Słońce powoli obniżało się za horyzont. Wokół niego roztaczały się czerwienie, żółcie i pomarańcze, a złociste promienie opadały kaskadą na soczyście zieloną murawę.
Mijała ósma, czwartkowa godzina lekcyjna. Dziewczyny z drużyny lekkoatletycznej szły pod prysznic, podczas gdy Avalon pozostała na bieżni. Na jej szczupłym ciele osadziły się pojedyncze, okrągłe krople potu.
- Price! - Usłyszała głośny krzyk nauczycielki. - Trening już się skończył, wracaj do domu!
Dziewczyna podbiegła truchtem do kobiety.
- Mogę zostać jeszcze chwilę? - zapytała, kładąc dłonie na biodrach.
- Nie jesteś zmęczona?
- Jestem. Ale chciałam jeszcze chwilę pobiegać. To pozwala mi się skoncentrować i uporządkować myśli - odparła dysząc.
- Dzisiaj prawie pobiłaś rekord szkoły sprzed trzydziestu lat. Jestem z ciebie dumna - powiedziała obojętnie, zerkając na kartę z wynikami.
- Dziękuję, trenerko. Następnym razem postaram się bardziej. - Avalon podniosła z ławki ręcznik i wytarła nim kark.
- Wiesz kto ustalił poprzedni rekord?
- Nie mam pojęcia. - Napiła się wody z bidonu.
- Twoja matka.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Wiedziała, że uczęszcza do tej samej szkoły co jej mama, ale nie sądziła, że ona też biegała.
- Wkrótce odbywa się olimpiada stanowa, na którą pojedziesz - rozkazała. - Musisz być w znakomitej formie, zrozumiano?
Pokiwała głową. Trenerka była hardą i konkretną babką. Taką posturą mógłby poszczycić się niejeden mężczyzna, dlatego bywała częstym obiektem żartów i kpin uczniów. Nawet Avalon czuła się na jej lekcjach jak w wojsku. Zawsze dawała jej porządny wycisk.
Kiedy nauczycielka zniknęła za trybunami, dziewczyna wyciągnęła z torby słuchawki, puściła swoją ulubioną piosenkę i wykonała jeszcze kilkanaście okrążeń. Słońce rażące w oczy jej nie przeszkodziło.
Nagle, na boisko weszła drużyna futbolowa. Dziewczyna podbiegła do rozgrywającego, jej chłopaka - Liama. Szybko zdjął kask i złapał dziewczynę w biodrach, obracając ją kilka razy w powietrzu. Pocałowała go w usta.
- Co tutaj jeszcze robisz? Chyba powinnaś się już przygotowywać. - Brunet uśmiechając się szeroko, przypomniał jej o balu jesiennym.
- A co z tobą? - Zaśmiała się. Przebywanie z nim, powodowało, że Avalon mimowolnie unosiła kąciki ust wysoko do góry.
- Ja jestem facetem. Wystarczy, że włożę garnitur i będę gotowy. A ty musisz wyglądać pięknie. - Przycisnął mocniej ciepłe dłonie do jej kości biodrowych.
- Teraz ci się nie podobam? - zapytała przygryzając wargę.
- Nie powiedziałem tego - wyszeptał do jej ucha. - To jak, do zobaczenia na balu?
- Będę czekała. - Pocałowała jego policzek.
Freddie zawołał Liama, więc ten szybko podbiegł do reszty drużyny, posyłając Avalon uśmiech.
- Zamknij te oczy! - rozkazała Ivy. - Jak mam cię pomalować, skoro się wiercisz?
- Zaraz wbijesz mi to w oko!
- Chcesz być piękna, musisz cierpieć - odparła beztrosko, ponownie usiłując narysować równą kreskę na oku Avalon.
- Przypomnij mi, żebyśmy następnym razem spotkały się na miejscu - mruknęła.
- Bądź już cicho - warknęła, kończąc malować prawe oko. - Gotowe!
Brunetka podeszła do lustra. Uważnie przyjrzała się długim, falowanym włosom zgarniętym na jeden bok. Makijaż podkreślał jej oliwkową cerę i duże, zielone oczy. Na ustach miała różową szminkę, a spojrzenie podkręciła zalotką. Weszła za parawan i ubrała czerwoną suknię do kostek dobierając do niej złotą, delikatną biżuterię.
- Avalon! - krzyknęła zdumiona Ivy. - Ty masz piersi!
- Co? - Zaśmiała się zerkając na swój biust.
- Zawsze chowasz je pod tymi workowatymi, sportowymi ciuchami. W końcu je znalazłam! Tu są!
Avalon spuściła wzrok, żeby ukryć swoje zażenowanie.
- Dobra, teraz moja kolej. - Dziewczyna złapała za granatową sukienkę leżącą na łóżku. Wychodząc zza parawanu, poprawiła jeszcze długie, lśniące loki, by mogły swobodnie opadać na plecy.
- Wyglądasz bardzo ładnie - skomplementowała ją Avalon. Uśmiechnęła się do przyjaciółki, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Seksownie? - zapytała, poruszając znacząco brwiami.
- Tak. - Zaśmiała się.
- Moja mama po nas nie przyjedzie. Znowu spotyka się z Jamesem. - Ivy westchnęła ciężko.
- Pojedziemy z Josephem.
- Myślisz, że jej się oświadczy? - Blondynka usiadła na łóżku, tarmosząc w dłoniach kołdrę.
- Są ze sobą dopiero od kilku miesięcy...
- Wiem, ale on ma kompletnego bzika na punkcie mojej mamy.
- Chcesz, żeby się jej oświadczył?
- Faceci przychodzą i odchodzą. Pewnie z nim też tak będzie. - Wzruszyła ramionami.
- Chyba cię to specjalnie nie rusza - zauważyła.
- Nie obchodzi mnie to - Wstała. Podeszła do lustra poprawiając swoje długie, blond włosy łagodnie pieszczące ramiona. - Swoją drogą, pewnie z wzajemnością. Ona też się mną nie przejmuje.
Avalon podeszła do dziewczyny stojącej przed kryształową taflą. Położyła dłonie na krągłości jej ramion.
- Boisz się, że ci ją zabierze, prawda? - zapytała, wpatrując się w ich odbicie.
- Ciągle pracuje, a jeśli nie jest w szpitalu, to spotyka się z Jamesem. Brakuje mi jej.
- Mi też brakuje mojej mamy - szepnęła Avalon. - Nie powinnaś mówić, że ma cię gdzieś. To, że w jej życiu jest jeszcze jedna ważna osoba wcale nie znaczy, że o tobie zapomniała.
- Co ty możesz wiedzieć. Nie masz matki - powiedziała, po czym ugryzła się w język. - Przepraszam cię, nie o to mi chodziło... - Spojrzała na nią przepraszająco.
- Masz rację - odparła. - Ja straciłam swoją mamę i żałuję, że nie miałam okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kochałam i jak ważna dla mnie była. Nie popełniaj moich błędów.
- Przykro mi.
- Wiem. - Avalon uśmiechnęła się delikatnie. - To jak, idziemy? - Złapała za futrzaną kurtkę.
- Jasne... Ale możesz mi najpierw pomóc rozpiąć gorset? - zapytała siłując się z zamkiem. - Zapomniałam pójść do łazienki.
Brunetka zaśmiała się. Podeszła do dziewczyny poprawiając długą, krwistoczerwoną suknię z tiulu ciągnącą się po ziemi.
Bal jesienny odbywał się jak co roku w sali ratuszowej. Do sufitu przymocowany był duży, kryształowy żyrandol, od którego odbijało się światło, rozpraszając się po całym pomieszczeniu. W podłodze w symetryczne wzory można było znaleźć swoje odbicie. Do sali prowadziły marmurowe schody, na których leżał czerwony dywan. Kolumny pełniące rolę ozdobną, były uzupełnieniem całego wystroju. Muzykę na żywo grał zespół ze specjalnie zrobionej na tę okazję sceny. Dla uczniów Liceum Bena Franklina, bal jesienny był najważniejszym wydarzeniem towarzyskim w całym roku.
- To robi wrażenie - powiedziała Avalon do Ivy, wchodząc na salę. - Świetnie się spisałaś.
- Wiem - odparła.
- Grunt to skromność - mruknęła pod nosem, czego blondynka nie zdążyła usłyszeć, ponieważ ruszyła w stronę grupy znajomych.
Jej pierś się uniosła, gdy brała głęboki oddech. Rozglądała się dookoła szukając Liama. Właśnie zmierzał w jej stronę. Miał na sobie czarny garnitur i niebieską koszulę. Wyglądał obłędnie.
- Jesteś taka piękna - powiedział wyraźnie oczarowany wyglądem dziewczyny. Brunetka podała mu swoją dłoń, a on ją pocałował. Avalon przygryzła wargę nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Punktualnie o dwudziestej drugiej na scenę weszła pani dyrektor. Oficjalnie rozpoczęła bal życząc wszystkim udanej zabawy.
- Zatańczymy? - Liam poprosił Avalon do tańca. Weszli na parkiet. Chłopak delikatnie położył dłoń na jej biodrze, jakby bał się, że dziewczyna pokruszy się od ciepła jego ciała. Pomimo tego, że był sportowcem, potrafił być łagodny i troskliwy. Lubiła w nim to.
Dziewczyna przysunęła się do niego trochę bliżej. Spojrzała prosto w jego jasnobrązowe oczy. Zatraciła się w tej chwili chcąc, by była nieprzerwana. Złożył na jej ustach pocałunek. Położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, a drugą splotła z jego palcami.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze tańczysz. - Wodziła dłonią po jego torsie.
- Uwierzysz jeśli powiem, że ja też nie? - Zaśmiał się cicho.
- Cieszę się, że jestem tutaj z tobą - szepnęła żarliwie do jego ucha, kołysząc się w rytm muzyki. Splotła dłonie na jego karku.
- Ja też, Avalon. Uwielbiam twój uśmiech. - Przytulił ją do siebie mocniej.
Podobało jej się to, w jaki sposób na nią patrzył.
Kiedy piosenka się skończyła, Liam podziękował jej za taniec. Odprowadził ją na miejsce przy stole, znikając po chwili w grupie przyjaciół. Dziewczyna podeszła do Ivy, która właśnie rozmawiała z Ethanem. Zgromiła go spojrzeniem.
- Jak się bawisz? - zapytała brunetki.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od chłopaka, co nie uszło uwadze Ivy. - Pamiętasz Ethana? - zapytała. - To moja para - oświadczyła.
- Jestem Avalon. - Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Ethan - odparł podając jej rękę. Dziewczyna mocno nią potrząsnęła.
- Przyniesiesz nam coś do picia? - zapytała Ivy chłopaka.
Pokiwał głową posyłając Avalon łobuzerskie, przebiegłe spojrzenie.
Kiedy odszedł, blondynka krzyknęła bezgłośnie.
- I jak ci się podoba moje brytyjskie ciacho? - zapytała dumnie.
- Nie podoba mi się. Wcale - mruknęła. - Mówiłaś, że będziesz się trzymała od nich z dala.
- On jest inny.
- On nie jest inny! Każdy o kim mówisz, że jest inny, okazuje się być taki sam jak reszta. On jest podejrzany! Wykorzysta cię tylko. Nie powinno go tutaj być - warknęła, zerkając na Ethana nalewającego ponczu do plastikowych kubeczków.
- On chodzi do tej szkoły, zapomniałaś? Nie cieszysz się razem ze mną?
- Cieszę, ale po prostu... - Avalon fuknęła ze złości. - To nie jest odpowiedni chłopak!
- Chyba ja o tym będę decydowała - mruknęła obrażonym głosem. - Potrafię o siebie zadbać, jasne? - dodała półszeptem, bo brunet właśnie kierował się w ich stronę trzymając w dłoniach napoje.
- Jeden dla mnie, jeden dla ciebie... - zawiesił głos na chwilę. - I jeden dla ciebie, Avalon.
- Dziękuję - odparła nieufnie.
Ivy przeplotła rękę przez jego ramię.
- Coś cię gryzie, Avalon? - zapytał z ironią.
- Wyjdę na zewnątrz. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - Posłała przyjaciółce uśmiech, jednocześnie mierząc Ethana wzrokiem, po czym wyszła na taras.
Widok z niego rozciągał się na ogromne, piękne ogrody. W jego centrum stała fontanna. Po bokach, rosły idealnie przycięte klomby oświetlone białymi lampkami. Księżyc na atramentowym niebie, wyglądał magicznie.
- Jak się bawisz? - Usłyszała za sobą pewny siebie głos Tylera.
- Co tutaj robisz? - mruknęła ze strachem.
- Tak, Avalon. Mi też jest miło ciebie ponownie zobaczyć. - Uśmiechnął się kącikiem ust, trzymając dłonie w kieszeniach.
- Nikt nie powiedział, że jest mi miło - odparła, patrząc hardo w jego oczy.
- Uuu, zabolało - powiedział z sarkazmem. - Mogłabyś być trochę bardziej sympatyczna biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj uratowałem twoje życie. Może powiesz mi coś miłego?
Podszedł do niej bliżej. Przyparł ją do balustrady.
- Jesteś taki seksowny - szepnęła z ironią, kurczowo trzymając się jego marynarki. - Szkoda, że na tym kończą się twoje zalety. - Odepchnęła go od siebie.
- Ciężko jest się z tobą nie zgodzić - odparł usatysfakcjonowany.
- Po co tutaj przyszedłeś?
- Mieliśmy umowę. Jesteś nam potrzebna.
- I akurat teraz jestem wam potrzebna?
- Tak się złożyło. - Wzruszył ramionami.
Avalon odwróciła wzrok udając, że nie widzi jego zadowolonej miny.
- Chodźmy. - Odepchnęła się od poręczy i wzdychając ciężko, wyszła z sali. Tyler otworzył przed nią tylne drzwi samochodu terenowego, jednak ona to zlekceważyła i usiadła na przednie siedzenie.
Avalon obserwowała kątem oka jak prowadzi auto. Spojrzał na nią, więc szybko spuściła wzrok.
- Pięknie wyglądasz - szepnął, obserwując uważnie drogę.
Nie odpowiedziała mając nadzieję, że nie zauważył jak się zarumieniła.
Szatynka weszła z impetem do domu Tylera. W salonie, przy stole, na którym porozrzucane były papiery, dokumenty i pootwierane księgi, siedziała Chelsea.
- O co chodzi? - zapytała Avalon.
Brunetka się podniosła.
- Chcesz się czegoś napić? - zaproponowała.
- Chcę wiedzieć o co chodzi - odparła stanowczo.
- Namierzyliśmy cię dzięki kompasowi. Nie jest to zwykły kompas. Został zaklęty przez wiedźmę, która chciała odnaleźć wszystkie nadprzyrodzone istoty, by móc je później zabić. Uważała, że energia jaką zabieramy naturze, może zachwiać równowagę przyrody. - Chelsea podała jej urządzenie. Miało mnóstwo wskazówek, obrazków i przekładni. Igła magnetyczna znajdująca się na środku wskazywała Avalon.
- Co powinno się z nią dziać? - zapytała.
Chelsea wstała i podeszła do dziewczyny. Złapała kompas.
- Powinna kręcić się w kółko - odparła zdumiona Chelsea. - Musisz skupiać w sobie ogromne źródło energii.
- Kompas wskazywał nam kierunek, dopóki nie znaleźliśmy się na obszarze Uniontown. Zaczął wariować, a my byliśmy zdani na instynkt, który nas do ciebie zaprowadził - wtrącił Tyler.
Avalon kilkakrotnie obróciła w dłoniach kompas zauważając litery na środku tarczy.
- Co to jest?
- Kryptogram. Próbowaliśmy go rozszyfrować, ale nie udało się. To prawie niemożliwe - powiedziała Chelsea. - Właśnie do tego jesteś nam potrzebna. Szukamy jakiejkolwiek wskazówki, która pomogłaby nam odnaleźć Michaela. Spójrz na te litery. - Wskazała palcem na wygrawerowane znaki, które w oczach dziewczyny nie miały żadnego sensu.
- Ja na prawdę nie potrafię pomóc. Nie jestem taka jak wy.
- Pomyśl, Avalon... Musiałaś coś czuć. Coś, co sprawiało, że czułaś się inna niż reszta - Chelsea położyła dłoń na nagim ramieniu brunetki.
- Czasem, kiedy tracę przytomność, mam dziwne sny. Ale to tylko sny, nic nadzwyczajnego.
- Jakie to sny? Co ostatnio się tobie śniło?
Avalon wróciła myślami do przeszłości.
- Kiedy Tyler wyszedł z mojego domu, zemdlałam. Znalazłam się na jakimś ośnieżonym polu. Zobaczyłam pożar...
- Przypomnij sobie jak najwięcej szczegółów tego snu - rozkazała Chelsea.
- Stałam na oszronionym polu. Była zima. Niedaleko domu znajdował się las. Słyszałam płacz małych dzieci i krzyk ich rodziców, którzy byli w środku domu. I nagle wszystko ucichło, a oni nie zdążyli się stamtąd wydostać. Umarli, a ja się obudziłam. To wszystko co pamiętam.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? - zapytał drżącym, wściekłym głosem Tyler.
- Nie wiedziałam, że to ma jakieś znaczenie.
Chelsea wzięła głęboki oddech. Spojrzała badawczo na Tylera, który szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, chowając się w kuchni.
- To co widziałaś... Właśnie tak zginęli bliscy Tylera. Łowcy wywołali ten pożar, ponieważ jego rodzina nie powiedziała, gdzie znajduje się chłopak - wyjaśniła. - Masz dar jasnowidzenia, Avalon.
- To zwykły zbieg okoliczności - zaprzeczyła niedowierzając.
- Zdarzało się do częściej?
- Nie - skłamała.
- Coś musiało sprawić, że miałaś tę wizję. Może jego dotyk albo spojrzenie... Dopóki twój gen się nie rozwinie, nie będziesz potrafiła go kontrolować.
- To są chyba jakieś żarty...
Dziewczyna nie chciała w to wierzyć. Zaprzeczała samej sobie, chociaż gdzieś w środku czuła, że Chelsea ma rację.
- Spróbuj czegoś się dowiedzieć. Może wystarczy, żebyś skupiła uwagę na tym kompasie. Może jeśli będziesz tego bardzo chciała, uda ci się nad tym zapanować i zdobędziesz jakiekolwiek informacje - powiedziała entuzjastycznie, lekceważąc niepewność Avalon.
Chelsea posłała jej pokrzepiające spojrzenie.
Brunetka bez słowa uklękła na podłodze. Położyła przed sobą kompas. Zacisnęła powieki skupiając energię na małym urządzeniu.
Po chwili, odetchnęła ciężko.
- To nic nie daje - odparła zrezygnowana.
- Uspokój się - wyszeptała. - Czerp energię z żywiołów, oczyść umysł...
Avalon wsłuchała się w jej cichy, kojący w głos. Położyła dłoń na kompasie oddychając równo, głęboko. Przymrużyła powieki, a jej ciało obeszły chłodne dreszcze.
Chelsea zauważyła, że szatynka zaczyna drżeć, tracąc kontrolę. Jej klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko. Z nozdrza dziewczyny popłynął strumień krwi zatrzymujący się na jej pełnych wargach.
- Avalon! Obudź się! Zatrzymaj to! - wrzasnęła, jednak ona nie zareagowała.
Z jej ust wydobywały się ciche jęki.
- Obudź się! – krzyknęła ponownie, szarpiąc ją za ramiona.
Dziewczyna nagle wybudziła się z transu. Zaczerpnęła powietrza wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń.
- Potrzebujemy medalionu...
- Jakiego medalionu? Co widziałaś? - zapytała z przejęciem.
- Medalion jest kluczem do rozwiązania kryptogramu na kompasie. Jeżeli połączymy te dwie części, kompas wskaże nam drogę do Michaela.
- W takim razie, gdzie jest medalion?
- Nie wiem - odparła, wzruszając ramionami niemalże niezauważalnie. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili ciszy.
- Mogę cię o coś zapytać?
Chelsea nie odpowiedziała.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żeby odnaleźć Michaela?
- To mój przyjaciel. Uratował nas. Teraz my musimy uratować jego. Jesteśmy mu to winni.
Avalon ponownie wzięła do rąk kompas.
Przyjrzała się dokładnie inskrypcjom na urządzeniu namierzającym. Znajdowały się na nim znaki, które widziała już wcześniej. We śnie. Przymrużyła oczy, by umocnić się w przekonaniu, że wyglądały tak samo.
- Chyba wiem, gdzie może być ukryty medalion - wyszeptała. - Kiedyś miałam sen. Byłam w jaskini, gdzie był ukryty posąg. Trzymał w dłoniach kamienną szkatułkę, na której były identyczne inskrypcje, co na kompasie. Może to właśnie tam jest ukryty?
- Gdzie to dokładnie było? - zapytała gorączkowo.
- Nie mam pojęcia.
- Świetnie! Na świecie są tysiące jaskiń. Znowu stoimy w punkcie wyjścia. - Westchnęła ciężko.
- Nie przejmuj się. Znajdziemy go wkrótce. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Co ty możesz wiedzieć... Pomagasz nam tylko dlatego, żeby zobaczyć swoją matkę - wysyczała.
- Ja pomagam wam, żeby zobaczyć mamę, wy pomagacie mi, żeby zobaczyć Michaela. To chyba dość prosty i czysty układ - odparła krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Nawet nie wiem, czy mogę wam ufać.
Wskazówki zegara naszły na siebie wybijając północ.
- Wyjdź już stąd - mruknęła Chelsea przewracając oczami. Podeszła do barku z alkoholami. Nalała do szklanki szkockiej wódki.
Brunetka prychnęła cicho, po czym wyszła trzaskając głośno drzwiami.
Avalon czekała na Liama przed jego domem. Wyszedł z samochodu, podrzucając kilka razy kluczami. Kiedy ich oczy się spotkały, na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do dziewczyny i objął ją.
Mijała ósma, czwartkowa godzina lekcyjna. Dziewczyny z drużyny lekkoatletycznej szły pod prysznic, podczas gdy Avalon pozostała na bieżni. Na jej szczupłym ciele osadziły się pojedyncze, okrągłe krople potu.
- Price! - Usłyszała głośny krzyk nauczycielki. - Trening już się skończył, wracaj do domu!
Dziewczyna podbiegła truchtem do kobiety.
- Mogę zostać jeszcze chwilę? - zapytała, kładąc dłonie na biodrach.
- Nie jesteś zmęczona?
- Jestem. Ale chciałam jeszcze chwilę pobiegać. To pozwala mi się skoncentrować i uporządkować myśli - odparła dysząc.
- Dzisiaj prawie pobiłaś rekord szkoły sprzed trzydziestu lat. Jestem z ciebie dumna - powiedziała obojętnie, zerkając na kartę z wynikami.
- Dziękuję, trenerko. Następnym razem postaram się bardziej. - Avalon podniosła z ławki ręcznik i wytarła nim kark.
- Wiesz kto ustalił poprzedni rekord?
- Nie mam pojęcia. - Napiła się wody z bidonu.
- Twoja matka.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Wiedziała, że uczęszcza do tej samej szkoły co jej mama, ale nie sądziła, że ona też biegała.
- Wkrótce odbywa się olimpiada stanowa, na którą pojedziesz - rozkazała. - Musisz być w znakomitej formie, zrozumiano?
Pokiwała głową. Trenerka była hardą i konkretną babką. Taką posturą mógłby poszczycić się niejeden mężczyzna, dlatego bywała częstym obiektem żartów i kpin uczniów. Nawet Avalon czuła się na jej lekcjach jak w wojsku. Zawsze dawała jej porządny wycisk.
Kiedy nauczycielka zniknęła za trybunami, dziewczyna wyciągnęła z torby słuchawki, puściła swoją ulubioną piosenkę i wykonała jeszcze kilkanaście okrążeń. Słońce rażące w oczy jej nie przeszkodziło.
Nagle, na boisko weszła drużyna futbolowa. Dziewczyna podbiegła do rozgrywającego, jej chłopaka - Liama. Szybko zdjął kask i złapał dziewczynę w biodrach, obracając ją kilka razy w powietrzu. Pocałowała go w usta.
- Co tutaj jeszcze robisz? Chyba powinnaś się już przygotowywać. - Brunet uśmiechając się szeroko, przypomniał jej o balu jesiennym.
- A co z tobą? - Zaśmiała się. Przebywanie z nim, powodowało, że Avalon mimowolnie unosiła kąciki ust wysoko do góry.
- Ja jestem facetem. Wystarczy, że włożę garnitur i będę gotowy. A ty musisz wyglądać pięknie. - Przycisnął mocniej ciepłe dłonie do jej kości biodrowych.
- Teraz ci się nie podobam? - zapytała przygryzając wargę.
- Nie powiedziałem tego - wyszeptał do jej ucha. - To jak, do zobaczenia na balu?
- Będę czekała. - Pocałowała jego policzek.
Freddie zawołał Liama, więc ten szybko podbiegł do reszty drużyny, posyłając Avalon uśmiech.
- Zamknij te oczy! - rozkazała Ivy. - Jak mam cię pomalować, skoro się wiercisz?
- Zaraz wbijesz mi to w oko!
- Chcesz być piękna, musisz cierpieć - odparła beztrosko, ponownie usiłując narysować równą kreskę na oku Avalon.
- Przypomnij mi, żebyśmy następnym razem spotkały się na miejscu - mruknęła.
- Bądź już cicho - warknęła, kończąc malować prawe oko. - Gotowe!
Brunetka podeszła do lustra. Uważnie przyjrzała się długim, falowanym włosom zgarniętym na jeden bok. Makijaż podkreślał jej oliwkową cerę i duże, zielone oczy. Na ustach miała różową szminkę, a spojrzenie podkręciła zalotką. Weszła za parawan i ubrała czerwoną suknię do kostek dobierając do niej złotą, delikatną biżuterię.
- Avalon! - krzyknęła zdumiona Ivy. - Ty masz piersi!
- Co? - Zaśmiała się zerkając na swój biust.
- Zawsze chowasz je pod tymi workowatymi, sportowymi ciuchami. W końcu je znalazłam! Tu są!
Avalon spuściła wzrok, żeby ukryć swoje zażenowanie.
- Dobra, teraz moja kolej. - Dziewczyna złapała za granatową sukienkę leżącą na łóżku. Wychodząc zza parawanu, poprawiła jeszcze długie, lśniące loki, by mogły swobodnie opadać na plecy.
- Wyglądasz bardzo ładnie - skomplementowała ją Avalon. Uśmiechnęła się do przyjaciółki, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Seksownie? - zapytała, poruszając znacząco brwiami.
- Tak. - Zaśmiała się.
- Moja mama po nas nie przyjedzie. Znowu spotyka się z Jamesem. - Ivy westchnęła ciężko.
- Pojedziemy z Josephem.
- Myślisz, że jej się oświadczy? - Blondynka usiadła na łóżku, tarmosząc w dłoniach kołdrę.
- Są ze sobą dopiero od kilku miesięcy...
- Wiem, ale on ma kompletnego bzika na punkcie mojej mamy.
- Chcesz, żeby się jej oświadczył?
- Faceci przychodzą i odchodzą. Pewnie z nim też tak będzie. - Wzruszyła ramionami.
- Chyba cię to specjalnie nie rusza - zauważyła.
- Nie obchodzi mnie to - Wstała. Podeszła do lustra poprawiając swoje długie, blond włosy łagodnie pieszczące ramiona. - Swoją drogą, pewnie z wzajemnością. Ona też się mną nie przejmuje.
Avalon podeszła do dziewczyny stojącej przed kryształową taflą. Położyła dłonie na krągłości jej ramion.
- Boisz się, że ci ją zabierze, prawda? - zapytała, wpatrując się w ich odbicie.
- Ciągle pracuje, a jeśli nie jest w szpitalu, to spotyka się z Jamesem. Brakuje mi jej.
- Mi też brakuje mojej mamy - szepnęła Avalon. - Nie powinnaś mówić, że ma cię gdzieś. To, że w jej życiu jest jeszcze jedna ważna osoba wcale nie znaczy, że o tobie zapomniała.
- Co ty możesz wiedzieć. Nie masz matki - powiedziała, po czym ugryzła się w język. - Przepraszam cię, nie o to mi chodziło... - Spojrzała na nią przepraszająco.
- Masz rację - odparła. - Ja straciłam swoją mamę i żałuję, że nie miałam okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kochałam i jak ważna dla mnie była. Nie popełniaj moich błędów.
- Przykro mi.
- Wiem. - Avalon uśmiechnęła się delikatnie. - To jak, idziemy? - Złapała za futrzaną kurtkę.
- Jasne... Ale możesz mi najpierw pomóc rozpiąć gorset? - zapytała siłując się z zamkiem. - Zapomniałam pójść do łazienki.
Brunetka zaśmiała się. Podeszła do dziewczyny poprawiając długą, krwistoczerwoną suknię z tiulu ciągnącą się po ziemi.
Bal jesienny odbywał się jak co roku w sali ratuszowej. Do sufitu przymocowany był duży, kryształowy żyrandol, od którego odbijało się światło, rozpraszając się po całym pomieszczeniu. W podłodze w symetryczne wzory można było znaleźć swoje odbicie. Do sali prowadziły marmurowe schody, na których leżał czerwony dywan. Kolumny pełniące rolę ozdobną, były uzupełnieniem całego wystroju. Muzykę na żywo grał zespół ze specjalnie zrobionej na tę okazję sceny. Dla uczniów Liceum Bena Franklina, bal jesienny był najważniejszym wydarzeniem towarzyskim w całym roku.
- To robi wrażenie - powiedziała Avalon do Ivy, wchodząc na salę. - Świetnie się spisałaś.
- Wiem - odparła.
- Grunt to skromność - mruknęła pod nosem, czego blondynka nie zdążyła usłyszeć, ponieważ ruszyła w stronę grupy znajomych.
Jej pierś się uniosła, gdy brała głęboki oddech. Rozglądała się dookoła szukając Liama. Właśnie zmierzał w jej stronę. Miał na sobie czarny garnitur i niebieską koszulę. Wyglądał obłędnie.
- Jesteś taka piękna - powiedział wyraźnie oczarowany wyglądem dziewczyny. Brunetka podała mu swoją dłoń, a on ją pocałował. Avalon przygryzła wargę nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Punktualnie o dwudziestej drugiej na scenę weszła pani dyrektor. Oficjalnie rozpoczęła bal życząc wszystkim udanej zabawy.
- Zatańczymy? - Liam poprosił Avalon do tańca. Weszli na parkiet. Chłopak delikatnie położył dłoń na jej biodrze, jakby bał się, że dziewczyna pokruszy się od ciepła jego ciała. Pomimo tego, że był sportowcem, potrafił być łagodny i troskliwy. Lubiła w nim to.
Dziewczyna przysunęła się do niego trochę bliżej. Spojrzała prosto w jego jasnobrązowe oczy. Zatraciła się w tej chwili chcąc, by była nieprzerwana. Złożył na jej ustach pocałunek. Położyła jedną dłoń na jego klatce piersiowej, a drugą splotła z jego palcami.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze tańczysz. - Wodziła dłonią po jego torsie.
- Uwierzysz jeśli powiem, że ja też nie? - Zaśmiał się cicho.
- Cieszę się, że jestem tutaj z tobą - szepnęła żarliwie do jego ucha, kołysząc się w rytm muzyki. Splotła dłonie na jego karku.
- Ja też, Avalon. Uwielbiam twój uśmiech. - Przytulił ją do siebie mocniej.
Podobało jej się to, w jaki sposób na nią patrzył.
Kiedy piosenka się skończyła, Liam podziękował jej za taniec. Odprowadził ją na miejsce przy stole, znikając po chwili w grupie przyjaciół. Dziewczyna podeszła do Ivy, która właśnie rozmawiała z Ethanem. Zgromiła go spojrzeniem.
- Jak się bawisz? - zapytała brunetki.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od chłopaka, co nie uszło uwadze Ivy. - Pamiętasz Ethana? - zapytała. - To moja para - oświadczyła.
- Jestem Avalon. - Wyciągnęła dłoń w jego kierunku, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Ethan - odparł podając jej rękę. Dziewczyna mocno nią potrząsnęła.
- Przyniesiesz nam coś do picia? - zapytała Ivy chłopaka.
Pokiwał głową posyłając Avalon łobuzerskie, przebiegłe spojrzenie.
Kiedy odszedł, blondynka krzyknęła bezgłośnie.
- I jak ci się podoba moje brytyjskie ciacho? - zapytała dumnie.
- Nie podoba mi się. Wcale - mruknęła. - Mówiłaś, że będziesz się trzymała od nich z dala.
- On jest inny.
- On nie jest inny! Każdy o kim mówisz, że jest inny, okazuje się być taki sam jak reszta. On jest podejrzany! Wykorzysta cię tylko. Nie powinno go tutaj być - warknęła, zerkając na Ethana nalewającego ponczu do plastikowych kubeczków.
- On chodzi do tej szkoły, zapomniałaś? Nie cieszysz się razem ze mną?
- Cieszę, ale po prostu... - Avalon fuknęła ze złości. - To nie jest odpowiedni chłopak!
- Chyba ja o tym będę decydowała - mruknęła obrażonym głosem. - Potrafię o siebie zadbać, jasne? - dodała półszeptem, bo brunet właśnie kierował się w ich stronę trzymając w dłoniach napoje.
- Jeden dla mnie, jeden dla ciebie... - zawiesił głos na chwilę. - I jeden dla ciebie, Avalon.
- Dziękuję - odparła nieufnie.
Ivy przeplotła rękę przez jego ramię.
- Coś cię gryzie, Avalon? - zapytał z ironią.
- Wyjdę na zewnątrz. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - Posłała przyjaciółce uśmiech, jednocześnie mierząc Ethana wzrokiem, po czym wyszła na taras.
Widok z niego rozciągał się na ogromne, piękne ogrody. W jego centrum stała fontanna. Po bokach, rosły idealnie przycięte klomby oświetlone białymi lampkami. Księżyc na atramentowym niebie, wyglądał magicznie.
- Jak się bawisz? - Usłyszała za sobą pewny siebie głos Tylera.
- Co tutaj robisz? - mruknęła ze strachem.
- Tak, Avalon. Mi też jest miło ciebie ponownie zobaczyć. - Uśmiechnął się kącikiem ust, trzymając dłonie w kieszeniach.
- Nikt nie powiedział, że jest mi miło - odparła, patrząc hardo w jego oczy.
- Uuu, zabolało - powiedział z sarkazmem. - Mogłabyś być trochę bardziej sympatyczna biorąc pod uwagę fakt, że wczoraj uratowałem twoje życie. Może powiesz mi coś miłego?
Podszedł do niej bliżej. Przyparł ją do balustrady.
- Jesteś taki seksowny - szepnęła z ironią, kurczowo trzymając się jego marynarki. - Szkoda, że na tym kończą się twoje zalety. - Odepchnęła go od siebie.
- Ciężko jest się z tobą nie zgodzić - odparł usatysfakcjonowany.
- Po co tutaj przyszedłeś?
- Mieliśmy umowę. Jesteś nam potrzebna.
- I akurat teraz jestem wam potrzebna?
- Tak się złożyło. - Wzruszył ramionami.
Avalon odwróciła wzrok udając, że nie widzi jego zadowolonej miny.
- Chodźmy. - Odepchnęła się od poręczy i wzdychając ciężko, wyszła z sali. Tyler otworzył przed nią tylne drzwi samochodu terenowego, jednak ona to zlekceważyła i usiadła na przednie siedzenie.
Avalon obserwowała kątem oka jak prowadzi auto. Spojrzał na nią, więc szybko spuściła wzrok.
- Pięknie wyglądasz - szepnął, obserwując uważnie drogę.
Nie odpowiedziała mając nadzieję, że nie zauważył jak się zarumieniła.
Szatynka weszła z impetem do domu Tylera. W salonie, przy stole, na którym porozrzucane były papiery, dokumenty i pootwierane księgi, siedziała Chelsea.
- O co chodzi? - zapytała Avalon.
Brunetka się podniosła.
- Chcesz się czegoś napić? - zaproponowała.
- Chcę wiedzieć o co chodzi - odparła stanowczo.
- Namierzyliśmy cię dzięki kompasowi. Nie jest to zwykły kompas. Został zaklęty przez wiedźmę, która chciała odnaleźć wszystkie nadprzyrodzone istoty, by móc je później zabić. Uważała, że energia jaką zabieramy naturze, może zachwiać równowagę przyrody. - Chelsea podała jej urządzenie. Miało mnóstwo wskazówek, obrazków i przekładni. Igła magnetyczna znajdująca się na środku wskazywała Avalon.
- Co powinno się z nią dziać? - zapytała.
Chelsea wstała i podeszła do dziewczyny. Złapała kompas.
- Powinna kręcić się w kółko - odparła zdumiona Chelsea. - Musisz skupiać w sobie ogromne źródło energii.
- Kompas wskazywał nam kierunek, dopóki nie znaleźliśmy się na obszarze Uniontown. Zaczął wariować, a my byliśmy zdani na instynkt, który nas do ciebie zaprowadził - wtrącił Tyler.
Avalon kilkakrotnie obróciła w dłoniach kompas zauważając litery na środku tarczy.
- Co to jest?
- Kryptogram. Próbowaliśmy go rozszyfrować, ale nie udało się. To prawie niemożliwe - powiedziała Chelsea. - Właśnie do tego jesteś nam potrzebna. Szukamy jakiejkolwiek wskazówki, która pomogłaby nam odnaleźć Michaela. Spójrz na te litery. - Wskazała palcem na wygrawerowane znaki, które w oczach dziewczyny nie miały żadnego sensu.
- Ja na prawdę nie potrafię pomóc. Nie jestem taka jak wy.
- Pomyśl, Avalon... Musiałaś coś czuć. Coś, co sprawiało, że czułaś się inna niż reszta - Chelsea położyła dłoń na nagim ramieniu brunetki.
- Czasem, kiedy tracę przytomność, mam dziwne sny. Ale to tylko sny, nic nadzwyczajnego.
- Jakie to sny? Co ostatnio się tobie śniło?
Avalon wróciła myślami do przeszłości.
- Kiedy Tyler wyszedł z mojego domu, zemdlałam. Znalazłam się na jakimś ośnieżonym polu. Zobaczyłam pożar...
- Przypomnij sobie jak najwięcej szczegółów tego snu - rozkazała Chelsea.
- Stałam na oszronionym polu. Była zima. Niedaleko domu znajdował się las. Słyszałam płacz małych dzieci i krzyk ich rodziców, którzy byli w środku domu. I nagle wszystko ucichło, a oni nie zdążyli się stamtąd wydostać. Umarli, a ja się obudziłam. To wszystko co pamiętam.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? - zapytał drżącym, wściekłym głosem Tyler.
- Nie wiedziałam, że to ma jakieś znaczenie.
Chelsea wzięła głęboki oddech. Spojrzała badawczo na Tylera, który szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, chowając się w kuchni.
- To co widziałaś... Właśnie tak zginęli bliscy Tylera. Łowcy wywołali ten pożar, ponieważ jego rodzina nie powiedziała, gdzie znajduje się chłopak - wyjaśniła. - Masz dar jasnowidzenia, Avalon.
- To zwykły zbieg okoliczności - zaprzeczyła niedowierzając.
- Zdarzało się do częściej?
- Nie - skłamała.
- Coś musiało sprawić, że miałaś tę wizję. Może jego dotyk albo spojrzenie... Dopóki twój gen się nie rozwinie, nie będziesz potrafiła go kontrolować.
- To są chyba jakieś żarty...
Dziewczyna nie chciała w to wierzyć. Zaprzeczała samej sobie, chociaż gdzieś w środku czuła, że Chelsea ma rację.
- Spróbuj czegoś się dowiedzieć. Może wystarczy, żebyś skupiła uwagę na tym kompasie. Może jeśli będziesz tego bardzo chciała, uda ci się nad tym zapanować i zdobędziesz jakiekolwiek informacje - powiedziała entuzjastycznie, lekceważąc niepewność Avalon.
Chelsea posłała jej pokrzepiające spojrzenie.
Brunetka bez słowa uklękła na podłodze. Położyła przed sobą kompas. Zacisnęła powieki skupiając energię na małym urządzeniu.
Po chwili, odetchnęła ciężko.
- To nic nie daje - odparła zrezygnowana.
- Uspokój się - wyszeptała. - Czerp energię z żywiołów, oczyść umysł...
Avalon wsłuchała się w jej cichy, kojący w głos. Położyła dłoń na kompasie oddychając równo, głęboko. Przymrużyła powieki, a jej ciało obeszły chłodne dreszcze.
Chelsea zauważyła, że szatynka zaczyna drżeć, tracąc kontrolę. Jej klatka piersiowa unosiła się bardzo szybko. Z nozdrza dziewczyny popłynął strumień krwi zatrzymujący się na jej pełnych wargach.
- Avalon! Obudź się! Zatrzymaj to! - wrzasnęła, jednak ona nie zareagowała.
Z jej ust wydobywały się ciche jęki.
- Obudź się! – krzyknęła ponownie, szarpiąc ją za ramiona.
Dziewczyna nagle wybudziła się z transu. Zaczerpnęła powietrza wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń.
- Potrzebujemy medalionu...
- Jakiego medalionu? Co widziałaś? - zapytała z przejęciem.
- Medalion jest kluczem do rozwiązania kryptogramu na kompasie. Jeżeli połączymy te dwie części, kompas wskaże nam drogę do Michaela.
- W takim razie, gdzie jest medalion?
- Nie wiem - odparła, wzruszając ramionami niemalże niezauważalnie. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili ciszy.
- Mogę cię o coś zapytać?
Chelsea nie odpowiedziała.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tym, żeby odnaleźć Michaela?
- To mój przyjaciel. Uratował nas. Teraz my musimy uratować jego. Jesteśmy mu to winni.
Avalon ponownie wzięła do rąk kompas.
Przyjrzała się dokładnie inskrypcjom na urządzeniu namierzającym. Znajdowały się na nim znaki, które widziała już wcześniej. We śnie. Przymrużyła oczy, by umocnić się w przekonaniu, że wyglądały tak samo.
- Chyba wiem, gdzie może być ukryty medalion - wyszeptała. - Kiedyś miałam sen. Byłam w jaskini, gdzie był ukryty posąg. Trzymał w dłoniach kamienną szkatułkę, na której były identyczne inskrypcje, co na kompasie. Może to właśnie tam jest ukryty?
- Gdzie to dokładnie było? - zapytała gorączkowo.
- Nie mam pojęcia.
- Świetnie! Na świecie są tysiące jaskiń. Znowu stoimy w punkcie wyjścia. - Westchnęła ciężko.
- Nie przejmuj się. Znajdziemy go wkrótce. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Co ty możesz wiedzieć... Pomagasz nam tylko dlatego, żeby zobaczyć swoją matkę - wysyczała.
- Ja pomagam wam, żeby zobaczyć mamę, wy pomagacie mi, żeby zobaczyć Michaela. To chyba dość prosty i czysty układ - odparła krzyżując dłonie na klatce piersiowej. - Nawet nie wiem, czy mogę wam ufać.
Wskazówki zegara naszły na siebie wybijając północ.
- Wyjdź już stąd - mruknęła Chelsea przewracając oczami. Podeszła do barku z alkoholami. Nalała do szklanki szkockiej wódki.
Brunetka prychnęła cicho, po czym wyszła trzaskając głośno drzwiami.
Avalon czekała na Liama przed jego domem. Wyszedł z samochodu, podrzucając kilka razy kluczami. Kiedy ich oczy się spotkały, na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do dziewczyny i objął ją.
- Zawsze kiedy tylko spuszczę cię z oczu, boję się, że mi uciekniesz – powiedział, głaszcząc jej policzki. – Ciągle mi uciekasz. – Odgarnął pasmo jej ciemnych włosów ze zmarszczonego czoła.
- Teraz tak wiele dzieje się w moim życiu. Nie jesteś w stanie tego sobie wyobrazić.
- Teraz tak wiele dzieje się w moim życiu. Nie jesteś w stanie tego sobie wyobrazić.
- Nie dajesz mi nawet szansy, Avalon. - Zmarszczył brwi. Jego głos zadrżał nieznacznie.
- Próbuję. Daj mi jeszcze trochę czasu. – W jej oczach zatrzymały się łzy.
- Jesteś taka niezwykła, a ja nie chcę cię stracić. Rozumiem, że przeżywasz śmierć mamy, ale życie nie ma przycisku stopu. Musisz iść na przód – Pocałował łzę wolno spływającą po jej policzku.
- Przepraszam. - Zacisnęła palce na jego koszuli.
Chłopak spojrzał w jej soczyście zielone tęczówki pod opieką brwi. Zabłysły w nich iskierki.
- Boże, masz takie piękne oczy - wyszeptał chrypliwym, ciepłym głosem.
Ich wargi zbliżyły się do siebie nieznacznie. Dzieliły je centymetry. Oddech chłopaka otulił jej twarz jak poranna, zimowa mgła. Musnął jej usta łagodnie. Jego dotyk pozwalał jej zatrzymać się w swoim małym, nienaruszonym niebie, którego kawałki niszczyła rzeczywistość. Teraz nie chciała o tym myśleć. On był obok niej pozwalając jej zatracić się w pocałunkach składanych w rytm bicia ich serc. Z coraz większym zaangażowaniem muskał jej usta pobudzając każdy nerw ciała dziewczyny. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele. Myślała tylko o tym, żeby nie zapomnieć o braniu oddechu. Uwielbiała jego zapach. Działał na nią jak najdroższy afrodyzjak. Z ich rozgrzanych ciał zdawała się uchodzić gorąca para. Zabrał ją do domu wciąż obdarzając pocałunkami.
Byli pewni, że tego chcą.
Odchyliła głowę pozwalając muskać szyję i dekolt. Chłopak pozbawił ją ubrań. Avalon zacisnęła palce na rąbkach prześcieradła. Pościel cicho szeleściła pod ciężarem ich rozpalonych ciał. Brunetka wypięła swoje ciało w łuk oddając się Liamowi. Kiedy skończył, opadł na nią oddychając ciężko.
Była szczęśliwa. Pragnęła móc już zawsze zasypiać na jego klatce piersiowej.
- Kocham cię - wyszeptała, zanim pogrążyła się w śnie.
- Ja ciebie też. - Pocałował jej czoło. - Bardzo cię kocham - szepnął zasypiając.
- Próbuję. Daj mi jeszcze trochę czasu. – W jej oczach zatrzymały się łzy.
- Jesteś taka niezwykła, a ja nie chcę cię stracić. Rozumiem, że przeżywasz śmierć mamy, ale życie nie ma przycisku stopu. Musisz iść na przód – Pocałował łzę wolno spływającą po jej policzku.
- Przepraszam. - Zacisnęła palce na jego koszuli.
Chłopak spojrzał w jej soczyście zielone tęczówki pod opieką brwi. Zabłysły w nich iskierki.
- Boże, masz takie piękne oczy - wyszeptał chrypliwym, ciepłym głosem.
Ich wargi zbliżyły się do siebie nieznacznie. Dzieliły je centymetry. Oddech chłopaka otulił jej twarz jak poranna, zimowa mgła. Musnął jej usta łagodnie. Jego dotyk pozwalał jej zatrzymać się w swoim małym, nienaruszonym niebie, którego kawałki niszczyła rzeczywistość. Teraz nie chciała o tym myśleć. On był obok niej pozwalając jej zatracić się w pocałunkach składanych w rytm bicia ich serc. Z coraz większym zaangażowaniem muskał jej usta pobudzając każdy nerw ciała dziewczyny. Jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele. Myślała tylko o tym, żeby nie zapomnieć o braniu oddechu. Uwielbiała jego zapach. Działał na nią jak najdroższy afrodyzjak. Z ich rozgrzanych ciał zdawała się uchodzić gorąca para. Zabrał ją do domu wciąż obdarzając pocałunkami.
Byli pewni, że tego chcą.
Odchyliła głowę pozwalając muskać szyję i dekolt. Chłopak pozbawił ją ubrań. Avalon zacisnęła palce na rąbkach prześcieradła. Pościel cicho szeleściła pod ciężarem ich rozpalonych ciał. Brunetka wypięła swoje ciało w łuk oddając się Liamowi. Kiedy skończył, opadł na nią oddychając ciężko.
Była szczęśliwa. Pragnęła móc już zawsze zasypiać na jego klatce piersiowej.
- Kocham cię - wyszeptała, zanim pogrążyła się w śnie.
- Ja ciebie też. - Pocałował jej czoło. - Bardzo cię kocham - szepnął zasypiając.
od autorki: Chciałam podziękować wszystkim osobom czytającym, a w szczególności tym, które zostawiły po sobie komentarz. Rozdział pojawił się przede wszystkim dzięki Wam. Dziękuję jeszcze raz za Wasze miłe słowa! Jesteście niezastąpione :*
Jeśli chcecie przeczytać kolejny rozdział, skomentujcie ten, proszę. Nie będę Was szantażowała, ani nic z tych rzeczy, ale po prostu byłabym wdzięczna za docenienie mojej pracy. :)
Pozdrawiam Was gorąco i ściskam, do następnego!
Ameliaxx
Jeśli chcecie przeczytać kolejny rozdział, skomentujcie ten, proszę. Nie będę Was szantażowała, ani nic z tych rzeczy, ale po prostu byłabym wdzięczna za docenienie mojej pracy. :)
Pozdrawiam Was gorąco i ściskam, do następnego!
Ameliaxx