Ivy niedbale wepchnęła do szafki podręczniki. Zatrzasnęła jej drzwiczki wiedząc, że następnego dnia wszystko z niej wypadnie. Avalon z dezaprobatą przyglądała się przyjaciółce. Była najbardziej roztargnioną, niezorganizowaną osobą jaką znała. Gdyby nie Avalon, Ivy nigdy w życiu nie poradziłaby sobie z funkcjami, jakie pełniła, a angażowała się dosłownie we wszystko. Blondynka wyjęła z torby sfatygowany batonik. Otworzyła go, po czym zaczęła pochłaniać dużymi gryzami.
- Chcesz trochę? - zapytała z pełną buzią, starając się utrzymać pod pachą dwie zapełnione papierami teczki.
- Nie, dzięki - odmówiła, śmiejąc się z przyjaciółki.
- Nic nowego. - Ivy westchnęła. - No cóż, więcej dla mnie.
Avalon poprawiła fioletową, sportową torbę, która nieustannie zsuwała się z jej ramienia.
- Popatrz tylko, kto zaszczycił nas swoją obecnością! - Ivy szturchnęła Avalon w biodro, kiedy Liam z Freddim do nich podeszli.
Dziewczyna przeczesała palcami włosy, po czym przytuliła się do Liama.
- Jak się czujesz? - zapytał brunet.
- Całkiem dobrze. Dziękuję. - Pocałowała go w usta. Czuła delikatny uśmiech, kiedy dotykała jego ciepłych, wilgotnych warg.
Freddie westchnął ciężko, przerzucając piłkę futbolową z ręki do ręki.
- Zazdrosny? - Ivy uniosła brwi dociekliwie. Chłopak spojrzał na nią z grymasem, po czym parsknął śmiechem.
- Czy ty naprawdę we wszystko musisz się wtrącać, Hansen?
- Najwidoczniej - odparła, uśmiechając się sarkastycznie.
- Lecimy z Ivy na lekcje. Na razie. - Avalon cmoknęła Liama w policzek.
- Do zobaczenia na ognisku. Przyjdę po ciebie o dwudziestej pierwszej.
- Cholera. - Dziewczyna się skrzywiła.
- Avalon Price, chyba nie powiesz mi, że zapomniałaś o ognisku. Obiecałaś, że przyjdziesz, więc jeżeli nie zrobisz tego z własnej woli, zaciągnę cię tam. Musisz trochę wyluzować, przed nami ciężki rok.
Dziewczyna uśmiechnęła się grzecznie mimo, że czuła jak każda część jej ciała ma ochotę jak najprędzej uciec ze szkoły. Do domu, a najlepiej na koniec świata. Albo chociaż do innego miasta. Nie chodziło wcale o to, że nie lubiła imprez. Wręcz przeciwnie. Uwielbiała tańczyć, pogadać i pośmiać się z przyjaciółmi. Ostatnio po prostu nie miała na to ochoty. Na nic właściwie nie miała ochoty.
Codzienne naklejanie sztucznego uśmiechu na twarz i wieczne słuchanie kondolencji bywało męczące. Pragnęła schować się w kącie, posłuchać muzyki i poczytać książkę Juliusza Verne'a. Nie robiła z siebie osoby pokrzywdzonej przez los. Nie użalała się nad sobą. To ludzie nieustannie znajdowali podteksty w każdym, najmniejszym nawet drobiazgu. Kiedy była smutna, nazywali ją ponurą, a kiedy była szczęśliwa mówili, że jest obojętna po śmierci matki.
- Nie zapomniałam o ognisku - skłamała. - Będę czekała. - Uśmiechnęła się lekko.
- Av, spójrz. - Ivy szarpnęła przyjaciółkę za rękaw bluzki. Avalon odwróciła się w jej stronę. Wzrok każdego stojącego na jednym z korytarzy liceum Bena Franklina skupił się na trójce osób wchodzących przez drzwi.
Pomiędzy dwoma przystojnymi chłopakami szła dziewczyna. Jeden z nich był brązowookim brunetem, a drugi blondynem o pięknych tęczówkach w kolorze niebieskim. Wyglądali jak wyjęci z ekranu jakiegoś serialu młodzieżowego. Chłopak po prawej miał na sobie szare, wąskie spodnie i czarną koszulkę wyciętą w serek. Na jego dłoni lśnił duży, złoty zegarek. Drugi, ubrany był w dżinsy i bluzę w kolorze niebiesko-białym. Brunetka idąca w środku miała na sobie sukienkę sięgającą do połowy ud, koloru szkarłatnego. Jej włosy delikatnie opadały na ramiona. Wyraźne kości policzkowe podkreślały niespotykaną urodę. Wszyscy chłopcy gwizdali na jej widok, a dziewczyny trzepotały rzęsami i machały do dwóch przysojniaków.
Nieznajoma zmierzyła wzrokiem Avalon, która nagle poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej, pomiędzy żebrami. Mocno przycisnęła dłoń w miejsce źródła bólu. Osunęła się na szafkę.
Nieznajoma zmierzyła wzrokiem Avalon, która nagle poczuła silne ukłucie w klatce piersiowej, pomiędzy żebrami. Mocno przycisnęła dłoń w miejsce źródła bólu. Osunęła się na szafkę.
- Avalon! Co się dzieje? - zapytał Liam gorączkowo, podtrzymując ją.
W jednym momencie, ból ustał.
- Nie, to nic takiego - mruknęła, wodząc wzrokiem za trójką nowych uczniów idących korytarzem. Kiedy skręcili w prawe skrzydło szkoły, dziewczyna na ułamek sekundy ponownie spotkała się ze wzrokiem brunetki. Był zaborczy i groźny. Pobiegła za nimi ignorując Ivy, Liama i Freddiego, ale kiedy tylko skręciła, straciła ich z oczu.
Zniknęli.
- Gdzie tak pędzisz?! - Ivy dogoniła dziewczynę.
- Wydawało mi się, że skądś ich znam... - szepnęła. - Zapomnijmy o tym. Chodź. - Twarz Avalon rozpromieniała. Złapała przyjaciółkę za dłoń i poszły razem do szatni.
Avalon schyliła się, dotykając opuszkami palców ziemii. Dokładnie się rozciągała, podczas gdy reszta dziewczyn wolała rozmawiać i co chwilę wybuchać irytującym chichotem.
Świst gwizdka trenerki przywrócił je do porządku.
- Wskakujcie na bieżnię! No już! Ruszać się! Kilka okrążeń i kończymy! - krzyknęła nauczycielka.
Brunetka wystartowała jako pierwsza. Biegła szybko, równym tempem, więc bez problemu dogoniła Ivy i Ashley, które dopiero zaliczały pierwsze kółko.
- O co wam dzisiaj chodzi? - powiedziała, śmiejąc się z dziewczyn.
- Spójrz tam - szepnęła Ivy.
Avalon skierowała wzrok na trybuny. Na jednym z plastikowych, niebieskich krzeseł siedział przystojny brunet. Opierał swoje łokcie o kolana i przyglądał się im uważnie. Dziewczyna miała wrażenie, że go skądś zna.
Przypomniała sobie.
Poznała go w Heal. Podał jej numer telefonu. Nie wyglądał na licealistę. Był młody, ale chyba skończył szkołę. Z resztą, widziała go w barze. Pił alkohol. Musiał mieć skończone dwadzieścia jeden lat.
- Zaklepuję go - pisnęła Ivy słodkim głosikiem.
- Oszalałaś! On jest mój. - Ashley szturchnęła ją w bok.
- Zaklepuję go - pisnęła Ivy słodkim głosikiem.
- Oszalałaś! On jest mój. - Ashley szturchnęła ją w bok.
Avalon przewróciła oczami i podbiegła do trenerki.
- Skończyłam już. Mogę iść do łazienki? - zapytała. Wcale nie miała takiej potrzeby, ale chciała z bliska przyjrzeć się tajemniczemu brunetowi.
- Oczywiście. - Kobieta zerknęła na kartę z czasami biegów jej uczennic.
Avalon już ruszyła w stronę trybun, ale zatrzymał ją donośny głos trenerki.
- Poczekaj!
Siedział tam, jednak dziewczyna była zmuszona, żeby się odwrócić. Niechętnie podeszła do nauczycielki.
- Niedawno zwolniło się miejsce w drużynie lekkoatletycznej. Myślę, że z wynikami jakie osiągasz powinnaś do niej wstąpić. Zgadzasz się? - zapytała stukając skuwką długopisu o kartkę.
- Przemyślę to jeszcze. Przepraszam. - Odwróciła się, ale jego już nie było. Zupełnie jakby wyparował. Westchnęła ciężko. Wszyscy skończyli już biegać. Avalon podeszła do Ivy.
- Nareszcie... Chodź pod prysznic. Spociłam się jak świnia.
- Jasne, zaraz cię dogonię.
Rozejrzała się dookoła.
- Trenerko? - Kobieta spojrzała na dziewczynę. - Chcę należeć do drużyny.
- Świetnie! Przyjdź tutaj jutro o siedemnastej. - Zapisała dziewczynę na listę.
Brunetka podziękowała i poszła do szatni.
Avalon ubrała fioletową sukienkę na ramiączkach. Narzuciła na nią szary sweterek, a na stopy gładko wsunęła baletki.
Kiedy starannie malowała usta błyszczykiem, do pokoju wszedł Joseph. Oparł się o framugę drzwi.
- Ładnie wyglądasz.
- Dziękuję. - Założyła na szyję złoty łańcuszek.
- Gabrielle byłaby z ciebie dumna. Jesteś piękna, inteligentna i silna. Chciała, żebyś taka była. Chciała, żebyś cieszyła się życiem.
- Tęsknię za mamą... - Poprowadziła palce po medaliku ozdabiającym jej zgrabną szyję.
- Wiem. Ja też. - Uśmiechnął się do niej delikatnie. - Liam już przyszedł. Nie każ mu czekać.
Brunetka zbiegła po schodach.
Za Bienville Square znajdował się plac. To właśnie tam zawsze urządzano ogniska. Ogień przyjemnie ogrzewał i oświetlał przestrzeń po godzinie dwudziestej drugiej. Niedaleko placu znajdował się klif, z którego wszyscy zeskakiwali do wody. Około dwustu osób zbierało się tam co roku w drugi, wrześniowy piątek.
Kiedy dojechali na miejsce, towarzystwo zaczęło się rozkręcać. Było dużo alkoholu, ale Avalon nie lubiła jego smaku więc jedynie spojrzała ze zniesmaczeniem na litry złocistego napoju. Podeszła do Ivy stojącej przy stoliku z przekąskami.
- Znasz ich? - Avalon kiwnęła w stronę trójki nieznajomych, którzy rano przechadzali się korytarzami szkoły.
- Nie, ale chyba już zyskali sympatię - powiedziała wskazując na obręcz wielbicieli, jaka się wokół nich utworzyła. - Nie wydają ci się być podejrzani?
Avalon wzruszyła ramionami.
Jeden z dwójki chłopaków spojrzał się w stronę Ivy. Trzymał ręce w kieszeniach. Jego spojrzenie było tajemnicze. Kiedy dziewczyna patrzyła w jego ciemnoniebieskie oczy czuła powiew chłodu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale ten tylko odwrócił wzrok.
- Co za gbur - prychnęła.
- Ale za to przystojny...
- No, może trochę. - Przygryzła wargę. Ivy bardzo spodobał się blondyn, ale jej duma nie pozwalała się do tego przyznać. Zaprzysięgła sobie, że go zdobędzie.
Choćby nie wiem co, pomyślała.
Choćby nie wiem co, pomyślała.
Avalon uważnie obserwowała brunetkę. Była pewna siebie, zadziorna i nonszalancka. Kiedy tylko ich spojrzenia się spotkały, spuściła wzrok. Dziewczyna ruszyła w ich stronę.
- Cześć. - Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Chyba jeszcze nie zdąrzyłyśmy się poznać. Jestem Chelsea. - Wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyn.
- Avalon. - Lekko nią potrząsnęła.
- Ivy - przedstawiła się.
- Ja, Ethan i Clayton uczestniczymy w projekcie wymiany. Jesteśmy z Australii. - Wskazała na przyjaciół. Wcale nie miała australijskiego akcentu.
- Widziałam was dzisiaj, w szkole. Ciągle męczy mnie nieodparte wrażenie, że skądś was znam. Nie poznaliśmy się już wcześniej? - zapytała Avalon niepewnym, cichym głosem.
- Byłaś kiedykolwiek w Australii?
- Nie, ale...
- W takim razie, to niemożliwe.
Kiedy Chelsea sięgała po piwo, jej dłoń zetknęła się z dłonią Avalon. Dziewczyna poczuła przeszywający ból. Pisk przeszedł na wskroś jej umysłu. Złapała za krawędź stolika.
- Coś się stało? - zapytała Chelsea. - Napij się. - Brunetka podsunęła dziewczynie pod nos plastikowy kubek z piwem.
- Nie, dzięki. Nie piję - odmówiła stanowczo.
- Obiecuję ci, że poczujesz się lepiej.
Avalon złapała za kubek, po czym jednym haustem wypiła całą jego zawartość.
- Lepiej?
- Chyba... Chyba tak. Czuję się trochę lepiej. Mogę więcej? - zapytała. Brunetka czuła, jak alkohol rozchodzi się po całym jej ciele rozgrzewając dokładnie każdą komórkę. Natychmiastowo ukoił cały ból.
- Spokojnie! Bo zaraz ją upijesz - wtrąciła Ivy.
- Nic jej nie będzie. Wypij jeszcze.
Avalon złapała raptownie za kolejny kubek, który podała jej Chelsea. Wypiła wszystko do dna.
- Wystarczy. - Chelsea wyrwała z jej dłoni pusty plastik.
- Nie powinna tyle pić - warknęła Ivy.
- Dzięki mnie poczuła się lepiej. - Chelsea rzuciła w stronę blondynki zwistne spojrzenie.
- Skąd wiedziałaś, że to pomoże? - Avalon uśmiechnęła się wesoło.
- Moja babcia mówiła, że alkohol jest najlepszy na wszystko. Miała rację. Najwidoczniej podobnie reagujemy na procenty. - Uśmiechnęła się, zadzierając delikatnie brodę.
Avalon obeszła fala dreszczy rozchodząca się od koniuszków palców po sam czubek głowy.
- Boże! - krzyknęła Ivy. Głośny, samochodowy alarm zwrócił wzrok wszystkich zebranych w jeden punkt. Auto stojące niedaleko ogniska, zapaliło się. Języki ognia wypalały czerwoną karoserię. Ivy podbiegła tam, by sprawdzić czy w środku nikogo nie ma. Za nią, wszyscy popędzili, by ugasić pożar.
- Tyler... - szepnęła ze złością Chelsea, jednak nikt nie zdołał jej usłyszeć.
Wtedy rozległ się huk. Świst kuli przez ułamek sekundy przecinającej powietrze dobiegł do uszu Avalon. Pocisk trafił w jedną z dziewczyn stojących przy klifie. Spadła do wody. Brunetka podbiegła do urwiska. Ciało dryfowało na powierzchni jeziora. Avalon ją rozpoznała. To była Ashley. Poczuła, jak robi się jej słabo. Widziała zwłoki dziewczyny pływające w wodzie nabierającej koloru czerwonego. Jej grdyka zadrżała.
Usłyszała delikatny szelest liści od strony lasu. Zaniepokoiło ją to. Między konarami drzew coś wtraźnie się poruszyło. Podbiegła tam. Mrok ogarniający ją z każdej strony zaczął budzić przerażenie. Głuche pohukiwanie sów wzbudziło ciarki na jej ciele. Ponownie do jej uszu dotarł cichy szelest ściółki. Jednak moment później usłyszała ten sam odgłos z innego kierunku. Ktoś bardzo szybko się przemieszczał. Czuła, jak przestrzeń maleje. Obracała się ciągle słysząc szmer z innych kierunków. Jej klatka piersiowa poruszała się coraz szybciej. Przez szaleńcze bicie serca, jej żebra zdawały się powoli pękać.
Nagle poczuła silne szarpnięcie. Zdołała zobaczyć jego twarz.
Brunet.
Ten sam, którego wcześniej widziała w Heal i na trybunach. Wzdrygnęła się. Jedną rękę silnie przyciskał do jej ust, tłumiąc wszystkie krzyki. Drugą mocno przycisnął do jej brzucha.
- Jeśli przestaniesz się wyrywać, puszczę cię.
Przez zamknięte wargi Avalon wydobył się jęk.
Brunet wypuścił ją z uścisku. Dziewczyna nie zważając na jego słowa, wyrwała się. Chciała uciec, ale on był szybszy. Chwycił jej nadgarstek.
- Nie tak szybko, panno Avalon. - Uśmiechnął się zuchwale, machając palcem wskazującym przed jej twarzą. Podniosła na niego dłoń, ale on jedynie zaśmiał się patrząc, jak ta chce mu wyrządzić krzywdę.
Jej twarz zbledła.
- Wydajesz się być miła, więc nie utrudniaj mi tego - szepnął. - Szamotasz się jak mały cziłała.
- Fatalne porównanie - wycedziła przez zęby.
- Nieee - mruknął kwasząc się. - To pyskowanie wcale nie polepsza twojej sytuacji. - Spojrzał w jej przestraszone oczy. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Zapomnisz o tym wszystkim. Jutro obudzisz się w moim domu. Będziesz myślała, że upiłaś się do nieprzytomności i że zabrałem cię do siebie. Rozumiesz? - Dotknął jej ramienia.
Poczuła, jak robi się jej ciało oblewa fala ciepła. Przestała się bać. Zapomniała gdzie się znajduje i co się dzieje.
- Nie bój się. Jesteś bezpieczna - dodał cichym, łagodnym głosem.
Avalon pokiwała głową. Coś sprawiło, że mu zaufała. Czuła się jak w transie. Nie mogła temu zaprzestać.
Brunet złapał jej niewielką, delikatną dłoń. Założył na głowę kaptur czarnej bluzy i zaprowadził dziewczynę do domu znajdującego się kilka kilometrów stamtąd, za lasem.
Było po północy. Ivy otulona kocem siedziała na kłodzie drzewa leżącej przy zgaszonym już ognisku. Kiedy szeryf do niej podszedł, poderwała się do góry.
- Wiadomo już coś? - zapytała, wycierając mokre policzki. Pociągnęła kilka razy nosem.
- Byłaś przyjaciółką ofiary?
Pokiwała głową.
- Musimy zadać ci kilka pytań - odparł oficjalnym tonem. Ivy strasznie drażnił policyjny żargon.
- Co się tak właściwie tam wydarzyło?
- Próbujemy to ustalić. Dowody wskazują na to, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Broń znaleźliśmy razem z ciałem.
- Słucham?! Nie... To niemożliwe. Znałam Ashley. Nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś tak głupiego. Nie pomyślał pan o tym, że ktoś mógł to upozorować? A ten samochód? Przecież to wyglądało tak, jakby ktoś chciał na chwilę uśpić naszą czujność.
- Nie należy siać domysłów, panno Hansen. To mógł być przypadek.
- Nie należy wszystkiego przypisywać przypadkom, szeryfie. Nie wierzę w to, że mogła popełnić samobójstwo.
- My chcemy tylko pomóc, dobrze?
Zza wozu szeryfa wybiegła mama Ivy. Dziewczyna natychmiast do niej podbiegła, zrzucając koc z ramion. Przytuliła się do niej, wybuchając spazmatycznym płaczem. Matka przycisnęła ją do siebie mocniej, głaszcząc jej delikatne, blond włosy.
- Mamo, ona nie byłaby do tego zdolna - wypowiedziała astmatycznie, nie mogąc złapać oddechu.
- Cii, Ivy... Spokojnie - szeptała, kołysząc nią delikatnie.
- Nie popełniła samobójstwa - Spojrzała się w oszklone oczy matki. - Może... może ktoś zmusił ją, żeby to zrobiła?
Tamtej nocy w Uniontown nikt nie mógł zasnąć. Wszyscy myśleli o tragicznej śmierci przyjaciółki, córki, siostry - Ashley Dixon.
od autorki: Opowiadanie jest zaplanowane na 40 rozdziałów, więc w najbliższym czasie raczej się z Wami nie pożegnam. :P Cieszę się z powrotu, bo tęskniłam bardzo za Wami wszystkimi. Na razie się rozkręcam. Trzymajcie za mnie kciuki. :D
Bardzoo proszę o komentarze. ;)
Pozdrawiam, Ameliaxx