niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 19

All I need - Within Temptation

Avalon wyjrzała za okno, przesuwając smukłe palce po śnieżnobiałym parapecie. Zaczerpnęła powietrza tak, jakby ten oddech miałby zakończyć jej żywot. Popielate chmury odbywały spokojną wędrówkę po niebie. Zamknęła oczy i szepnęła cicho:
- Trzymaj za mnie kciuki, mamo. - Uśmiechnęła się smutno i odwróciła od okna.
Przejrzała się w lustrze. Miała na sobie białą sukienkę do kolan, która idealnie podkreślała jej opalone ciało. Na zgrabnej, długiej szyi błyszczał wisiorek z diamentem, a rozpuszczone, kasztanowe włosy opadały kaskadą na ramiona.
Usłyszała ciche westchnięcie i odwróciła się w stronę drzwi.
W framudze stał Liam, który przyglądał się jej uważnie. Uśmiechał się kącikiem ust.
Dziewczyna poprawiła sukienkę i podeszła do niego. Jej smutna twarz była teraz w pąsach. Chłopak złapał jej podbródek.
- Nie bój się. Wszystko pójdzie dobrze - dodał jej otuchy.
- Nie martwię się o siebie tylko o was.
- Poradzimy sobie, zobaczysz. Wkrótce będzie po wszystkim. - Uśmiechnął się delikatnie. W jej oczach zabłysnęły łzy, ale nie miała zamiaru płakać. - Mówiłem już, że pięknie wyglądasz?
Przygryzła wargę i pocałowała go lekko w policzek. Jej gest go zdziwił. Zauważyła, że jest zdezorientowany, więc dodała szybko:
- Chciałam ci tylko podziękować - powiedziała cicho, ale jej żarliwy szept bez problemu dotarł do jego uszu i sprawił, że kąciki ust podniosły się jeszcze wyżej.
Każdy szczegół wieczoru został dopracowany. Wiedzieli, co mają robić. Wszyscy powtarzali, że się uda.
Więc dlaczego miała wrażenie, że tak nie będzie?

Tyler właśnie poprawiał skórzaną kurtkę, kiedy do pokoju weszła Chelsea ubrana w krótką, czarną sukienkę odsłaniającą plecy. Na gładkich stopach leżały idealnie dopasowane szpilki. Wyglądała bardzo seksownie, ale nie wulgarnie. Położyła dłonie na ramionach Tylera.
- Gotowy? - szepnęła mu do ucha, parząc go dotykiem swojego zwinnego języka.
- Czasami mam ochotę cię pocałować - odparł, odwracając się w jej stronę. Jej oczy błyszczały niczym dwa rubiny. Już wydęła usta do pocałunku, kiedy on skierował wargi do jej płatka jej ucha i powiedział cicho:
- Ale po chwili przypominam sobie, że nic dla mnie nie znaczysz - dokończył, odpychając ją od siebie. Brunetka osunęła się na jego łoże. Tyler wyszedł z pokoju i zostawił ją samą.
Pragnęła jedynie zemsty, bo jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona.

Ivy weszła do salonu. Miała na sobie śliczną, dziewczęcą sukienkę w błękitnym odcieniu. Jej uszy zdobiły diamentowe kolczyki. Włosy spięła w luźny kok tak, by pojedyncze kosmyki kręciły się przy szyi.
- Wyglądasz bardzo ładnie - powiedziała Avalon, obdarzając ją promiennym uśmiechem.
- Wiem - odparła Ivy bez cienia skromności. - Ta impreza będzie absolutnie i bezapelacyjnie niesamowita. Obiecaj mi - powiedziała gorączkowo, jakby chcąc się upewnić, że wszystko pójdzie po jej myśli, a każdy wróci do domu żywy.
Avalon spojrzała kątem oka na Liama, który uśmiechał się smutno. Obydwoje wiedzieli, co może się wydarzyć.
- Obiecuję, że będzie dobrze - powiedziała, chociaż te słowa nie wyszłyby z jej ust, gdyby nie Liam, który nieustannie dodawał otuchy. Była pewna, że tego wieczoru rozpęta się piekło, ale nie mogła powiedzieć jej tego prosto w twarz i dawać chociaż okruchy złudzenia, że wszystko potoczy się normalnie.

Każdy z nich, Chelsea, Tyler, Michael, Clayton, Ethan, Avalon, Liam i Ivy wszedł na ogromną posesję Bena. Gęste chmury kłębiły się nad Uniontown, a na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Jedynie wielka kula błękitu odbijała się na atramencie kosmosu.
Wybiła godzina dwudziesta pierwsza.
Wszyscy zaproszeni świętowali Sylwester w ogrodach rodziny Daviesów. Alkohol, który lał się złocistymi wodospadami, zaczął uderzać młodym do głowy. Niektórzy siedzieli w jacuzzi inni wskakiwali do basenu albo całowali się pod drzewami.
Delikatny wiatr rozwiewał włosy Avalon, która stała przy stoliku z przekąskami i patrzyła, jak Liam będący przy niej, łapczywie pożera chipsy.
- Może nic dzisiaj się nie wydarzy? - zapytała zerkając dookoła. Nic nie zwiastowało apokalipsy. - Może się po prostu przeliczyliśmy. Może Pierwotny liczył na taki ruch. Był pewien, że zorientujemy się, że będzie chciał rozpętać tsunami i po prostu zrezygnował, by dopaść nas innym razem w bardziej brutalny i wyrachowany sposób - powiedziała zrezygnowanym głosem.
Dookoła słychać było głośną muzykę dudniącą z gigantycznych głośników i mnóstwo śmiechów. Jeszcze trzy godziny dzieliły ich od rozpoczęcia nowego roku. Powietrze stawało się gęstrze i cięższe. Było duszno, a gdzieś w oddali słychać było grzmoty.
- Zaczyna się - powiedziała do Liama, usiłując przekrzyczeć głośną muzykę.
Siedziała z nim przy stoliku, dopóki jedna z pierwszoklasistek nie poprosiła go do tańca. Zgodził się za namową Avalon, która powtarzała, że nie potrzebuje ochroniarza i jest wystarczająco silna. Blondynka była całkiem atrakcyjna, więc w końcu uległ i wszedł na parkiet.
Ben bardzo chętnie zapraszał wszystkie dziewczęta ze szkoły. Te młodsze również. Powtarzał, że świeża krew to ważna część każdej imprezy.
Nagle, krzesło zaszurało, a dziewczyna podniosła wzrok.
O wilku mowa, powiedziała cicho Avalon, bo właśnie o nim myślała. Zdziwiła się, że akurat ją zaszczycił swoim towarzystwem.
Ben był ubrany w szarą koszulkę wyciętą w serek i wąskie spodnie. Był przystojnym chłopakiem, więc niewiele mu było trzeba do podkreślenia urody.
- Avalon - powiedział głębokim, tajemniczym głosem sprawiając, że po plecach dziewczyny przeszły ciarki. Czy on przypadkiem nie wyprzystojniał od ostatniego razu? Teraz wydawał się być naprawdę niezwykły, a zwłaszcza w świetle księżyca, który podkreślał tajemnicze spojrzenie, skrywające sobie cały wszechświat. Perfekcyjne rysy twarzy i to umięśnienie greckiego boga...
Avalon, co się z tobą dzieje, pomyślała, Otrząśnij się.
- Cieszę się, że przyszłaś - dodał.
Brunetka podniosła się z krzesła. Oczarował ją. Toczyła walkę ze sobą. Jakaś część jej kazała rzucić się na niego, a druga uciekać jak najdalej.
- Ja też się cieszę - powiedziała, obdarzając go najbardziej uwodzicielskim uśmiechem jaki miała w zanadrzu.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał.
Nie potrafiła mu odmówić. Zupełnie jakby jakiś niewidzialny magnes przyciągał ją do niego z całych sił. Czuła się jak jego niewolniczka. Zrobiłaby wszystko, co tylko by jej rozkazał.
Poszli w stronę lasu. Księżyc tej nocy świecił wyjątkowo jasno. Jak jeszcze nigdy. Ona nie zwracała na to większej uwagi i patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.

Chelsea rozglądała się dookoła, nie stroniąc od kusicielskich spojrzeń w stronę chłopców z młodszych klas. Podobał jej się sposób, w jaki na nią patrzyli. Niemalże ślinili się na jej widok, a w ich głowach pojawiały się najbardziej perwersyjne zachcianki. Brunetka tylko uśmiechała się pod nosem, sącząc alkohol. Wyglądała przy tym niezwykle seksownie. Patrzyli na nią i wiedzieli, że jest nieosiągalna. Każdy chciał być na miejscu Tylera, który stał tuż przy Chelsea i nawet nie zwracał na nią uwagi.
Odchrząknęła znacząco, ale to nie podziałało. Złapała jego ramię i zacisnęła mocno palce. Brunet nie odwrócił wzroku i wciąż wpatrywał się w przestrzeń. W jeden punkt.
- O co chodzi?
- Skądś go znam - powiedział Tyler szorstko, przyglądając się Avalon i Benowi idącym w stronę lasu. Dręczyło go przeczucie, że gdzieś już go widział. Ten charakterystyczny chód i gesty, które wykonywał podtrzymywały go w świadomości, że chłopak nie jest mu obcy.
Nie miał zamiaru jak skończony idiota biec za Avalon, by przekonać się, czy faktycznie ma rację.
Duma mu na to nie pozwalała, chociaż nie potrafił się przyznać do tego przed samym sobą.
- Czy ta miłość do niej cię nie zaczyna uwierać?
- O czym ty mówisz, do diabła? - Po raz pierwszy odwrócił wzrok od pary i spojrzał się na brunetkę, która z lekko wydętymi ustami, kręciła włosy na palcu.
- Mała zdzira poszła na spacer z tym chłopakiem, a ty już jesteś zazdrosny. Owinęła cię wokół małego palca. Biedna, mała i bezbronna Avalon tylko zgrywa taką sierotkę - powiedziała dosadnie.
W tej chwili nie pragnął niczego bardziej od urwania jej głowy. Złapał z całych sił jej nadgarstek, ale ona odpowiedziała spokojnie:
- Proszę bardzo, bohaterze. Skrzywdź mnie na oczach tych wszystkich ludzi. No dalej, śmiało. - Spojrzała hardo w jego oczy, a on raptownie ją puścił. - Nie zrobisz tego? Tak myślałam...
Nie powstrzymałby się od połamania jej kości, gdyby nie Ivy, która do nich podeszła.
- Też to czujecie? - zapytała.
Chelsea kiwnęła głową.
- Ludzie zaczną się orientować, że coś nie gra. Przydaj się do czegoś i zgarnij ich do domu, a tych pijanych wywieź z dala stąd - rozkazała.
- Zajmę się tym z Liamem - odparła.
- Może faktycznie tylko się przyjaźnią - powiedział Tyler, który nie słuchał ich i wciąż błądził myślami wokół dziewczyny i chłopaka, którzy wkraczali w mrok lasu.
- Kto? Avalon i Ben? Przecież oni nawet się nie znają! Może kilka razy wpadli na siebie na korytarzu, ale ona go nie znosi! - Skupiła na sobie wzrok chłopaka. - Przychodzimy na tę imprezę, bo jest darmowy alkohol, mnóstwo żarcia i chłopaków w samych bokserkach - dodała.
Twarz Tylera wyrażała tysiąc emocji, ale przeważał gniew i zaciętość. Odwrócił się w stronę lasu, do którego jeszcze przed chwilą zmierzali, ale już nie było ich widać.
Zniknęli.
Nagle, na niebie pojawiła się błyskawica i potężny grzmot poderwał do góry wszystkich zebranych. Dudniąca muzyka się wyłączyła. Zrobiło się ciemno. Zaczął wiać porywisty wiatr.
- Cholera jasna, już wiem skąd go znam - warknął Tyler i pobiegł przed siebie z nadnaturalną prędkością.

Ben stanął na przeciw oszołomionej Avalon. Nie wiedziała, jak znalazła się w środku lasu. Zupełnie jakby wybudziła się z jakiegoś snu. Bolała ją głowa. Rozejrzała się dookoła. Otaczały ich wysokie drzewa o gęstych konarach. Nie były to jednak zwykłe drzewa. Czuła ich mroczne dusze i pojękiwania. One się na nią gapiły.
Co tu robi Ben, pomyślała.
- Co się dzieje? - zapytała, wycofując się. Ben stał kilka metrów od niej. Nie mogła uciec, bo czuła jakąś barierę ochronną, która jej na to nie pozwalała. Ogarnęła ją bezsilność. Była jednak zdeterminowana i robiła wszystko, by się podnieść. Siedziała na ziemi i nie mogła się ruszyć. Coś ją sparaliżowało. Jakaś niewidzialna siła.
Usłyszała grzmot. Potężny. Brzmiał jak krzyk. Zatrzęsła się. Mleczna mgła osaczyła ich zewsząd. Na niebie pojawiły się gwiazdy. Lśniły krwistoczerwoną poświatą. Jej serce waliło jak młot.
- Co się dzieje? - powtórzyła, tym razem głośniej i pewniej. Była dumna, że jej głos nawet nie zadrżał.
- Avalon - szepnął. - Moja droga Avalon. - Wymawiał jej imię w taki sposób, jakby dokładnie smakował każdą literę, sylabę. - Jesteś skarbem. Taka piękna, niewinna i silna zarazem. Nawet nie wiesz ile trudu sprawiło mi przyprowadzenie cię tutaj. Szkoda, że będę musiał cię zabić. Kocham piękno i harmonię, a ty jesteś zwieńczeniem tych cech. Wybacz mi, najdroższa - szepnął i natarł na nią, trzymając nóż w dłoniach.
Tak bardzo pragnęła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale nie potrafiła. Czuła jak na wskroś powietrze przecina ją powietrze ostre jak brzytwa. Był już tak blisko, ale nie mogła nic zrobić. Jej ręce zaciskały niewidzialne kajdany, a przez gardło nie przechodził żaden, nawet najmniejszy pisk. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej policzki były już całe mokre.
Coś poniewierało jej ciało. Jakaś potężna siła. Ben - czy ktokolwiek to był - przymierzał się do ciosu. Jak właściwie ona się tutaj znalazła? Nic nie pamiętała. Wyszła z domu i teraz stała na progu śmierci.
Nagle, coś wyskoczyło zza krzaków i zaatakowało chłopaka. Poruszało się niezwykle szybko i zwinnie. Dopiero po chwili Avalon rozpoznała w tajemniczej postaci Tylera. Wbił w jego serce kij o ostrym końcu. Chłopak zaczął krzyczeć głośno i rozpaczliwie. Krew trysnęła z miejsca, w które został zraniony.
Gdy tylko pozbył się Bena, szybko uniósł Avalon i trzymając ją na rękach, wybiegł z lasu. Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak szybki był jej oddech. Spojrzała w oczy Tylera. Były tak samo przestraszone. Kurczowo zacisnęła palce na jego koszulce i skuliła głowę, przykładając ją do jego torsu.
Uratował jej życie.

Niebo było już tak czarne jak smoła. Powietrze zgęstniało. Ciężko było się przez nie przedrzeć. Kolejny grzmot. Piorun trafił w drzewo, które natychmiast zaczęło płonąć. Wszyscy z wrzaskiem zaczęli uciekać. Wiatr porwał ze sobą grilla i chyba w kogoś uderzył, ale nikt nie był w stanie pomóc. Z nieba lunął nagle deszcz. Włączały się alarmy samochodowe. Każdy uciekał ile sił w nogach. Rozpętało się piekło.
- Co mamy robić?! - krzyknęła Ivy do Liama. Ledwo ją usłyszał.
Pociągnął dziewczynę za rękę i zaprowadził do auta. Ruszył przed siebie z niezwykłą prędkością. Blondynka wciskała się w krzesło i nawet nie ośmieliła się zapytać, gdzie ją zawozi.
- Boję się - pisnęła cicho.
On spojrzał na nią wyrozumiale. Jak starszy brat na zagubioną siostrę.
- Ja też - odparł i zachowując zdrowy rozsądek, skierował wzrok przed siebie. Przedzierał się piaskową drogą przez las. Jakaś wiewiórka czmychnęła przed autem i nie był pewien, czy jej nie przejechał. Ale teraz to nie było ważne.
Dojechali do domu Liama. To właśnie tam mieli czekać na resztę. Byli bezpieczni.

Avalon i Tyler byli już na miejscu.
- Tyler, ty żyjesz - szepnęła, wciąż nie mogą w to uwierzyć. Zabił łowcę i przeżył.
- Damaris rzuciła zaklęcie - odparł.
- Miałeś zabić Pierwotnego! Zmarnowałeś szansę...
- Żyjesz - powiedział. - Więc nie zmarnowałem szansy. - Zbliżył usta do jej warg. Chciała, by ją pocałował, ale nie zrobił tego. - Zaklęcie jest silne. Wystarczająco silne by zabić Pierwotnego albo kilku łowców.
Stali na polanie, którą oświecał jedynie blask księżyca. Jeszcze nigdy nie wydawał się być tak olbrzymi. Świecił jak błękitna żarówka.
Po chwili zorientowali się, że na polanie nie wieje tak silny wiatr i nie słychać grzmotów. Powietrze było przesączone swądem śmierci. Ziemia była mokra i miała metaliczny zapach krwi.
- Czuję ich - szepnęła Avalon.
Nagle, na całej polanie rozległo się głośne, stłumione klaskanie. Przyjęli pozycję obronną. Ktoś zaczął się głośno śmiać. Przeraźliwy, mrożący krew w żyłach śmiech. Z mroku wyszedł cień postaci. Ale Avalon nie musiała dłużej się przyglądać, żeby wiedzieć, kto stoi tuż przed nią. Czuła tę energię, widziała tę aurę. Ciemność. Przeniknęła ją ciemność. To samo czuła, kiedy była w domu i napadnięto na nią i Ivy. Nie... To nie mogła być prawda. A jeśli, to dlaczego nie wpadła na to wcześniej?
- Joseph? - szepnęła cichym głosem poprzez łzy.
Z mroku wyszedł przystojny brunet. Otaczała go ciemność i zło. Przeszyła ich wszystkich jak miliardy igieł powolnie wbijających się pod skórę.
- Jak to możliwe? - dodała, wciąż nie wierząc, że stoi przed nią Joseph.
Osoba, której bezgranicznie ufała, którą chroniła, którą kochała, była łowcą. Na polanie rozniósł się głośny, pusty śmiech. Był paskudny.
- To całkiem proste, moja kochana Avalon. - Zaśmiał się ponownie. - To ja wtargnąłem do domu, kiedy próbowałaś przechytrzyć panią. To ja obiecywałem Ivy, że ją wkrótce dopadnę. Dzięki niewielkiemu zaklęciu, zmieniłem swoją aurę, żebyś nie mogła poznać mojej prawdziwej twarzy, gdy przebywałem z tobą w jednym pomieszczeniu. Oh, zgadza się, pani zna wiele sztuczek. A te tortury Tylera i Ivy w chłodni? Nie, to nie moja sprawka. Szkoda. Za tym stoi Ben. Ale spokojnie. Na zrujnowanie waszego życia mam jeszcze kilka pomysłów.
- Łowca - powiedziała Avalon. - Od kiedy do nich należysz?
- Co za bystrzak z ciebie - zakpił Joseph. - Od kiedy pani zmieszała naszą krew razem. Żałuję, że nie zabiłem cię przed poznaniem twojej matki. - Zaśmiał się okrutnie.
- Twoja pani? - zapytała.
- Oh, tak! To najlepsza część naszego spotkania! - Klasnął w dłonie z radością.
Z mroku wyszła postać o ognistych, kręconych włosach i krwistoczerwonych oczach. Była zgrabna i drobna. Ubrana po czubek głowy na czarno. Ciągnęła za sobą zwłoki Bena. Jego wnętrzności były wybałuszone na zewnątrz. Avalon już nie mogła znieść tego widoku. To ją przerosło. Zwymiotowała.
Kobieta pomachała palcami na powitanie.
Avalon zamurowało. Była to Margaret, pedagog szkolny.
- Lubiłam się bawić moim małym Benem i nie podoba mi się, że zabraliście mi moją zabawkę. Wiecie, że będziecie musieli ponieść tego konsekwencje? - powiedziała lekko. Jej oczy płonęły żywym ogniem. - Może zanim przejdziemy do lepszej części naszego spotkania, przedstawię wam kogoś jeszcze. Przypominacie sobie? - zapytała.
Z mroku wyszła jeszcze jedna postać. Była to Chelsea. Uśmiechała się łobuzersko. Była po ich stronie. Tyler i Avalon się przerazili.
- Zabawne, czyż nie? Nareszcie mogę się odpłacić za ciągłe upokarzanie mnie. Jak teraz się czujecie?
- Zawarłaś pakt z demonem! - wrzasnęła brunetka.
- Cudowne, czyż nie? Życie na krawędzi, pogrywanie z losem...
- O czym ty mówisz?! Ona cię zabije!
Chelsea podeszła kocim krokiem do Avalon i odgarnęła jej włosy na jeden bok, po czym szepnęła:
- Prędzej to my zabijemy ją. - Uśmiechnęła się.
Zza drzew wybiegli Nadprzyrodzeni. Michael, Ethan i Clayton. Avalon odetchnęła. Chelsea przekonała nawet ją. Osaczyli Margaret, która zdążyła tylko pisnąć w stronę Josepha:
- Zabij ich. Ją pierwszą. - Wskazała palcem Avalon.
Pierwotny pod postacią kobiety poradził sobie z odparciem ataku Ethana i Claytona, ale Michael wbił w jego klatkę piersiową nóż. Zginąć mogła jedynie poprzez uderzenie w serce, które miał wykonać Tyler. Clayton trzymał Pierwotnego i poruszał nożem sprawiając piekielny ból.
Teraz to Tyler miał wykonać decydujący cios.
Joseph uśmiechnął się szyderczo, po czym ruszył w stronę dziewczyny. Nie zawahał się ani na chwilę. Jego oczy płonęły. Szybko odparła atak, ale on okazał się być silniejszy. Zepchnął ją na ziemię. Tyler natychmiast zerwał się, by jej pomóc.
Joseph wyróżniał się spośród reszty łowców. Był niezwykle silny, szybki i przebiegły. Swoimi umiejętnościami dorównywał Naprzyrodzonym. Brunet zaatakował go, jednak Joseph zepchnął go na ziemię. Tyler sprawnym ruchem przyciągnął go do siebie. Obydwoje leżeli na ziemi. Joseph wyciągnął z kieszeni nóż, złapał pewnie za jego rękojeść. Metal i klatkę piersiową dzieliły tylko centymetry, ale on szybko złapał za ostrze, które rozerwało wewnętrzną stronę jego dłoni.
Zaklnął siarczyście i odepchnął go od siebie. Joseph nie dawał mu ani chwili wytchnienia ani przewagi. Ponownie go do siebie przyciągnął i złapał za głowę. Jeszcze moment i skręciłby mu kark. Avalon widziała, że był do tego zdolny. Tyler nie poddał się i wyrwał się z jego rąk w ostatniej chwili. Złapał za nóż, który upadł na ściółkę leśną. Nic nie mogło go powstrzymać. Uniósł narzędzie, które zabłysnęło w blasku księżyca. Był tak blisko przebicia mu serca. Niczego nie pragnął bardziej od widoku krwi tryskającej z jego klatki piersiowej.
- Przestań! - krzyknęła dziewczyna. Powstrzymało go to od ataku, ale nie przestawał być czujny. Wciąż hardo patrzył w oczy przeciwnika. Stali na przeciw siebie na odległość kilku metrów. - To wciąż Joseph! Nie możesz go zabić! - wrzasnęła, a jej głos zanosił się żalem i rozpaczą. - Odzyskamy go! Daj mi tylko chwilę... Porozmawiam z nim!
- Teraz to bestia, nie widzisz? Zamorduje ciebie! A ja prędzej sam zginę niż na to pozwolę - warknął. Jego głos był do cna przesączony nienawiścią.
- Oh, jakie to romantyczne - zakpił, wciąż na nich patrząc.
- Błagam cię, poczekaj chwilę - szepnęła do niego, po czym odezwała się w stronę Pierwotnego: - Wypuścimy cię, jeśli tylko oddasz nam Josepha - powiedziała spokojnie, drżącym głosem.
- Oszalałaś?! - wrzasnął Tyler.
- Clayton, ty straciłeś swoją rodzinę. Błagam, nie pozwól, żebym i ja straciła swoją - szepnęła błagalnie.
Clay spojrzał się na resztę Nadprzyrodzonych, którzy wpatrywali się w niego z oddali. Byli pewni, że tego nie zrobi. Spojrzał na dziewczynę, która wysłała mu myśl:
- Zrób to dla mnie...
Blondyn delikatnie poluźnił uścisk. Pierwotny szybko skorzystał z okazji i wyszarpał się.
- Jest wasz - powiedziała cicho. - Ale to nie koniec. Nie zapominajcie, że mogę przyjąć każdą postać. Waszej pani pedagog, kasjerki, woźnego, a nawet najlepszej przyjaciółki. Nigdy nie poznacie mojej prawdziwej twarzy - Zaśmiała się i przemieniła w węża. Wysłała im jeszcze krótką wiadomość:
- Jestem silniejsza niż wam się wydaje...
Brunetkę obeszły ciarki.
- Oh, Joseph! - krzyknęła i rzuciła się biegiem w jego stronę.
Nawet nie zauważyła, że mężczyzna wyrywa z rąk Tylera nóż i kieruje go w jej stronę. Wciąż pragnął jej śmierci. Nim dziewczyna się obejrzała, Tyler z całych sił przywarł go do drzewa i nabił na konar. Jego biała koszula natychmiast obeszła czerwienią jego krwi. Nie zdążył już niczego powiedzieć. Spojrzał na Avalon, a jego wzrok był pełen nienawiści i gniewu. Zamknął oczy i skonał.
Brunetka podbiegła do niego. Potrząsała nim.
- Joseph! Nie! Błagam, Joseph! Nie rób mi tego, proszę! - krzyczała, zanosząc się spazmatycznym płaczem. - Nie zostawiaj mnie - szepnęła. - Nie dam sobie bez ciebie rady! - Potrząsała nim, ale on bezwładnie oddawał się pod jej kierownictwo. Jak marionetka. - Joseph... - powiedziała cicho, po czym odwróciła się raptownie.
- Zróbcie coś, do diabła! Uratujcie go! On przecież musi żyć! Nie pozwólcie mu odejść! Skoro jesteście wrzechmocni, to czemu nie zwrócicie mu życia! Błagam was! Zróbcie coś! - wrzeszczała. Podbiegł do niej Tyler, który chciał ją uspokoić.
Położył dłonie na jej ramionach i spojrzał w jej przekrwione, pełne łez oczy.
- On odszedł - powiedział dosadnie spokojnym głosem.
Dziewczyna szybko spoliczkowała go. Z całych sił i na tyle mocno, że jego głowa odchyliła się a policzek nabrał bordowej barwy.
- Jak mogłeś to zrobić?! - wrzasnęła.
- On chciał cię zabić! Nie mogłem na to pozwolić i gdyby zaszła taka konieczność, powtórzyłbym to.
- Chcesz mnie chronić, mordując wszystkich moich bliskich?! To ja mogłam umrzeć! Skoro tak bardzo ci na mnie zależy, to zostaw mnie w spokoju!
Jego oczy zamarły. Wyglądał jak posąg.
- To ty powinieneś zginąć, nie on - powiedziała drżącym głosem, wciąż płacząc.
Oczy Tylera znów wydawały się być czarne. Wyglądały jak drzwi do otchłani, jak nieskończoność. Avalon gubiła się w jego spojrzeniu. Brunet powoli zakładał swój stalowy pancerz, który miał na celu chronić go przed całym światem. Schował wzrok pod gęstymi brwiami, odwrócił się i nie mówiąc nic, użył swoich nadludzkich zdolności i uciekł.
Dziewczyna upadła na ziemię.

Ivy weszła na posesję Bena. Namówiła Liama, by pomogli tym, co zostali na imprezie. Wszędzie porozrzucane były śmieci, sprzęt i meble. Nie było tam śladu życia. Wszyscy uciekli i blondynka miała nadzieję, że dotarli do domu żywi.
Usiadła na schodach i beznamiętnym wzrokiem patrzyła w przestrzeń. Liam podszedł do niej i objął ją.
- Wszystko dobrze? - zapytał przejętym głosem.
Ivy uśmiechnęła się smutno.
- Nic nie jest i nie będzie dobrze - odparła.
Kościelne dzwony zaczęły bić.
Nowy Rok.
W powietrzu zawirowały fajerwerki. Jeden, wielki huk rozniósł się w całym Uniontown. Czyli były jeszcze osoby, które się nie bały wyjść z domu. To dobrze, pomyślała Ivy, bo koszmar jeszcze się nie skończył.

_______________________________________________________
od autorki: Nawet nie wiem co napisać. :P Chyba nie chcę rozstawać się ze światem Avalon... Kiedy piszę kolejny rozdział mogę na chwilę oderwać się od szarej codzienności i pobawić się w "bycie Avalon". To taka fajna odskocznia.
Pewnie po tym rozdziale macie wiele pytań np. "Czy Chelsea jest faktycznie zła, co z Avalon i Tylerem, czy Avalon jest z Liamem albo kim jest Pierwotny i jak długo Joseph był łowcą". Na każde z pytań postaram się odpowiedzieć w następnym rozdziale. :)
Będę wdzięczna za komentarze. Doceńcie mój wysiłek, pracę i czas. Chcę wiedzieć co myślicie, bo piszę to nie tylko dla siebie, ale i dla WAS!
Dla Was to moment, a dla mnie to bardzo ważne. Zmotywujcie mnie jakoś do napisania następnego, dwudziestego rozdziału!
Chcę też podziękować za poprzednie komentarze i za to, że ze mną jesteście i pomagacie mi się jakoś realizować w pisaniu. Przez Was nawet zaczęłam myśleć o napisaniu książki! hahah
Ale to odległa przyszłość ;)

Pozdrawiam i całuję, Ameliaxx

15 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Tak coś myślałam, że z Benem jest coś nie tak. Ale to, że Joseph i Margaret są źli, zwłaszcza Joseph. Współczuje Avalon...
    Czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny *_* Trochę szkoda mi Avalon, ale dobrze, że nic jej się nie stało :) Nie mogę uwierzyć, że kończysz na dwudziestym rozdziale, to tak szybko minęło (: Pozdrawiam z całego serduszka i życzę weny :* :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli napisałabyś książkę obiecuję, że jako pierwsza kupiłabym ją i od razu przeczytała. To, co tworzysz jest takie wspaniałe, szczerze i tajemnicze. Lubię tą atmosferę w jaką nas wprowadzasz. Dzisiejszy rozdział? Cudowny. Chyba jeden z najlepszych, jakie napisałaś. Marzę już tylko o tym, aby Avalon i Tyler wreszcie zaczęli sobie bardziej ufać, żeby byli bardziej przyjaciółmi niż wrogami. W końcu on robi wszystko, aby ją ratować. Dzięki niemu przeżyła atak Bena, a ona mu powiedziała, że chce, żeby to on umarł? To było niemiłe, ale mam nadzieję, że już wkrótce wszystko jako tako będzie pomiędzy nimi dobrze :)
    Nie mogę doczekać się kolejnych części TUS.

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział w moje imieniny! huhuhuhu dziekuję :D
    i miałam ostatnio rację... prawie zemdlałam jak to czytałam XD
    tak bardzo jest mi szkoda Tylera ;_____;
    jakbyś napisała jakąś ksiązkę to na pewno chciałabym ją przeczytać! masz moim zdaniem wielki talent :3
    kurcze kurcze kurcze! nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i mimo tego co Avalon powiedziała Tylerowi i mimo tego jak bardzo go to zabolało to mam nadzieję, że jednak będą oni razem. no, błagam! :D
    do następnego, który mam nadzieję, że pojawi się niebawem :))

    OdpowiedzUsuń
  5. kuźwa, jezeli napiszesz książkę, to kuźwa musisz mi podac tytuł itd, bo koniecznie muszę ją kupic ! xx
    tak bardzo mi szkoda Avalon.. straciła juz tak wiele... ale jest silna i wierze że wytrwa
    czytając wpis 'od autorki', nie musze zadawac pytań które sama na nie odpowiedziałaś ;) poczekam na wszytko w następnym rozdziale. xx
    i bardzo dobrze że nie możesz sie rozstać ! dla nas to jeszcze lepiej ! :) nie dziwie sie że 'odrywasz sie' od codzienności. ja sama to robie,. a przeciez to cudowne cosik tylko i dzięki Tobie :) xx

    Klaudia CityLondon

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz tak ogromny talent, że brak słów, by to opisać!
    Twoje opowiadanie pochłania w całkiem inną rzeczywistość, z której nie ma wyjścia, trzyma za nerwy i nie odpuszcza do końca, rodzi tyle emocji, że wyrażenie wszystkich na raz jest nagle dziwne banalne.
    Po prostu - zapiera dech w piersiach!
    Życzę weny i motywacji Amelio! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde, dziewczyno masz WIELKI talent.! xd Naprawde, roździał świetny, taki...tajemniczy :D Nie często czytam coś co mnie aż tak wciąga. Pisz dalej, a jeśli napiszesz ksiązkę to będę jedną z pierwszych osób, które ją kupi ;P

    OdpowiedzUsuń
  8. i bardzo dobrze książka byłaby wspaniała jestem pewna po raz setny powtarzam, że twój talent mnie przeraża jestem pod ogromnym wrażeniem wielkie gratulacje i oczywiście czekam niecierpliwie na następny

    OdpowiedzUsuń
  9. Łał, nie no ten rozdział był .. łaaaał !
    bkjdbnfnldnlodn aż nie wiem co napisać :D
    nie mogę się już doczekać następnego !
    szkoda że to już będzie ostatni :c
    może ... II część ? ;>
    Pozdrawiam, weny, czasu i do następnego :*
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ja długoo czekaałam na ten rozzddział xD wreeszciee ^^ codziennoscią moją jest wchodzenie na twojego bloga a jak nie ma nowego rozdziału to wkurwiam sie jak nie wiem ;o czeekam i czekam az dodasz :** a teraz jeszcze jak mam tyle pytann co do loosów bohaterów to nei wiem czy długo wytrzymam więc musisz pisac szybciutko ;** kocham to czytac zatracam sie w tym opowiadaniu z kazdym nowo przeczytanym zdaniem :) pozdrawiamm i czekam na nowy ..

    OdpowiedzUsuń
  11. genialny jestem pod dużym wrażeniem i na pewno nie prędko się otrząsnę to w jaki sposób piszesz jest nieprawdopodobne masz jedyny i swój wyjątkowy styl pisania, w którym się zakochałam

    OdpowiedzUsuń
  12. 15 na 444-days-in-hell.blogspot.com / czytasz w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
  13. świetny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! kocham cię jesteś świetna

    OdpowiedzUsuń
  14. ten rozdział jest hbciihvlkhrpvpoihrjhv9urgvjhebcoirc
    kocham to opowiadanie!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. idealny!!!! nie może mi się w głowie pomieścić twój talent jestem pod wielkim wrażeniem

    OdpowiedzUsuń