niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 13


Na twarzy Ivy mieszał się wyraz żalu i smutku. Trzymała ręce na kolanach i słuchała uważnie słów przyjaciółki, wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń. Avalon słyszała niespokojne kołotanie jej serca. Delikatnie przesunęła trzęsącą się dłoń po futrzanym kocu, którym przykryty był fotel w pokoju Tylera.
Blondynka miała własne zdanie na każdy temat, od nowej kolekcji okularów Gucciego po fryzurę Freddiego, w którym podkochiwała się w siódmej klasie. Rzadko kiedy zdarzało jej się siedzieć cicho, a teraz nie wiedziała co powiedzieć. W pomieszczeniu panowało cmentarne milczenie i dopiero niepewny głos brunetki ośmielił się je przerwać
- Przepraszam cię Ivy, ale musisz mnie zrozumieć. To naprawdę niebezpieczne i nie powinnaś w tym uczestniczyć. - Przełknęła głośno ślinę.
Nagle, blondynka odchrząknęła lekko i ku zaskoczeniu Avalon, rzuciła się jej w ramiona. Przycisnęła ją siebie z całych sił. Brunetka odwzajemniła uścisk. Spodziewałaby się po niej każdej reakcji, ale na pewno nie takiej. Myślała, że zacznie wrzeszczeć, krzyczeć na nią albo nie odezwie się do niej do końca życia, a ona zwyczajnie ją przytuliła.
- Przykro mi, że musisz przez to przechodzić. Nie jestem zła. - Uśmiechnęła się serdecznie w jej stronę. - Istnieją tajemnice, które ukrywa się nawet przed przyjaciółmi. Zrobiłaś to, żeby mnie chronić. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym podobnie - powiedziała ze zrozumieniem w głosie.
Usiadła po turecku na fotelu i odetchnęła ciężko.
- Ale to wciąż wydaje mi się nienormalne. Jakim cudem w ogóle zaczęli chodzić do naszego liceum?
- Tyler ich zahipnotyzował. On w inny sposób nie potrafi rozwiązywać problemów. - Wzruszyła niedbale ramionami, mając nadzieję, że ją usłyszał. Siedział na dole w salonie razem z resztą Nadprzyrodzonych, ale mogła się założyć, że każdy z nich podsłuchiwał tę rozmowę.
- Chryste, to wszystko jest takie chore. - Przycisnęła palce do skroni.
Avalon się zaśmiała.
- Wiem. Do tej pory nie mogę się do tego przyzwyczaić.
- A czy ty... żywisz się krwią? - powiedziała cicho, podkurczając kolana pod brodę. Avalon wytrzeszczyła oczy.
- Nie! - zaprzeczyła szybko i stanowczo. - Skąd ci to przyszło do głowy?!
- Nigdy nic nie jesz, więc pomyślałam, że może...
- Nie! Nie! Nie! - powiedziała to tak, jakby wypluwała ze zniesmaczeniem każde słowo.
Może i jej jadłospis był bardzo ograniczony i właściwie nawet nie pamiętała dokładnie, kiedy ostatnio coś jadła, ale na pewno nie żywiła się krwią.
- Jestem naprawdę wyczerpana. To chyba był jeden z najbardziej intensywnych dni w moim życiu. - Przeciągnęła się leniwie, z gracją kocicy.
Avalon nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio była senna. Sypiała nocami po trzy godziny, ale jej organizm chyba się już do tego zdążył przezwyczaić.
Patrzyła z ukosa na Ivy. Chyba wciąż była nieświadoma tego, co tak naprawdę się tutaj dzieje. W każdym razie, zareagowała na to wszystko z taką obojętnością, jakby od dawna już ich podejrzewała i jakby to wszystko było czymś całkiem normalnym. A przecież wcale nie było.
- Odprowadzę cię do domu - powiedziała brunetka, wyglądając za okno. Właśnie wschodziło słońce. Roztaczało wokół siebie soczyste żółcie i pomarańcze. Avalon podeszła do szyby upajając się złocistymi promieniami słońca, które delikatnie muskały jej skórę swoim ciepłem. Odchyliła głowę do tyłu i zamknęła powieki. Przez moment było jej tak dobrze...
Z błogiego stanu wyrwała ją Ivy, która silnie położyła dłoń na jej ramieniu.
- Chodźmy już - powiedziała.
Avalon potrząsnęła głową.

Do jej uszu dobiegł cichy zgrzyt zamka i skrzypienie drzwi. Natychmiast poderwała się z łóżka.
- Wybacz, myślałem że już nie śpisz. - Zza framugi wyłoniła się pogodna twarz Josepha.
- Co tutaj robisz? - mruknęła, przecierając oczy. Kątem oka zerknęła na zegarek stojący na etażerce. Wskazywał godzinę 10:49. Spała cztery godziny, ale czuła się tak, jakby cztery minut temu ułożyła się do snu.
- Która? - Wyjął zza pleców dwie, perfekcyjnie wyprasowane koszule. Jedna była biała, a druga granatowa w cienkie, białe paski.
- Wybierasz się gdzieś? - Podniosła się z łóżka, poprawiając krótkie spodenki, które wbiły się w jej przedziałek. Zignorowała jego pytanie i napiła się wody mineralnej ze szklanki, którą zawsze kładła przy łóżku.
- Idę na randkę - odparł z zadowoleniem.
Wcale nie zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie za szybko pozbierał się po śmierci jej mamy. Chciała, żeby Joe znowu zaczął się umawiać z kobietami. Był bardzo przystojny. Wysoki mężczyzna, na którego twarzy zwykle gościł trzydniowy zarost, miał piękne tęczówki w odcieniu zieleni liści dębowych i ciemnobrązowe, zaczesane do tyłu włosy. Ostatnio zajmował się tylko pracą, więc należało mu się coś od życia.
- Kto jest tą szczęściarą? - zapytała cicho. Traktowała go raczej jak przyjaciela, anieżeli opiekuna.
Joseph nie odpowiedział. Zacisnął wargi w kreskę i spuścił wzrok.
- Joe? - zapytała z przejęciem. - Co jest? Z kim idziesz na randkę?
- Margaret Jannings.
- Z Margaret? Tą Margaret? - Wplotła palce we włosy i wbiła wzrok w sufit. - Chyba nie mówisz o tej nowej pedagog... Błagam, powiedz, że o niej nie mówisz!
Nie odpowiedział, ale jego spojrzenie było wystarczająco wymowne.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Ubierz tę białą - powiedziała, wskazując na koszulę, którą trzymał w prawej dłoni. Uśmiechnęła się do niego łagodnie i wygoniła go ze swojego pokoju. Nawet nie miała siły, żeby teraz przejmować się tym, że Joseph umawia się z jej nauczycielką. Właściwie, mało ją to obchodziło.
Spojrzała w taflę lustra, wiszącą na ścianie w kolorze moreli. Uczesała włosy w misterną, gładką kitkę i ubrała dresy, by móc w nich swobodnie biegać. Zeszła na dół i chwiciła jedno z jabłek leżących w półmisku. Wzięła dużego gryza tak, że miąsz spłynął po jej brodzie i dekolcie. Wytarła sok rękawem szarej bluzy.
Spojrzała w stronę pokoju Jasona. Kiedy dzisiaj rano wróciła, jeszcze spał. Teraz zza drzwi słyszała dudnienie piosenki American Idiot zespołu Green Day. Zaczerpnęła powietrza i odważnie wkroczyła do jego pokoju.
- Jak się masz? - zapytała tak pogodnie i wesoło jak tylko mogła, łapiąc się pod boki.
Odwrócił się w jej stronę. Rzucił na biórko ołówek, którym właśnie rysował coś na kartce.
Uniósł wysoko brwi. Wyglądał na rozbawionego.
- Czemu pytasz?
- Tak po prostu. Jesteś moim bratem.
- Oj, daruj sobie, nigdy się mnie o to nie pytasz... Mów, czego ode mnie chcesz. - Spojrzał na nią przenikliwie. Tyler skutecznie go zahipnotyzował. Nie pamiętał nic z poprzedniej nocy, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż wiedział kim jest Avalon i jakie tajemnice przed nim kryje.
Brunetka spojrzała na łóżko. Leżała na nim wyprasowana koszula w kratę i dżinsy, od których jeszcze nie odciął metki.
- Ty też się gdzieś dzisiaj wybierasz? - zapytała, zupełnie ignorując wypowiedź chłopaka.
- Hmmm - zaczął, jakby chciał się wymigać od odpowiedzi. - Spotykam się ze znajomą - odrzekł.
Dziewczyna wiedziała kogo ma na myśli. Jej ciało obeszła fala nieprzyjemnych dreszczy. Nie potrafiła z siebie wydusić ani słowa. Spanikowała. Zakręciło jej się w głowie, a wargi spięła w białą kreskę.
- W takim razie, miłej zabawy - powiedziała, starając się by jej głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie.
Jason zmarszczył brwi.
- Jesteś jakaś dziwna... Na pewno nic się nie stało?
- Nie. Idę biegać, do zobaczenia. - Pomachała mu dłonią na pożeganie, ale to również nie wyglądało naturalne.
Boże, jestem idiotką, pomyślała i poszła biegać.

Wiał chłodny wiatr, a niebo było nieskazitelnie czyste. Nie było widać na nim ani jednej chmury. Wzięła głęboki wdech i włożyła słuchawki do uszu. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie musiała porozmawiać z bratem, ale teraz nie miała na to siły. Jedyny obraz jaki miała przed oczami to zawiedziona mina Jasona, kiedy dowiaduje się, że Mackenzie nie przyszła na spotkanie.
Nagle, poczuła wibracje w przedniej kieszeni. Nieznany numer na niewielkim ekranie komórki sprawił, że jej serce zaczęło bić szybciej.
Odczytała wiadomość. To Michael. Prosił, żeby przyjechała. Postanowiła nie fatygować się o samochód i równym tempem ruszyła w stronę domu Nadprzyrodzonych.
Ostatnio spędzała tam więcej czasu niż u siebie.
Już u progu poczuła napływającą falę energii. Zaniepokoiło ją to, więc czym prędzej weszła do środka.
W salonie znajdował się Ethan, Chelsea, Clayton, Tyler, Michael i nieznajoma, młoda kobieta. Miała piękne, kruczoczarne, długie włosy i kocie, szmaragdowe oczy. Raczej nie urządzali stypy po Mackenzie.
- A więc? - zapytała.
- Musimy porozmawiać. - W pomieszczeniu zabrzmiał dźwięczny głos Michaela. Wszyscy, oprócz Tylera, siedzieli na kanapach. Brunet podpierał parapet, patrząc zaborczo na Avalon.
Serce dziewczyny aż podskoczyło.
- To Damaris. - Michael przedstawił porcelanową dziewczynę, siedzącą tuż przy nim. Jej dłonie spoczywały na kolanach. Roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości. - Pomoże nam.
Skinęła łagodnie głową w stronę brunetki wciąż stojącej przy drzwiach. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że po jej twarzy spływają krople potu, niesforne kosmyki włosów latają frywolnie dookoła głowy, a ze słuchawek leci znana piosenka z lat siedemdziesiątych.
- Witaj Avalon. - Uścisnęła jej dłoń.
Poruszała się z gracją leśnej nimfy, a wyglądem przypominała anioła albo woskową lalkę. Każda nadprzyrodzona istota jaką do tej pory poznała była piękna, ale ona miała w sobie coś magicznego i nieskazitelnego. Kroki stawiała chyba w powietrzu, a nie na ziemi. W każdym razie, robiła to z niezwykłą gracją. Ubrana była w zwiewną, białą bluzkę i spódniczkę do kolan. Jej stój trochę przypominał pidżamę, ale żadne z nich nie przywiązało do tego większej uwagi.
I nagle coś sobie uświadomiła. Spojrzała na wszystkich zebranych w salonie, a Michael posłał jej znaczące, pewne spojrzenie. A więc wiedzieli. Powiedział im prawdę i wytłumaczył, że Łowcy wcale go nie porwali. Nie wyglądali na wściekłych ani zaskoczonych. Przyjęli to całkiem spokojnie. Podejrzanie spokojnie.
- Powiedziałeś im - szepnęła, ale nie mówiła tego do żadnego z nich. Jej głos był tak cichy, jakby mówiła to sama do siebie.
Pokiwał głową zdecydowanie.
- Tak po prostu? - Jej równo wydepilowane brwi uniosły się do góry.
- Ufamy Michaelowi - powiedziała Chelsea, ale głos jaki wydobył się z jej ust wcale nie przypominał jej głosu. Brzmiał jak automat.
- Co im zrobiłeś? - Wzdrygnęła się Avalon.
- To niewielkie zaklęcie, które...
- Czyli musiałeś ich zauroczyć? Nie potrafiłeś powiedzieć im prawdy? Chelsea opisywała cię jako silnego i potężnego, ale przede wszystkim powtarzała, że jesteś ich przyjacielem i sprzymierzeńcem. Dopiero teraz widzę, jak bardzo się myliła. Jesteś zwykłym tchórzem - powiedziała z zacięciem.
- Oh, Avalon... Lepiej bądź grzeczna, bo zaraz też skończysz jako moja marionetka, jasne? - Uśmiechnął się, ale w tym uśmiechu nie było cienia serdeczności. Wyglądał jak groźba i rozkaz.
Brunetka usiadła obok reszty Nadprzyrodzonych. Ich wzroki były otępiałe i beznamiętne. Zupełnie jakby stracili świadomość tego, co się właściwie dzieje. Pochłaniali słowa Michaela, ale nie brali udziału w dyskusji.
- Poznałem Damaris w Europie. Jest bardzo starą wiedźmą, która używając mistycznej energii przodków będzie zdolna do tego, aby rzucić zaklęcie ochronne. Czarem można objąć tylko jedną osobę i to ona zabije Pierwotnego Łowcę. Magia sprawi, że Nadprzyrodzony nie zginie. Teraz jedyne co musimy zrobić, to odnaleźć Łowcę i znaleźć odpowiednią okazję, żeby go zabić - wyjaśnił.
- A co stanie się z całą resztą jego podwładnych? Oni też umrą? - zapytała Avalon cicho.
- No cóż. - Westchnął głęboko. - Taka jest cena naszej nieśmiertelności - powiedział dumnie.
- Mam gdzieś naszą nieśmiertelność! Ci ludzie są niewinni i nie powinni ginąć - warknęła, wymachując rękoma.
- "Ci ludzie" to maszyny do zabijania, które próbowały zabić połowę miasta. Nadal chcesz ich chronić? - zapytał z przebiegłą miną.
Avalon miała już dość. Spontanicznie uniosła rękę. Chciała go uderzyć, ale on szybko chwycił przegub jej ręki. Nagle, usłyszała głośny pisk odbijający się jak piłeczka od tenisa stołowego po jej czaszce. Zupełnie taki sam, jak wtedy, w lesie, kiedy łowcy porwali Tylera. Był nie do zniesienia. Oczy Michaela poczerniały, bo źrenice zrobiły się tak duże jak tęczówki.
- Zostaw ją - powiedział stanowczo Tyler, odpychając Michaela na bok. Wraz z momentem, gdy ją puścił, ból ustał. Uderzył go pięścią tak, że jego głowa odchyliła się do tyłu. Z ust popłynął mu strumień metalicznej krwi.
Michael oddychał astmatycznie i powstrzymywał się z całych sił, by nie kontratakować.
- Odprowadź ją do domu - rozkazał, a w jego oczach płonęła furia. Zacisnął pięści z całych sił. - No już! Na co czekasz! - wrzasnął.
Nikt nie śmiał się odezwać. Tyler zmaglował go nienawistnym wzrokiem. Widziała, jak rośnie w nim gniew i w ostatniej chwili pociągnęła go za rękaw. Powstrzymał się, by nie zrobić mu czegoś gorszego od ciosu w szczękę. Z całych sił trzasnął ciężkimi, mahoniowymi drzwiami.

Krople deszczu dudniły o asfalt. Ciężkie, gęste, siwe chmury nie pozwalały na to, aby promień słońca się przez nie przedostał. Chociaż jeszcze pół godziny temu świeciło słońce, oni byli przemoknięci do suchej nitki, co sprawiało, że Tyler nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. On również wyglądał nieziemsko seksownie.
Przed deszczem uchroniło ich zadaszenie na werandzie domu Avalon. Dziewczyna ściągnęła gumkę i wycisnęła wodę z włosów. Brunet wciąż miał zaciętą minę i nie odzywał się.
- Nie musiałeś mnie odprowadzać - powiedziała cicho.
- Wiem - odparł.
Był odwrócony. Ręce trzymał w kieszeniach i stał na krawędzi trzeciego schodka.
- W każdym razie, dziękuję - szepnęła, uśmiechając się lekko.
Spojrzał prosto w jej oczy. Minęła długa chwila zanim się odezwał.
- Nie dziękuj mi - powiedział surowo. - Nie potrzebuję twoich podziękowań - mruknął, nie odrywając od niej badawczego, tajemniczego spojrzenia. W Tylerze było coś niesamowicie przyciągającego. Może działał na nią swoją mocą, a może po prostu pod bluzką miał magnes, ale czasem miała zwyczajną ochotę, żeby się na niego rzucić. Jego źrenice były zawsze tak bardzo czarne, jakby to właśnie w nich krył się cały wrzechświat.
- Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym cię nienawidziła? - zapytała cicho, patrząc wprost w jego oczy. Nie bała się jego spojrzenia i wiedziała, że jest bezpieczna. Oddychał z taką dokładnością, jakby od tego zależał cały świat. Jego klatka piersiowa podnosiła się wysoko i po chwili zapadała. Skrzydełka jego nozdrzy rozchyliły się lekko. Powoli zmarszczył brwi.
- Nic nie rozumiesz, prawda? - zapytał.
- Wytłumacz mi - zarządała.
Zaśmiał się pod nosem, żeby po chwili przerazić Avalon swoim krzykiem.
- Nie staraj się mnie naprawić! Ja nie jestem i nigdy nie będę dobry. Nie zasługuję na to, żeby ktokowiek mi za cokolwiek dziękował. Wyrządziłem zbyt wiele zła, tobie również i wcale nie jest mi z tego powodu przykro. - Jego oczy były teraz tak rozgniewane jak wtedy, kiedy w salonie patrzył na Michaela.
- Kłamiesz - powiedziała lekko drżącym głosem. Nie wycofała się. Zacisnęła pięści i mówiła dalej. - Chcesz, żebym cię znienawidziła, bo się zwyczajnie boisz. Nie chcesz nikogo pokochać, bo boisz się, że go stracisz tak samo, jak straciłeś swoją rodzinę!
- Mylisz się, Avalon - mówił teraz spokojnym, opanowanym głosem. Jego oczy już nie były rozwścieczone. Teraz widać było w nich smutek i żal tak ogromny, że serce brunetki się ścisnęło. - Chcę, żebyś mnie znienawidziła, bo nie zasługuję na to, żebyś była dla mnie dobra. Zachowujesz się tak, jakbym był twoim przyjacielem. A nie jestem. Znienawidzenie mnie to najłatwiejszy sposób. Nie pamiętasz, Avalon? Ja zawsze idę na łatwiznę.
- Każdy zasługuje na przyjaźń - powiedziała cicho. Lekko spuściła wzrok.
Tyler się zaśmiał. Krótko, głośno i donośnie.
- Nawet osoba, która zabiła twoją matkę? - zapytał hardo.
Brunetka zadrżała, a włoski na karku się podniosły. Jeszcze całkiem niedawno Avalon oskarżała Nadprzyrodzonych o zabicie matki, ale za każdym razem zaprzeczali. Mimo silnych przeczuć, że to zrobili, ciągle ich broniła i miała nadzieję, że śmierć Gabrielle to tylko wypadek.
- Tak, Avalon. Zabiliśmy twoją matkę, żeby twój gen się uaktywnił i żebyś do nas dołączyła. Nadal sądzisz, że każdy zasługuje na przyjaźń? - zapytał, uśmiechając się groźnie. - Ten świat jest okrutny. Nic nam nie pozostało. Każdy kiedyś zginie. Zostaną po nas tylko kości, a wiesz co jest najsmutniejsze? Że nie będziemy mieli nikogo, kto nas zakopie i pozostawi pieprzony znicz na cmentarzu. Nic po nas nie pozostanie - powiedział.
Avalon dostrzegła w jego oczach tak ogromną rozpacz, że nie potrafiła dalej patrzeć w jego oczy. Szybko spuściła wzrok. Po jej polikach popłynęły łzy, których nie dało się pomylić z deszczem.
- A więc dlaczego dalej żyjesz? - zapytała gorzkim szeptem.
Zacisnął wargi mocno, a do jego twarzy napłynęła krew. Ujął jedną, silną dłonią jej podbródek i spojrzał prosto w jej przestraszone oczy. Rozchyliła delikatnie wargi, chcąc coś powiedzieć, ale jej na to nie pozwolił.
- Bo muszę cię chronić. Nie pozwolę, żeby zginęła jedyna osoba, którą kocham.
Serce Avalon zaczęło palpitować. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha, pomyślała. Odgarnął mokre włosy okalające jej twarz i dotknął rozgrzanymi, wilgotnymi wargami jej czoła. Jej ciało obeszła fala niezwykle elektryzujących dreszczy. Poczuła się tak, jakby za moment miała eksplodować od gorąca, jakie przewodził każdy jej nerw.
- Wcale nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. Tak po prostu musi być, rozumiesz? Avalon, ja nie zasługuję na twoją dobroć, a już na pewno nie na twoją miłość. Zostanę tutaj tylko po to, żeby móc cię chronić i zrobię to, choćbym miał poświęcić swoje życie. - Jego tęczówki zabłysnęły. Dotknął czule jej ramienia, a ona na moment przymrużyła powieki. Dosłownie na kilka sekund, ale on zniknął.
Już go nie było.

od autorki: Myślałam, że nigdy nie dodam tego rozdziału, naprawdę. Kompletnie straciłam motywację... Przeczytałam całe opowiadanie i pomyślałam: "O Boże, jestem beznadziejna...". Nie wiem kiedy dodam następny rozdział. Może to gorszy dzień, ale pisanie bloga jakoś straciło dla mnie sens. Przepraszam za te słowa szczególnie niewielkie grono komentujących. Jesteście cudowne, naprawdę i dziękuję za Waszą obecność. Muszę jeszcze wszystko przemyśleć. Ehh, żałuję, że zostało Was ze mną tak mało. Bardzo żałuję.
Jeżeli ktoś to jeszcze czyta, to proszę tylko o komentarz...
Kocham Was mocno, przepraszam i pozdrawiam, Ameliaxx

21 komentarzy:

  1. Ty chyba żartujesz?! Nie możesz zakończyć tego opowiadania!!! Jest takie świetne! Mam nadzieje, że to tylko gorszy dzień...
    Co do tego rozdziału, to cieszę się, że Tyler powiedział w końcu co czuje do Avalon. Michael powoli zaczyna mnie wkurzać. Jak ona tak może? Avalon ma racje - to zwykły tchórz.
    Liczę, że dodasz następny rozdział.
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zobaczylam, ze dodalas nowy rozdzial skakalam i cieszylam sie jak male dziecko. Ale kiedy ujrzalam jego zakonczenie mam ochote przyjsc do Ciebie i dac ci porządnego kuksanca. Jak w ogole mozesz powiedziec, ze to opowiadanie nie ma sensu. Tworzysz jedna z najwspanialszych historii jakie w zyciu czytalam. Codziennie tylko sprawdzam czy, aby nie dodalas nowego rozdzialu, a Ty mi próbujesz wmowic , ze to nie ma sensu.. Zabije, normalnie zabije jak jeszcze raz uslysze taki tekst. Jestes wspaniala, cudowna i mega utalentowana. Nie mozesz sie nam tu podlamywac. A ta czesc opowiadania jest wręcz genialna. Strasznie mi się spodobalo, ze Tyler wreszcie odwazyl się wyznać uczucia jakie zywi do Avalon, no i oczywiście czekam jeszcze na cudowny pocalunek :D
    Mam nadzieje , ze szybko uda Ci sie stworzyc i dodac nowy rozdzial, bo wrecz nie moge sie go doczekac :)) kubelek weny zycie Ci Kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tam zawsze z Tobą będę, i wierze że potrafisz pisać, i że dotrwasz do końca opowiadania. :*
    nigdy nie pomyślałam że Twoje opowiadanie jest beznadziejne, czy te poprzedni czy te- nigdy. tego co piszesz nie można nienawidzić lub żeby wogóle sie nie podobało. wszystkie są niezwykłe. fakt- głosuje na Liama a nie na Taylera ;), ale to Ty tutaj rządzisz, Ty wybierasz, i nie ważne juz czy będzie z tym czy z tym a może z żadnym- to i tak jest jedno z moich ulubionych opowiadań, a Ty jestes jedną z tych autorek, które ubóstwiam i myśle sobie "Boże, gdzie one te wszyskie pomysły, słowa mają??"
    poważnie, tak myśle.

    Klaudia CityLondon xx

    OdpowiedzUsuń
  4. nie możesz nam tego zrobić Amelia... my ciebie też kochamy. kochamy za często dodawane rozdziały, za estetyczny wygląd każdego bloga, a przede wszystkim za mega wciągające historie i cudowny styl pisania. wszystko co publikujesz na swoich blogach jest absolutnie perfekcyjne i... i nie wyobrażam sobie, że musiałabym rozstać się z tym wszystkim. ja po prostu nie chcę się z tym rozstawać. każde słowo tego opowiadania jest na odpowiednim miejscu, w odpowiednim momencie. to wszystko jest tak prawdziwe, a zarazem idealne, że zastanawiam się dlaczego czytam to tutaj - w internecie, a nie w cudownie pachnącej książce z księgarni, biblioteki czy czegokolwiek :d poza tym historia o Avalon i Tylerze jest nieprzeciętna i jeszcze w życiu nie byłam tak zrozpaczona z powodu informacji o zawieszeniu jakiegoś bloga. co ja mówię? jakiegoś bloga? to ewidentnie nie jest JAKIŚ blog, to jest po prostu Blog... Blog przez duże 'B'
    i dodam tak tylko że kocham Tylera :D
    i Ciebie też kocham <3 KISIOLKI KISOLKI!

    OdpowiedzUsuń
  5. co ty opowiadasz dziewczyno jesteś genialna uwielbiam twoje opowiadania o to jest genialne. Ja rozumiem, że każdy ma chwile słabości. Naładuj się jakoś pozytywnie czy coś. Zrób coś co lubisz, ale nie rezygnuj z tego bloga ja cię osobiście uwielbiam i nie wyobrażam sobie tego, że nie będę czytać twojego opowiadania. Jesteś genialna. A co do roździalu fenomenalny jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. tylko 2 słowa jest idealnie

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie rozumiem. Jak można sadzić przy takim opowiadaniu, że jest beznadziejne. Jjest super, świetne i nie wiem co jeszcze. Uwielbiam to opowiadanie, a jak myślisz skończyć z tym to pamiętaj: Znajdę cię ! :D

    Życze weny i żebyś wyszła z tej depreji ;)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział jest świetny czekam szybko na następny

    OdpowiedzUsuń
  9. świetnie !!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Co ty wygadujesz?! Rozdział jak i całe opowiadanie jest rewelacyjne. Nie jesteś beznadziejna i nie możesz zawiesić bloga, my ci na to nie pozwolimy ;) Każdy ma czasem gorszy dzień. A jeżeli chcesz zobaczyć mało osób komentujących, to zobacz u mnie - tylko jedna osoba. Więc jeśli już, to ja się powinnam załamywać nie ty. O! I nie waż się zawiesić czy skasować bloga, bo dostaniesz ode mnie wirtualnego kopa. Nie przejmuj się tak i pisz dalej. A rozdział? Cieszę się z dwóch rzeczy - postawy Ivy, że nie opuściła przyjaciółki i zrozumiała powody Avalona, oraz tym że Tyler wreszcie to z siebie wydusił. Za to Michaela nienawidzę już odkąd tylko się pojawił i po dzisiejszym rozdziale moje uczucia się pogłębiły. Tchórz i... aż mi określeń brakuje.
    Będę czekała na kolejny rozdział cierpliwie. Zbierz siły, pociesz się wiosną i wena wróci z podwójną siłą.
    Pozdrawiam, V.
    trzy-zywioly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała literówka się wkradła przy imieniu Avalon, wybacz,

      Usuń
  11. jesteś genialna zrozumiano? kocham cały ten blog wprost uwielbiam dziękuje za to, że z nami jesteś i głowa do góry bo pisiasz genialnie

    OdpowiedzUsuń
  12. zakochałam się<3

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie kończ z pisaniem.! Masz talent i jak mozesz mysleć że opowiadanie jest beznadziejne...Jest cudowne ;D Przeczytałam już wiele takich blogów i uważam, że Twój jest najlepszy.! ;D A co do roździału to świetny.! Nareszcie wiadomo co Tyler czuje do Avalon ;) Z niecierpliwością czekam na nastepny xx

    OdpowiedzUsuń
  14. świetny, genialny nie do opisania masz dziewczyno wielki talent i niezmiernie cieszą się, że trafiłam na tego bloga i proszę cię nie zamykaj go bo jest naprawdę piekielnie intrygujący

    OdpowiedzUsuń
  15. dziewczyno nie poddawaj się piszesz nieziemsko! naprawdę to jeden z najlepszych blogów, które czytałam uwielbiam cię<3

    OdpowiedzUsuń
  16. nie poddawaj się bojesteś niesamowita a nie beznadziejna, a to opowiadanie to mistrzostwo :*
    Weny i do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  17. zarąbisty jedyne co mogę powiedzieć

    OdpowiedzUsuń
  18. Nom a tak samo jak ci wyżej :)

    Zapraszam:
    http://lunaszki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. wiesz, opłaca się pisać nawet dla tak małej grupy wiernych czytelników osobiście uważam, że masz ogromny talent a twoje obecne opowiadanie to perełka osobiście jesteś moim ulubionym autorem.
    p.s. życzę ci bardzo dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  20. 2017 rok, a ja czytam to opowiadanie i szczerze? Uważam że jest wręcz genialne :D

    OdpowiedzUsuń