wdech. Nie spodziewała się, że Chelsea nie będzie kontratakować.<br />
- Medalion wcale nie znajduje się w Nowej Zelandii. Widziałam go. Był schowany
w szkatułce, w jakimś sejfie. Sądzę, że łowcy już go przejęli i najprawdopodobniej znajduje się tam, gdzie przetrzymują Tylera. Chcą wiedzieć, jakie jest jego działanie. <br />
- Jesteś pewna? <br />
- Jestem pewna tego, co widziałam. Reszta to tylko moje przypuszczenia. <br />
- Świetnie! W takim razie, jeden problem z głowy. Wystarczy, że przejmiemy
medalion z rąk łowców, uratujemy Tylera, namierzymy nim Michaela i uratujemy to
miasto. Bułka z masłem - powiedział Ethan lekko.<br />
- Jak mamy znaleźć Tylera skoro nawet nie wiemy,
gdzie się znajduje? - mruknął Clayton. <br />
- Poszukam czegoś, co mogłoby nam pomóc - powiedziała Chelsea. - Avalon - zwróciła
się do dziewczyny, która czuła, że zaraz zostanie zmieszana z błotem. -
Dzięki za pomoc. Powinnaś iść odpocząć - powiedziała cicho patrząc w jej oczy. <br />
- Chcę wam pomóc - zaprotestowała. - Z resztą, od kiedy jesteś dla mnie taka dobra?<br />
- Nie. Chelsea ma rację. Powinnaś się przespać. Już nam wystarczająco pomogłaś - wtrącił Clayton.<br />Brunetka zlekceważyła uwagę Avalon. <br />
Uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. Zdjęła z wieszaka
kurtkę patrząc się na trójkę osób siedzącą w salonie. <br />
Zdała sobie sprawę, że teraz siedzą w tym razem, że jest częścią grupy, że w
końcu jest komuś potrzebna, że już nie jest tylko sierotką, która straciła
mamę, że teraz ma zadanie do wykonania, że musi dać sobie radę i być silna. <o:p></o:p></span></span></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;">Weszła do domu. Rozejrzała się po
miejscu, z którym związane było tak wiele wspomnień. Każda jego część przypominała
jej mamę. Patrząc na zdjęcia, portrety, książki, zdawała sobie sprawę, że to co było, już nigdy nie powróci. <br />
Ból osadzał się na dnie serca rozrywając powoli kawałki duszy.<br />
Usiadła na kanapie. Podkurczyła kolana pod brodę. Zacisnęła zęby z całych sił, bo przecież obiecała sobie, że
będzie silna. Nie mogła się teraz rozkleić z byle powodu. Musiała od początku
budować zrujnowany most doświadczeń i iść przed siebie. <br />
Podeszła do pokoju brata, którego drzwi były lekko uchylone. Czytał książkę. Zupełnie
nieświadomy tego, co się dzieje, przewracał kolejne strony swojego małego świata
wyobraźni. Avalon uśmiechnęła się do siebie. <br />
Joseph jeszcze pracował. Dziewczyna weszła do kuchni, żeby przygotować coś do
jedzenia. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
Wytarła dłonie o ścierkę i poszła otworzyć. <br />
- Przyszedłem cię wysłuchać - powiedział poważnie Liam stojąc u progu. <br />
Avalon spięła wargi w kreskę. <br />
- To już nie ma znaczenia, naprawdę. Rano ześwirowałam od tych wrażeń,
przepraszam. - Uśmiechnęła się lekko. <br />Stwierdziła, że nie powinien znać prawdy, że nie był na to gotowy. <br />
- Mój ojciec wrócił przez chwilą z pracy - oznajmił zdenerwowanym głosem.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span><br />
- Co to ma do rzeczy? - zapytała. <br />
- Powiedział, że na terenie Fayette znaleziono osiem martwych ciał. Były
zgromadzone w jednym miejscu. Grupa studentów na biwaku, każdy z nich został
zamordowany. Jedni mają skręcony kark, inni byli postrzeleni. Wyjaśnij mi to - zażądał. <br />
Ojciec Liama był koronerem szeryfa na terenie hrabstwa Fayette, więc Avalon
wiedziała, że informacje są prawdziwe i potwierdzone. <br />- A więc po co przyszedłeś? Nie zwrócę im życia. <br />- Rano mówiłaś, że nie skończy się na tej dziewczynie. Miałaś rację. Teraz chcę wiedzieć, co masz z tym wszystkim wspólnego. <br />
- Chcesz prawdy? W takim razie musisz wiedzieć, że to co wydaje się na pozór
normalne, wcale takie nie jest. Ludzie to maszyny do zabijania, a na każdym rogu czai się śmierć. To jest świat, w którym żyjemy - powiedziała przez zaciśnięte zęby. <br />
- KTO. ICH. ZABIŁ? - zapytał się akcentując wyraźnie każdy wyraz. Mówił do
niej, jak do przedszkolaka, co jedynie bardziej ją rozdrażniło.<br />
- Łowcy, którzy zrobią wszystko, żeby osiągnąć swój cel -
odparła przyglądając się jego grdyce. <br />
- A jaki jest ich cel?<br />
- Chcą zabić mnie, Chelsea, Tylera, Claytona, Ethana i Mackenzie. <br />
Chłopak spojrzał się w ziemię. Usiadł na krawędzi kanapy wplątując dłonie w swoje
włosy. Jego stopa stukała nerwowo o podłogę.
<br />- Więc dlaczego zabijają innych? <br />- Myślą, że dzięki tym śmierciom, poddamy się. Będą zabijali, dopóki tak się nie stanie. <br />
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? - szepnęła. <br />
- Wszystko - odparł surowym głosem. <br />
- Trochę nam to zajmie. <br />
- Mam czas. <br />
Avalon rozejrzała się dookoła skupiając wzrok na pokoju Jasona. <br />
- Dobrze, ale nie tutaj. - Okryła się cienką kurtką i wyszła z brunetem
na zewnątrz. <br />
Szli ulicami Uniontown. Mówiła szeptem wiedząc, że tutaj nawet ściany mają
uszy. Z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, zdumienie i strach rosły w jego
oczach. <br />
Nie mówił nic, a przed jego oczami wciąż widniały nagłówki jutrzejszych gazet:</span></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br /></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; text-align: justify;">
<em><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">"Rzeź w lasach Fayette! Zamordowano 8 młodych ludzi"</span></em></div>
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
<strong>od autorki:</strong> </span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif; font-size: x-small; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;">Rozdział 9 już za nami. :) Jak się
podoba? <br />
Na 10 szykuję coś specjalnego i mam nadzieję, że tego nie zepsuję. Kocham dla
Was pisać, naprawdę i uwielbiam każdy z komentarzy. Dziękuję Wam, że ze mną
jesteście, bo to napędza mnie do pisania, daje siły i motywację. DZIĘKUJĘĘ!!!
:)<br />
Mimo, że komentarzy jest mniej niż w poprzednich opowiadaniach, to nie żałuję,
że zabrałam się za inną tematykę. Może niekoniecznie sprawuję się dobrze, ale wciąż
się uczę i lubię wyzwania. <br />
Przepraszam jeśli którąś z Was zawiodłam tą historią, ale pisanie jej, sprawia
mi satysfakcję i naprawdę pokochałam tę historię. Mam nadzieję, że chociaż nieliczna
część z Was podziela moje zdanie. <br />
<strong>Bardzo ładnie proszę o komentarze. :DDD</strong><br />
Pozdrawiam Was cieplutko, miłego weekendu, Ameliaxx</span>
</span><br />Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-29989044745009164412013-03-08T12:28:00.001-08:002013-04-07T11:59:06.002-07:00Rozdział 8<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=p8biyAXfO3g" target="_blank">Ms Mr - Bones</a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span> </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">S</span>łońce powoli obniżało się za linię horyzontu. Jego intensywnie złocista postać oddawała niebo do dyspozycji nocy. Pensylwańskie ulice były o tej porze zakorkowane, ponieważ wszyscy wracali z pracy, by móc dokończyć swój monotonny plan dnia i wlepić oczy w ekran telewizora. <br />
W tak małym mieście nikt nie był anonimowy. <br />
Ludzie wiedzieli, że pan Rhodes z naprzeciwka zdradza żonę i że pani Agin nie poszła w ostatnią niedzielę na nabożeństwo do kościoła, bo jej wnuczek wyszedł z więzienia. Nawet ściśle tajne informacje sprzedawały się jak świeże bułeczki. <br />
Tajemnice nie istniały. Chyba, że ktoś potrafił trzymać kłódkę za zębami i naprawdę dobrze kłamać lub… hipnotyzować i wymazywać pamięć. <br />
Na całe szczęście, wiadomość o postrzale nie dotarła do wścibskich uszu sąsiadek. Nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło. Nawet sam Joseph nie wiedział, że jeszcze kilkanaście godzin temu był w krytycznym stanie. <br />
Świadomość, że Joe nic nie pamięta, wcale nie poprawiała humoru Avalon. Musiała okłamywać swojego przyjaciela i opiekuna. Za każdym razem, kiedy na niego patrzyła, żołądek podchodził do jej gardła. W końcu, co miała mu powiedzieć? "Cześć, jestem Avalon. Mam super moce, całemu miasto grozi niebezpieczeństwo i tylko ja mogę je uratować. A tak poza tym, jak ci minął dzień?" - Nie, to nie wchodziło w grę. <br />
W domu nikogo nie było. Joseph wyszedł do baru, a Jason pojechał do kolegi. <br />
Nagle, brunetka poczuła wibracje w przedniej kieszeni spranych dżinsów. Dostała sms'a od Liama. Chwilę po jego przeczytaniu, zerwała się z miejsca, zdjęła ulubiony, turkusowy płaszcz z wieszaka i wybiegła z domu. Wsiadła do swojej niebieskiej, charczącej furgonetki i udała się pod podany przez chłopaka adres. Znajdował się przy skwerze za Grant Street. To właśnie tam, zabrał ją na pierwszą randkę<br />
Na samo wspomnienie o jego melodyjnym uśmiechu, jeździe konnej i turlaniu się w świeżej trawie, dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Szybko jednak wróciła do rzeczywistości. <br />
Dojechała na miejsce. Wśród konarów drzew dostrzegła policyjne koguty. Wyszła z auta zatrzaskując za sobą drzwi. Szeryf właśnie rozmawiał z Liamem. Chłopak stukał nerwowo podeszwą trampek o leśną ściółkę. Był bardzo blady i roztrzęsiony. Wokół nich, rozciągnięta była taśma ostrzegawcza. <br />
Serce dziewczyny zaczęło podskakiwać. Ostrożnie, podeszła bliżej, jednak nie mogła wejść na oznakowany teren. Brunet właśnie skończył rozmawiać z funkcjonariuszem. Jego wzrok był przerażony. <br />
- Co tutaj się stało? - zapytała, kiedy stanął tuż obok niej. <br />
- Znaleziono kolejne ciało... <br />
Avalon wstrzymała oddech. <br />
- Jechałem po ciebie. Rozrusznik zaczął szwankować. Zatrzymałem się. Próbowałem złapać zasięg, żeby do ciebie zadzwonić - zawiesił głos. Wpatrywał się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Jego klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko. Brunetka przełknęła ślinę. Splotła jego palce ze swoimi starając się dodać mu otuchy. - Znalazłem dziewczynę. Była cała sztywna, blada, martwa - wyszeptał. <br />
Dziewczyna wtuliła się w Liama. Przycisnął ją do siebie z całych sił kładąc brodę na jej miękkich, kasztanowych włosach. <br />
Jej ciało obeszła gęsia skórka na samą myśl, kto mógł zabić dziewczynę. Zacisnęła wargi do bólu, przymrużając jednocześnie powieki. Kurczowo trzymała się bruneta. <br />
- Panie Payne, proszę pojechać z nami na komisariat policji – powiedział chrapliwym, znużonym głosem aspirant. Ton jego głosu był flegmatyczny, zupełnie jakby znalezienie zwłok nastoletniej dziewczyny nie zrobiło na nim większego wrażenia. <br />
Avalon cofnęła się o krok. Spojrzała z przerażeniem w oczy chłopaka. Była równie roztrzęsiona co on. Kiedy tylko wsiadł do policyjnego radiowozu, dziewczyna natychmiast wyjęła komórkę z kieszeni kurtki.<br />
Po kilku sygnałach, usłyszała głos Tylera po drugiej stronie. <br />
- Musimy porozmawiać – powiedziała gorączkowo. <br />
- Co jest tak ważne, że przerwałaś moje poranne igraszki? – zapytał. Dziewczyna skrzywiła się. <br />
- Poranne co? Nie… Wiesz, jednak nie chcę wiedzieć – odparła. – Spotkajmy się na Benville Square za pół godziny. Tylko nie przyprowadzaj ze sobą nikogo.<br />
- Rozmowa w cztery oczy? To nie wróży nic dobrego – powiedział z charakterystyczną dla niego ironią i kpiną w głosie. <br />
Avalon się rozłączyła. Tyler zrozumiał, że to coś poważnego i że brunetka nie żartuje. Przyjechał swoim samochodem terenowym na plac znajdujący się poza miastem. <br />
Stała tam. <br />
Jak zwykle, nie potrafił oderwać od niej oczu. <br />
Wiatr plątał jej długie, lśniące włosy. Blask zachodzącego słońca wydawał się przenikać przez jej nienaganną, oliwkową cerę. Swoimi delikatnymi dłońmi zakładała niesforne pasma włosów za uszy. Jej czoło było zmarszczone, o oczy schowane pod wściekle zmarszczonymi łukami. <br />
- Nie patrz na mnie w ten sposób – powiedział chrypliwie. – Czym sobie zasłużyłem? <br />
- Powinieneś się domyśleć – warknęła, chowając dłonie w kieszeniach. <br />
- Kochanie, jestem inteligentny, ale nie jestem medium. Nie mam pojęcia o co ci chodzi – mruknął. <br />
- To ty zabiłeś tę dziewczynę. Ponownie kogoś zamordowałeś! – Spojrzała się na niego sądnie. <br />
- O czym ty mówisz? – zapytał poważnym, wyraźnie zdziwionym głosem. <br />
- Liam znalazł w lesie ciało nastoletniej dziewczyny. Była nieżywa. <br />
- To nie ja – odparł. <br />
Wzięła zamach i spoliczkowała go z całej siły. Tyler spojrzał na nią gniewnie. Zacisnął pięści i zęby, a czerń jego źrenic zabłysnęła groźnie. <br />
- Kłamca! – wrzasnęła. <br />
- Nie okłamałbym cię – odparł pozornie opanowanym głosem. <br />
- Doprawdy? Jak dotąd wychodziło ci to naprawdę znakomicie. – Zaśmiała się drwiąco. <br />
- Nie zabiłem żadnej dziewczyny! <br />
- Zabiłeś ją! – wrzasnęła, ponownie próbując wymierzyć mu cios w policzek. – Tak samo, jak zabiłeś moją matkę! Bez żadnych skrupułów! – Jej oczy zaszły łzami. <br />
- O czym ty mówisz? W ostatnim czasie, nikogo nie zabiłem – warknął, odpierając jej ataki. <br />
- Ha! W ostatnim czasie? Myślisz, że ci uwierzę? <br />
- Powinnaś. <br />
- Ile osób do tej pory zamordowałeś? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? Ludzkie życie nic dla ciebie nie znaczy – wysyczała przez zęby. – Ile lat gnijesz już na tym świecie? Jesteś nieśmiertelny, mam rację?<br />
- To tak nie działa. <br />
- Nie działa jak? – zapytała półgębkiem.<br />
- To Ethan utrzymuje nas przy życiu. Jego moc przedłuża nasze istnienie. Będzie tak, dopóki sam nie zginie. Kiedy zginie, my zaczniemy się starzeć. Od kiedy do nas dołączyłaś, to dotyczy również ciebie.<br />
- W takim razie, ile masz lat? – mruknęła, przełykając gęstą ślinę. <br />- Dwadzieścia sześć, ale dzięki Ethanowi, moje ciało nie starzeje się odkąd skończyłem dwadzieścia jednen lat. <br />
Brunetka uniosła brwi. Jej dłonie zaczęły drżeć mimowolnie. <br />
- To łowcy ją zabili. Uwierz mi, proszę – powiedział patrząc prosto w jej oczy. <br />
- Dlaczego nie użyjesz hipnozy, żeby przekonać mnie do tego, że mówisz prawdę? <br />
- Wolę, kiedy nazywa się to umiejętnością perswazji. – Uśmiechnął się kącikiem ust. <br />
- Dlaczego? – powtórzyła bardziej stanowczo. <br />
- Ponieważ ja wierzę… - Dotknął jej delikatnej, smukłej dłoni. – Wierzę, że jest we mnie niewielka część, która zasługuje na twoje zaufanie. Proszę cię tylko o to, żebyś mi zaufała… - wyszeptał przekonująco. <br />
Avalon spojrzała badawczo na jego dużą, wyrzeźbioną dłoń ujmującą jej. Nabrała dużo powietrza do płuc, raptownie odrywając od niej swoją dłoń. <br />
- Wierzę ci – powiedziała. – Ale to nie znaczy, że ci ufam. <br />
Spojrzała w jego oczy. Głęboko. Czując w nim przez moment niewymuszone, prawdziwe dobro. Czując w nim odrobinę człowieczeństwa. Brąz jego tęczówek zdawał jej się zapłonąć. <br />
Na chwilę, zatraciła się w jego magnetyzującym spojrzeniu. Poczuła dreszcze obchodzące jej ciało od palców u stóp po sam czubek głowy. Gwałtownie spuściła wzrok wiedząc, że powinna przestać. – Mógłbyś mnie odwieźć do domu, proszę? – zapytała najcichszym z szeptów. Głosem tak cichym i melodyjnym jak szum morskiej bryzy. <br />
Milcząc, wsiedli do jego auta. </span><br />
<span style="font-family: Times;"></span> </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">W Heal, jak zwykle o tej porze, przesiadywała połowa miasteczka. Niektórzy grali w bilard lub rzutki, a inni relaksowali się po ciężkim tygodniu spędzonym w pracy ze znajomymi, sącząc przy tym alkohol. <br />
Na jednym z barowych stołków siedział Joseph. Nie wyglądał najlepiej, co nie uszło uwadze rudej pani przypatrującej się mu z niedaleka. Podeszła do mężczyzny, poprawiając włosy kilkakrotnie. <br />
Usiadła obok niego, jednak on nie zwrócił uwagi na kobietę. Odchrząknęła znacząco, lecz to również nie dało oczekiwanego efektu. <br />
- Przepraszam, czy my się skądś nie znamy? - zapytała go głębokim, radiowym głosem. <br />
Jej słowa przywróciły Joe do rzeczywistości. Uniósł wzrok, zatrzymując go na zalotnym i sympatycznym uśmiechu kobiety. <br />
- Jestem Joseph Woods – powiedział przypominając sobie, skąd zna miłego rudzielca. - Opiekun prawny Avalon i Jasona - dodał bardziej przygaszoną barwą głosu. <br />
Kobieta była pedagogiem w szkole rodzeństwa. <br />
- Ah tak! - Zaśmiała się. - Wiedziałam, że już wcześniej pana spotkałam .– Jej głos wcale nie był zaskoczony. <br />
- Proszę mi mówić Joseph - odparł. - Albo Joe. - Obdarzył ją szerokim uśmiechem. <br />
- Margaret Jennings - przedstawiła się oficjalnie. - A więc, Joe... Co tak właściwie robisz tutaj w piątkowy wieczór? Na dodatek, sam?<br />
Joseph przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć. Prawdę? O tym, że nie potrafi sobie poradzić z Avalon i Jasonem? Że nie umie im pomóc? Że śmiertelnie tęskni za Gabrielle i smutki topi w alkoholu?<br />
Prawda nie była najlepszym rozwiązaniem. Bądź co bądź, zgrabna, ruda pani była szkolnym pedagogiem.<br />
- Gorszy dzień w pracy - odparł, przyciskając wargi do kufla z piwem. <br />
- Mi uczniowie też czasem dadzą popalić – stwierdziła. - Dorastają. Gubią się, bo przecież to wciąż dzieci – otuliła mężczyznę ciepłym i spokojnym głosem. - Niezależnie ile mamy lat, gubimy się, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi - dodała cichszym głosem. <br />
Joe potraktował to jako aluzję. <br />
- Może masz ochotę towarzyszyć mi resztę wieczoru, Margaret? - zaproponował. <br />
- Z przemiłą chęcią - odparła rumieniąc się lekko. <br />
Ściągnęła szary płaszcz i zamówiła drinka. </span><br />
<span style="font-family: Times;"></span> </div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon siedziała nieruchomo na samochodowym fotelu obitym czarnym materiałem. Ogarnął ją paraliż. Oddychała nierówno, nerwowo oblizując co chwilę wargi. Kątem oka zerkała na Tylera. Był opanowany i spokojny. Mimo to, atmosfera była dość napięta. <br />
Brunet niemalże słyszał ciche, niespokojne bicie jej serca. <br />
- Co tam u twojego chłopaka? – zapytał całkiem poważnie. <br />- I tak cię to nie obchodzi - mruknęła, po czym westchnęła ciężko. - Pewnie nie najlepiej... – odpowiedziała po chwili. – A ty, nie myślałeś kiedyś nad tym, jak to jest się zakochać i dzielić resztę życia z tą jedną, jedyną osobą? <br />
- Co to za niedorzeczne pytanie? <br />
- Odpowiedz – zażądała. <br />
- To mnie nie kręci – odparł obojętnie. <br />
- Miłość jest piękna… - szepnęła. <br />
- Co ty możesz wiedzieć o miłości? – zadrwił. <br />
- Zapytał gość, który co noc jest z inną kobietą w łóżku. – Avalon przewróciła oczami. Spojrzała na pejzaże za samochodową szybą. <br />
- Skąd oni w ogóle się wzięli, co? Ci cali łowcy? – zapytała, nie odrywając wzroku od nocnego krajobrazu. <br />
- Tak naprawdę, łowca jest tylko jeden – odpowiedział, stukając palcem o kierownicę. <br />
- Słucham? <br />
- Wiedźma, która tak bardzo pragnęła naszej śmierci, stworzyła nie tylko kompas. Naznaczyła swoją krwią również jedno ze swoich dzieci. Pierwotny łowca jest tylko jeden. Jest nieśmiertelny. Tropiciel rodzi się poprzez zmieszanie swojej krwi z krwią pierwotnego. <br />
- Przecież może w ten sposób zarazić wszystkich ludzi. <br />
- Im więcej jest łowców, tym więcej sił traci pierwotny. <br />
- Kiedy nadprzyrodzony zabije łowcę, umiera razem z nim, tak? Skoro mają nad nami przewagę liczebną, dlaczego od razu nas nie zabiją? <br />
Tyler wzruszył lekko ramionami. <br />
- Może chcą patrzeć jak wydajemy ostatnie tchnienie? Napawać się naszym cierpieniem? – powiedział, zerkając na nią. Ona zignorowała jego natarczywy wzrok. <br />
Było kilka minut po godzinie dwudziestej. <br />
Tyler wybrał drogę na skróty. Wjechał w usypaną z piachu drogę pomiędzy lasem. Samochody tędy rzadko kiedy przejeżdżały. Brunetka słyszała przez szybę głośne pohukiwanie sów. Wszystkie jej zmysły się wyostrzyły. Skronie zaczęły pulsować, a głowa pękać z bólu. <br />
- Powinniśmy wybrać inną drogę. Zawróćmy - szepnęła mając przeczucie, że wydarzy się coś złego. <br />
Tyler przyjrzał się uważnie dziewczynie. Zbledła, tęczówki jej oczu nabrały koloru jasnego błękitu. <br />
- Co się dzieje? - zapytał gorączkowo. <br />
- Zawróć. Natychmiast - rozkazała. <br />
Brunet chciał zawrócić, jednak samochód nie ruszał. Kiedy tylko Tyler naciskał pedał gazu, auto odmawiało posłuszeństwa. <br />
- Poczekaj chwilę - powiedział wychodząc. Okrążył pojazd dookoła nie słysząc już sprzeciwu Avalon. <br />
Nagle, dziewczyna usłyszała głośny pisk, przeszywający na wskroś jej umysł. Był to dźwięk nieporównywalnie gorszy od paznokci drapiących tablicę. Z całych sił przycisnęła dłonie do uszu. Usłyszała strzał z pistoletu i pocisk przecinający powietrze. Jęczała, jednak hałas nie ustawał. Zdawało jej się, że krew strumieniami wypływa z jej uszu. <br />
Nagle, zapanowała cisza. Dziewczyna usiłowała opanować swój szaleńczo szybki oddech. Zacisnęła mocno pięści i czym prędzej wybiegła z samochodu. Rozglądała się dookoła kurczowo trzymając się mankietów koszuli. Zacisnęła zęby do bólu. <br />
Tyler zniknął. <br />
Dźwięk jego imienia rozniósł się po całym lesie. Avalon wzywała go wielokrotnie, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Szła wolnym, ostrożnym krokiem w głąb drzew. Palce jej dłoni odrętwiały, a ona sama ledwo dawała radę stawiać kolejne kroki. Wtem, usłyszała ciche trzaśnięcie gałęzi. Natychmiast spojrzała się w prawo. Do jej uszu dotarł szelest liści. Jej chód był coraz szybszy i coraz odważniejszy. Rozejrzała się dookoła, jednak nadal nic nie widziała. Mrok i chłód otulił ją z każdej strony powodując dreszcze na całym ciele. <br />
Kiedy obejrzała się w lewo, do jej uszu dotarł stłumiony krzyk. <br />
- Uciekaj! – Usłyszała głos Tylera.<br />
Brunetka przez ułamek sekundy, widziała przemieszczającą się, czarną, okapturzoną postać, ale nie dostrzegła jej twarzy. Wbiegła do samochodu. Niezdarnie przekręciła kluczyk w stacyjce. <br />
- No dalej! Dalej! - wrzasnęła. <br />
Auto ugrzęzło w piachu. Dziewczyna nacisnęła pedał gazu, jednak wciąż nie reagowało. Już niemalże czuła oddech łowców na swoich plecach. Nagle, auto ruszyło! Dziewczyna zaczęła dyszeć ciężko. Jechała przed siebie, do domu Nadprzyrodzonych. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br />Wbiegła na posesję Chelsea. Nie pukała. Od razu chwyciła za mosiężną klamkę i wtargnęła do salonu. Brunetka właśnie przeglądała jedną z miliona ksiąg znajdujących się na regałach. <br />
- Musimy porozmawiać - powiedziała stanowczo, oddychając astmatycznie. <br />
- To, że jesteś dziewczyną Tylera nie znaczy wcale, że masz specjalne przywileje. Masz pukać. Chyba wyraziłam się jasno... - mruknęła nie odwracając wzroku od książek. <br />
- Porwali Tylera! - krzyknęła. <br />
Brunetka natychmiast się odwróciła. Podniosła się raptownie. <br />
- O czym ty mówisz? - zapytała ściągając brwi. <br />
- Odwoził mnie do domu. Musieli nas śledzić... On wyszedł, usłyszałam strzał, wyszłam z auta. - Zaczerpnęła głośno powietrza. - Nigdzie go nie było, przysięgam. <br />
Chelsea spoliczkowała dziewczynę. <br />
- Ty mała, podła dziwko! - wrzasnęła. - Jak mogłaś do tego dopuścić! Jak mogłaś do tego dopuścić wiedząc, że oni nas obserwują i tylko czekają na odpowiedni moment! <br />
- Przepraszam! Nie wiedziałam, że... Nie wiedziałam, naprawdę. - Rozpłakała się. <br />
Cheals schowała twarz w dłoniach. <br />
- Nie zabiją go. Najpierw będą go torturować, dopóki nie powie im czegoś istotnego, nie wyjawi jakiejś tajemnicy – mruknęła do siebie. Spojrzała na Avalon. -Wszystko układało się dobrze, dopóki się nie pojawiłaś! <br />
- Tak? Gdyby nie ja, nic byście teraz nie wiedzieli! - Spojrzała hardo w jej oczy schowane pod gęstymi brwiami. <br />
- Mamy mało czasu, więc najlepiej już stąd odejdź i nie przeszkadzaj! <br />
Avalon fuknęła ze wściekłości. Chelsea usiadła na kanapie ponownie przyglądając się kompasowi i zaszyfrowanej na nim wiadomości. Po chwili, dołączył do niej Clayton i Ethan. Nie zwracali specjalnej uwagi na brunetkę, która czuła się jak piąte koło u wozu. <br />
Byli tak pochłonięci próbami rozwikłania zagadki, że nawet nie zauważyli Mackenzie schodzącej po schodach. Jej oczy były przerażone, a dłoń powoli zjeżdżająca po poręczy, drżała. <br />
- Coś się stało, siostro? - zapytał Clayton z przejęciem. <br />
Przełknęła ślinę, a po jej porcelanowym policzku spłynęła krystalicznie czysta łza. <br />
- Rozmawiałam z nimi - szepnęła. - Duchy wszystko mi opowiedziały... <br />
Chelsea zwróciła uwagę na piętnastolatkę. <br />
- Co powiedziały? - zapytał Clay. <br />
- Wiem już co oznacza ten kryptogram – powiedziała przez zaciśnięte gardło. <br />
Serce Avalon zadrżało. <br />
- Nie możemy ich zabić… Każda śmierć wysłanników pierwotnego łowcy sprawi, że on odzyska swoje siły, które przeznaczył na ich stworzenie. W momencie, gdy zabijemy pierwotnego łowcę, klątwa zniknie, a reszta z nich znowu będzie ludźmi.<br />
- A więc jaki jest haczyk? – wtrącił Ethan. <br />
- Zabić go musi jeden z nas, mając na sobie medalion, który odwróci klątwę. Wraz ze śmiercią pierwotnego łowcy, umiera też nadprzyrodzony, który go zabił - Zacisnęła swoje długie, szczupłe palce na bladoróżowej sukience. <br />
- Żebyśmy mogli żyć, któreś z nas musi umrzeć - powiedziała Chelsea wpatrując się w ogień kominka.<br />
Mackenzie pokiwała głową niemalże niezauważalnie. <br />
- To musi być jakaś pomyłka - odezwała się Avalon zakrywając usta dłonią. <br />
Najstarsza z nich, wstała gwałtownie. Podeszła do dziewczyny mocno uderzając szpilkami o panele. <br />
- Już wystarczająco namieszałaś. Zmiataj stąd – warknęła.<br />
- Jeszcze niedawno byłam wam tak potrzebna - zadrwiła pod nosem. – Ludzie szybko zmieniają zdanie.<br />
- Czy ty nadal tego nie rozumiesz?! Nie jesteśmy ludźmi! Przez nas wszyscy cierpią i giną. Siejemy jedynie zniszczenie! Nie prosiłam się o to! Nie chciałam taka być! - wykrzyczała w jej oczy. - Może będzie lepiej, jeśli faktycznie wszyscy zginiemy. Nie zasługujemy na to, żeby żyć - dodała przygaszonym tonem głosu. <br />
- Czyli poddajesz się? Miałam cię za silną osobę. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam odzyskać Tylera - powiedziała dumnie. <br />
Chelsea była zdziwiona stanowczą postawą brunetki. Avalon i impetem podeszła do drzwi, chwyciła za klamkę i odwróciła się na moment. <br />
- Jesteście ludźmi - powiedziała żarliwie. - Dopóki jest w was choć odrobina człowieczeństwa, jesteście ludźmi - dodała wychodząc. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Biel księżyca rozlewała się na atramentowym niebie. Avalon otoczyła mleczna mgła. Weszła do domu przeklinając wszystko w duchu. <br />
W salonie siedział Joseph z Jasonem. Oglądali mecz. Dziewczyna przywitała ich chłodnym "Cześć", po czym weszła na górę, do swojego pokoju. <br />
Spojrzała na ekran telefonu. Dwanaście nieodebranych połączeń od Liama. Szybko wybrała jego numer, po czym nacisnęła zieloną słuchawkę. Odezwała się automatyczna sekretarka. <br />
- Liam? - szepnęła zmartwionym głosem. - Przepraszam, że nie odbierałam. Komórka mi padła. Z resztą, do długa historia - wytłumaczyła chaotycznie. Jej serce zaczęło bić szybciej. Wiedziała, co musi mu powiedzieć, ale tak ciężko było jej zrzucić ten kamień z serca. Jej odrętwiałe palce zaczęły drżeć. Biła się z myślami usiłując wypowiedzieć te kilka, tak trudnych dla niej zdań. - Muszę ci coś powiedzieć i zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie więcej znać. Zrozumiem, jeśli to cię przerośnie i będziesz potrzebował czasu i zrozumiem nawet, jeżeli mi nie uwierzysz. Ja sama do końca w to nie wierzę… To nie jest rozmowa na telefon, więc proszę, skontaktuj się ze mną jak najszybciej - powiedziała niezdecydowanym głosem. - Kocham cię bardzo mocno i tęsknię - dodała szeptem. - Nie zapominaj Liam, kocham cię nad życie.<br />
Rozłączyła się. <br />
Tego wieczoru, wstrzymała łzy. Musiała być silna i nie mogła sobie pozwolić na płacz. Nie teraz, kiedy tak wiele od niej zależało. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br />
<strong>od autorki:</strong> Ósemka już za nami. :) </span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Jak się podoba? <br />
Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia, jakie do mnie kierujecie. Jestem dozgonnie wdzięczna za Waszą pomoc i mobilizacje, jakiej regularnie mi dostarczacie. Każdy komentarz przybliża nas do kolejnego rozdziału, a jeżeli chcecie się dowiedzieć co będzie dalej, proszę, naskrobcie dla mnie te kilka słów. To naprawdę bardzo, ale to bardzo ważne. Razem z tym rozdziałem daję Wam ogromny kawał serca i byłoby mi miło, gdybyście się odwdzięczyły. :)</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"> <br />
Pozdrawiam Was cieplutko, Ameliaxx </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Jeżeli chcecie ze mną popisać, śmiało! Ja nie gryzę. ;) <br />GG- 33348455</span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-65528481582722937422013-03-02T12:15:00.003-08:002013-04-07T11:53:47.306-07:00Rozdział 7<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=S0kVK1ezPoI" target="_blank"><span style="color: #666666; font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Rihanna - Stay</span></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #666666; font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="color: #666666;"><span style="font-size: x-large;">A</span>valon przeszła cicho przez próg. W prawej dłoni trzymała parę szpilek z zeszłej nocy. Zamknęła drzwi bardzo delikatnie, żeby nie obudzić żadnego z domowników. Rozejrzała się uważnie po kuchni, po czym wyciągnęła z lodówki jogurt truskawkowy. Nucąc pod nosem melodię ulubionej piosenki, weszła do salonu. <br />Obraz, który zobaczyła przed oczyma, zamroził krew w jej w żyłach. Joseph, z trudem podpierając się na kanapie, pojękiwał cicho. Prawą dłoń trzymał na klatce piersiowej. Jego koszula była zakrwawiona. Kiedy przesunął rękę, Avalon zobaczyła czerwoną plamę rozlewającą się na niebieskim materiale.<br />Dziewczyna wypuściła z ręki kubeczek jogurtu i szybko podbiegła do mężczyzny. Rzuciła się na kolana łapiąc jego dłoń. <br />- Jason, spokojnie, już dzwonię po karetkę - wypowiedziała astmatycznie. <br />Zaczęła błądzić rękoma po kieszeniach, szukając telefonu komórkowego. Nie mogąc go znaleźć, pobiegła do kuchni łapiąc prędko telefon stacjonarny. Spanikowana, zadzwoniła na pogotowie ratunkowe. Wróciła biegiem do salonu zaciskając zęby do bólu. <br />- Napadli na nas - jęknął. <br />- Kto?! Kto na nas napadł?! - zapytała gorączkowo.<br />Starał się coś powiedzieć, ale nie miał wystarczająco dużo sił. Przymrużył powieki. <br />- Nie! Jason, proszę, nie zamykaj oczu! Karetka zaraz przyjedzie! - krzyczała, zanosząc się płaczem. <br />Nie odpowiedział. <br />Każda sekunda wydawała się trwać wieczność...</span></span><br />
<span style="color: #666666;"> </span><br />
<span style="color: #666666;"></span><br /></div>
<span style="color: #666666;"></span><div style="text-align: justify;">
<span style="color: #666666; font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Tyler podszedł do szpitalnej szyby, za którą na łóżku leżał Jason. Spojrzał na Avalon, która czuwała przy nim już od kilku godzin. Stan mężczyzny był stabilny. <br />- Nie powinnaś była wzywać pogotowia! - krzyknął bezgłośnie, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. - Załatwilibyśmy to bez tego niepotrzebnego hałasu - mruknął. <br />Avalon nie uraczyła go nawet przelotnym spojrzeniem, wciąż beznamiętnie wpatrując się za szybę. <br />- Wiesz kto mu to zrobił, prawda? - zapytał ostrożnie. <br />Zerknęła na niego, ukrywając przerażone i smutne oczy pod wrogo ściągniętymi brwiami. <br />- Skąd mam wiedzieć kto to zrobił? - powiedziała półgębkiem. - Skąd mam mieć pewność, że to oni, a nie wy? Mam wam tak po prostu we wszystko uwierzyć i śmiało być po waszej stronie nawet nie wiedząc czy jest słuszna?<br />- Widziałaś do czego są zdolni. - Schował dłonie w kieszeniach. - Musimy ich zaatakować! Wciąż będziesz w niebezpieczeństwie, jeśli czegoś nie zrobimy. Następnym razem nikt nie uratuje ani Jasona, ani Josepha ani nawet sierotki Avalon - powiedział dosadnie. <br />Brunetka spojrzała na Josepha podłączonego do aparatury, po czym zbadała wzrokiem brata siedzącego w wózku inwalidzkim na korytarzu. Pstrykał nerwowo palcami, patrząc na kolana. Odkąd przyjechali, nie odezwał się ani słowem. <br />- Jak chcesz ich zaatakować? - zapytała szeptem. <br />- Umysł łowców jest odporny na hipnozę. Tak jak wszystkie istoty nadprzyrodzone, po czasie wszystko sobie przypominają.<br />- Chelsea mówiła, że to może być każdy. Jak mamy zaatakować skoro nawet nie wiemy kogo?<br />- No cóż. - Westchnął. - Trzeba liczyć na szczęśliwy traf. - Wzruszył ramionami. <br />- Oszalałeś?! Nie możesz zabijać niewinnych ludzi licząc na to, że któryś z nich będzie łowcą! - warknęła. <br />- Dlatego żeby namierzyć łowców, potrzebujemy Michaela. Znajdź go, a my zrobimy resztę.<br />- Czyli dopóki nie znajdziemy Michaela, cała moja rodzina będzie w niebezpieczeństwie? <br />- Słuchaj... Łowcy szukają osób, na których nam zależy, żeby je odnaleźć i zabić. Zrobią wszystko, żeby nas wykończyć, żebyśmy się poddali. Nie wiedzą, że jesteś jedną z nas, ale wiedzą, że jesteś kimś ważnym. Pozabijali nasze rodziny, a teraz bez wahania zabiją też ciebie, jeśli okażesz się być bezużyteczna. Jasne?<br />Brunetka pokiwała głową, patrząc w swoje odbicie w tęczówkach Tylera w kolorze bursztynu.<br />- Czyli to ja mam ich uratować? - zapytała, dusząc się bezradnością. <br />- Tak naprawdę, wcale im na tobie nie zależy. Przynajmniej dopóki nie wiedzą, kim dokładnie jesteś. Żeby tylko zdobyć któregoś z nas w swoje łapy, będą zdolni nie tylko do zniszczenia twojej rodziny, ale też całego miasta. - Złapał ją za ramiona, po czym potrząsnął nimi lekko. <br />Dziewczynę obeszły zimne dreszcze. <br />- Policja będzie teraz węszyła. Wiedzą, że ktoś usiłował zamordować Josepha. - Spojrzał na łóżko szpitalne, na którym leżał czterdziestolatek. <br />- Co mam robić, jeśli każą mi zeznawać? <br />- To śmiertelnicy. Pozwól, że ja to załatwię. - Uśmiechnął się przebiegle. <br />- Chryste... To jakaś paranoja. - Wplotła palce we włosy, patrząc w sufit.<br />- Ethan potrafi uleczyć Josepha - powiedział przekonująco. - Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził, rozumiesz? - Dziewczyna odwróciła się w stronę Tylera, spotykając się z jego magnetyzującym spojrzeniem. Za każdym razem kiedy patrzyła w jego oczy, czuła ciarki obchodzące każdy członek jej ciała. Spuściła szybko wzrok, nie chcąc kompletnie zatracić się w jego spojrzeniu. <br />Wiedziała, że to niestosowne. <br />Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. <br />- Co mam zrobić? - zapytała. <br />- Musimy stąd wyjechać. Znam kogoś, kto może wiedzieć gdzie mamy szukać medalionu. <br />- Czy ty jesteś ślepy? Joseph jest w szpitalu! Nigdzie się nie wybieram - odmówiła stanowczo. <br />- Wybacz Avalon, ale nie mam innego wyjścia - powiedział, ujmując jej twarz w dłonie. <br />- Co robi...<br />- Posłuchaj mnie uważnie. Pojedziesz teraz ze mną. Chelsea wszystkim się zajmie. Nie jesteś im potrzebna. Wsiądziesz grzecznie do samochodu, a kiedy ruszymy, przypomnisz sobie wszystko - Jego źrenice znacznie się powiększyły. <br />Brunetka pokiwała głową, nie potrafiąc mu odmówić. Mechanicznie ruszyła w stronę auta Tylera, nie zważając nawet na pogrążonego w myślach Jasona, który nie zauważył, że jego siostra wychodzi ze szpitala.<br />Wsiadła na przednie siedzenie. <br />- O mój Boże, znowu to zrobiłeś! - krzyknęła z oburzeniem, kiedy puścił sprzęgło. <br />- Wybacz, ale jesteś uparta jak osioł. - Uśmiechnął się bezczelnie, podgłaśniając piosenkę graną w radiu. <br />- A ty jesteś zwykłym dupkiem zadufanym w sobie - warknęła. <br />- Auć. <br />Avalon wzięła kilka głębokich oddechów starając się ochłonąć. <br />- A więc, gdzie mnie zabierasz? - wtrąciła od niechcenia. Tyler ją zdenerwował, ale przecież miała prawo wiedzieć, gdzie ma zamiar ją wywieźć. <br />- Zobaczysz - odparł, zerkając na nią przelotnie. <br />Brunetka przymrużyła oczy.<br />- Oczyść umysł - szepnęła do siebie, by odzyskać zachwianą równowagę. <br />- To chyba nie będzie zbyt trudne... - zakpił pod nosem, jednak dziewczyna puściła jego uwagę mimo uszu. <br />Reszta drogi minęła w ciszy. Avalon nie miała ochoty na niego patrzeć, a tym bardziej z nim rozmawiać. <br />- Jesteśmy na miejscu - oświadczył, parkując samochód, kiedy dojechali na miejsce. Brunetka zerknęła na zegarek. Było kilkanaście minut po godzinie piętnastej. Mimo, że była poza miastem, wciąż myślała o Josephie. <br />- Godzinę wlokłeś mnie do jakiegoś baru? To nie jest zbyt subtelne... - Przypatrzyła się taniemu szyldowi, na którym widniała nazwa lokalu. <br />- Gdybym wiedział że to randka, postarałbym się bardziej. - Uśmiechnął się zawadiacko, doprowadzając ją tym do coraz większego szału. Jej krew zaczynała powoli wrzeć, ale nie dała po sobie tego poznać. <br />Spokojnym krokiem, weszli do środka i zajęli miejsce przy barze. Tyler od razu zagadał kelnerkę, która nie miała większych problemów z postawieniem nieletniej drinka. <br />- Kochana, wiesz może gdzie możemy znaleźć Adama? - Na dźwięk wypowiedzianego przez Tylera imienia, mina kobiety zrzedła. <br />Westchnęła ciężko, zabierając się za pucowanie kieliszków. <br />- Adam nie chce mieć z tobą nic wspólnego - odparła pod nosem. <br />- Złotko, zrobisz to dla mnie? Proszę... - Uśmiechnął się kącikiem ust. <br />- Oh, Tyler... Przestań zgrywać niewiniątko. <br />- Jules, oboje wiemy, że prędzej czy później mi odpowiesz. <br />- Wyszedł na papierosa. Zaraz powinien wrócić - odparła, przyglądając się mu nieufnie. <br />- W takim razie, poczekamy. - Puścił oko w jej stronę, jednak ona tylko wywróciła oczami. Wyszła na tyły baru, po butelkę whiskey dla Tylera. <br />- Skąd ją znasz? - zapytała Avalon, popijając alkohol. Smakował jej jak nigdy dotąd. <br />- Dawna znajoma - odpowiedział topiąc wargi w szklance pełnej trunku. - A to kolejna zaleta bycia Nadprzyrodzonym. Możesz pić ile chcesz, a i tak nigdy nie będziesz pijana. <br />- Naprawdę? - uniosła brwi nie dowierzając. <br />- Alkohol pobudza, rozgrzewa. Sprawia, że mamy większe panowanie nad sobą. Ma też właciwości lecznicze i przy okazji, dobrze smakuje. W porównianiu do kawy, jest jak napój życiodajny. Przez nią jesteś ospała i wiecznie zmęczona. Odbiera ci całą energię. <br />- Czyli ty... Nigdy nie byłeś pijany? - zapytała. Brunet pokręcił głową . - Tak właściwie, czego tutaj szukamy? <br />Tyler rozejrzał się po lokalu zatrzymując wzrok na jednym ze stolików. <br />- Zaraz zobaczysz. - Pociągnął dziewczynę za rękę. <br />Nonszalackim krokiem podszedł do mężczyzny z trzydniowym zarostem i niedbale ułożonymi włosami. Był ubrany w czarną koszulkę wyciętą w serek, na którą nałożył marynarkę. Avalon przyjrzała się uważnie jego oczom. Jedno z nich było koloru zielonego, a drugie szaro-niebieskiego. Jego prawy policzek zdobiła pokaźna blizna. <br />- Kopę lat staruszku! - krzyknął na powitanie Tyler.<br />Mężczyzna powoli przeniósł na niego wzrok. Dziewczyna zauważyła, jak zaciska pięści na jego widok.<br /> Wstał.<br />- Czego chcesz? - mruknął. <br />- Informacji - odparł wyciągając z jednej z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki sfatygowaną kartkę. <br />Położył ją na stole. <br />Avalon od razu poznała co to za rysunek. Inskrypcje z kompasu. Tyler podsunął papier bliżej niego. <br />- Wiesz co to jest? - zapytał. <br />Adam wzruszył ramionami. <br />- Widziałem to już kiedyś. Tylko nie pamiętam gdzie... <br />- Ile będzie mnie to kosztowało, zanim sobie przypomnisz? - zapytał. <br />Mężczyzna zaśmiał się głośno, doniośle. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi, ponieważ w barze panował duży zgiełk i hałas. <br />- Nic. Tobie. Nie powiem - zaakcentował dokładnie każdy wyraz, jakby mówił do przedszkolaka. - Za żadne pieniądze. <br />Nagle, Tyler popchnął go na ścianę. Złapał za szyję przywierajac mocno do ściany. Zacisnął dłoń mocniej. Mężczyzna zaczął się dusić. <br />- Zostaw go! - powiedziała stanowczo Avalon. Tyler zignorował ją. <br />- A teraz coś ci się już przypomniało? - zapytał unosząc brew ku górze. <br />- Zabij mnie, proszę bardzo. Już odebrałeś mi wszystko to, co kochałem - wycedził z trudem przez zaciśnięte gardło. Jego twarz stała się czerwona. <br />Tyler raptownie poluźnił uścisk. Spojrzał na niego zacięcie. <br />- Gadaj! - wrzasnął. <br />- Nic ci nie powiem - odparł, po czym splunął na ziemię. Roztarł butem ślinę na drewnianej, skrzypiącej podłodze. <br />- Chodzi o Michaela. <br />Adam spiął wargi. Podparł się o blat stołu zbielałymi knykciami u dłoni. Jego twarz nie była już tak zobojętniała. <br />- Co z nim?<br />- Łowcy go uprowadzili. Podejrzewamy, że rozszyfrowanie kryptogramu na kompsie nas do niego zaprowadzi. Najpierw musimy znaleźć przedmiot, na którym widnieją te inskrypcje. Widziałeś to już kiedyś? - Podsunął mu kartę z kilkoma obrazkami. <br />Mężczyzna spojrzał znacząco na Avalon. <br />- Spokojnie, później wymarzę jej pamięć. Jest po wpływem hipnozy, nie ucieknie - uprzedził pytanie Adama. Skłamał.<br />- Widziałem to już kiedyś, na zdjęciach. Te inskrypcje widnieją też na legendarnym medalionie. Podobno znajduje się na jednym z półwyspów Nowej Zelandii. <br />- Co jeszcze wiesz? <br />Facet westchnął ciężko. <br />- Jak dawno go uprowadzili? <br />- Pytałem się o coś - powiedział groźnie Tyler. <br />- Nie jesteś pierwszym, który z tym do mnie przychodzi. Najwyraźniej ktoś inny również próbuje dorwać ten medalion w swoje łapy. Musi być bardzo cenny... <br />- Mów co jeszcze wiesz. To pomoże nam go uratować. <br />- Powodzenia. Jeżeli łowcy go uprowadzili, najprawdopodobniej już nie żyje - powiedział z kpiną. <br />- Żyje - zaprzeczył brunet nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że mogołby być inaczej. - Chodź, idziemy - powiedział do Avalon. <br />- Jeszcze jedno, Tyler! - krzyknął. - Każdy kto tam kiedykolwiek wyjechał, już nigdy nie wrócił. Szczęśliwej drogi! - Zaśmiał się. <br />Brunet z dziewczyną wsiedli do samochodu. Tyler złapał za kierownicę i nacisnął mocno pedał gazu. Auto ruszyło z piskiem opon. <br />- Zawieź mnie do Josepha - zażądała. <br />Chłopak nic nie mówiąc, ruszył w stronę szpitalu w Uniontown. <br />
<br />Avalon weszła na oddział. Minęła się z ordynatorem i skierowała kroki w stronę sali, w której położony był Joseph. Oddychając ciężko, podeszła do szyby. Był tam. Wciąż nieprzytomny. Na korytarzu siedziała Chelsea, Ethan i Clayton. <br />- Gdzie Mackenzie? - rzucił Tyler. <br />- Pojechała z małym Pricem do bufetu - odparła Chels, mierząc wzrokiem Avalon. - Dowiedzieliście się czegoś? <br />- Później wszystko ci powiem. Co z Josephem? <br />- Musisz zahipnotyzować pielęgniarki. My wykradniemy ciało, a Ethan go wyleczy. <br />- Dziękuję - szepnęła brunetka. <br />- Nie masz za co dziękować. Nie robimy tego dla ciebie. Musimy się zająć tą sprawą, bo nie chcemy wzbudzać w ludziach podejrzeń - odparła Chelsea. - Clayton odprowadzi cię do domu. Kiedy Joseph wróci, będzie myślał, że jest po ciężkim dniu pracy. Spróbuj tego nie schrzanić. - Spojrzała hardo w jej oczy. <br />- O co ci chodzi? - powiedziała Avalon, krzywiąc się. <br />- Zapytaj Tylera. - Uśmiechnęła się sztucznie. <br />Brunetka warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła ze szpitala. Clayton ją dogonił. <br />Kiedy wyszli na zewnątrz, odetchnęła świeżym powietrzem. <br />- Czy ona zawsze taka jest? - zapytała. <br />- No cóż, czasami bywa trochę impulsywna. <br />- Trochę impulsywna? To tak jakby powiedzieć, że Tyler jest tylko trochę psychopatyczny - odrzekła. <br />Clay się zaśmiał. <br />- Czy ty... - Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, zanim zadała pytanie. - Czy ty też nie masz rodziny? <br />- Mackenzie to moja jedyna rodzina - odpowiedział. <br />- Jak to się stało, że zostaliście sami? <br />- Nasi rodzice oddali nas do sierocińca. Kiedy miałem czternaście lat, zmarli. <br />- Skąd to wiesz? <br />Clayton nie odzywał się przez chwilę wybierając pomiędzy tym, co powinien powiedzieć, a tym, co chciał powiedzieć. <br />- Ten gen to coś, co przechodzi z pokolenia na pokolenie. Jedno z moich rodziców było takie jak ja. Kiedy zginęli, to całe przekleństwo przeszło na mnie. <br />- Czyli chcesz powiedzieć, że moja mama też taka była? - zapytała. <br />- A czy twoja babcia żyje? <br />- Moja babcia zostawiła mamę, kiedy była mała. Nigdy jej nie widziałam. <br />- W takim razie jest szansa, że twoja matka nie miała wizji. Jeżeli osoba, która ją poczęła wciąż żyje, to ona nie była obarczona tym ciężarem. Twoja matka urodziła się z tym genem, ale wciąż był uśpiony. Twój uaktywnił się w momencie jej śmierci. <br />- A Tyler?<br />- Tyler był w rodzinie zastępczej. Matka go zostawiła na progu czyjegoś domu, bo wiedziała, że będzie przeklęty. Łowcy ją dopadli, zabili i w ten sposób to wszystko przeszło na jego barki. Później, żeby zdobyć chłopaka, zamordowali całą jego rodzinę - opowiedział, wpatrując się w księżyc odbijający się na atramentowym niebie. Aura zmroku otuliła ich zmarznięte ciała. <br />- A Chelsea? Ethan? Michael? Co z nimi? <br />Blondyn wzruszył ramionami. <br />- Nie wiem, naprawdę. Żadne z nich nie chce mówić o swoich rodzinach. Gdyby nie to, że Tyler bezustannie myśli o śmierci bliskich, pewnie też bym nic nie wiedział. Czasem wystarczy jeden dotyk, żeby poczuć jak bardzo cierpi. On nie urodził się mordercą i draniem. To świat takiego go uczynił. <br />No tak, przecież on czyta w myślach, przypomniała sobie. <br />Dziewczyna nabrała powietrza do swoich płuc zaciskając drżące dłonie w pięści. <br />- Wiesz, chciałabym móc uwierzyć, że to wszystko to tylko sen, że niedługo się obudzę... - szepnęła. <br />- Nadzieja nie jest niczym złym. <br />- Tylko to mi zostało - odparła.<br />Gdy byli już pod domem, przełamał ciszę swoim opanowanym, chrypliwym głosem. <br />- Joseph powinien wkrótce wrócić. <br />- Wiesz jak ciężko jest mi go okłamywać? <br />- Tak będzie lepiej. <br />- Dla kogo? – zapytała szeptem. Chłopak spojrzał się w jej oczy. Miała rację. Nie odezwał się. <br />- Do zobaczenia. – Uśmiechnął się lekko. <br />Odwzajemniła uśmiech. Blondyn odwrócił się na jednej pięcie. <br />- Zaczekaj! – krzyknęła. <br />Spojrzał na nią. <br />- Zależało wam na tym, żeby mnie znaleźć, prawda? Wiem, że jesteście zdolni nawet do wszystkiego, żeby zdobyć to, czego chcecie… <br />- Co sugerujesz?<br />- Gdyby mój gen byłby uśpiony, byłabym bezużyteczna. Żeby się uaktywnił musieliście... Musieliście zabić moją matkę - wypowiedziała z trudem. <br />- Avalon... – odparł półszeptem.<br />- Mam rację?! – wypowiedziała drżącym głosem. <br />Nie odpowiedział. <br />- Myślałam, że chociaż ty jesteś na tyle szlachetny, żeby wyznać mi prawdę. – W oczach dziewczyny pojawiły się słone krople. Jedna z nich, spłynęła po jej zaczerwienionym policzku. Była okrągła i srebrzysta. Na jej rumieńcach odbijała się tak, jak krew na białej chusteczce. <br />Spojrzała na Claytona. Patrzył się na nią z żalem. Nie odezwał się. <br />Gwałtownie chwyciła za klamkę i zatrzasnęła za sobą drzwi. Podeszła do komody, na której stała ramka ze zdjęciem jej, mamy i brata. Na szkle rozmazała się słona woda. Krztusiła się łzami.<br />Każde wspomnienie związane z nią było tak bolesne. Na wskroś przeszywało jej zrozpaczone, krwawiące serce.<br /> Jednak teraz było już za późno, żeby się wycofać. Musiała zrobić wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Nawet jeśli miałoby to oznaczać pomaganie osobom, które mogły zabić jej matkę. <br /><br /><strong>od autorki:</strong> Eh, sieczka. Nie podoba mi się ten rozdział. Postaram się, żeby następny był no nie wiem... Mniej taki, jak ten. :) <br />Jestem zmęczona po bardzo ciężkim tygodniu, więc wybaczcie mi jakieś błędy i literówki. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Proooszę o komentarze i dziękuję Wam za wszystko. ;*<br />Pozdrawiam, Ameliaxx</span></div>
<span style="color: #666666;">
</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-47081971643382171462013-02-23T10:59:00.000-08:002013-04-07T11:52:59.067-07:00Rozdział 6<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=Dw2c2VZ3l7E" target="_blank">The Icarus Account - So In Love</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">S</span>łońce powoli obniżało się za horyzont. Wokół niego roztaczały się czerwienie, żółcie i pomarańcze, a złociste promienie opadały kaskadą na soczyście zieloną murawę. <br />
Mijała ósma, czwartkowa godzina lekcyjna. Dziewczyny z drużyny lekkoatletycznej szły pod prysznic, podczas gdy Avalon pozostała na bieżni. Na jej szczupłym ciele osadziły się pojedyncze, okrągłe krople potu. <br />
- Price! - Usłyszała głośny krzyk nauczycielki. - Trening już się skończył, wracaj do domu! <br />
Dziewczyna podbiegła truchtem do kobiety. <br />
- Mogę zostać jeszcze chwilę? - zapytała, kładąc dłonie na biodrach. <br />
- Nie jesteś zmęczona?<br />
- Jestem. Ale chciałam jeszcze chwilę pobiegać. To pozwala mi się skoncentrować i uporządkować myśli - odparła dysząc. <br />
- Dzisiaj prawie pobiłaś rekord szkoły sprzed trzydziestu lat. Jestem z ciebie dumna - powiedziała obojętnie, zerkając na kartę z wynikami. <br />
- Dziękuję, trenerko. Następnym razem postaram się bardziej. - Avalon podniosła z ławki ręcznik i wytarła nim kark. <br />
- Wiesz kto ustalił poprzedni rekord? <br />
- Nie mam pojęcia. - Napiła się wody z bidonu. <br />
- Twoja matka. <br />
Dziewczyna wzdrygnęła się. Wiedziała, że uczęszcza do tej samej szkoły co jej mama, ale nie sądziła, że ona też biegała. <br />
- Wkrótce odbywa się olimpiada stanowa, na którą pojedziesz - rozkazała. - Musisz być w znakomitej formie, zrozumiano? <br />
Pokiwała głową. Trenerka była hardą i konkretną babką. Taką posturą mógłby poszczycić się niejeden mężczyzna, dlatego bywała częstym obiektem żartów i kpin uczniów. Nawet Avalon czuła się na jej lekcjach jak w wojsku. Zawsze dawała jej porządny wycisk.<br />
Kiedy nauczycielka zniknęła za trybunami, dziewczyna wyciągnęła z torby słuchawki, puściła swoją ulubioną piosenkę i wykonała jeszcze kilkanaście okrążeń. Słońce rażące w oczy jej nie przeszkodziło.<br />Nagle, na boisko weszła drużyna futbolowa. Dziewczyna podbiegła do rozgrywającego, jej chłopaka - Liama. Szybko zdjął kask i złapał dziewczynę w biodrach, obracając ją kilka razy w powietrzu. Pocałowała go w usta. <br />
- Co tutaj jeszcze robisz? Chyba powinnaś się już przygotowywać. - Brunet uśmiechając się szeroko, przypomniał jej o balu jesiennym.<br />
- A co z tobą? - Zaśmiała się. Przebywanie z nim, powodowało, że Avalon mimowolnie unosiła kąciki ust wysoko do góry. <br />
- Ja jestem facetem. Wystarczy, że włożę garnitur i będę gotowy. A ty musisz wyglądać pięknie. - Przycisnął mocniej ciepłe dłonie do jej kości biodrowych. <br />
- Teraz ci się nie podobam? - zapytała przygryzając wargę. <br />
- Nie powiedziałem tego - wyszeptał do jej ucha. - To jak, do zobaczenia na balu? <br />
- Będę czekała. - Pocałowała jego policzek. <br />
Freddie zawołał Liama, więc ten szybko podbiegł do reszty drużyny, posyłając Avalon uśmiech. <br />
<br />
- Zamknij te oczy! - rozkazała Ivy. - Jak mam cię pomalować, skoro się wiercisz? <br />
- Zaraz wbijesz mi to w oko! <br />
- Chcesz być piękna, musisz cierpieć - odparła beztrosko, ponownie usiłując narysować równą kreskę na oku Avalon. <br />
- Przypomnij mi, żebyśmy następnym razem spotkały się na miejscu - mruknęła. <br />
- Bądź już cicho - warknęła, kończąc malować prawe oko. - Gotowe! <br />
Brunetka podeszła do lustra. Uważnie przyjrzała się długim, falowanym włosom zgarniętym na jeden bok. Makijaż podkreślał jej oliwkową cerę i duże, zielone oczy. Na ustach miała różową szminkę, a spojrzenie podkręciła zalotką. Weszła za parawan i ubrała czerwoną suknię do kostek dobierając do niej złotą, delikatną biżuterię. <br />
- Avalon! - krzyknęła zdumiona Ivy. - Ty masz piersi! <br />
- Co? - Zaśmiała się zerkając na swój biust. <br />
- Zawsze chowasz je pod tymi workowatymi, sportowymi ciuchami. W końcu je znalazłam! Tu są!<br />
Avalon spuściła wzrok, żeby ukryć swoje zażenowanie. <br />
- Dobra, teraz moja kolej. - Dziewczyna złapała za granatową sukienkę leżącą na łóżku. Wychodząc zza parawanu, poprawiła jeszcze długie, lśniące loki, by mogły swobodnie opadać na plecy. <br />
- Wyglądasz bardzo ładnie - skomplementowała ją Avalon. Uśmiechnęła się do przyjaciółki, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. <br />
- Seksownie? - zapytała, poruszając znacząco brwiami. <br />
- Tak. - Zaśmiała się. <br />
- Moja mama po nas nie przyjedzie. Znowu spotyka się z Jamesem. - Ivy westchnęła ciężko. <br />
- Pojedziemy z Josephem. <br />
- Myślisz, że jej się oświadczy? - Blondynka usiadła na łóżku, tarmosząc w dłoniach kołdrę. <br />
- Są ze sobą dopiero od kilku miesięcy...<br />
- Wiem, ale on ma kompletnego bzika na punkcie mojej mamy. <br />
- Chcesz, żeby się jej oświadczył? <br />
- Faceci przychodzą i odchodzą. Pewnie z nim też tak będzie. - Wzruszyła ramionami. <br />
- Chyba cię to specjalnie nie rusza - zauważyła. <br />
- Nie obchodzi mnie to - Wstała. Podeszła do lustra poprawiając swoje długie, blond włosy łagodnie pieszczące ramiona. - Swoją drogą, pewnie z wzajemnością. Ona też się mną nie przejmuje. <br />
Avalon podeszła do dziewczyny stojącej przed kryształową taflą. Położyła dłonie na krągłości jej ramion. <br />
- Boisz się, że ci ją zabierze, prawda? - zapytała, wpatrując się w ich odbicie. <br />
- Ciągle pracuje, a jeśli nie jest w szpitalu, to spotyka się z Jamesem. Brakuje mi jej. <br />
- Mi też brakuje mojej mamy - szepnęła Avalon. - Nie powinnaś mówić, że ma cię gdzieś. To, że w jej życiu jest jeszcze jedna ważna osoba wcale nie znaczy, że o tobie zapomniała. <br />
- Co ty możesz wiedzieć. Nie masz matki - powiedziała, po czym ugryzła się w język. - Przepraszam cię, nie o to mi chodziło... - Spojrzała na nią przepraszająco. <br />
- Masz rację - odparła. - Ja straciłam swoją mamę i żałuję, że nie miałam okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kochałam i jak ważna dla mnie była. Nie popełniaj moich błędów. <br />
- Przykro mi.<br />
- Wiem. - Avalon uśmiechnęła się delikatnie. - To jak, idziemy? - Złapała za futrzaną kurtkę. <br />
- Jasne... Ale możesz mi najpierw pomóc rozpiąć gorset? - zapytała siłując się z zamkiem. - Zapomniałam pójść do łazienki. <br />
Brunetka zaśmiała się. Podeszła do dziewczyny poprawiając długą, krwistoczerwoną suknię z tiulu ciągnącą się po ziemi.<br />
<br />
Bal jesienny odbywał się jak co roku w sali ratuszowej. Do sufitu przymocowany był duży, kryształowy żyrandol, od którego odbijało się światło, rozpraszając się po całym pomieszczeniu. W podłodze w symetryczne wzory można było znaleźć swoje odbicie. Do sali prowadziły marmurowe schody, na których leżał czerwony dywan. Kolumny pełniące rolę ozdobną, były uzupełnieniem całego wystroju. Muzykę na żywo grał zespół ze specjalnie zrobionej na tę okazję sceny. Dla uczniów Liceum Bena Franklina, bal jesienny był najważniejszym wydarzeniem towarzyskim w całym roku. <br />
- To robi wrażenie - powiedziała Avalon do Ivy, wchodząc na salę. - Świetnie się spisałaś. <br />
- Wiem - odparła. <br />
- Grunt to skromność - mruknęła pod nosem, czego blondynka nie zdążyła usłyszeć, ponieważ ruszyła w stronę grupy znajomych. <br />
Jej pierś się uniosła, gdy brała głęboki oddech. Rozglądała się dookoła szukając Liama. Właśnie zmierzał w jej stronę. Miał na sobie czarny garnitur i niebieską koszulę. Wyglądał obłędnie. <br />
- Jesteś taka piękna - powiedział wyraźnie oczarowany wyglądem dziewczyny. Brunetka podała mu swoją dłoń, a on ją pocałował. Avalon przygryzła wargę nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. <br />
Punktualnie o dwudziestej drugiej na scenę weszła pani dyrektor. Oficjalnie rozpoczęła bal życząc wszystkim udanej zabawy. <br />
- Zatańczymy? - Liam poprosił Avalon do tańca. Weszli na parkiet. Chłopak delikatnie położył dłoń na jej biodrze, jakby bał się, że dziewczyna pokruszy się od ciepła jego ciała. Pomimo tego, że był sportowcem, potrafił być łagodny i troskliwy. Lubiła w nim to. <br />
Dziewczyna przysunęła się do niego trochę bliżej. Spojrzała prosto w jego jasnobrązowe oczy. Zatraciła się w tej chwili chcąc, by była nieprzerwana. Złożył na jej ustach pocałunek. Położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, a drugą splotła z jego palcami. <br />
- Nie wiedziałam, że tak dobrze tańczysz. - Wodziła dłonią po jego torsie. <br />
- Uwierzysz jeśli powiem, że ja też nie? - Zaśmiał się cicho.<br />
- Cieszę się, że jestem tutaj z tobą - szepnęła żarliwie do jego ucha, kołysząc się w rytm muzyki. Splotła dłonie na jego karku.<br />
- Ja też, Avalon. Uwielbiam twój uśmiech. - Przytulił ją do siebie mocniej. <br />
Podobało jej się to, w jaki sposób na nią patrzył. <br />
Kiedy piosenka się skończyła, Liam podziękował jej za taniec. Odprowadził ją na miejsce przy stole, znikając po chwili w grupie przyjaciół. Dziewczyna podeszła do Ivy, która właśnie rozmawiała z Ethanem. Zgromiła go spojrzeniem. <br />
- Jak się bawisz? - zapytała brunetki. <br />
- Dobrze. - Uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od chłopaka, co nie uszło uwadze Ivy. - Pamiętasz Ethana? - zapytała. - To moja para - oświadczyła. <br />
- Jestem Avalon. - Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, posyłając mu znaczące spojrzenie. <br />
- Ethan - odparł podając jej rękę. Dziewczyna mocno nią potrząsnęła. <br />
- Przyniesiesz nam coś do picia? - zapytała Ivy chłopaka. <br />
Pokiwał głową posyłając Avalon łobuzerskie, przebiegłe spojrzenie. <br />
Kiedy odszedł, blondynka krzyknęła bezgłośnie. <br />
- I jak ci się podoba moje brytyjskie ciacho? - zapytała dumnie. <br />
- Nie podoba mi się. Wcale - mruknęła. - Mówiłaś, że będziesz się trzymała od nich z dala. <br />
- On jest inny. <br />
- On nie jest inny! Każdy o kim mówisz, że jest inny, okazuje się być taki sam jak reszta. On jest podejrzany! Wykorzysta cię tylko. Nie powinno go tutaj być - warknęła, zerkając na Ethana nalewającego ponczu do plastikowych kubeczków. <br />
- On chodzi do tej szkoły, zapomniałaś? Nie cieszysz się razem ze mną? <br />
- Cieszę, ale po prostu... - Avalon fuknęła ze złości. - To nie jest odpowiedni chłopak!<br />
- Chyba ja o tym będę decydowała - mruknęła obrażonym głosem. - Potrafię o siebie zadbać, jasne? - dodała półszeptem, bo brunet właśnie kierował się w ich stronę trzymając w dłoniach napoje.<br />
- Jeden dla mnie, jeden dla ciebie... - zawiesił głos na chwilę. - I jeden dla ciebie, Avalon. <br />
- Dziękuję - odparła nieufnie. <br />
Ivy przeplotła rękę przez jego ramię. <br />
- Coś cię gryzie, Avalon? - zapytał z ironią.<br />
- Wyjdę na zewnątrz. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - Posłała przyjaciółce uśmiech, jednocześnie mierząc Ethana wzrokiem, po czym wyszła na taras. <br />
Widok z niego rozciągał się na ogromne, piękne ogrody. W jego centrum stała fontanna. Po bokach, rosły idealnie przycięte klomby oświetlone białymi lampkami. Księżyc na atramentowym niebie, wyglądał magicznie.<br />
- Jak się bawisz? - Usłyszała za sobą pewny siebie głos Tylera. <br />
- Co tutaj robisz? - mruknęła ze strachem. <br />
- Tak, Avalon. Mi też jest miło ciebie ponownie zobaczyć. - Uśmiechnął się kącikiem ust, trzymając dłonie w kieszeniach. <br />
- Nikt nie powiedział, że jest mi miło - odparła, patrząc hardo w jego oczy. <br />
- Uuu, zabolało - powiedział z sarkazmem. - Mogłabyś być trochę bardziej sympatyczna biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj uratowałem twoje życie. Może powiesz mi coś miłego?<br />
Podszedł do niej bliżej. Przyparł ją do balustrady. <br />
- Jesteś taki seksowny - szepnęła z ironią, kurczowo trzymając się jego marynarki. - Szkoda, że na tym kończą się twoje zalety. - Odepchnęła go od siebie. <br />
- Ciężko jest się z tobą nie zgodzić - odparł usatysfakcjonowany. <br />
- Po co tutaj przyszedłeś? <br />
- Mieliśmy umowę. Jesteś nam potrzebna. <br />
- I akurat teraz jestem wam potrzebna? <br />
- Tak się złożyło. - Wzruszył ramionami.<br />
Avalon odwróciła wzrok udając, że nie widzi jego zadowolonej miny. <br />
- Chodźmy. - Odepchnęła się od poręczy i wzdychając ciężko, wyszła z sali. Tyler otworzył przed nią tylne drzwi samochodu terenowego, jednak ona to zlekceważyła i usiadła na przednie siedzenie. <br />
Avalon obserwowała kątem oka jak prowadzi auto. Spojrzał na nią, więc szybko spuściła wzrok. <br />
- Pięknie wyglądasz - szepnął, obserwując uważnie drogę. <br />
Nie odpowiedziała mając nadzieję, że nie zauważył jak się zarumieniła. <br />
<br />
Szatynka weszła z impetem do domu Tylera. W salonie, przy stole, na którym porozrzucane były papiery, dokumenty i pootwierane księgi, siedziała Chelsea. <br />
- O co chodzi? - zapytała Avalon.<br />
Brunetka się podniosła. <br />
- Chcesz się czegoś napić? - zaproponowała. <br />
- Chcę wiedzieć o co chodzi - odparła stanowczo. <br />
- Namierzyliśmy cię dzięki kompasowi. Nie jest to zwykły kompas. Został zaklęty przez wiedźmę, która chciała odnaleźć wszystkie nadprzyrodzone istoty, by móc je później zabić. Uważała, że energia jaką zabieramy naturze, może zachwiać równowagę przyrody. - Chelsea podała jej urządzenie. Miało mnóstwo wskazówek, obrazków i przekładni. Igła magnetyczna znajdująca się na środku wskazywała Avalon. <br />
- Co powinno się z nią dziać? - zapytała. <br />
Chelsea wstała i podeszła do dziewczyny. Złapała kompas. <br />
- Powinna kręcić się w kółko - odparła zdumiona Chelsea. - Musisz skupiać w sobie ogromne źródło energii. <br />
- Kompas wskazywał nam kierunek, dopóki nie znaleźliśmy się na obszarze Uniontown. Zaczął wariować, a my byliśmy zdani na instynkt, który nas do ciebie zaprowadził - wtrącił Tyler. <br />
Avalon kilkakrotnie obróciła w dłoniach kompas zauważając litery na środku tarczy. <br />
- Co to jest? <br />
- Kryptogram. Próbowaliśmy go rozszyfrować, ale nie udało się. To prawie niemożliwe - powiedziała Chelsea. - Właśnie do tego jesteś nam potrzebna. Szukamy jakiejkolwiek wskazówki, która pomogłaby nam odnaleźć Michaela. Spójrz na te litery. - Wskazała palcem na wygrawerowane znaki, które w oczach dziewczyny nie miały żadnego sensu. <br />
- Ja na prawdę nie potrafię pomóc. Nie jestem taka jak wy.<br />
- Pomyśl, Avalon... Musiałaś coś czuć. Coś, co sprawiało, że czułaś się inna niż reszta - Chelsea położyła dłoń na nagim ramieniu brunetki. <br />
- Czasem, kiedy tracę przytomność, mam dziwne sny. Ale to tylko sny, nic nadzwyczajnego. <br />
- Jakie to sny? Co ostatnio się tobie śniło? <br />
Avalon wróciła myślami do przeszłości. <br />
- Kiedy Tyler wyszedł z mojego domu, zemdlałam. Znalazłam się na jakimś ośnieżonym polu. Zobaczyłam pożar... <br />
- Przypomnij sobie jak najwięcej szczegółów tego snu - rozkazała Chelsea. <br />
- Stałam na oszronionym polu. Była zima. Niedaleko domu znajdował się las. Słyszałam płacz małych dzieci i krzyk ich rodziców, którzy byli w środku domu. I nagle wszystko ucichło, a oni nie zdążyli się stamtąd wydostać. Umarli, a ja się obudziłam. To wszystko co pamiętam. <br />
- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? - zapytał drżącym, wściekłym głosem Tyler. <br />
- Nie wiedziałam, że to ma jakieś znaczenie. <br />
Chelsea wzięła głęboki oddech. Spojrzała badawczo na Tylera, który szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, chowając się w kuchni. <br />
- To co widziałaś... Właśnie tak zginęli bliscy Tylera. Łowcy wywołali ten pożar, ponieważ jego rodzina nie powiedziała, gdzie znajduje się chłopak - wyjaśniła. - Masz dar jasnowidzenia, Avalon. <br />
- To zwykły zbieg okoliczności - zaprzeczyła niedowierzając. <br />
- Zdarzało się do częściej? <br />
- Nie - skłamała. <br />
- Coś musiało sprawić, że miałaś tę wizję. Może jego dotyk albo spojrzenie... Dopóki twój gen się nie rozwinie, nie będziesz potrafiła go kontrolować. <br />
- To są chyba jakieś żarty...<br />
Dziewczyna nie chciała w to wierzyć. Zaprzeczała samej sobie, chociaż gdzieś w środku czuła, że Chelsea ma rację. <br />
- Spróbuj czegoś się dowiedzieć. Może wystarczy, żebyś skupiła uwagę na tym kompasie. Może jeśli będziesz tego bardzo chciała, uda ci się nad tym zapanować i zdobędziesz jakiekolwiek informacje - powiedziała entuzjastycznie, lekceważąc niepewność Avalon. <br />
Chelsea posłała jej pokrzepiające spojrzenie. <br />
Brunetka bez słowa uklękła na podłodze. Położyła przed sobą kompas. Zacisnęła powieki skupiając energię na małym urządzeniu. <br />
Po chwili, odetchnęła ciężko.<br />
- To nic nie daje - odparła zrezygnowana. <br />
- Uspokój się - wyszeptała. - Czerp energię z żywiołów, oczyść umysł... <br />
Avalon wsłuchała się w jej cichy, kojący w głos. Położyła dłoń na kompasie oddychając równo, głęboko. Przymrużyła powieki, a jej ciało obeszły chłodne dreszcze. <br />
Chelsea zauważyła, że szatynka zaczyna drżeć, tracąc kontrolę. Jej klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko. Z nozdrza dziewczyny popłynął strumień krwi zatrzymujący się na jej pełnych wargach. <br />
- Avalon! Obudź się! Zatrzymaj to! - wrzasnęła, jednak ona nie zareagowała. <br />
Z jej ust wydobywały się ciche jęki. <br />
- Obudź się! – krzyknęła ponownie, szarpiąc ją za ramiona. <br />
Dziewczyna nagle wybudziła się z transu. Zaczerpnęła powietrza wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń. <br />
- Potrzebujemy medalionu... <br />
- Jakiego medalionu? Co widziałaś? - zapytała z przejęciem.<br />
- Medalion jest kluczem do rozwiązania kryptogramu na kompasie. Jeżeli połączymy te dwie części, kompas wskaże nam drogę do Michaela. <br />
- W takim razie, gdzie jest medalion?<br />
- Nie wiem - odparła, wzruszając ramionami niemalże niezauważalnie. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili ciszy.<br />
- Mogę cię o coś zapytać? <br />
Chelsea nie odpowiedziała. <br />
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żeby odnaleźć Michaela? <br />
- To mój przyjaciel. Uratował nas. Teraz my musimy uratować jego. Jesteśmy mu to winni. <br />
Avalon ponownie wzięła do rąk kompas.<br />
Przyjrzała się dokładnie inskrypcjom na urządzeniu namierzającym. Znajdowały się na nim znaki, które widziała już wcześniej. We śnie. Przymrużyła oczy, by umocnić się w przekonaniu, że wyglądały tak samo. <br />
- Chyba wiem, gdzie może być ukryty medalion - wyszeptała. - Kiedyś miałam sen. Byłam w jaskini, gdzie był ukryty posąg. Trzymał w dłoniach kamienną szkatułkę, na której były identyczne inskrypcje, co na kompasie. Może to właśnie tam jest ukryty? <br />
- Gdzie to dokładnie było? - zapytała gorączkowo. <br />
- Nie mam pojęcia. <br />
- Świetnie! Na świecie są tysiące jaskiń. Znowu stoimy w punkcie wyjścia. - Westchnęła ciężko. <br />
- Nie przejmuj się. Znajdziemy go wkrótce. - Uśmiechnęła się delikatnie. <br />
- Co ty możesz wiedzieć... Pomagasz nam tylko dlatego, żeby zobaczyć swoją matkę - wysyczała.<br />
- Ja pomagam wam, żeby zobaczyć mamę, wy pomagacie mi, żeby zobaczyć Michaela. To chyba dość prosty i czysty układ - odparła krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Nawet nie wiem, czy mogę wam ufać. <br />
Wskazówki zegara naszły na siebie wybijając północ. <br />
- Wyjdź już stąd - mruknęła Chelsea przewracając oczami. Podeszła do barku z alkoholami. Nalała do szklanki szkockiej wódki.<br />
Brunetka prychnęła cicho, po czym wyszła trzaskając głośno drzwiami. <br />
<br />
Avalon czekała na Liama przed jego domem</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">. Wyszedł z samochodu, podrzucając kilka razy kluczami. Kiedy ich oczy się spotkały, na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do dziewczyny i objął ją. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">- Zawsze kiedy tylko spuszczę cię z oczu, boję się, że mi uciekniesz – powiedział, głaszcząc jej policzki. – Ciągle mi uciekasz. – Odgarnął pasmo jej ciemnych włosów ze zmarszczonego czoła. <br />
- Teraz tak wiele dzieje się w moim życiu. Nie jesteś w stanie tego sobie wyobrazić. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
</span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">- Nie dajesz mi nawet szansy, Avalon. - Zmarszczył brwi. Jego głos zadrżał nieznacznie. <br />
- Próbuję. Daj mi jeszcze trochę czasu. – W jej oczach zatrzymały się łzy. <br />
- Jesteś taka niezwykła, a ja nie chcę cię stracić. Rozumiem, że przeżywasz śmierć mamy, ale życie nie ma przycisku stopu. Musisz iść na przód – Pocałował łzę wolno spływającą po jej policzku. <br />
- Przepraszam. - Zacisnęła palce na jego koszuli. <br />
Chłopak spojrzał w jej soczyście zielone tęczówki pod opieką brwi. Zabłysły w nich iskierki.<br />
- Boże, masz takie piękne oczy - wyszeptał chrypliwym, ciepłym głosem. <br />
Ich wargi zbliżyły się do siebie nieznacznie. Dzieliły je centymetry. Oddech chłopaka otulił jej twarz jak poranna, zimowa mgła. Musnął jej usta łagodnie. Jego dotyk pozwalał jej zatrzymać się w swoim małym, nienaruszonym niebie, którego kawałki niszczyła rzeczywistość. Teraz nie chciała o tym myśleć. On był obok niej pozwalając jej zatracić się w pocałunkach składanych w rytm bicia ich serc. Z coraz większym zaangażowaniem muskał jej usta pobudzając każdy nerw ciała dziewczyny. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele. Myślała tylko o tym, żeby nie zapomnieć o braniu oddechu. Uwielbiała jego zapach. Działał na nią jak najdroższy afrodyzjak. Z ich rozgrzanych ciał zdawała się uchodzić gorąca para. Zabrał ją do domu wciąż obdarzając pocałunkami. <br />
Byli pewni, że tego chcą. <br />
Odchyliła głowę pozwalając muskać szyję i dekolt. Chłopak pozbawił ją ubrań. Avalon zacisnęła palce na rąbkach prześcieradła. Pościel cicho szeleściła pod ciężarem ich rozpalonych ciał. Brunetka wypięła swoje ciało w łuk oddając się Liamowi. Kiedy skończył, opadł na nią oddychając ciężko. <br />
Była szczęśliwa. Pragnęła móc już zawsze zasypiać na jego klatce piersiowej. <br />
- Kocham cię - wyszeptała, zanim pogrążyła się w śnie. <br />
- Ja ciebie też. - Pocałował jej czoło. - Bardzo cię kocham - szepnął zasypiając. </span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: left;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><strong>od autorki:</strong> Chciałam podziękować wszystkim osobom czytającym, a w szczególności tym, które zostawiły po sobie komentarz. Rozdział pojawił się przede wszystkim dzięki Wam. Dziękuję jeszcze raz za Wasze miłe słowa! Jesteście niezastąpione :* <br />
Jeśli chcecie przeczytać kolejny rozdział, skomentujcie ten, proszę. Nie będę Was szantażowała, ani nic z tych rzeczy, ale po prostu byłabym wdzięczna za docenienie mojej pracy. :) <br />
Pozdrawiam Was gorąco i ściskam, do następnego!<br />
Ameliaxx</span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-17420957517545174922013-02-19T09:24:00.007-08:002013-04-07T08:55:43.290-07:00Rozdział 5<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN"><a href="http://www.youtube.com/watch?v=V_eOmvM-4zc" target="_blank">Florence + The Machine - Heavy In Your Arms </a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN"></span><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="P" style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">G</span>łośny, chrapliwy tembr głosu grubego księdza rozbrzmiał w uszach wszystkich zebranych. Kobiety o nieco bujniejszych kształtach szlochały w białe chusteczki, które wyróżniały się wśród wszechobecnej czerni i szarości. Na niebie kłębiły się siwe chmury, a krople deszczu pojedynczo uderzały o cmentarny chodnik. Jedna z nich, skapnęła na nos Avalon. Przetarła go dłonią ocierając jednocześnie łzy, w których odbijała się cała paleta barw. Liam mocno ścisnął jej dłoń. Dziewczynę obeszły dreszcze, kiedy wpatrywała się nieruchomo w zakopywaną trumnę. Zerknęła na Ivy, która mocno zaciskała pięści z trudem powtrzymując falę gorzkich łez. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
Brunetka wciąż widziała przed oczyma zwłoki Ashley. Mimo, że dowody jednoznacznie wskazywały na to, że popełniła samobójstwo, Avalon nadal była pełna obaw i wątpliwości. Zwłaszcza teraz, gdy pamiętała już wszystko co wydarzyło się piątkowej nocy, lista pytań kłębiących się w jej głowie była jeszcze dłuższa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">
Nawet nie zauważyła, kiedy wszyscy powoli zaczęli wracać do domów. Dziewczyna na trawie skroplonej mżawką postawiła duży, czerwony znicz. <br />
Pośród przygnębionego tłumu odzianego po sam czubek głowy w czerń, dostrzegła Tylera i Ethana stojących pod brzozą. <br />
- Co oni tutaj robią? - zapytała szeptem przyjaciółki. <br />
Blondynka pociągnęła nosem. <br />
- Ashley znała tego po prawej. - Wskazała głową Tylera. - Podobał jej się. Może pamięta ją z tej głupiej imprezy? - Wytarła czarne plamy pod oczami. - Chryste, mogłam się dzisiaj nie malować - mruknęła. <br />
- Poczekać na ciebie? <br />
- Idź. Zostanę tutaj jeszcze chwilę. - Ivy uniosła lekko kąciki ust do góry. <br />
Avalon spojrzała na nią z politowaniem, po czym skierowała swoje kroki w stronę Tylera. <br />
- Możemy porozmawiać? - zapytała go szeptem. <br />
Do bruneta dołączyła Chelsea. Objął ją ramieniem.<br />
- O czym? - zapytał oschle. <br />
- Wyrazy współczucia - wtrąciła brunetka, kładąc dłoń na ramieniu Avalon. <br />
- Dziękuję - powiedziała zaskoczona. Jej zdziwienie potęgował fakt, że chłopak, który próbował ją niedawno pocałować, tak szybko znalazł pocieszenie u innej dziewczyny. Na dodatek, tą dziewczyną była Chelsea. Avalon nie wiedziała, że są razem. - Właściwie, możemy to przełożyć. - Uśmiechnęła się lekko, ale wyglądało to bardzo sztucznie. <br />
Na jej twrazy pojawiły się rumieńce w odcieniu piwonii. Na szczęście, nikt nie zdążył ich zauważyć, bo szybko wsiadła do swojej niebieskiej furgonetki i pociągnęła za sprzęgło. <br />
Przeklnęła siarczyście. <br />
To wszystko było jakieś pokręcone. <br />
<br />
Ivy usiadła na jednej z ławek wpatrując się beznamiętnym, nieobecnym wzrokiem w przestrzeń. Zdała sobie sprawę, że już nigdy nie usłyszy dźwięcznego głosu i śmiechu Ashley. Dłoń, którą nagle poczuła na ramieniu, pozwoliła jej wrócić myślami do rzeczywistości. <br />
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. - Chłopak usiadł obok niej. - Była twoją przyjaciółką? - zapytał, przełamując niezręczną ciszę. <br />
Blondynka pokiwała głową, kładąc dłonie na czarnej sukience. Spojrzała na niego z ukosa.<br />
- Nie zasłużyła na śmierć - szepnęła. <br />
- Zwykle umierają ludzie, którzy sobie na to nie zasłużyli. Tak jest i już. - Wzruszył ramionami. <br />
- Ale to niesprawiedliwe! - Podniosła głos. <br />
- Życie jest niesprawiedliwe - odparł spokojnie. - Jak ci na imię? <br />
Dziewczyna wzięła głęboki oddech.<br />
- Jestem Ivy, a ty?<br />
- Ethan. - Dziewczyna rozpłynęła się w brytyjskim akcencie jego głosu. <br />
- Australijczyk? - zapytała przypominając sobie, że widziała go razem z tą wstrętą dziewuchą Chelsea na ognisku. <br />
- Brytyjczyk, gwoli ścisłości. Przeprowadziłem się do Australii, kiedy miałem dwanaście lat. <br />
Ivy uwielbiała brytyjski akcent. Był bardzo gorący. <br />
Ethan spojrzał w niebo. <br />
- W takim razie, Ivy, nie chcę być nieuprzejmy, ale zapowiada się na paskudną ulewę i chyba powinniśmy już iść. <br />
Dziewczyna rozejrzała się. Deszcz coraz mocniej uderzał o chodnik. Krople w jednym momencie zaczęły dudnić o betonowe płyty. Blondynka wstała i chwiejąc się na za wysokich szpilkach, zamknęła cmentarną furtkę. Ethan ściągnął marynarkę i założył ją na ramiona dziewczyny. Zaprowadził ją pod niewielkie zadaszenie przy kościele. Ivy wycisnęła z włosów krople deszczu. <br />
- Unikaj ze mną kontaktu wzrokowego. Najprawdopodobniej wyglądam teraz okropnie. - Zaśmiała się cicho. <br />
- Wyglądasz bardzo ładnie. <br />
- Kłamczuch - mruknęła. <br />
Chłopak uśmiechnął się, patrząc na urocze piegi na jej policzkach. <br />
- Powinniśmy się jeszcze kiedyś spotkać. <br />
- Tak. Może kiedyś - odparła surowo. - Dziękuję za marynarkę. - Ściągnęła ją, po czym podała chłopakowi. <br />
- Chyba nie zamierzasz iść w tej ulewie do domu? <br />
- Właściwie, to mama powinna po mnie zaraz przyjechać - odparła. Spojrzała na ekran telefonu komórkowego. Jak zwykle się spóźniała. - Podejdę kawałek... <br />
- Mogę cię odprowadzić - zaproponował. <br />
- Nie, dziękuję - odparła grzecznie, ale stanowczo. <br />
- Coś ze mną jest nie tak? - uniósł jedną brew.<br />
- Och, nie zrozum mnie źle. Jesteś na prawdę bardzo przystojny, ale nie sądzę, żebym była w twoim typie, zresztą...<br />
- Zawsze tyle gadasz? - przerwał jej, śmiejąc się. <br />
Ivy westchnęła ciężko, uśmiechając się bezradnie. <br />- Jeszcze nie znasz moich możliwości. Jeśli o to chodzi, mam ogromny potencjał.<br />
- No już, daj się odprowadzić. - Potrząsnął lekko jej ramieniem. <br />
Kiedy ciepły deszcz przestał być tak intensywny, Ivy z Ethanem udali się na wschód, w stronę mostu Helmsdale. Dziewczynie przyjemnie rozmawiało się z chłopakiem, chociaż wcześniej obiecała sobie, że nie będzie miała nic wspólnego z tą tajemniczą piątką osób, która nagle wtargnęła do Uniontown. Nawet fakt, że Ethan był bardzo sympatyczny, nie uśpił czujności Ivy. Po śmierci Ashley, stała się ostrożniejsza. Wciąż była pewna, że dziewczyna nie popełniła samobójstwa. Była pewna, że ktoś ją zamordował. <br />
<br />
Avalon weszła na posesję Tylera Hughsa. Nie mogła wytrzymać tego uczucia niepewności, które ściskało jej żołądek. Musiała z nim porozmawiać. Już od bramy widziała ogromne, mahoniowe drzwi, na których środku widniała zdobiona kołatka. Dotknęła mosiężnej klamki i nagle poczuła silne szarpnięcie. Osoba stojącą za nią, z całych sił przycisnęła dłoń w rękawicy do buzi Avalon tłumiąc wszystkie jej krzyki. Był to mężczyzna. Postawny i wysoki. Bez problemu przerzucił ją przez ramię. <br />
Widziała go przez kilka sekund. <br />
Był ciemnoskóry. Miał wyraźne kości policzkowe i duże, pełne usta. Jego brązowe oczy były ukryte pod wrogo zmarszczonymi brwiami. Był napakowany. Spanikowana dziewczyna próbowała się wyszarpać, ale jego uścisk był za silny. Przemieszczał się bardzo szybko. Nikt nie zdążył ich zauważyć. Avalon nie potrafiła zaczerpnąć powietrza. Dusiła się. Czuła jak krew w jej żyłach pulsuje dopływając do mózgu. <br />
Było jej niedobrze. <br />
Zasłabła. </span></span></span><span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Calibri;"></span></span><br />
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Calibri;"></span></span></div>
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Calibri;"><div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Georgia, "Times New Roman", serif;">Klucz czarnych kruków przeleciał tuż nad
głową Avalon. Ich pokrakiwanie było groźne, ostrzegawcze. Znajdowała się na
stromej górze, przed wejściem do jaskini. Ze środka dobiegały głuche szepty,
które z każdym jej krokiem stawały się głośniejsze i szum cichego strumienia
żłobiącego kanały w wapiennych skałach. <br />
Przymrużyła oczy. <br />
Weszła w jej głąb. Czuła, że nawet powietrze ją odpycha pragnąc, by opuściła to
miejsce. Słyszała wyraźne, silne bicie swojego serca, które podskakiwało tak
wysoko, jakby chciało wydostać się na zewnątrz, rozrywając jej skórę na strzępy.
Każda część jej ciała chciała wejść jeszcze dalej. Wyraźne ostrzeżenia jej nie
powstrzymały. <br />
Tuż za zakrętem, znajdował się wąski tunel. Idąc bokiem, przedostała się na
jego koniec. Zaprowadził ją do komnaty, na środku której znajdował się
dwumetrowy posąg leżącej kobiety. Była piękna. W kamiennych dłoniach trzymała
szkatułkę. Dziewczyna podeszła nieco bliżej. Dotknęła jej. <br />
Usłyszała cichy szmer ze sobą, jednak się nie odwróciła. <br />
Zatrzymała wzrok na jej zamkniętych powiekach i idealnie wyrzeźbionych rzęsach.
Nagle posąg otworzył oczy. Avalon się przeraziła. Spojrzała w jej
krwistoczerwone tęczówki. Osunęła się na ścianę. Usłyszała histeryczny krzyk,
który ją ogłuszył. Złapała się za głowę, po czym upadła na grafitową ziemię.</span> </span></div>
</span><div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</span><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Odzyskała przytomność. Delikatnie otworzyła powieki. Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w jakiejś piwnicy. <span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Zobaczyła </span>gębę faceta, który ją uprowadził. Siedział na przeciwko niej uśmiechając się z satysfakcją. <br />
Przykuł ją do drewnianego krzesła, zakneblował jej buzię, a ręcę i nogi obwiązał mocnym sznurem wokół mebla. <br />
- Nie traktuj tego zbyt osobiście - powiedział. - Jesteś moją pierwszą zdobyczą od dawna. -Uśmiechnął się szyderczo. <br />
Avalon spojrzała na niego z zacięciem. <br />
- Zadajesz się z nieodpowiednimi facetami. - Wzruszył ramionami. - Skontaktowałem się z twoim chłopakiem. Jeśli faktycznie mu na tobie zależy, przyjdzie po ciebie. - Podszedł do niej. Ukucnął tuż przed nią. - Ale wiesz jacy są mężczyźni... Zegar tyka, a jeśli tego nie zrobi... Niestety, będę musiał zabić tę ładną buźkę - ujął jedną dłonią jej twarz przyciskając do delikatnej skóry, szorstkie, chropowate łapy. - A teraz pozwól, że zadam ci kilka pytań. - Trzymając mocno rękojeść noża, przeciął sznur, którym zakneblował jej usta. <br />
- Czego ode mnie chcesz? - wycedziła przez zęby. <br />
- Odpowiedzi - odparł krótko. - I jeśli mi ich dostarczysz, zastanowię się, w jaki sposób cię zabiję. Może postaram się, żeby nie bolało.<br />
Avalon z trudem przełknęła ślinę. Sznur, którym była skrępowana, uwierał skórę jej łydek i nadgarstków. <br />
- Nic nie wiem. Pomyliłeś mnie z kimś - powiedziała półszeptem. <br />
Mężczyzna złapał jej rękę i jednym ruchem przejechał ostrzem noża wzdłuż jej przedramienia. Wartki strumień bordowej krwi natychmiast spłynął na ziemię. <br />
Avalon syknęła. <br />
- Nadal nic nie wiesz? - zapytał z uśmiechem. <br />
- Nic, przysięgam - wyszeptała z trudem. Jej serce waliło jak młot. <br />
- Chronisz go? Nie łudź się dziewczyno, on i tak nic do ciebie nie czuje. - Obłęd w jego oczach wzbudził przerażenie Avalon. Zaczęła się trząść. <br />
- Wypuść mnie, proszę. Niczego nie zrobiłam - wypowiedziała przez zaciśnięte do bólu gardło. <br />
Mężczyzna okrążył krzesło stając tuż przy oparciu. Przyłożył ostrze noża go jej szyi. Avalon czuła jego brudny, szaleńczy oddech na plecach. <br />
- Daję ci ostatnią szansę - powiedział chrapliwie. - Gadaj! - wrzasnął do jej ucha. <br />
Łzy zatrzymały się w oczach dziewczyny, oszkliły jej zielone oczy. <br />
Nagle usłyszała głośny huk. Nóż upadł obok jej nogi. Bardzo ostrożnie, poruszyła głową w bok. Usłyszała dziki krzyk czarnoskórego mężczyzny. Uderzał pięściami o ziemię. <br />
Przed dziewczyną znikąd pojawił się Tyler. Szybko podniósł nóż leżący na ziemi i przeciął sznury. Przyłożył palec do jej warg. Dziewczyna zamilkła, ale nie była w stanie uspokoić astmatycznego oddechu. <br />
Kiedy Avalon się odwróciła, zobaczyła Chelsea. Stała nad ciałem zwijającego się z bólu mężczyzny koncentrując na nim swój wzrok. Trzymała swoje dłonie nad jego miotającym się ciałem. Trzask jego kości odbijał się echem od ścian. <br />
Tyler pogonił Avalon. Mocno złapał jej ramię i wybiegł z pomieszczenia. Wepchnął ją na tylne siedzenie samochodu terenowego, a sam usiadł za kierownicą. Oderwał rękaw czarnej koszuli i mocno zawiązał materiał na łokciu dziewczyny. <br />
Po chwili, dołączyła do nich Chelsea. Tyler ruszył. Rana wyglądała coraz gorzej, powodując pieczenie, a krew poplamiła siedzenie. <br />
Auto jechało przynajmniej sto czterdzieści kilometrów na godzinę. Brunetka była wycieńczona. Zamknęła oczy i odpłynęła. <br />
<br />
Avalon Price zacisnęła palce na prześcieradle. Rozwarła powieki, delikatnie trzepocząc rzęsami. Zimno otulało jej nagą łydkę. Naciągnęła na siebie koc, którym była przykryta. Kiedy usłyszała skrzypienie drzwi, szybko zamknęła oczy udając, że śpi. Słyszała wyraźnie każdy krok stawiany na podłodze przykrytej dywanem. <br />
- Wiem, że nie śpisz. To ja, nie bój się - powiedziała ciepłym głosem Chelsea. <br />
Dziewczyna podniosła się powoli, kilkakrotnie pociągając nosem. Przetarła oczy, by wyostrzyć rozmazany obraz. Jej ciało było odrętwiałe. Wyciągnęła się. Wstała powoli. <br />
- Dasz radę zejść na dół? - zapytała, łapiąc ją pod bok. <br />
Avalon wyrwała się brunetce. Była w stanie chodzić. Czuła się całkiem dobrze. Otrzepała z piasku czarną sukienkę. <br />- Jak długo tu jestem? - zapytała z grymasem na twarzy.<br />- Kilka godzin - odpowiedziała. <br />
Schodząc po schodach zauważyła piątkę osób siedzącą w salonie. Claytona, Ethana, Mackenzie i Tylera. Brunet opierał się o parapet przy oknie, przez które wpadało księżycowe światło. Dołączyła do nich Chelsea. Zatrzymała wzrok na ogniu żarzącego się kominka. <br />
W pomieszczeniu zapadła cisza, której nikt z nich nie śmiał przerwać. <br />
- Kim jesteście? - szepnęła Avalon, starając się zapanować nad drżącym głosem. Powoli przesunęła dłoń po poręczy. <br />
- Nie jesteśmy uczniami z wymiany - zaczęła Chelsea. <br />
Chodziła pewnie, z nonszalancją, wyraźnie dominując nad resztą grupy. <br />
- Zdążyłam się domyśleć - mruknęła Avalon. - Zabiliście go? <br />
- Jego nie da się zabić - odezwał się Tyler. - To łowca. Poluje na nas i gdyby ktokolwiek go zabił, zginąłby razem z nim. My tylko daliśmy mu małą nauczkę. <br />
- Czego ode mnie chciał? <br />
- Myśleli, że jesteś kolejną dziewczyną Tylera, dzięki której będą mogli go szantażować - powiedziała brunetka. <br />
Osiemnastolatka na chwilę zetknęła się ze spojrzeniem Tylera, jednak szybko spuściła wzrok.<br />
- Skąd wiedział, że mam z nim coś wspólnego? <br />
- Oni nas obserwują. Nieustannie. Musieli was widzieć razem - szepnęła melodyjnie Mackenzie. <br />
- Oni? Jest ich więcej?<br />
- Nie wiemy ilu ich jest, nie wiemy kim są. Łowcą może być sprzedawca pączków, dyrektor korporacji albo nawet szkolna sprzątaczka. - Chelsea podeszła do Avalon, która wciąż stała na schodach. <br />
- Nie odpowiedzieliście na moje pytanie. Kim jesteście i czego ode mnie chcecie? - Serce Avalon podskakiwało. <br />
- Nie jesteśmy uczniami z Australii. Pochodzimy z Europy i Ameryki. Każdy z nas potrafi zrobić rzeczy, do których nie są zdolni zwykli ludzie. - Chelsea zawiesiła głos. <br />
- To znaczy? <br />
- To znaczy, że jesteś medium i potrafisz robić różne, całkiem odjazdowe czary mary - powiedział Tyler z drwiącym uśmieszkiem. <br />
Avalon zmaglowała go zatrwożonym spojrzeniem. <br />
- Potrafię zabić, sprawić ból dotykiem lub spojrzeniem. Ethan posiada umiejętność samoleczenia, sterowania ludzkim zdrowiem i szybkością starzenia się. Oprócz tego, potrafi leczyć innych. Tyler potrafi zmieniać wspomnienia, wymazywać je. Umie sprawić, że rzeczywistość będziesz myliła ze snem i na odwrót. Może cię zahipnotyzować. Jedno spojrzenie wystarczy, żebyś zrobiła co zechce lub żeby całkowicie zmienił twoje wspomnienia. Mackenzie korzystając z energii natury, kontaktuje się ze zmarłymi. Rozmawia z nimi, słyszy ich rozpaczliwe krzyki i błagania, by z powrotem wpuściła ich do świata żywych. Clayton może odczytać myśli za pomocą zwykłego dotyku. Nasze zmysły są wyostrzone, kieruje nami intuicja. Jesteśmy bardziej sprawni fizycznie niż śmiertelnicy.<br />
- Co ja mam z tym wspólnego? <br />
- Od zawsze różniłaś się od innych, prawda? Świetna pamięć, sprawność fizyczna i umysłowa. Twój organizm reagował na różne substancje inaczej niż twoich rówieśników. W niektórych warunkach czułaś się lepiej, w innych gorzej. Jesteś jedną z nas, Avalon - powiedziała przekonująco. - Przyjechaliśmy do Pensylwanii, bo jesteś nam potrzebna. <br />
- Cheals oczywiście musiała dopiąć swego. Obmyśliła ten niecny plan, który miał cię do nas zwerbować. Tak więc "drużyna A" wybrała się do twojego liceum udając zwykłych uczniów z wymiany. Coś epickiego - powiedział Tyler sarkastycznie, przegryzając jabłko. <br />
Brunetka przełknęła głośno ślinę. <br />
- Jesteś obdarzona - odezwała się Mackenzie spokojnym, cichym głosem. <br />
- Obdarzona? Chyba raczej przeklęta - odparła. <br />
- Łowcy od wieków nas poszukują. Pozabijali nasze rodziny, żeby nas zdobyć. Wykończyli wszystkich z naszych miast i wiosek. Przyglądaliśmy się temu i nic nie mogliśmy zrobić. Byliśmy zagubieni. Musieliśmy uciekać. Każdy osobno - powiedziała Chelsea, a jej tęczówki w kolorze gorzkiej kawy się zaszkliły. Po jej okrągłym, zaróżowionym policzku spłynęła łza. <br />
- Dopóki nie odnalazł nas Michael. Połączył nas. Stworzył z nas rodzinę. On wiedział co mamy robić, jakie jest nasze przeznaczenie i jak mamy zniszczyć łowców - powiedział Ethan. - Ale uprowadzono go. Zostaliśmy sami i nie wiemy co mamy robić. Musimy go odzyskać.<br />
Avalon westchnęła ciężko. <br />
- Powinniście się leczyć! - warknęła. Ominęła Chelsea, jednak ta szybko złapała jej nadgarstek. <br />
- Spójrz na swoje przedramię - rozkazała. <br />
Avalon spuściła wzrok. Rana się zagoiła i nie było po niej ani śladu. Nie czuła bólu ani pieczenia. <br />
- To dzięki Ethanowi - szepnęła. <br />
- To niemożliwe... - Dziewczyna dotknęła swojej ręki wodząc po niej opuszkami palców. <br />
- Musimy cię wyszkolić. Potrzebujesz nas - powiedziała surowo Chelsea.<br />
- Pomyliliście mnie z kimś... Zostawcie mnie w spokoju, proszę. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. - Wyrwała się z uścisku dziewczyny. <br />
Głos Chelsea zatrzymał Avalon, gdy łapała za klamkę. <br />
- Nie powinnaś wracać sama. Zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało, nie sądzisz? - powiedziała spokojnym, opanowanym głosem, opierając się o framugę. <br />
- Pójdę z nią. - Tyler złapał skórzaną kurtkę, otwierając drzwi przed brunetką. Spojrzała przelotnie na osoby, które pozostały w salonie, jednak nic nie powiedziała.<br />
<br />
Tyler i Avalon szli w ciszy. Cienie mroku otulały ich z każdej strony. Czarną sukienką brunetki bawił się zimny wiatr. On stąpał pewnie, machając swobodnie rękoma. <br />
Odchrząknęła cicho.<br />
- Dlaczego pozwoliłeś mi na to, żebym wszystko sobie przypomniała? Wtedy, przed moim domem - szepnęła. <br />
Spojrzał uważnie na jej długie, kasztanowe włosy splątane przez wiatr. Na zagubioną, przestraszoną minę i wciąż drżące ze strachu dłonie. <br />
- Ponieważ zasługujesz na to, by znać prawdę - odparł bez zastanowienia.<br />
- Musieliście mnie z kimś pomylić. <br />
- Możliwe... Ale Chelsea wierzy w każde słowo Michaela nie zważając na to, ile razy nas oszukał - powiedział. - A ty... Ty jesteś bardziej niezwykła niż ci się wydaje - dodał szeptem. <br />
Stanęli przed werandą jej domu. <br />
Brunet zauważył, że Avalon patrzyła na niego inaczej niż reszta dziewczyn. Była odporna na jego urok.<br />
- Dziękuję, że mnie uratowałeś... <br />
- Wyjaśnijmy coś sobie. Nie jestem żadnym superbohaterem. Dobre uczynki są zarezerwowane dla dobrych ludzi. Ja nie jestem dobry... Z resztą, ktoś musi odwalać brudną robotę.<br />
Avalon spojrzała w jego źrenice, które powiększyły się znacznie, gdy na nią patrzył. Księżyc odbijający się jak w lustrze w jego oczach przypomniał jej ognisko. Śmierć Ashley. Ponownie zobaczyła jak upada z klifu i nagle zdała sobie sprawę, że to nie był wypadek. Tyler był tam, znał ją przed jej śmiercią.<br />Wszystko wskazywało na jedno. Każdy dowód tworzył logiczną całość. <br />
- O mój Boże... To ty zmusiłeś Ashley, żeby skoczyła - powiedziała cicho. <br />
- Domyśliłaś się. - Westchnął. - Wiedziałem, że masz w sobie coś więcej niż ładną buzię. <br />
- Zabiłeś ją! - krzyknęła. - Ty draniu, zabiłeś ją i jeszcze masz to gdzieś?! - Chciała go uderzyć, jednak on odparł jej atak. <br />
- Nie dramatyzuj... Kiedyś i tak by umarła. To tylko kwestia czasu - powiedział bez cienia żalu w głosie. <br />
- Jak mogłeś! - wrzasnęła, po raz kolejny wymierzając mu cios pięścią. <br />
- Waleczna z ciebie dziewczyna. <br />
- To wszystko jest nienormalnie - powiedziała cicho, a do jej oczu napłynęły łzy. <br />
- Przyzwyczaisz się.<br />
Dziewczyna z całych sił go spoliczkowała. Zmarszczył brwi patrząc się na nią ze złością. Avalon szybko weszła po schodach. <br />
- Zaczekaj - powiedział groźnie. <br />
Zatrzymała się. <br />
- A co jeśli... - zaczął powoli. - Możemy wskrzesić twoją matkę i wyleczyć brata? <br />
- Nie jesteście w stanie - warknęła nie odwracając się. Tyler wyczuł w jej głosie zwątpienie. <br />
- Na tym świecie istnieją rzeczy, o których nie masz pojęcia, istoty, o których czytałaś tylko w książkach i magia, która potrafi zdziałać wszystko. Nie wiesz, do czego jesteśmy zdolni. To miasto jest bardziej pokręcone niż ci się wydaje, Avalon - powiedział. - Ty pomożesz nam, my tobie. Zastanów się nad tym. <br />
Dziewczyna chwyciła za klamkę. Poczuła mocny podmuch wiatru, a kiedy się odwróciła, jego już nie było. Weszła do domu. Zsunęła się po drzwiach wybuchając spazmatycznym płaczem. <br />
Tak ciężko było jej uwierzyć w to, co zobaczyła. <br />Tak ciężko było jej uwierzyć w to, że to nie jest jeden z tych dziwnych snów. <br />
<br />
<strong>od autorki:</strong> Chyba wszystko się w miarę wyjaśniło. :) Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć. <br />AAAA, to już 5 rozdział *brawa dla mnie* hahah. Dziękuję Wam bardzo za każdy komentarz. Za wszystkie miłe słowa, które mobilizują mnie do pisania, ale też za konstruktywną krytykę, która jest równie mobilizująca. Mam ferie, więc kolejny rozdział powinien pojawić się szybciej. Będę wdzięczna za każdy komentarz.<br />Dziękuję, że ze mną jesteście i za to, że pozwalacie mi spełniać marzenia. Pisanie jest moją pasją, a kiedy innym się podoba, to jestem jeszcze bardziej zachwycona <3. Kocham Was! <br />
Póki co, pozytywna energia się mnie trzyma! <br />
Niech moc będzie z Wami, Ameliaxx :D<br /><br />Jeśli chcecie być informowane o nowych rozdziałach, napiszcie swój nr GG w komentarzu. :)</span></div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-26815141953514748952013-02-13T10:52:00.000-08:002013-04-07T08:33:39.482-07:00Rozdział 4<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=539lIBy7QXs" target="_blank">Sia - Breathe Me</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-large;">D</span>zwonek rozniósł się echem po całej szkole zahaczając każdy jej zakamarek. Avalon opuściła mury szkoły. Tego dnia, powietrze było wilgotne i rześkie. Promienie słońca drażniły jej oczy. Była całkiem wypoczęta i miała dobry humor. Nawet jedynka z historii za odpowiedź nie potrafiła tego zepsuć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odetchnęła na samą myśl, że poniedziałkowe lekcje się już skończyły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie schodziła po schodach, kiedy pod szkołę z głośnym piskiem opon podjechał motocykl. Jego silnik przez chwilę przyjemnie warczał. Maszyna wyglądała profesjonalnie i nawet na oko zielonej w tych sprawach Avalon, wydawała się być bardzo droga.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spod kasku wyłoniły się niesforne kosmyki zadbanych, pięknie lśniących, brązowych włosów. Avalon obeszły ciarki, kiedy w przystojnym mężczyźnie rozpoznała Tylera. Brunet zszedł z pojazdu. Miał na sobie ciemne dżinsy i białą, opinającą się na jego ciele podkoszulkę, którą przykrywała czarna, skórzana kurtka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądał bardzo seksownie, ale w porównaniu do reszty dziewczyn, Avalon nie śliniła się na jego widok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nonszalancko oparł się o czarną karoserię motocyklu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna podeszła do niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tutaj robisz? - zapytała, uśmiechając się dociekliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyjechałem po Chelsea, ale skoro się spóźnia, może ciebie mam gdzieś podwieźć? - Uniósł brwi, wpatrując się w nią piwnymi tęczówkami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon chwilę się zastanowiła. Spojrzała ufnie w jego oczy ukryte pod gęstymi brwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możesz mnie odwieźć do domu - odparła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, wskakuj. - Podał jej swój kask. - Pierwszy raz?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwała głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odważna z ciebie dziewczyna. Już cię lubię. - Posłał jej zawadiacki uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon przygryzła wargę, a kiedy wchodziła na motor, iskry w jej oczach zabłysły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadła tuż za nim, przyciskając do jego pleców swoje ciało. Tyler czuł każde uderzenie jej serca. Waliło jak szalone, kiedy obejmowała go w pasie. Przycisnęła dłonie do jego bluzki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzymaj się mocno - powiedział. - W ten sposób. - Ujął jej niewielką, delikatną dłoń i przycisnął do siebie. Trzymał jej rękę na swoim brzuchu, dopóki Avalon lekko jej nie strząsnęła. Przez białą koszulkę czuła jego wyrzeźbiony, twardy tors.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwycił oburącz za kierownicę. Prawą nogą energicznie naciskał dźwignię rozrusznika. Kiedy ruszyli, dziewczyna ścisnęła go mocniej. Czując na twarzy zimny dotyk powietrza, szalała z zachwytu. Poczuła się pewniej. Poluźniła trochę uścisk uświadamiając sobie, że miażdży przeponę Tylera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Długie, kasztanowe włosy łaskotały jej zaróżowione poliki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czerpała tlenu, zapełniając nim całą powierzchnię płuc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przymrużyła oczy pozwalając pasmom złocistego słońca zginąć pod zasłoną rzęs. Zanim się obejrzała, Tyler zahamował motocykl stając przed domem Avalon.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna zeszła z motoru. Na całym ciele czuła przyjemne mrowienie, a szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki - powiedziała nieśmiało. - Tak właściwie, skąd wiedziałeś, że tutaj mieszkam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widziałem cię kiedyś jak wchodziłaś do domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, musisz mieć świetną pamięć. - Uśmiechnęła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nawet nie wiesz jak. - Zmaglował ją magnetyzującym spojrzeniem. - Swoją drogą, niektórych osób nie da się nie zapamiętać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odprowadził ją do drzwi. Stali na werandzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler niepostrzeżenie przywarł ją do ściany. Spojrzał w jej oniemiałe oczy, po czym zaatakował jej usta pocałunkiem. Avalon z całych sił go od siebie odepchnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty robisz?! - Zmarszczyła brwi. - Przecież ja mam chłopaka - dodała mniej agresywnym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzał na nią groźnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi - wyszeptała patrząc w jego rozzłoszczone oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mi też - odparł, a rysy jego twarzy złagodniały.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z domu Avalon wyjechał Jason. Zaraz po otwarciu drzwi, uważnie przyjrzał się Tylerowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon, wejdź do środka - rozkazał, nie spuszczając groźnego wzroku z bruneta. </div>
<div style="text-align: justify;">
Posłuchała się brata i weszła do środka posyłając w stronę Tylera współczujące spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy zamknął drzwi, odezwała się do brata z pretensją w głosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie musiałeś w to ingerować. Poradziłabym sobie sama. Z resztą, obiecywałeś mi, że dzisiaj już pójdziesz do szkoły.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałbym - mruknął. - Przenoszę się do pokoju gościnnego na stałe. Joseph nie będzie musiał mnie wnosić na górę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Codziennie się o ciebie martwię, więc nie dawaj mi do tego kolejnych powodów. Nie pakuj się w tarapaty - szepnęła błagalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sama siebie nie umiesz ochronić, a chcesz zapewnić bezpieczeństwo jeszcze mi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie widzisz, Jason? Mamy teraz tylko siebie. Straciłam rodziców, więc nie mogę stracić też ciebie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego grdyka zadrżała niemal niezauważalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamiast starać się pomóc całemu światu, pomóż samej sobie, Avalon - powiedział, po czym złapał za koła wózka i pojechał do salonu.</div>
<div style="text-align: justify;">
W oku brunetki zakręciła się łza.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy Tyler wszedł do domu, od razu spotkał się z groźnym spojrzeniem Chelsea.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miałeś po mnie przyjechać. - Nerwowo stukała podeszwą czerwonych szpilek o podłogę. - Po raz kolejny, nie wywiązałeś się ze swojego obowiązku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Teraz moim jedynym obowiązkiem jest skopać tyłek niejakiego Liama, więc z łaski swojej pozwól mi w spokoju wykonać zadanie - mruknął ze złością, nalewając do szklanki alkoholu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oparł się o blat, po czym zatopił swoje wargi w trunku.<br />Brunetka zaśmiała się głośno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oh, a więc dała ci kosza? I to tak bardzo cię zabolało? Nieustraszony Tyler po raz pierwszy został odrzucony! Jak to możliwe, że zwykła dziewczyna z sąsiedztwa potrafiła się tobie oprzeć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, Cheals. Pogadaj z nią, może się czegoś nauczysz. - Uśmiechnął się bezczelnie, krzyżując triumfująco ręce na klatce piersiowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunetka przejechała językiem po śnieżnobiałych zębach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po schodach, do salonu wszedł Clayton. Miał na sobie granatową bluzę w dużymi kieszeniami, w której schował ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kogo my tu mamy? Clayton Evans we własnej osobie! Czym zasłużyliśmy sobie na ten zaszczyt? - zapytał Tyler kpiąco.</div>
<div style="text-align: justify;">
Blondyn nie mówiąc nic, objął spojrzeniem Chelsea i Tylera.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw go w spokoju - warknęła Cheals.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Biedny Clay. Sponiewierany przed zdegenerowanego Tylera Hughesa. Jak ty sobie w życiu radzisz? - powiedział, po czym zwrócił się do brunetki. - A ty, mogłabyś się od czasu do czasu rozerwać. To pragnienie zemsty przysłoniło ci całą zabawę jaką do niedawna dawały ci twoje umiejętności. Stałaś się sztywna, Cheals.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zacisnąwszy pięści, brunetka skupiła całą swoją energię na ciele Tylera. Nagle poczuł, jakby jego ciało na wskroś przeżynały sztylety. Jęcząc, skulił się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Krzyknął głośno przez zaciśnięte od bólu gardło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przestań, do cholery!</div>
<div style="text-align: justify;">
Chelsea gwałtownie rozluźniła dłonie rozczapierzając palce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuł ulgę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ta sztuczka staje się nudna - syknął, nadal zwijając się z bólu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale wciąż jest tak samo efektowna - odparła, pocierając paznokciami o czarną bluzkę z głębokim dekoltem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mackenzie wykorzystując chwilową nieuwagę współlokatorów, wymknęła się z domu. Każdy jej oddech był tak głęboki, tak zachłanny jakby miał być ostatnim.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powolnym, spokojnym krokiem udała się w stronę biblioteki na Ward Parkway. Właśnie włączano kolorowe szyldy i uliczne lampy, ponieważ zmierzchało się. Pensylwania o tej porze roku wydawała się być wyjątkowo piękna. Liście zmieniały barwę na jaskrawo czerwoną i żółtą. Dnie stawały się coraz krótsze, a powietrze zimniejsze. Mackenzie, która całą energię czerpała z natury, na własnym ciele odczuwała jak świat wokół niej się zmienia i przeistacza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyła drzwi wsłuchując się w wesoły dzwoneczek, który poinformował miłą, starszą panią o jej wejściu. Ponownie uśmiechnęła się ciepło i sympatycznie pokazując dziewczynie rząd zżółkniętych zębów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jason siedział na wózku inwalidzkim przy jednym ze stolików w czytelni. Trzymał na kolanach książkę, na której wystukiwał rytm opuszkami palców.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślałem, że już nie przyjdziesz. - Uśmiechnął się, kiedy tylko ją zobaczył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja też tak myślałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest książka, o której mówiłem. - Podał jej czterystu stronicową powieść oprawioną białą okładką.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zabić drozda?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jedna z moich ulubionych.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam nadzieję, że będę miała okazję ci ją zwrócić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przynajmniej będzie ona powodem, dla którego ponownie się zobaczymy. - Dokładnie przyjrzał się jej nieskazitelnej urodzie. Delikatnym rysom twarzy, porcelanowej, bladej cerze, śmiesznemu, zadartemu noskowi i błękitnym oczom oprawionym długimi rzęsami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mackenzie uśmiechnęła się, a w jej polikach pojawiły się urocze dołeczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Opowiedz mi coś o sobie - zażądała, siadając na krześle przy chłopaku. - Jak wygląda twoje życie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pewnie niewiele różni się od twojego - odparł, ale jej nie spodobała się ta odpowiedź.</div>
<div style="text-align: justify;">
Doskonale wiedziała, że są z dwóch różnych bajek. Od zawsze pragnęła wiedzieć, jak wygląda życie normalnego nastolatka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz, proszę. - Dotknęła jego dłoni. Była zimna i bardzo miękka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moja mama zginęła w wypadku. Mieszkam z siostrą i Josephem, byłym narzeczonym mojej matki - powiedział na jednym wydechu.<br />- Przykro mi... <br />- Wiem. Każdemu jest. - Uśmiechnął się smutno. - Jesteś bardzo ciekawska.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lubię twój śmiech - szepnął, ale po chwili chrząknął głośno czując się niezręcznie. Mackenzie się zarumieniła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musiałem błagać Josepha, żeby mnie tu przywiózł. Wkurzyłbym się, gdybyś nie przyszła. - Zaśmiał się. - Moja siostra cieszy się jak głupia, kiedy jestem poza domem. Od czasu wypadku traktuje mnie jak coś zepsutego. Jak coś, co koniecznie musi naprawić i za wszelką cenę chronić. Nie potrafi zrozumieć, że potrzebuję czasu - powiedział. - Avalon potrafi nieźle zaleźć za skórę - dodał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon? - powtórzyła blondynka. Jej promienna twarz szybko spoważniała. Jej puls przyspieszył. Chyba nie mówił O TEJ Avalon.<br />- Tak ma na imię moja starsza siostra. Trochę śmiesznie.<br />- Przepraszam, muszę iść - mruknęła, pospiesznie łapiąc za książkę, którą wcześniej wręczył jej chłopak. Spojrzała na niego smutno, po czym prędko wybiegła z biblioteki. Jason nie dał rady jej dogonić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie powinna zadawać się z rodziną tej dziewczyny. Targały nią wyrzuty sumienia. Że też musiała tam wchodzić. Że też kiedykolwiek musiała łamać reguły. Może gdyby była posłuszna, nie poznałaby Jasona i nie odczuwałaby tego silnego pragnienia, by tam wrócić i ponownie zatracić się w jego melodyjnym głosie. Za szybko przywiązywała się do ludzi. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Było kilka minut po godzinie dziewiętnastej. Popołudniowa nauka zmęczyła Avalon, więc zaprosiła do siebie Liama, który po chwili stanął u progu jej domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zawsze znajdował dla niej czas.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtuliła się w niego. Uwielbiała zapach jego perfum.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzał się na nią. Ujął w dłonie jej twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko nie pytaj mnie jak się czuję, proszę - wyszeptała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przycisnął lekko jej głowę do swojego torsu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak ciężko jest mi udawać i codziennie wmawiać sobie, że będzie lepiej. Nie daję sobie rady. Nie chcę już więcej udawać - Usiadła na kanapę. Podkurczyła kolana pod brodę, obejmując nogi rękoma. - Dopiero Jason uświadomił mi, jak bardzo jestem beznadziejna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Liam usiadł tuż przy niej. Otoczył jej ciało ręką. Położyła głowę w zagłębieniu jego ramienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtulił twarz w jej miękkie włosy, całując je delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez ciebie. - Złożyła na jego ustach subtelny pocałunek. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Liam?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię - wyszeptała najcichszym z szeptów patrząc w jego oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu była tego całkowicie pewna, a jego miłość ją w tym przekonaniu umacniała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego wzrok sprawiał, że jej skórę oblewała przyjemna fala ciepła. Jego obecność zupełnie wystarczyła, żeby była szczęśliwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet musnął wargami czoło dziewczyny. Przeszkodziło im pukanie do drzwi. Liam westchnął ciężko. Avalon spojrzała na niego przepraszająco, po czym wyszła na korytarz i otworzyła je na oścież.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tyler? - zapytała, widząc bruneta stojącego przed drzwiami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ściągnęła z wieszaka długi, wełniany sweter i okrywając się nim, wyszła na zewnątrz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zaprosisz mnie do środka? - Uniósł jedną brew. Brunetka zarumieniła się lekko. - Ah tak! Nie pomyślałem, że możesz urządzać potajemne schadzki ze swoim chłopakiem. W środku znajduje się powód, dla którego dzisiaj mnie olałaś? Rozumiem. Mój błąd.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzwoniłam do ciebie. Nie odebrałeś - powiedziała chrypliwie, zmieniając temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Większość ludzi pojmuje aluzję - odparł.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chciałam z tobą porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niedbale wzruszył ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie obchodzi cię to, ale jednak przyszedłeś - wyszeptała. - Chciałeś przeprosić?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiał się donośnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja nie przepraszam - odrzekł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zacisnął dłonie na jej ramionach. Podobało jej się to, jak na nią patrzy. Podobały jej się jego oczy, chociaż nie powinny. Nie powinna myśleć o jego oczach zwłaszcza kiedy jej chłopak, któremu przed momentem wyznała miłość, siedział w salonie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przypomnij sobie wszystko, Avalon. Przypomnij sobie tamtą noc. Wcale nie byłaś pijana. Słyszałaś strzał. Widziałaś zwłoki Ashley. Nie potrafiłaś pomóc. Zaczęłaś biec w stronę lasu. Znalazłaś mnie tam. Zabrałem cię do domu - mówił, patrząc głęboko w jej oczy. Czuła, jak jego wzrok mąci w jej umyśle. Silne pulsowanie nasilało się z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Przypominała sobie wszystko po kolei. Strzępki wydarzeń powoli układały się w całość.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pamiętała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale kiedy tylko ponownie chciała zwrócić na niego swój wzrok, jego już nie było. Rozejrzała się dookoła. Zniknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do drzwi podszedł Liam. Oparł się bokiem o ich framugę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto to był? - zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Akwizytor - odparła nagle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O tej godzinie? - uniósł brwi nie dowierzając.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, to był... Nocny akwizytor. Szwendają się po domach i wciskają ludziom jakieś bzdury. - Uśmiechnęła się nerwowo. - Masz ochotę na herbatę? - dodała, chcąc szybko zmienić temat. Jak zwykle musiała powiedzieć coś idiotycznego. </div>
<div style="text-align: justify;">
Przycisnął Avalon do siebie. Założył kosmyki jej długich, kasztanowych włosów za uszy. Musnął wilgotnymi wargami jej lekko zmarszczone czoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzięła głęboki wdech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miętowa? - zapytała na pozór opanowanym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwał głową. Dwoma palcami uniósł jej brodę tak, by móc ją pocałować.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon spośród innych dziewczyn nie wyróżniała się jedynie wyjątkową urodą. Była czuła, opiekuńcza, inteligentna, zawsze o wszystko przesadnie się martwiła i dbała o przyjaciół bardziej niż o siebie. Właśnie to Liam kochał w niej najbardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Może dlatego nie potrafił długo się na nią złościć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler nonszalanckim krokiem wszedł do Heal. Poprawił kołnierz kurtki i usiadł przy barze. Zamówił szkocką z lodem. Akurat flirtował z ładną barmanką, kiedy miejsce obok zajął nieznajomy mężczyzna. Był czarnoskóry, dość wysoki i bardzo muskularny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zajęte - mruknął, przysysając się wargami do szklanki z whisky.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pozwolę sobie na chwilę się przysiąść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Widzę, że ktoś ma problem z pojęciem prostych słów. - Oparł się łokciami o bar.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyjechałem całkiem niedawno do miasta. Podobno dzieją się tutaj dziwne rzeczy - zaczął. Patrzył się na niego z wyższością. Jego wzrok był przebiegły, sprytny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler spojrzał się na niego przelotnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dam ci dobrą radę. Lepiej mi nie przeszkadzaj. Nie wiesz, do czego jestem zdolny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Owszem, wiem - odparł.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, lepiej stąd zmykaj. - Spojrzał na niego nienawistnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie jesteś na tyle głupi, żeby grozić mi w miejscu publicznym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A jednak. - Posłał mu wredny uśmieszek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na twoim miejscu nie byłbym już taki pewny siebie. - Poklepał jego ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy mężczyzna odszedł, Tyler złapał komórkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wiedzą już gdzie jesteśmy. Węszą. Avalon wszystko pamięta. Kochana, zabawa właśnie się zaczyna.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Po chwili dostał odpowiedź.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Czas zacząć polowanie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<strong>od autorki:</strong> Proooszę Was bardzo o skomentowanie rozdziału. Kolejny nie pojawi się szybko bez Waszej niewielkiej pomocy. Dziękuję za komentarze do poprzednich rozdziałów! :*</div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam gorąco, Ameliaxx</div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-45032529495903902572013-02-07T07:57:00.001-08:002013-04-07T11:52:29.529-07:00Rozdział 3<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=NlXTv5Ondgs" target="_blank">Kings of leon - Closer</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-large;">C</span>helsea usiadła na fotelu obitym czarną skórą. Trzymając w dłoniach butelkę bourbonu, patrzyła na Avalon przez pryzmat szkła. Do salonu wszedł Tyler.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie musiałeś tego robić - mruknęła, nie odrywając wzroku od bursztynu alkoholu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie musiałem. Chciałem. - Spojrzał się prosto w czekoladowe tęczówki Cheals, jednak ta po chwili spuściła wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przelałeś niewinną krew, Tyler. Wiesz dobrze, że za to kiedyś zapłacisz - powiedziała, stukając długimi paznokciami o szkło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak do tej pory, wszystko uchodziło nam na sucho. Z resztą, od kiedy jesteś taka sentymentalna? Oni i tak wkrótce zginą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę o jej rodzinie... Nie pamiętasz, jak to my grzebaliśmy swoich bliskich? Zginęli, bo nas chronili.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Empatia raczej nie jest twoją mocną stroną, Cheals.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego to zrobiłeś, Tyler? - warknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z nudów, dla zabawy... Wybierz co wolisz. - Mrugnął okiem w jej stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chelsea podniosła się, powoli tracąc nad sobą panowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle Avalon cicho jęknęła. Ich spojrzenie przeniosło się na dziewczynę, delikatnie rozwierającą powieki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy tylko spostrzegła, gdzie się znajduje, wzdrygnęła się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętasz mnie? - zapytała Chelsea, pochylając się nad nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon pokiwała głową. Wskazującymi palcami zaczęła rozmasowywać bolące skronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podniosła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się tam wydarzyło?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Upiłaś się. Tyler zabrał cię do naszego domu - powiedziała. - Avalon... - dodała szeptem po dłuższej chwili ciszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna spojrzała na nią pytająco. Jej ciało zadrżało. Nieprzyjemne, zimne dreszcze obeszły ją z każdej strony. Miała silne przeczucie, że stało się coś złego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyła brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashley nie żyje. Popełniła samobójstwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ash? Nie... Widziałam ją jeszcze wczoraj. To pomyłka - zaprzeczyła, uśmiechając się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler spojrzał się na nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon, ona nie żyje. Uwierz. - Stal jego tęczówek błysnęła groźnie. Avalon poczuła się tak, jakby miliony maleńkich szpilek przebijały wolno jej miękką, delikatną skórę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uwierzyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashley... - Zakryła dłonią otwarte usta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała uważnie na Tylera, później na Chelsea.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powinnaś wrócić do domu. Mogę cię odwieźć i dać jakieś ciuchy na zmianę. - Wskazała na jej pomiętą, liliową sukienkę. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję, poradzę sobie - odparła z nieufnością. - Znam te tereny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cheals zaczerpnęła głośno powietrza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobrze, w takim razie... To mój przyjaciel, Tyler - przedstawiła Avalon bruneta. Wydawało jej się, że widziała go już gdzieś wcześniej. - Tyler, zawołaj Mackenzie. Odprowadzi naszego gościa do mostu. Stamtąd powinna już odnaleźć drogę do centrum.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet zmaglował Cheals nienawistnym spojrzeniem, po czym udał się na górę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zszedł razem z blondynką.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna wyglądała jak laleczka z porcelany. Miała nieskazitelną, bladą cerę. Jej oczy były błękitne, bardzo jasne. Włosy wyglądały tak, jakby były przeplatane złotymi nitkami. Poruszała się z gracją. Stąpała delikatnie, niepewnie. Ubrana była w kremową, bawełnianą sukienkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podeszła do Chelsea.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odprowadź ją i wróć. Jasne? - Brunetka wydała polecenie groźnym i suchym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mackenzie kiwnęła głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyprowadziła Avalon z terenu ogromnej posiadłości. Szły w ciszy, którą po chwili przerwała piętnastolatka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ashley była twoją przyjaciółką? - zapytała głosem tak melodyjnym, że nawet słowiki zdawały się milknąć, by móc wsłuchiwać się w to, co mówi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Była moją koleżanką. Właściwie, miałyśmy tylko dwie lekcje - odparła. - Też jesteś z Australii? - zapytała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Clay to mój starszy brat. - Jej czoło zmarszczyło się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na jak długo zamierzacie zostać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Blondynka wzruszyła ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ponownie zapanowała cisza, która krępowała Avalon. Bardzo bolała ją głowa. Nawet nie miała siły, żeby racjonalnie myśleć czy zadawać jakiekolwiek pytania dotyczące śmierci dziewczyny. Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co tak właściwie stało się wczorajszego wieczoru.<br />
Mackenzie lubiła milczenie. Mogła wtedy wsłuchiwać się w szum liści albo śmiech dzieci bawiących się w lasach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powoli zbliżały się do mostu Helmsdale.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę do Ivy. Muszę z nią pogadać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon...? - szepnęła. Rozejrzała się dookoła, jakby chciała się upewnić, że nikt jej nie usłyszy. - Nie wierz we wszystko, co próbują ci wmówić. To, że kłamstwo wydaje się być bardziej rzeczywiste i logiczne, wcale nie znaczy, że jest prawdą. Nawet jeżeli ludzie w nie uwierzą, to wciąż kłamstwo. Pamiętaj, że niektórym osobom nie należy ufać. Bądź ostrożna - powiedziała z przejęciem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dotknęła dłoni Avalon.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ręka blondynki była bardzo zimna, wręcz lodowata. Na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Jej dotyk sprawiał, że brunetka czuła, jakby z całego jej ciała uchodziło ciepło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mackenzie zabrała dłoń, odwróciła się na jednej pięcie i odeszła spokojnym, subtelnym krokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mackenzie udała się w stronę miasta. Powietrze tego dnia było gorące, ciężkie. Tuż nad nim, unosiła się chmara komarów. Blondynka lubiła słońce mimo, że jej blada, delikatna skóra była narażona na poparzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miała jeszcze okazji zwiedzić Uniontown. Do tej pory siedziała w zamknięciu i wiedziała, że gdy wróci, ponownie zostanie uwięziona.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skorzystała z jedynej możliwej okazji. </div>
<div style="text-align: justify;">
Centrum było piękne. Niewielkie miasto miało swój niezaprzeczalny urok. Zapach świeżych kwiatów z kwiaciarni i pączków z cukierni delikatnie drażnił jej nozdrza. Dziewczyna oblizała wargi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przechadzając się wąskimi uliczkami, zauważyła bibliotekę. Żwawym krokiem ruszyła w jej stronę. Cichy dzwoneczek zapowiedział wejście dziewczyny. Za ladą stała starsza pani. Uśmiechała się sympatycznie do Mackenzie. Ta nieśmiało odwzajemniła uśmiech. Zapach starych, setki razy wypożyczonych lektur i tysiące razy poprzewracanych stron poplamionych herbatą zamącił w jej głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Weszła pomiędzy regały. Złapała za jedną z książek, z której tytułem już kiedyś się spotkała. Usiadła na podłodze i zaczęła czytać. Dopiero ciche skrzypienie oderwało ją od powieści.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobry wybór. - Usłyszała nad sobą miły, ciepły głos. - Osobiście uważam, że zakończenie mogłoby być trochę lepsze, ale to kwestia gustu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A jakie jest zakończenie? - zapytała chłopaka, który zakłócił jej spokój.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żeby się dowiedzieć, musisz przeczytać - odparł.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, proszę. - Uśmiechnęła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zakończenie jest... Jest szczęśliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To chyba dobrze, prawda? - Jej głos zadrżał nieznacznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wszystko jest takie jak w książkach. Nie każda historia ma swoje szczęśliwe zakończenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna spojrzała się na bruneta. Trzymał dłoń na kole wózka inwalidzkiego. Wodził opuszkami palców po grzbietach książek równo ustawionych na półkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie po to są. Pozwalają chociaż na chwilę uwolnić od bólu bycia sobą. Dzięki nim każda dziewczynka może być księżniczką, a chłopiec rycerzem. To nasza jedyna ucieczka przez światem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet przyjrzał się uważnie dziewczynie. Obserwował jej delikatną, bladą cerę i włosy, które oświetlał klin światła wpadający przez witrynę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteś z Uniontown? - zapytał. - Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wkrótce wyjeżdżam - wymigała się od odpowiedzi. Nie chciała go okłamywać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mam na imię Jason, a ty jesteś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem Mackenzie. - Uśmiechnęła się sympatycznie, ściskając jego dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon w drodze powrotnej od Ivy, wstąpiła do Liama. Zapukała rytmicznie do jego drzwi. Było po godzinie dwunastej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mieszkał w niewielkim, murowanym domu kilka przecznic dalej od Avalon. Kiedy brunet otworzył, dziewczyna wskoczyła w jego ramiona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chryste, Avalon. Co cię napadło? - Zaśmiał się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tęskniłam. - Przycisnęła swoje wargi do jego ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wejdź.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna weszła do środka. Rozejrzała się po pierwszym piętrze. Jego rodziców nie było. Znowu. Liam nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie. Avalon wiedziała tylko, że pani Payne pracuje w Pittsburgu, a pan Payne mieszka na stałe w Europie i nie utrzymuje kontaktu z synem. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Martwiłem się o ciebie wczoraj. Nie strasz mnie tak nigdy więcej - powiedział, trzymając dłonie na jej biodrach. Avalon to lubiła. Lubiła, kiedy ją dotykał. Zawsze był taki delikatny, wrażliwy i troskliwy. Przez jej ciało przechodziły ciepłe impulsy, jakby swoimi dłońmi pobudzał każdą część jej ciała. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Na szczęście Chelsea mnie uspokoiła. Powiedziała, że jesteś bezpieczna i poszłaś do domu. Chciałem do ciebie wpaść, ale było już strasznie późno. Z resztą, ta cała sytuacja z Ashley... Rozumiesz chyba?</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon nieco zdziwiona, pokiwała głową. Chelsea okłamała chłopaka. W końcu, nie obudziła się w swoim łóżku, tylko w zupełnie obcym domu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam, mogłam zadzwonić - powiedziała, po czym obmacała kieszenie szukając komórki. Wyjęła ją. Spojrzała na dłoń, a wtedy zorientowała się, że jej nadgarstka nie zdobi złota bransoletka, której nigdy nie ściągała. - No bez żartów... - Westchnęła ciężko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może zostawiłaś ją w domu?</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby od ogniska była chociaż przez chwilę w domu, pewnie mogłaby ją tam zostawić. Nie chciała jednak niszczyć przekonania Liama o tym, że noc spędziła u siebie, co przecież mijało się z prawdą szerokim łukiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może tak - szepnęła. Kiedy kłamała, jej głos stawał się chrypliwy i cichszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- A jak czuje się Ivy? Mam nadzieję, że lepiej niż ja... Od rana głowa mi pęka - zapytał bez podejrzeń. Nawet nie zauważył, że Avalon ma na sobie te same ciuchy co wczoraj. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozmawiała ze mną zbyt wiele. Kiedy do niej przyszłam zachowywała się jakoś dziwnie. Chyba wciąż nie może pogodzić się z tym, co się stało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Liam przytulił ją mocno.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wszystko moja wina. - Przyłożyła twarz do jego torsu. On ujął jej podbródek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W niczym nie ma twojej winy. Ani w śmierci twojej matki, ani Ashley.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty możesz wiedzieć... - powiedziała półgębkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem tylko, że nie chcę ciebie stracić. Nie chcę stracić mojej drobnej, uśmiechniętej Avalon. Gabrielle i Ashley umarły, ale ty Av... Ty też nie żyjesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie potrafię zapomnieć - wyszeptała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, porozmawiaj ze mną, Avalon. Staliśmy się dla siebie obcy, nie widzisz tego?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwała głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię, Avalon - wyszeptał żarliwe do jej ucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przestraszyła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byli ze sobą już prawie rok, ale nigdy tego nie powiedział. Ona z resztą też nie. To nie były zwykłe słowa, które wypowiadało się od tak byle gdzie i byle kiedy. Avalon traktowała je śmiertelnie poważnie. Musiała być pewna swoich uczuć, żeby je odwzajemnić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak poprowadził palce wzdłuż linii jej kości policzkowych.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie spiesz się. - Uśmiechnął się kącikiem ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
Położyła dłonie na jego karku, po czym musnęła jego usta. Uwielbiała, kiedy się uśmiechał, gdy go całowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon otworzyła drzwi do domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ściągnęła buty, po czym niedbale rzuciła je w kąt. Weszła do kuchni rozglądając się za Josephem. Pewnie pojechał do pracy, pomyślała. Zajmował się zarządzaniem, ale dziewczyna nigdy nie pytała, na czym dokładnie .</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jason! - wrzasnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dostała odpowiedzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wbiegła na górę. Skierowała się do swojego pokoju, żeby odwiesić siwy sweter na miejsce. Teraz marzyła tylko o gorącej kąpieli. Mimo, że dziewczyna umyła się i uczesała u Ivy, to wciąż czuła zapach ubrań przesączonych dymem ogniska. </div>
<div style="text-align: justify;">
Złapała klamkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na łóżku przykrytym białą pierzyną siedział Tyler. Dziewczyna cofnęła się o krok, kiedy go zobaczyła. Zlękła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie. - Podniósł się gwałtownie. - Przyniosłem to. - Wyciągnął z kieszeni spodni złotą bransoletkę. - Musiała ci wypaść, kiedy wychodziłaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki - odparła. Odebrała ją, po czym spróbowała założyć na dłoń.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler podszedł do niej. Uniósł jej rękę. Sprawnie zapiął biżuterię na jej nadgarstku. Ich oczy na chwilę się ze sobą spotkały. Brunet zauważył jakiego koloru były jej tęczówki. Zielone, jak świeża trawa na polanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna spuściła wzrok czując, że powoli zatraca się w jego magnetyzującym spojrzeniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak się czujesz? - zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nienawidziła tego pytania. Miała ochotę rzucić się na łóżko i z całych sił krzyknąć w poduszkę, ale odparła tylko:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trochę lepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak spojrzał w jej podkrążone, zmęczone oczy i bladą twarz. Nie wyglądała dobrze. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co sprawia ci przyjemność? - zapytał nagle.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon zmarszczyła brwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słyszałaś, co powiedziałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, po czym skupiła wzrok na rodzinnym zdjęciu leżącym na etażerce. Przypomniało jej się lato spędzone z mamą, bratem i Josephem w Kanadzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lubię dotyk chłodnego powietrza na mojej twarzy. Lubię, kiedy deszcz pieści moje wargi. Lubię chodzić po górach i obserwować widoki rozciągające się przede mną. Lubię czuć, że jestem wolna, że do nikogo nie należę. Lubię obserwować wschody słońca i lubię wsłuchiwać się w szum morskich fal - wyszeptała. Odprężyła się. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy czujesz się źle, wyobraź sobie, że tam jesteś. W miejscu, gdzie cały świat należy do ciebie i nic innego nie istnieje. Poświęć więcej czasu na to, co sprawia ci przyjemność. Nie przejmuj się tak życiem, nie traktuj go zbyt poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie potrafię się nie przejmować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, naucz się. Bo wiesz, ludzie nie mają uczuć. Żeby żyć, musisz być taka jak oni, albo nawet gorsza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd ty się właściwie wziąłeś? - Avalon zaśmiała się cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler nie odpowiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę już. Do zobaczenia, Avalon Price. - Uśmiechnął się nonszalancko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszedł. Nawet nie miała siły, żeby zastanawiać się, skąd zna jej pełne personalia. Usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami i nagle poczuła niewyobrażalnie głośny pisk w czaszce. Rozbił się o każdą część jej ciała. Jej palce odrętwiały. Osunęła się na zimną ścianę w kolorze morelowym. Brakowało jej tchu, nie mogła oddychać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwijała się w bólu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Straciła przytomność.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Znajdowała się na polu. Była zima. Avalon marzła. Jej bose stopy były zanurzone w śniegu na wysokość łydek. Rozejrzała się dookoła. W oddali zauważyła niewielki, czerwono-pomarańczowy punkt. Zapragnęła przysunąć się bliżej i nagle jej ciało się przemieściło. Sterowała nim własną wolą. Zobaczyła płonącą chatę. Ogień rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie. Słyszała przeraźliwy płacz dzieci i krzyk dorosłych. Byli w środku, ale nie potrafiła ich stamtąd wydostać.<br />Przeraźliwe kłucie w sercu nie ustępowało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Stojąc nieruchomo, przez załzawione oczy, przyglądała się ich śmierci.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Georgia, Times New Roman, serif;">Podeszła bliżej. Ogień był tak gorący. Dzieci przestały płakać, a krzyk dorosłych ucichł. Osunęła się na ziemię, zanosząc się płaczem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czuła, że odzyskuje przytomność. Otworzyła oczy. Wszystko było rozmazane i dopiero po chwili zobaczyła wyraźne kontury każdego z mebli. Odzyskała kontrolę nad ciałem, chociaż ruchy jakie mogła wykonywać wciąż były ograniczone. Ten sen wydawał się być tak realny... </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie przejęła się omdleniem, bo nie był to pierwszy raz. Jednak ta wizja, czy cokolwiek innego to było... To wydawało się być tak realistyczne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dotknęła polików. Były mokre.</div>
<div style="text-align: justify;">
Otrzepała ubranie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle zakręciło jej się w głowie. Podparła się o regał stojący przy toaletce.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzięła kilka głębokich oddechów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spokojnym krokiem podeszła do pokoju brata. Zapukała. Weszła bez zaproszenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie Joseph? - zapytała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak siedział przy bukowym biurku. Jego ołówek tańczył na białej kartce. Zamaszystymi ruchami zapełniał ją swoimi rysunkami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon uśmiechnęła się szeroko. Od śmierci matki nie rysował. Właściwie nie zajmował się niczym poza leżeniem w łóżku i czytaniem. Czasami Joseph jeździł z nim do miasta, ale Jason niechętnie opuszczał swoje cztery ściany.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zachowywał się wyjątkowo normalnie. Nawet nie zwrócił uwagi siostrze, kiedy weszła do jego pokoju, a nie lubił, kiedy robiła to bez wyraźnego pozwolenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon spojrzała na jego rysunki. Była na nich dziewczyna o pięknych blond włosach, ale zanim zdążyła się przyjrzeć, Jason przykrył je stertą komiksów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wyszedł gdzieś całkiem niedawno. Musiał minąć się z tym facetem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylerem?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwał głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydawał się być podejrzany...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd ten pomysł? - Uśmiechnęła się dociekliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wrodzony, zdrowy sceptyzm, siostro - odparł, po czym z powrotem zabrał się za rysowanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pójdę zadzwonić do Josepha. Dobranoc. - Uśmiechnęła się lekko. Nie chciała mu przeszkadzać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobranoc, Avalon. - Odwzajemnił uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna była szczęśliwa. Pierwszy raz od tak dawna rozmawiali ze sobą. Jak prawdziwe rodzeństwo. Całkiem normalnie. Jakby przeszłość zostawili za sobą i postawili krok do przodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon brakowało brata.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tyler wszedł do pokoju Chelsea. Dziewczyna właśnie się kąpała, jednak on bez krępacji zrzucił z siebie ubrania i dołączył do niej. Otworzył kabinę prysznicową. Złapał jej biodra rozmasowując delikatnie mydło, które wcześniej w siebie wtarła. Odwróciła się w jego stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobiłeś co kazałam? - zapytała groźnie, oplątując ręce wokół jego karku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lubię, kiedy jesteś niegrzeczna i starasz się nade mną zapanować. Powiem ci jedno. Nie ty jedna próbowałaś. - Pocałował ją.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobiłeś? - powtórzyła bardziej stanowczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oddałem jej bransoletkę i grzecznie wróciłem do domu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To dobrze. Bransoletka nasączona aronią powinna pomóc opanować gen. Teraz coraz częściej będzie się uaktywniał i musimy nad nią czuwać dopóki w pełni nad nim nie zapanuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy o tym teraz rozmawiać? Nie lepiej pójść się napić albo... No nie wiem, przetestować nowe łóżko w mojej sypialni?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tyler, ona wkrótce sobie wszystko przypomni. Hipnoza nie działa na nią tak, jak na innych ludzi. Nie mamy teraz czasu na seks.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja zawsze mam czas na seks. Zwłaszcza ten niezobowiązujący.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A próbowałeś kiedykolwiek innego? Wiesz jak to jest kochać się z osobą, do której się coś czuje? - zapytała unosząc jedną brew ku górze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, ale zaraz możemy się przekonać. - Pocałował ją w szyję, po czym zaczął schodzić coraz niżej...</div>
<div style="text-align: justify;">
Chelsea nie zaprotestowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<strong>od autorki: </strong>Dziękuję wszystkim osobom, które komentują rozdziały mojego opowiadania! Dziewczyny, nie wiecie jaką radość mi dajecie i jeszcze raz Wam za to mooocno dziękuję. ;*</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Proszę o komentarze</b>, bo to bardzo mi pomaga w dalszym pisaniu. <u>Przy okazji, teraz już każdy może skomentować rozdział, nie tylko zarejestrowany użytkownik.</u></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam, Ameliaxx</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie jestem do końca zadowolona z rozdziału, ale 4 będzie lepszy. :)</div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-72593122960995482412013-01-31T11:04:00.001-08:002013-04-07T11:52:06.964-07:00Rozdział 2 <div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=YXoU1PeVizA" target="_blank">Morning Parade - Speechless</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: x-large;">I</span>vy niedbale wepchnęła do szafki podręczniki. Zatrzasnęła jej drzwiczki wiedząc, że następnego dnia wszystko z niej wypadnie. Avalon z dezaprobatą przyglądała się przyjaciółce. Była najbardziej roztargnioną, niezorganizowaną osobą jaką znała. Gdyby nie Avalon, Ivy nigdy w życiu nie poradziłaby sobie z funkcjami, jakie pełniła, a angażowała się dosłownie we wszystko. Blondynka wyjęła z torby sfatygowany batonik. Otworzyła go, po czym zaczęła pochłaniać dużymi gryzami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcesz trochę? - zapytała z pełną buzią, starając się utrzymać pod pachą dwie zapełnione papierami teczki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, dzięki - odmówiła, śmiejąc się z przyjaciółki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic nowego. - Ivy westchnęła. - No cóż, więcej dla mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon poprawiła fioletową, sportową torbę, która nieustannie zsuwała się z jej ramienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Popatrz tylko, kto zaszczycił nas swoją obecnością! - Ivy szturchnęła Avalon w biodro, kiedy Liam z Freddim do nich podeszli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna przeczesała palcami włosy, po czym przytuliła się do Liama.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak się czujesz? - zapytał brunet.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Całkiem dobrze. Dziękuję. - Pocałowała go w usta. Czuła delikatny uśmiech, kiedy dotykała jego ciepłych, wilgotnych warg.</div>
<div style="text-align: justify;">
Freddie westchnął ciężko, przerzucając piłkę futbolową z ręki do ręki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zazdrosny? - Ivy uniosła brwi dociekliwie. Chłopak spojrzał na nią z grymasem, po czym parsknął śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy ty naprawdę we wszystko musisz się wtrącać, Hansen?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Najwidoczniej - odparła, uśmiechając się sarkastycznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lecimy z Ivy na lekcje. Na razie. - Avalon cmoknęła Liama w policzek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do zobaczenia na ognisku. Przyjdę po ciebie o dwudziestej pierwszej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cholera. - Dziewczyna się skrzywiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon Price, chyba nie powiesz mi, że zapomniałaś o ognisku. Obiecałaś, że przyjdziesz, więc jeżeli nie zrobisz tego z własnej woli, zaciągnę cię tam. Musisz trochę wyluzować, przed nami ciężki rok. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna uśmiechnęła się grzecznie mimo, że czuła jak każda część jej ciała ma ochotę jak najprędzej uciec ze szkoły. Do domu, a najlepiej na koniec świata. Albo chociaż do innego miasta. Nie chodziło wcale o to, że nie lubiła imprez. Wręcz przeciwnie. Uwielbiała tańczyć, pogadać i pośmiać się z przyjaciółmi. Ostatnio po prostu nie miała na to ochoty. Na nic właściwie nie miała ochoty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Codzienne naklejanie sztucznego uśmiechu na twarz i wieczne słuchanie kondolencji bywało męczące. Pragnęła schować się w kącie, posłuchać muzyki i poczytać książkę Juliusza Verne'a. Nie robiła z siebie osoby pokrzywdzonej przez los. Nie użalała się nad sobą. To ludzie nieustannie znajdowali podteksty w każdym, najmniejszym nawet drobiazgu. Kiedy była smutna, nazywali ją ponurą, a kiedy była szczęśliwa mówili, że jest obojętna po śmierci matki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zapomniałam o ognisku - skłamała. - Będę czekała. - Uśmiechnęła się lekko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Av, spójrz. - Ivy szarpnęła przyjaciółkę za rękaw bluzki. Avalon odwróciła się w jej stronę. Wzrok każdego stojącego na jednym z korytarzy liceum Bena Franklina skupił się na trójce osób wchodzących przez drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pomiędzy dwoma przystojnymi chłopakami szła dziewczyna. Jeden z nich był brązowookim brunetem, a drugi blondynem o pięknych tęczówkach w kolorze niebieskim. Wyglądali jak wyjęci z ekranu jakiegoś serialu młodzieżowego. Chłopak po prawej miał na sobie szare, wąskie spodnie i czarną koszulkę wyciętą w serek. Na jego dłoni lśnił duży, złoty zegarek. Drugi, ubrany był w dżinsy i bluzę w kolorze niebiesko-białym. Brunetka idąca w środku miała na sobie sukienkę sięgającą do połowy ud, koloru szkarłatnego. Jej włosy delikatnie opadały na ramiona. Wyraźne kości policzkowe podkreślały niespotykaną urodę. Wszyscy chłopcy gwizdali na jej widok, a dziewczyny trzepotały rzęsami i machały do dwóch przysojniaków.<br />
Nieznajoma zmierzyła wzrokiem Avalon, która nagle poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej, pomiędzy żebrami. Mocno przycisnęła dłoń w miejsce źródła bólu. Osunęła się na szafkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon! Co się dzieje? - zapytał Liam gorączkowo, podtrzymując ją.</div>
<div style="text-align: justify;">
W jednym momencie, ból ustał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, to nic takiego - mruknęła, wodząc wzrokiem za trójką nowych uczniów idących korytarzem. Kiedy skręcili w prawe skrzydło szkoły, dziewczyna na ułamek sekundy ponownie spotkała się ze wzrokiem brunetki. Był zaborczy i groźny. Pobiegła za nimi ignorując Ivy, Liama i Freddiego, ale kiedy tylko skręciła, straciła ich z oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zniknęli.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie tak pędzisz?! - Ivy dogoniła dziewczynę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydawało mi się, że skądś ich znam... - szepnęła. - Zapomnijmy o tym. Chodź. - Twarz Avalon rozpromieniała. Złapała przyjaciółkę za dłoń i poszły razem do szatni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon schyliła się, dotykając opuszkami palców ziemii. Dokładnie się rozciągała, podczas gdy reszta dziewczyn wolała rozmawiać i co chwilę wybuchać irytującym chichotem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Świst gwizdka trenerki przywrócił je do porządku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wskakujcie na bieżnię! No już! Ruszać się! Kilka okrążeń i kończymy! - krzyknęła nauczycielka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunetka wystartowała jako pierwsza. Biegła szybko, równym tempem, więc bez problemu dogoniła Ivy i Ashley, które dopiero zaliczały pierwsze kółko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O co wam dzisiaj chodzi? - powiedziała, śmiejąc się z dziewczyn.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spójrz tam - szepnęła Ivy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon skierowała wzrok na trybuny. Na jednym z plastikowych, niebieskich krzeseł siedział przystojny brunet. Opierał swoje łokcie o kolana i przyglądał się im uważnie. Dziewczyna miała wrażenie, że go skądś zna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przypomniała sobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poznała go w Heal. Podał jej numer telefonu. Nie wyglądał na licealistę. Był młody, ale chyba skończył szkołę. Z resztą, widziała go w barze. Pił alkohol. Musiał mieć skończone dwadzieścia jeden lat.<br />
- Zaklepuję go - pisnęła Ivy słodkim głosikiem. <br />
- Oszalałaś! On jest mój. - Ashley szturchnęła ją w bok. </div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon przewróciła oczami i podbiegła do trenerki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończyłam już. Mogę iść do łazienki? - zapytała. Wcale nie miała takiej potrzeby, ale chciała z bliska przyjrzeć się tajemniczemu brunetowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście. - Kobieta zerknęła na kartę z czasami biegów jej uczennic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon już ruszyła w stronę trybun, ale zatrzymał ją donośny głos trenerki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poczekaj!</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedział tam, jednak dziewczyna była zmuszona, żeby się odwrócić. Niechętnie podeszła do nauczycielki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niedawno zwolniło się miejsce w drużynie lekkoatletycznej. Myślę, że z wynikami jakie osiągasz powinnaś do niej wstąpić. Zgadzasz się? - zapytała stukając skuwką długopisu o kartkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przemyślę to jeszcze. Przepraszam. - Odwróciła się, ale jego już nie było. Zupełnie jakby wyparował. Westchnęła ciężko. Wszyscy skończyli już biegać. Avalon podeszła do Ivy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nareszcie... Chodź pod prysznic. Spociłam się jak świnia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jasne, zaraz cię dogonię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzała się dookoła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trenerko? - Kobieta spojrzała na dziewczynę. - Chcę należeć do drużyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Świetnie! Przyjdź tutaj jutro o siedemnastej. - Zapisała dziewczynę na listę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunetka podziękowała i poszła do szatni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon ubrała fioletową sukienkę na ramiączkach. Narzuciła na nią szary sweterek, a na stopy gładko wsunęła baletki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy starannie malowała usta błyszczykiem, do pokoju wszedł Joseph. Oparł się o framugę drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ładnie wyglądasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję. - Założyła na szyję złoty łańcuszek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gabrielle byłaby z ciebie dumna. Jesteś piękna, inteligentna i silna. Chciała, żebyś taka była. Chciała, żebyś cieszyła się życiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tęsknię za mamą... - Poprowadziła palce po medaliku ozdabiającym jej zgrabną szyję.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem. Ja też. - Uśmiechnął się do niej delikatnie. - Liam już przyszedł. Nie każ mu czekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunetka zbiegła po schodach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za Bienville Square znajdował się plac. To właśnie tam zawsze urządzano ogniska. Ogień przyjemnie ogrzewał i oświetlał przestrzeń po godzinie dwudziestej drugiej. Niedaleko placu znajdował się klif, z którego wszyscy zeskakiwali do wody. Około dwustu osób zbierało się tam co roku w drugi, wrześniowy piątek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy dojechali na miejsce, towarzystwo zaczęło się rozkręcać. Było dużo alkoholu, ale Avalon nie lubiła jego smaku więc jedynie spojrzała ze zniesmaczeniem na litry złocistego napoju. Podeszła do Ivy stojącej przy stoliku z przekąskami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znasz ich? - Avalon kiwnęła w stronę trójki nieznajomych, którzy rano przechadzali się korytarzami szkoły.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, ale chyba już zyskali sympatię - powiedziała wskazując na obręcz wielbicieli, jaka się wokół nich utworzyła. - Nie wydają ci się być podejrzani?</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon wzruszyła ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden z dwójki chłopaków spojrzał się w stronę Ivy. Trzymał ręce w kieszeniach. Jego spojrzenie było tajemnicze. Kiedy dziewczyna patrzyła w jego ciemnoniebieskie oczy czuła powiew chłodu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale ten tylko odwrócił wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co za gbur - prychnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale za to przystojny...</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, może trochę. - Przygryzła wargę. Ivy bardzo spodobał się blondyn, ale jej duma nie pozwalała się do tego przyznać. Zaprzysięgła sobie, że go zdobędzie. <br />
Choćby nie wiem co, pomyślała. </div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon uważnie obserwowała brunetkę. Była pewna siebie, zadziorna i nonszalancka. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, spuściła wzrok. Dziewczyna ruszyła w ich stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Chyba jeszcze nie zdąrzyłyśmy się poznać. Jestem Chelsea. - Wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyn.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Avalon. - Lekko nią potrząsnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ivy - przedstawiła się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja, Ethan i Clayton uczestniczymy w projekcie wymiany. Jesteśmy z Australii. - Wskazała na przyjaciół. Wcale nie miała australijskiego akcentu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Widziałam was dzisiaj, w szkole. Ciągle męczy mnie nieodparte wrażenie, że skądś was znam. Nie poznaliśmy się już wcześniej? - zapytała Avalon niepewnym, cichym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłaś kiedykolwiek w Australii?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie, to niemożliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy Chelsea sięgała po piwo, jej dłoń zetknęła się z dłonią Avalon. Dziewczyna poczuła przeszywający ból. Pisk przeszedł na wskroś jej umysłu. Złapała za krawędź stolika.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Coś się stało? - zapytała Chelsea. - Napij się. - Brunetka podsunęła dziewczynie pod nos plastikowy kubek z piwem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, dzięki. Nie piję - odmówiła stanowczo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Obiecuję ci, że poczujesz się lepiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon złapała za kubek, po czym jednym haustem wypiła całą jego zawartość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lepiej?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba... Chyba tak. Czuję się trochę lepiej. Mogę więcej? - zapytała. Brunetka czuła, jak alkohol rozchodzi się po całym jej ciele rozgrzewając dokładnie każdą komórkę. Natychmiastowo ukoił cały ból.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie! Bo zaraz ją upijesz - wtrąciła Ivy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic jej nie będzie. Wypij jeszcze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon złapała raptownie za kolejny kubek, który podała jej Chelsea. Wypiła wszystko do dna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wystarczy. - Chelsea wyrwała z jej dłoni pusty plastik.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie powinna tyle pić - warknęła Ivy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki mnie poczuła się lepiej. - Chelsea rzuciła w stronę blondynki zwistne spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wiedziałaś, że to pomoże? - Avalon uśmiechnęła się wesoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Moja babcia mówiła, że alkohol jest najlepszy na wszystko. Miała rację. Najwidoczniej podobnie reagujemy na procenty. - Uśmiechnęła się, zadzierając delikatnie brodę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon obeszła fala dreszczy rozchodząca się od koniuszków palców po sam czubek głowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Boże! - krzyknęła Ivy. Głośny, samochodowy alarm zwrócił wzrok wszystkich zebranych w jeden punkt. Auto stojące niedaleko ogniska, zapaliło się. Języki ognia wypalały czerwoną karoserię. Ivy podbiegła tam, by sprawdzić czy w środku nikogo nie ma. Za nią, wszyscy popędzili, by ugasić pożar.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tyler... - szepnęła ze złością Chelsea, jednak nikt nie zdołał jej usłyszeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy rozległ się huk. Świst kuli przez ułamek sekundy przecinającej powietrze dobiegł do uszu Avalon. Pocisk trafił w jedną z dziewczyn stojących przy klifie. Spadła do wody. Brunetka podbiegła do urwiska. Ciało dryfowało na powierzchni jeziora. Avalon ją rozpoznała. To była Ashley. Poczuła, jak robi się jej słabo. Widziała zwłoki dziewczyny pływające w wodzie nabierającej koloru czerwonego. Jej grdyka zadrżała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usłyszała delikatny szelest liści od strony lasu. Zaniepokoiło ją to. Między konarami drzew coś wtraźnie się poruszyło. Podbiegła tam. Mrok ogarniający ją z każdej strony zaczął budzić przerażenie. Głuche pohukiwanie sów wzbudziło ciarki na jej ciele. Ponownie do jej uszu dotarł cichy szelest ściółki. Jednak moment później usłyszała ten sam odgłos z innego kierunku. Ktoś bardzo szybko się przemieszczał. Czuła, jak przestrzeń maleje. Obracała się ciągle słysząc szmer z innych kierunków. Jej klatka piersiowa poruszała się coraz szybciej. Przez szaleńcze bicie serca, jej żebra zdawały się powoli pękać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle poczuła silne szarpnięcie. Zdołała zobaczyć jego twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ten sam, którego wcześniej widziała w Heal i na trybunach. Wzdrygnęła się. Jedną rękę silnie przyciskał do jej ust, tłumiąc wszystkie krzyki. Drugą mocno przycisnął do jej brzucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli przestaniesz się wyrywać, puszczę cię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez zamknięte wargi Avalon wydobył się jęk.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet wypuścił ją z uścisku. Dziewczyna nie zważając na jego słowa, wyrwała się. Chciała uciec, ale on był szybszy. Chwycił jej nadgarstek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie tak szybko, panno Avalon. - Uśmiechnął się zuchwale, machając palcem wskazującym przed jej twarzą. Podniosła na niego dłoń, ale on jedynie zaśmiał się patrząc, jak ta chce mu wyrządzić krzywdę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jej twarz zbledła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydajesz się być miła, więc nie utrudniaj mi tego - szepnął. - Szamotasz się jak mały cziłała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Fatalne porównanie - wycedziła przez zęby.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nieee - mruknął kwasząc się. - To pyskowanie wcale nie polepsza twojej sytuacji. - Spojrzał w jej przestraszone oczy. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Zapomnisz o tym wszystkim. Jutro obudzisz się w moim domu. Będziesz myślała, że upiłaś się do nieprzytomności i że zabrałem cię do siebie. Rozumiesz? - Dotknął jej ramienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuła, jak robi się jej ciało oblewa fala ciepła. Przestała się bać. Zapomniała gdzie się znajduje i co się dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie bój się. Jesteś bezpieczna - dodał cichym, łagodnym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Avalon pokiwała głową. Coś sprawiło, że mu zaufała. Czuła się jak w transie. Nie mogła temu zaprzestać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brunet złapał jej niewielką, delikatną dłoń. Założył na głowę kaptur czarnej bluzy i zaprowadził dziewczynę do domu znajdującego się kilka kilometrów stamtąd, za lasem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Było po północy. Ivy otulona kocem siedziała na kłodzie drzewa leżącej przy zgaszonym już ognisku. Kiedy szeryf do niej podszedł, poderwała się do góry.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiadomo już coś? - zapytała, wycierając mokre policzki. Pociągnęła kilka razy nosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Byłaś przyjaciółką ofiary?</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwała głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy zadać ci kilka pytań - odparł oficjalnym tonem. Ivy strasznie drażnił policyjny żargon.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co się tak właściwie tam wydarzyło?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Próbujemy to ustalić. Dowody wskazują na to, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Broń znaleźliśmy razem z ciałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słucham?! Nie... To niemożliwe. Znałam Ashley. Nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś tak głupiego. Nie pomyślał pan o tym, że ktoś mógł to upozorować? A ten samochód? Przecież to wyglądało tak, jakby ktoś chciał na chwilę uśpić naszą czujność.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie należy siać domysłów, panno Hansen. To mógł być przypadek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie należy wszystkiego przypisywać przypadkom, szeryfie. Nie wierzę w to, że mogła popełnić samobójstwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- My chcemy tylko pomóc, dobrze?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zza wozu szeryfa wybiegła mama Ivy. Dziewczyna natychmiast do niej podbiegła, zrzucając koc z ramion. Przytuliła się do niej, wybuchając spazmatycznym płaczem. Matka przycisnęła ją do siebie mocniej, głaszcząc jej delikatne, blond włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamo, ona nie byłaby do tego zdolna - wypowiedziała astmatycznie, nie mogąc złapać oddechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cii, Ivy... Spokojnie - szeptała, kołysząc nią delikatnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie popełniła samobójstwa - Spojrzała się w oszklone oczy matki. - Może... może ktoś zmusił ją, żeby to zrobiła?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tamtej nocy w Uniontown nikt nie mógł zasnąć. Wszyscy myśleli o tragicznej śmierci przyjaciółki, córki, siostry - Ashley Dixon.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<strong>od autorki:</strong> Opowiadanie jest zaplanowane na 40 rozdziałów, więc w najbliższym czasie raczej się z Wami nie pożegnam. :P Cieszę się z powrotu, bo tęskniłam bardzo za Wami wszystkimi. Na razie się rozkręcam. Trzymajcie za mnie kciuki. :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<u><i><b>Bardzoo proszę o komentarze. ;)</b></i></u></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam, Ameliaxx</div>
Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-4150623989909652174.post-77347016413430090092013-01-27T10:50:00.002-08:002013-04-07T11:18:34.265-07:00Rozdział 1<div style="text-align: justify;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=zP50Ewh31E4" target="_blank">Alex Clare - Too Close</a></div>
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times New Roman;"> </span></span><br />
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times New Roman;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><span lang="P">Avalon podeszła do okna obserwując krople deszczu łagodnie spływające po szybie. Patrzyła uważnie na krystaliczne tory, jakie rzeźbiły na szkle. Zaczerpnęła powietrza przesuwając długimi, smukłymi palcami po parapecie. <br />W nocy, po raz kolejny miała ten sam koszmar. Obudziła się i nawet nie poczuła słonych, nabrzmiałych kropli potu na karku. <br />Stała nad urwiskiem. Po drugiej stronie jechał samochód, a w nim Gabrielle i Jason. Chciała zrobić cokolwiek, by móc ich uratować. Widziała rosnącą przed nimi przepaść, ale nie potrafiła ich ostrzec. Wrzeszczała, ale jej głos odbijał się jedynie głuchym echem od kamiennych ścian wąwozu. Nie mogła biec, bo jej ciało ogarnął paraliż.<br />I wtedy auto przyspieszało, spadając w czarną otchłań.<br />Sen ten, prześladował ją od wypadku, w którym zginęła jej matka. Nie było to do końca normalne, jednak ona lekceważyła każdy symptom, który mógł świadczyć o chorobie psychicznej. <br />Dziewczyna ubrała się, po czym ospałym krokiem zeszła do kuchni, by zrobić śniadanie Josephowi i Jasonowi. Kromki chleba razowego posmarowała dużą ilością masła orzechowego. Swoją miskę z płatkami owsianymi zalała mlekiem. Machinalnie wręcz, podsuwała łyżkę pod spierzchnięte wargi. <br />Nawyki żywieniowe Avalon nie były zwyczajne. Jadła bardzo mało. Wystarczyło śniadanie, żeby przez cały dzień była rześka i pogodna. Jej matka zmuszała ją do obiadu i kolacji, której prawdę mówiąc wcale nie potrzebowała.<br />Jednak teraz nie była pod niczyim nadzorem, więc odsunęła miskę, na której dnie pływało kilka płatków.<br />Weszła na piętro.<br />Zapukała do pokoju brata, wiążąc włosy w niechlujną kitkę.<br />- Jason, obudź się! - powiedziała głośno ochrypłym, ciepłym głosem. - Joseph zaraz przyjdzie i pomoże ci wstać.<br />Chłopak nie odpowiadał, więc zirytowana dziewczyna wtargnęła do jego pokoju.<br />- Wynoś się - warknął, przykrywając głowę dużą, miekką poduchą. <br />- Musisz się uczyć - powiedziała stanowczo, potrząsając jego ramieniem.<br />- Powiedziałem, wynoś się! - wrzasnął i odepchnął ją od siebie z taką siłą, że prawie się przewróciła. <br />- Co się z tobą dzieje, Jason? Musisz dalej żyć... - szepnęła ze smutkiem i żalem. <br />Nawet nie zareagował.<br />Avalon opuściła jego pokój. Schodząc po solidnych schodach wykonanych z sosnowego drewna pokusiła się, by spojrzeć na fotografie powieszone nad nimi. Były to zdjęcia, które jej mama zrobiła w Kanadzie. <br />Nie chcąc przywracać wspomnień, szybko przeniosła wzrok na Josepha siedzącego na krześle w kuchni. Popijając poranną, czarną kawę, wertował kolejne strony gazety.<br />Usiadła obok niego, fukając głośno.<br />- Ciężka noc? - zapytał, nie racząc dziewczyny nawet przelotnym spojrzeniem.<br />- Raczej ostatnie osiemnaście lat. - Podkurczyła kolana pod brodę i objęła nogi rękoma.<br />- Znowu nie chce wstać?<br />Avalon niechętnie pokiwała głową.<br />- Porozmawiam z nim. - Joseph uśmiechnął się serdecznie, odkładając na bok poranną prasę.<br />- Dzięki - powiedziała surowo. <br />- O której dzisiaj będziesz?<br />Dziewczyna wzruszyła niestarannie ramionami. <br />- Czyli nie muszę nic gotować? - zapytał.<br />Brunetka zaśmiała się pod nosem, czochrając jego bujną czuprynę. Jason nie potrafił gotować, a to co cudem trafiło na talerz, po chwili lądowało w koszu na śmieci.<br />- Zamówić coś?<br />- Jak chcesz. - wysiliła się na uśmiech, który przypominał grymas. - Jason pewnie będzie chciał pizzę farmerską na grubym cieście. <br />- No dobrze, w takim razie miłego dnia, Avalon. - Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.<br />- Nawzajem - odparła bez przekonania.<br />Złapała jabłko leżące na talerzu, po czym wyszła z domu trzaskając głośno drzwiami.<br />Na podjeździe przed domem stała niebieska furgonetka, którą dostała na osiemnaste urodziny. Należała do Josepha, ale wymienił ją na bardziej praktycznego Forda Focusa z 99. Avalon rzuciła na siedzenie torbę z książkami i usiadła za kierownicą.<br />Wciskając sprzęgło, przekręciła kluczyk w stacyjce do samego końca.<br />Wrześniowe słońce wstawało chwilę po siódmej. Za pół godziny zaczynały się lekcje. Avalon w dziesięć minut dojeżdżała do szkoły, ale nie lubiła się spóźniać, więc zawsze wyjeżdżała wcześniej.<br /><br />- Naprawdę myślisz, że cię posłucha? - zapytał Ethan, krzyżując ręce na klatce piersiowej.<br />- Zadbam o to. - Tyler uśmiechnął się w charakterystycznym dla niego, nonszalanckim i pewnym siebie wyrazie twarzy.<br />- Myślisz, że świdrujące oczka na nią zadziałają? Ona jest jedną z nas, Tyler. Nie omamisz jej swoimi sztuczkami - wtrąciła Chelsea, wchodząc do salonu ze szklanką bourbonu.<br />Chłopak podszedł pewnym krokiem do dziewczyny, ujął jej twarz w swoje duże, wyrzeźbione dłonie. <br />- Nie muszę używać sztuczek, wiesz dobrze. Wystarczy odrobina uroku osobistego. - Przybliżył swoje wargi do jej pełnych ust pomalowanych krwistoczerwoną, matową pomadką. Pod Chelsea nawet nie zmiękły kolana, doskonale znała sposoby Tylera na kobiety. Kiedy tylko nie chciały wskoczyć do jego łóżka, używał wyjątkowo silnej umiejętności perswazji.<br />Chociaż, zwykle same mu ulegały.<br />- Ja nie jestem twoją zabawką, zapamiętaj - powiedziała triumfalnie i ominęła chłopaka szerokim łukiem. Jej dwunastocentymetrowe szpilki uderzały o panele w równych odstępach czasowych. Chodziła wdzięcznie, zadzierając wysoko brodę. Mocno zaciskała palce na szklance do połowy napełnionej whisky. Upajając się intensywnym aromatem alkoholu, słuchała rozmowy Ethana i Tylera.<br />- Gdzie Clayton? - zapytała po dłuższej chwili.<br />- W pokoju na górze - odparł.<br />- Jest zajęty udawaniem niemowy - wtrącił Tyler uszczypliwie.<br />- Idź po niego - rozkazała dziewczyna Ethanowi.<br />Brunet udał się na górę, nawet nie śmieląc sprzeciwić się Chelsea. Była najstarsza i pod nieobecność Michaela to ona wydawała polecenia.<br />- Chcę ci coś wyjaśnić. - Skierowała groźny tembr głosu w stronę Tylera, kiedy Ethan zniknął z pola widzenia. - Jeśli tylko spróbujesz użyć na tej dziewczynie hipnozy...<br />- To co? Poskarżysz się Michaelowi? - zadrwił.<br />- To obiecuję, że zrobię ci coś bardzo niedobrego i będzie bolało na każdy możliwy sposób.<br />Podszedł do niej. Ich twarze dzieliły zaledwie milimetry. Jego oddech drażnił delikatną skórę twarzy Chelsea.<br />- Nie kuś - wyszeptał jej do ucha.<br />- Jesteś niemożliwy, Tyler. - Oblizała prowokacyjnie wargi. Ona również potrafiła uwodzić mężczyzn.<br />Kiedy do pomieszczenia wszedł Ethan trzymając Claya za ramię, Chelsea niemalże odskoczyła od chłopaka.<br />- Jaki macie plan? - zapytał Clay. Podszedł do okna, chowając dłonie w kieszeniach spodni.<br />- Zwerbujemy tę dziewczynę. Żadnych sztuczek, żadnego nieczystego pogrywania. Gramy fair.<br />- To chyba dla ciebie nowość, co Cheals? - zakpił Tyler. Dziewczyna zmierzyła go piorunującym spojrzeniem.<br />Ethan odchrząknął znacząco, jakby chciał przypomnieć w jakim celu się zebrali.<br />- Myślę, że Mackenzie powinna być na naradzie - wtrącił.<br />- To ja o tym decyduje. Mackenzie jest jeszcze za młoda. A ty Clayton - zwróciła się do blondyna, łapiąc go za kark. - Masz stawiać się tam gdzie każę i kiedy każę. Zrozumiałeś?<br />Chłopak spojrzał na nią z zacięciem. Chelsea puściła go raptownie.<br />- Przykro mi, robię to co jest słuszne - dodała, łapiąc szklankę z alkoholem, którą wcześniej postawiła na stoliku przy kanapie. - Jutro jest nasz pierwszy dzień w Liceum Bena Franklina. Idziemy na zwiady. Tylko bądźcie grzeczni. - Mrugnęła okiem w stronę Ethana, Claya i Zayna, po czym wdzięcznym i seksownym krokiem udała się pod prysznic. </span></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Avalon wyszła na dziedziniec, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Na lekcji matematyki znowu ledwo mogła usiedzieć w miejscu. Nauczycielka pozwoliła jej pójść do gabinetu higienistki. <br />W pomieszczeniach zawsze było jej duszno, nie mogła złapać tchu i często słabła. W jej pokoju okna były prawie zawsze otwarte, nawet podczas zimowych nocy, kiedy powietrze było chłodne i suche. <br />Dziewczyna zamiast do pielęgniarki, wyszła na zewnątrz.<br />To zwykle pomagało.<br />Jednak nie tym razem.<br />Szkolny dzwonek przyprawił Avalon o palpitacje serca. Wydawał się być jeszcze głośniejszy niż zwykle. Może dlatego, że dziewczyna była nadzwyczaj rozdrażniona? Do stolika, przy którym zajęła miejsce, przysiadła się Ivy z Liamem. Na widok przyjaciółki i chłopaka, Avalon uśmiechnęła się szeroko. Mocno wtuliła się w bruneta i złożyła na jego ustach soczysty pocałunek.<br />Liam był rozgrywającym w szkolnej drużynie. Był świetnym sportowcem, o którego już zabiegało się wiele collegów. Miał krótko przystrzożone, kasztanowe włosy, wiecznie roześmianą twarz i małe chochliki w oczach. Był wierny Avalon, chociaż mógł mieć każdą dziewczynę. Wszyscy z zazdrością powtarzali, że są idealną parą. <br />- Zdążyłam już podpaść Jennings - oświadczyła Ivy, kładąc torebkę na ławkę. Wyjęła z niej puderniczkę, po czym wacikiem roztarła na policzkach proszek maskując tym samym niewielkie zaczerwienienia.<br />- Dlaczego mnie to nie dziwi? - Avalon z Liamem zaśmiali się, powodując oburzenie Ivy.<br /> Blondynka może i nie zawsze postępowała słusznie, popełniała wiele błędów, ale zrobiłaby wszystko dla swoich przyjaciół. <br />- O której kończysz? - Odgarnął z czoła Avalon niesforną grzywkę, którą zwykle spinała brązowymi wsuwkami.<br />- Mam jeszcze biologię i chemię, ale wrócę do domu wcześniej.<br />- Uszczypnijcie mnie, bo nie wierzę! Święta Avalon Price zrywa się z lekcji. - Kocie spojrzenie Ivy zabłysnęło. <br />- Coś się stało? - zapytał troskliwym głosem, lekceważąc uwagę blondynki. <br />- Potrzebuję tylko chwili odpoczynku - skłamała.<br />Czuła się fatalnie, jednak nie dała tego po sobie poznać.<br />- Jeżeli chcesz, mogę do ciebie przyjechać po szkole. Obejrzymy jakiś film, zrobimy popcorn. Możemy pośmiać się z tych głupich programów młodzieżowych. Wiem jak to lubisz. - Uniósł brwi znacząco. Zawsze potrafił poprawić jej humor. <br />- Zadzwonię wieczorem. - Dziewczyna uśmiechnęła się i cmoknęła chłopaka w policzek.<br />- Pamiętaj, że o szesnastej spotykamy się w Heal! Bal jesienny ma być perfekcyjny - dodała Ivy gorączkowo, przypominając o spotkaniu organizacyjnym, na które zapisała się Avalon.<br />- Przyjdę, obiecuję. Muszę zobaczyć panią prezes komitetu w akcji. - Brunetka założyła swoje proste włosy za uszy. Zabrała z ławki torbę i wymknęła się ze szkoły.<br />Weszła do auta i ruszyła przed siebie. <br /><br />Pojechała do Heal wypić kawę. Od jakiegoś czasu była wiecznie zaspana i zmęczona. Usiadła na miejscu, które zawsze zajmowała z przyjaciółmi. Niewielki stolik dla sześciu osób, wokół którego stały wygodne, czarne, obite skórą fotele. Heal było jednym z niewielu miejsc zapewniających rozrywkę w małym Uniontown. W restauracji można było dobrze zjeść za niewielką cenę, spotkać się ze znajomymi lub pograć w bilarda, rzutki czy piłkarzyki. Ułatwiał to przyjemny klimat i świetny wystrój.<br />Czekając na zamówienie, dziewczyna zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Nie był to byle kto. Przystojny brunet siedział przy barze popijając alkohol. Jego wzrok był przeszywający i pewny siebie. Dziewczyna czuła się nieco zawstydzona, ale jednocześnie zaintrygowana.<br />On się na nią zwyczajnie gapił.<br />Zarumieniła się, a jej ciało obeszły ciarki. <br />Nieco speszona, schowała oczy pod zasłoną rzęs. Otworzyła kartę dań uważnie przyglądając się nazwie każdej potrawy.<br />Co jakiś czas zerkała w jego stronę, ale jedynie utwierdzała się w przekonaniu, że brunet nie spuszcza z niej oczu. Nie poprzestał na obserwowaniu. Podszedł do niej pewnym, nonszalanckim krokiem poprawiając kołnierz skórzanej kurtki.<br />- Zadzwoń, jak będziesz miała czas. - Uśmiechnął się kącikiem ust. Dziewczyna niepewnie sięgnęła po małą tekturkę wyglądającą prawie jak wizytówka. Odprowadziła wzrokiem przystojnego bruneta do drzwi wyjściowych.<br />Po wypiciu kawy, Avalon poczuła się jeszcze gorzej. <br />Kiedy tylko weszła do domu, rzuciła się na sofę i schowała pod duży, wełniany koc. Joseph miał zawieźć Jasona do szkoły, ale nie miała nawet siły, żeby sprawdzić czy udało mu się przekonać chłopaka do tego, żeby się obudził.<br />W wypadku samochodowym, matka Avalon zginęła, a jej brat doznał poważnego złamania kręgosłupa, które przykuło go do wózka inwalidzkiego. Joseph, który przed śmiercią Gabrielle miał się jej oświadczyć, zamieszkał u rodzeństwa. Był z mamą Avalon i Jasona przez dwa lata. Tragiczna śmierć kobiety spowodowała depresję chłopaka, który po wypadku długo się nie odzywał. Nawet regularne wizyty u psychologa nie dawały oczekiwanej poprawy.<br />Dziewczyna nie potrafiła znieść, że jej szesnastoletni brat musi zmagać się z takim cierpieniem.<br />Pragnęła jedynie móc zamknąć oczy i nie bać się śnić. Bo ostatnio nawet sen nie pomagał jej oderwać się od rzeczywistości.</span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span><br />
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;">Tyler wszedł do salonu i rzucił kurtkę na kanapę stojącą w ogromnym salonie. Posiadłość, w której zamieszkali była ulokowana za lasem. Mało kto tędy przejeżdżał. Wnętrze domu było urządzone w gotyckim stylu. Wystrój świadczył o całkiem niezłym guście poprzednich mieszkańców, którzy za sprawą nowych lokatorów, wyjechali do innego miasta. <br />Do pokoju wtargnęła rozwścieczona Chelsea. Szybki stukot jej szpilek Tyler słyszał kiedy jeszcze była na piętrze. Zgromiła bruneta piorunującym spojrzeniem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.<br />- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! - Nerwowo stukała podeszwą granatowych obcasów o panele, czego Tyler szczerze nienawidził.<br />- Oboje dobrze wiemy, że możesz. - Uśmiechnął się bezczelnie.<br />Chelsea podeszła do niego. Zacisnęła swoje palce na jego szorstkiej szyi. Kiedy poczuła, że zaraz się udusi, poluźniła uścisk.<br />Tyler łapczywie nabrał powietrza do płuc. Oddychał astmatycznie, rozmasowując szyję.<br />- Miałeś być posłuszny!<br />- Ten cały układ, no cóż... Nie za bardzo mi odpowiada. - Wzruszył niedbale ramionami.<br />Chelsea wzięła kilka głębokich oddechów.<br />Ochłonęła.<br />- Dowiedziałeś się czegoś? - zapytała na pozór opanowanym głosem.<br />- Czas najchętniej spędza w barze Heal, gen zaczął uaktywniać się niedawno i jest zajęta.<br />- Skąd to wiesz?<br />- Spotkałem ją tam. Zamówiła kawę, więc najwidoczniej nie zauważyła jeszcze, że działa na nią osłabiająco. Wyglądała na senną i zmęczoną, co świadczy o tym, że objawy są coraz bardziej intensywne... I jeszcze do mnie nie zadzwoniła.<br />- A co to ma do rzeczy?<br />- Dałem jej swój numer telefonu. Gdyby była taką desperatką na jaką wyglądała, już dawno by zadzwoniła. Najwidoczniej ma chłopaka - powiedział. - Nie wiem jak to robię, ale dziewczyny zwyczajnie nie potrafią mi się oprzeć. - Westchnął ciężko. - Może to ten uśmiech, oczy lub to, że przed niczym nie pohamuję się, żeby zdobyć to, czego pragnę.<br />Chelsea położyła dłonie na jego torsie.<br />- Kiedy Avalon do nas dołączy, zabiorę cię gdzieś. Byle z dala od Uniontown - wyszeptał żarliwie do jej ucha ozdobionego diamentowymi kolczykami. <br />- Może do Filadelfii? - zaproponowała, odpinając powoli guziki jego koszuli.<br />- Pensylwania jest taka nudna. Pojedziemy jeszcze dalej. Do Europy albo Azji.<br />- To miasteczko jeszcze nas zaskoczy, Tyler...<br />- Nie możemy tutaj długo zostać. Polują na nas.<br />- Kiedy odzyskamy Michaela, zemścimy się. Obiecuję. Pomścimy nasze rodziny - powiedziała patrząc wprost w jego migdałowe, duże oczy. - Zabijemy ich.<br />- Wiesz przecież, że jak tylko nas znajdą, zniszczą to miasto. <br />- I o to chodzi - powiedziała melodyjnym głosem, po czym zatopiła w nim swoje miękkie, lepkie wargi. </span><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"></span></span></span><span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times New Roman;"></span></span><br />
<span style="font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times New Roman;"><div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none;">
<span style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;"><span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif;"><strong>Od autorki:</strong> Opowiadanie nie będzie o One Direction. Pojawia się w nim jedynie Liam (tak, tak, mam do niego słabość :P) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)<br />Baaardzo proszę o komentarze. </span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: right;">
<span style="font-family: Times, "Times New Roman", serif; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-bidi-font-family: Calibri; mso-hansi-font-family: Calibri;">Całuję, Ameliaxx</span></div>
</span><div style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal" style="margin: 0cm 0cm 10pt; mso-layout-grid-align: none; mso-pagination: none; text-align: right;">
<br /></div>
</div>
</span><br />Ameliaxxhttp://www.blogger.com/profile/06043044266317415692noreply@blogger.com15